Rozdział trzydziesty ósmy


Diana
       W seksownej, erotycznej bieliźnie stała przed nami dziewczyna z którą Arek siedział wtedy w Galerii. Miała długie blond włosy sięgające jej do pasa, długie, zgrabne i opalone nogi. Mogłaby być modelką z pierwszych stron gazet, ale w tej bieliźnie pasowała bardziej do gazety erotycznej. Wbiłam w nią wzrok a ona twardo wpatrywała się we mnie. Czułam się okropnie, powinnam stąd wybiec i raz na zawsze zapomnieć o Arku Wierzbickim, ale serce dyktowało mi coś innego, kazało mi tu zostać i nic nie robić. Nawet jeśli bym chciała iść nie mogłam, nogi miałam jak z waty. Chwila ciszy wydawała się wiecznością. Arek wyłączył muzykę i podszedł do dziewczyny.
-Natasza co ty do jasnej cholery tu robisz?! – spytał groźnie. Co to za imię: Natasza? Idealnie pasuje do rosyjskiej prostytutki, do której jej niewiele brakowało.
-Czekałam na ciebie – powiedziała namiętnie i zaczęła kleić się do Arka, ale ten ją odepchnął.
-Przestań. Spytam jeszcze raz, co tu robisz?
-Twoich rodziców nie ma, twoje wredne siostrzyczki są w przedszkolu, więc pomyślałam, że wpadnę – szeptała Arkowi do ucha. Ja stałam z boku i wpatrywałam się w tą okropną dla mnie scenę.
-Wiesz, że pomiędzy nami skończone.
-Ale może spróbujemy jeszcze raz? – w jej głosie słychać było błaganie.
Patrzyłam to na nią to na Wierzbickiego i w pewnej chwili widziałam jak w Arku coś pękło.
-Czy ty siebie słyszysz?! Natychmiast się stąd wynoś!
-A ona co tu robi? – spojrzała na mnie z pogardą – I kto to w ogóle jest? – podeszła do mnie i zaczęła mi się uważniej przyglądać.
-Co to w ogóle za okropne ubrania? Masz coś markowego na sobie? – zapytała śmiejąc się sztucznie. Tłumiłam w sobie gniew co nie było łatwe. Jakaś pusta blondynka właśnie mnie obrażała. Tośka by na to nie pozwoliła, obroniła by mnie, ale teraz Tośki nie ma i muszę radzić sobie sama. Natasza zaczęła bawić się moimi włosami jakbym jej na to pozwoliła.
-Wyjdź z mojego pokoju, natychmiast – Arek próbował coś zrobić, ale ona go ignorowała. Dotknęła palcem mojego policzka jakby była jakąś lalką z porcelany. Gniew we mnie wzbierał. Wiedziałam, że jeśli nie przestanie wybuchnę. Nachyliła się ku mnie i wyszeptała:
-Masz taką piękną buźkę, szkoda by coś się jej stało, więc lepiej trzymaj się od Arka z daleka.
Odsunęła się i czekała na moją reakcję. Skoro Tośka postawiła się K4, to ja nie mogę być gorsza od niej. Byłam tak wkurzona, że mogłabym ją zabić, ale na początek uderzyłam ją w policzek.
-Diana… - usłyszałam głos Arka.
Natasza spojrzała na mnie jak na największego wroga i również mnie spoliczkowała. Zaczęłyśmy się szarpać za włosy, szczypać po twarzy i dłoniach. Arek  zamiast nas rozdzielić usiadł na kanapie i przyglądał się temu co robimy. Nie mogłam pozwolić by Natasza zdobyła nade mną przewagę. Byłam mocniejsza i silniejsza i musiałam nauczyć się walczyć o swoje.

