-W ciągu tego tygodnia musisz dostarczyć prawnikom akt z Urzędu,
że jesteś mężem Maite – powiedziała Megan do syna. Jej mina gdy to mówiła
zdradzała wszystko. Maxer wiedział, że zgadzając się na ten warunek uszczęśliwił
i dał wygrać matce, która tak bardzo nienawidziła Any.
-Co potem? - spytał chłopak siadając z powrotem na krześle i
przeczesując włosy
-Potem umówimy się na kolejne spotkanie. Allan podpisze akt, że
oddaje ci hotel, a ty, że zostajesz nowy właścicielem.
-A co z tobą? - spytał. Wiedział, że tym pytaniem zaskoczył matkę.
Pomimo tych wszystkich okropności jakie mu zrobiła nie chciał by skończyła na
bruku. Dostrzegł w jej oczach strach.
-Nie wiem, synku. Poszukam jakiejś pracy – powiedziała
-Zostań – wymamrotał ledwo słyszalnie chłopak – Dostaniesz tu
pracę. Nie nic nie mów. Po prostu zakończmy to jak najszybciej. Spotkamy się
pod koniec tygodnia, gdy wszystko będzie już gotowe – powiedział Maxer i bez
słowa wyszedł z gabinetu. Maite wyszła za nim, a policjanci wyprowadzili
Rimskiego. Maxer stał przy otwartym oknie. Chłodny powiew wiatru owiewał jego
twarz. Zanosiło się na deszcz. Pogoda o tej porze roku w Monterrey nigdy nie
rozpieszczała. Było ciepło, ale często padało, zwłaszcza w ostatni dzień roku.
Brunetka podeszła do chłopaka i razem z nim spoglądała jak policyjny radiowóz
odjeżdża z parkingu, gdzie już ustawiła się masa paparazzich.
-To cię zniszczy Maxer – zaczęła dziewczyna
-To mnie już zniszczyło – odpowiedział jej
-Wiesz, że tego nie chcę.
-Maite, proszę cie! - krzyknął – Podjąłem decyzję i musisz to
zrobić.
Dziewczyna odwróciła się i oparła plecami o parapet okna. Jej
długie ciemne włosy falowały w powiewie wiatru.
-Więc kiedy? - spytała
-Jeszcze dziś musimy iść wszystko załatwić, ale pójdziemy osobno,
tak żeby nas nikt nie widział. Nikt, rozumiesz? Jeśli się uda, to jeszcze dziś
zostaniesz…. Moją żoną.
-Jezu! To brzmi okropnie – powiedziała
-Dzięki – rzucił Maxer – To do zobaczenia.
Pokiwała głową i odeszła bez słowa. Maxer poszedł do holu i wjechał
windą do apartamentu Shawna. Bezradny rzucił się na łóżko i zaczął krzyczeć.
Tak bez powodu. Nie miał z kim pogadać, gdyż wiedział ,że przyjaciele maja mu
za złe, że wybrał hotel a nie wakacje z nimi. Jego telefon znów zaczął dzwonić.
Odebrał nie spoglądając na wyświetlacz.
-Halo – powiedział
-Cześć Maxer, tu Kento – usłyszał znajomy głos Japończyka –
Słuchaj dzwonię w pewnej sprawie. Wiem, że jesteście na wakacjach i w ogóle,
ale sprawa jest pilna.
-Stało się coś? - spytał trochę zdenerwowany
-Tak, albo nie. W każdym razie RBD wyraziło zgodę by nagrać z wami
piosenkę.
Maxer podniósł się z łóżka. To było marzenie całego „Amigos”, żeby
zaśpiewać ze słynnym RBD.
-Żartujesz?
-Chłopie a czy wyglądam jakbym żartował? - mówił Kento
-Więc co mamy zrobić? - spytał Maxer
-Jak to co, musicie wracać i to jak najszybciej. Nie możemy z tym
zwlekać.... Tylko jest jeden problem...
-Jaki?
-Potrzebujemy piosenki, najlepiej, żeby napisał ją ktoś od was.
-To nie będzie problem. Piosenka już jest. Any ją napisała.
-Wspaniale! - krzyknął Kento na cały głos – Czekam jutro na was w
wytwórni – i rozłączył się. Maxer rzucił telefon na podłogę, rozwalając go na
części.
-Jasna cholera!!! - krzyknął. Odruchowo spojrzał na ścianę, na
której w wielkiej antyramie wisiało zdjęcie całego zespołu, tuż po wygraniu
przeglądu. Chłopak podszedł bliżej i przez chwilę miał wrażenie, że postacie na
zdjęciu się ruszają. Na samej górze widniał napis :” Jesteśmy kimś więcej niż
przyjaciółmi, jesteśmy rodziną, na zawsze”. Maxer przeczytał kilka razy ten
cytat i przypomniał sobie, że musi zadzwonić do reszty i powiedzieć im, że mają
wracać. Poskładał telefon i wybrał numer Shawna. Nie odbierał. Teku i Martin
też nie odbierali, więc zrezygnował. Przebrał się, zjechał windą na dół i po
chwili jechał swoim czarnym citroenem do Urzędu Stanu Cywilnego
Dzięki krwi Shawna, Shuji przeżył operację. Leżał jednak w innej
sali niż rudowłosa. Any czuła się lepiej. Przy jej łóżku siedziały Nanu i
Ayumi. Martin i Teku czekali na zewnątrz na Shawna.
-Any, powiesz nam co się stało? - spytała w końcu Nan
Rudowłosa zdjęła maskę pomagając jej oddychać, usiadła na łóżku i
zaczęła opowiadać.
-Po kłótni z Maxerem chciałam zostać sama. Przeszłam przez jakiś
park a potem dotarłam na plac. Tam usłyszałam jakąś rozmowę. Po głosie poznałam
Shujiego. Nie bardzo wiem, o co chodziło tamtym kolesiom, ale chcieli go pobić.
Mówili coś, że to przez Shujiego omal nie zginął ich kolega. Byli bardzo źli.
Gdy zobaczyłam jak go uderzyli, nie mogłam pozwolić by go zabili. Wiedziałam,
że muszę mu pomóc.
-Biłaś się? - przerwała jej Ayumi
-Mhm – powiedziała Any lekko się uśmiechając – W Pekinie chodziłam
z Nan na kurs samoobrony. No więc wyszłam z ukrycia i pomogłam Shujiemu.
Dzielnie zbiłam dwóch łotrów, ale byłam mało ostrożna. Shuji leżał już na
ziemi, ledwo żywy gdy ten trzeci mnie zaatakował. Upadłam i straciłam przytomność.
Obudziłam się dopiero tutaj.
-To straszne. Boże Any, nie chcę myśleć, co by było gdyby Shawn
cie nie znalazł – powiedziała Nan
-A gdzie on w ogóle jest? - zmieniła temat rudowłosa
-Dowiedziałam się, że pomógł Shujiemu. Oddał dla niego krew – ciągnęła
Nanu
-W co ten koleś się wpakował – powiedział Martin wchodząc do sali
– Jak się czujesz? - spytał Any
-Jak osoba, która kolejny raz uniknęła śmierci. Co u Maxera? -
spytała sama zaskoczona tym pytaniem. Ayumi, Nan i Martin spojrzeli na siebie.
Tak naprawdę, żadne z nich nie wiedziało co u chłopaka.
-W porządku – wypalił Martin. Rozmawiali jeszcze gdy na korytarzu
znów rozległy się jakieś hałasy. Martin wyjrzał na zewnątrz i zobaczył masę
reporterów, których ktoś wpuścił do szpitala.
-Jeszcze ich brakowało – powiedział – Nie ruszajcie się stąd –
rozkazała dziewczynom i sam wyszedł by się rozprawić z ciekawskimi reporterami.
Od razu został otoczony przez nich.
-Co z Any? Żyje? Kto jej to zrobił? - słyszał głosy różnych ludzi
– Co z Maxerem? Gdzie on jest? - pytali
Martin wiedział, że fani Any martwią się o nią, jeśli już wiedzą o
wypadku. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę.
-Proszę o ciszę – momentalnie wszyscy ucichli i zaczął mówić –
Wokalistka zespołu „ Amigos”, rudowłosa Any trafiła do szpitala. Jej stan jest
stabilny, jednak powrót do zdrowia trochę potrwa.
-Co jej się stało? - spytał ktoś
-Ktoś ją napadł. Próbowała się bronić, jednak w pojedynkę nic nie
mogła zdziałać.
-Co teraz? - spytał inny reporter
-Dopóki Any nie wydobrzeje, nie możemy koncertować. W czasie jej
powrotu do zdrowia myślę, że reszta zespołu będzie pracować nad nową płytą.
-A co z Maxerem? Czy to prawda, że bierze ślub?
Martina wcięło. Nie miał żadnej odpowiedzi na to głupie, jak dla
niego pytanie.
-Nie, Maxer nie bierze żadnego ślubu. Na dziś koniec – powiedział
i w tej chwili przyszła ochrona szpitalna by wyprowadzić reporterów. Martin
usiadł na jednym z krzesełek i nie wiedział co myśleć o tym co powiedział jeden
z reporterów. Wyciągnął telefon i zobaczył 4 nieodebrane połączenia od Maxera.
Oddzwonił.
Maxer akurat zatrzymał się na parkingu przed Urzędem Stanu
Cywilnego gdy rozległ się jego telefon. Zgasił silnik i odebrał.
-Martin? W końcu. Słuchaj jest waż...
-Co ty znowu odwalasz? - przerwał mu przyjaciel
-O co chodzi? - spytał zaskoczony Maxer
-Znowu to samo. Znowu udajesz, że o niczym nie wiesz. To przestaje
być śmieszne Maxer! - Martin prawie krzyczał
Maxer gapił się w jeden punkt i nic nie odpowiedział. Dotarło do
niego, że Martin wie o ślubie. Tylko skąd. Przecież nikt miał się nie
dowiedzieć. A jednak. Chłopak był teraz pewny, że to matka powiadomiła
reporterów w Cancun.
-Są ważniejsze sprawy – zmienił temat Maxer – Musicie wracać do
Monterrey i to jeszcze dziś.
-Bo co? - w głosie Martina słychać było złość i niechęć
-Daruj sobie. Jutro mamy spotkanie z RBD. Any ma wrócić, nie wiem
jak to zrobicie, ale ona musi być na tym spotkaniu. Jeśli trzeba będzie zapłacić,
zajmę się tym, tylko sprowadźcie ją tutaj.
-Jasne. Na razie – i Martin się rozłączył.
Maxer siedział w aucie i nadal tępo wpatrywał się w jeden punkt,
bezcelowo. Matka wiedziała jak go zniszczyć, już dawno to zrobiła, a on jej na
to pozwolił. I to go dobijało. Nie mógł pogodzić się z myślą, że będzie mężem
Maite, po prostu nie mógł. Wiedział, że gdy tylko dostanie hotel, weźmie z nią
rozwód. Nie mógł jednak żyć z tą świadomością, że stracił Any. Bo zgadzając się
na to wszystko, na ten cały cyrk z hotelem, stracił Any, bezpowrotnie. Dobrze o
tym wiedział. Telefon znów zadzwonił.
-Maxer gdzie jesteś? - usłyszał głos Maite
-Na parkingu. Zaraz będę. Masz wszystkie papiery? - spytał wysiadając
z auta i zamykając je.
-Tak.
-Dobra. Ja już idę.
Wszedł do budynku stanu i na końcu korytarza spotkał Maite. W
środku było pusto, więc nikt ich nie mógł zobaczyć razem. Weszli po schodach na
piętro, gdzie czekała na nich młoda kobieta, z uśmiechem na twarzy.
-Pan Rimski, tak? - spytała. Znała Maxera, kto by go nie znał,
przecież był sławny. Zresztą Maxer dzwonił do niej wcześniej i uprzedził że
przyjdzie.
-Tak – potwierdził i podał jej plik papierów, swoich i Maite.
Kobieta przeglądała je i po chwili powiedziała.
-Cóż... Bardzo się panu śpieszy?
-Zależy mi na czasie. Jeśli będzie trzeba zapłacę, tylko niech
pani zrobi co powinna.
Kobieta wykręciła jakiś numer w telefonie i przez chwilę z kimś
rozmawiała. Maite spoglądała na Maxera cała roztrzęsiona.
-Denerwujesz się? - spytał ją i poczuł wibracje telefonu. Spojrzał
na wyświetlacz. „Nowa wiadomość od Nanu”.
„ Nie wiem co takiego cię zatrzymuje w Monterrey, ale wiem, że
Martin z tobą gadał i że jest zły... Any o ciebie nie pyta. Zastanów się więc,
czy nadal ją kochasz – Nanu”. Maxer schował telefon, bo kobieta
zwróciła się do niego.
-Wszystko gotowe. Proszę za mną – powiedziała i zaprowadziła ich
do jakiegoś dużego pokoju.
-Czyli nazwisko i bycie sławnym robi swoje? - spytał Maxer
-No cóż panie Rimski... - kobieta nie wiedziała co odpowiedzieć –
Tak. Nazwisko, sława i pieniądze robią swoje – weszli do środka. Była to sala
gdzie Maxer i Maite mieli wziąć ślub. Maite złapała go za ramię i wyszeptała.
-Maxer, nie może być inaczej? Nie możemy podpisać tylko tego
głupiego papierka i mieć to z głowy.
-A ty myślałaś, że jak zrobię? Że będę kazał robić tą całą beznadziejną
ceremonię? - odpowiedział jej.
Podeszli do stolika na którym leżały papiery, które mieli
podpisać.
-Nie będzie żadnej ceremonii, tak jak pan sobie życzył. Proszę
tylko tu podpisać i to będzie wszystko.
Maxer i Maite podpisali papiery tam gdzie kobieta im kazała. Gdy
wyszli z pokoju, zeszli do holu i zatrzymali się na chwilę.
-Maxer nic nie mów – prosiła Maite – Nie zniosę tego, że musiałam
to zrobić.
-To się niedługo skończy. I tak jesteś wolna. Ja cię nie
zatrzymuje przy sobie.
-Ale te papiery tak. Nie mogę żyć z myślą, że jestem twoją... żoną - powiedziała brunetka - Boże! To jest okropne. Nie nazywaj mnie tak - rzuciła.
Maxer wiedział, że dla Maite ta cała sytuacja jest strasznie
ciężka. Pożegnał się z nią i z Urzędu wyszedł już nie jako zwykły Maxer Rimski,
ale jako Maxer Rimski, mąż Maite de la Sol.
Anylkaa
Superrr :D
OdpowiedzUsuńMAxer to idiota. Co on narobił?!! Myślał, że weźmie ślub z MAte i nikt sie o tym nie dowie?? Żal mi go.... ale najabrdziej to zal mi Any. Powinna odrazu z nim skończyć i dać szansę Shuijeomu;p
Czekan na nexta.
przeczytałam tylko kawałek.. świetne! muszę wziąć się i przeczytać od samiutkiego początku!
OdpowiedzUsuńObserwuję, żeby nic nie przegapić
ten Maxer to skończony idiota!!
OdpowiedzUsuńczekam na następny rozdział :)
wspaniały ;]
OdpowiedzUsuńnotka faaajna :D ale kuuurde... Maxer z Maite . ;d masakra.
OdpowiedzUsuńkurdeee. maxer musi być z Any i musi być z nimi tak jak było na początku ! ;p
OdpowiedzUsuńłoł ale się porobiło czekam na dalej <333
OdpowiedzUsuńtamara124
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeee ! co za matoł ! niech on załatwia z tym hotelem i wraca do Any ! aa no i czemu w tym sms'ie jest napisane, że Any o niego nie pyta ? przeciez przytała :D pluss : Gdy zobaczyłam jak go uderzyli, nie mogłam pozwolić by go zabili - to trochę dziwnie brzmi, ale i tak spoko! :P
OdpowiedzUsuń