-Aaauć…Uważaj, to boli.
-Trzeba było nie wdawać się w bójkę.
Arek przyłożył mi kostki lodu do podbitego przez Nataszę oka. Nasza bójka skończyła się moją wygraną. Natasza miała zadrapane dłonie, kilka sińców na nogach i splątane włosy. Ja z kolei skończyłam z podbitym okiem i włosami splątanymi jak ptasie gniazdo. Żadna z nas nie poddała się pierwsza, ale to ja położyłam dziewczynę na podłogę i nie dałam jej szans na wstanie. Wściekła pozbierała się i szybko wybiegła z domu Arka.
-Aaaała! Arek, na Boga, to boli! – krzyczałam na chłopaka gdy grzebieniem siostry próbował rozczesać moje włosy.
-Nie ruszaj się, to nie będzie boleć – upomniał mnie.
-Długo byliście razem? – zapytałam.
-Pięc lat.
-Wytrzymałeś z nią tak długo? – zaciekawiła mnie historia ich związku.
-Ona była inna niż teraz, Diana. Chodziła do prywatnego liceum, była najlepszą uczennicą, bogatą, ale skromną – Arek przestał mnie czesać i zapatrzył się w okno – Jest ode mnie starsza. Gdy skończyła liceum poszła na studia. Tam wpadła w okropne towarzystwo. Próbowałem ją stamtąd wyciągnąć, ale staczała się coraz bardziej. Zerwaliśmy, choć nigdy tego nie chciałem. Natasza trafiła na odwyk i dopiero w tym roku wróciła do domu.
-Nie wygląda na ćpunkę ani pijaczkę – stwierdziłam.
-A czy ja powiedziałem, że ćpała albo piła? – wróciła do rozczesywania moich włosów – Potrafiła w ciągu dnia przespać się z kilkunastu przypadkowymi mężczyznami.
-Wiesz jak się na to mówi.
-Nie była prostytutką, Diana. Proszę cię, nie mów tak o niej. Była chora.
-A teraz nie jest. Arek nie bądź naiwny. Widziałeś jej zachowanie.
-Zawsze marzyła, żeby się ze mną przespać.
-Nie robiliście tego?! – byłam w takim szoku, że aż upuściłam lód na podłogę. Dałabym sobie uciąć ręce i nogi, że Arek ma już za sobą pierwszy raz.
-Masz mnie za takiego, który śpi z pierwszą lepszą? – zapytał.
-Nie…Ale skoro się kochaliście, to wiesz – głupio się czułam rozmawiając z Arkiem o takich rzeczach.
-To była trudna miłość, Diana. Wszyscy nam zazdrościli naszej miłości, ale ona to zepsuła, raniąc mnie przy tym boleśnie.
-Więc czemu…czemu w Galerii z nią rozmawiałeś? – musiałam to wiedzieć.
-Jej i moi rodzicie myślą, że wróciliśmy do siebie. Musiałem coś zrobić. Diana…
-Nic nie mów Arek. Skończyłeś już? Muszę wracać do domu – nagle zapragnęłam cofnąć czas i nigdy nie poznać Arka Wierzbickiego. Było mi go jednak żal, że ma tak surowych rodziców. Chciałabym go jakoś pocieszyć, ale sama musiałam poukładać to co mi powiedział  o sobie i Nataszy. A na głowie miałam jeszcze Tośkę i jej wybryk.
-Zostań ze mną Di – odgarnął włosy z karku i delikatnie pocałował mnie w szyję. Przeszły mnie ciarki i dreszcze. Dotyk ust Arka był zabójczy dla mojego umysłu, powoli traciłam trzeźwość umysłu. Moje ciało błagało o jeszcze jeden taki pocałunek.
-Arek, przestań, proszę – nie chciałam wylądować  z Wierzbickim w łóżku. Znów bardzo ostrożnie i delikatnie pocałował moją szyję. Pragnęłam by nie przestawał, ale jeśli czegoś nie zrobię to się źle skończy.
-Chcesz mnie wykorzystać? – zapytałam wstając z kanapy i spoglądając na niego.
-Nic z tych rzeczy Diana. Ja tylko… - podszedł do mnie i przytulił tak jak jeszcze nikt. Uścisk jego ciepłych ramion dał mi poczucie bezpieczeństwa. Pragnęłam zostać w tych ramionach do końca życia.
-Diana ja cię potrzebuję – wyszeptał mi do ucha.
-Arek… – otrząsnęłam się i spojrzałam w jego piękne oczy.
-Spróbujemy? – zapytał krzyżując swoje palce z moimi i uśmiechając się. Tośka dała Sebie szansę i teraz się wyleguje na słońcu we Włoszech, więc czemu ja miałabym nie dać szansy Arkowi. Różniło nas wiele, jeszcze więcej nas dzieliło. Byłam zakłopotana, bo nie wiedziałam co zrobić. Jeśli się nie zgodzę stracę szansę na coś, co mogłoby trwać wiecznie, jeśli się zgodzę będę miałam pierwszego chłopaka, chłopaka który wskoczy za mną w ogień i zrobi dla mnie wszystko.
-Spróbujemy – powiedziałam. Uśmiechnęłam się niepewnie i pocałowałam go.

Tośka
       Ten kto budował Florencję był mistrzem sztuki. To miasto było niesamowite. Mnóstwo kamieniczek, pełno turystów i miejscowych ludzi. Tętniło tu życie a wszystko było tutaj takie kolorowe i wspaniałe. Byłam zachwycona, że tu jestem. Jedynym problemem jaki miałam teraz na głowie był Sebastian, który od wylądowania w Rzymie nie zachowywał się normalnie. Był kimś innym, nie tym samym Wieczorkiem, który uwielbiał się ze mną droczyć i nazywać biedaczką. Aż się za tym stęskniłam.
Czas płynął tak szybko, że nim zdążyłam się obejrzeć była już noc i trzeba było iść spać. Mieszkaliśmy w przytulnym, mega luksusowym hotelu. Zanim położyłam się spać zadzwoniłam do Diany z hotelowego telefonu.
-Halo? – usłyszałam głos siostry.
-Di to ja.
-Tośka! Co za tak późno? Zaczynałam się martwić. Mów co u ciebie?
-Di tu jest wspaniale. Wszyscy tacy mili dla mnie. Florencja jest przepięknym miastem. Gdybym mogła zostałabym tu.
-A jak wam się układa? – spytała siostra.
-Sebastian jest jakiś dziwny. Nie wiem dlaczego.
-No to pogadaj z nim.
-Nie ma dla mnie czasu. Jeszcze nawet nie wrócił do hotelu. Pojechał na jakieś pilne zebranie i tyle mi po nim.
-Może zmiana czasu tak na niego wpływa. Sama nie wiem. Jutro już będzie lepiej.
-A co u ciebie? Jesteś jakaś inna, taka wesoła. Mów – poganiałam siostrę.
-Dała szansę Arkowi.
-Aaaaaaaa! – zaczęłam się cieszyć jak głupia. Obsługa hotelu spojrzała na mnie jak na wariatkę i zaczęła cos szeptać miedzy sobą – Poważnie mówisz?
-Poważnie mówię Tośka. Wiem, że nie będzie łatwo, ale ty i Seba też jesteście w trudnym związku.
-Di, ale ja i Seba to kompletnie co innego.
-Mniejsza z tym. Szkoda, że cie tu nie ma bo nie mam z kim tego uczcić.
-Jestem z tobą myślami.
 Rozmawiałam z Dianą jeszcze trochę i poprosiłam ją by wysłała mi SMS-em adres na jaki mama wysyła listy do taty, tylko w ten sposób będę go mogła odnaleźć. Ledwo skończyłam rozmowę z siostrą do hotelu wszedł Sebastian w towarzystwie kilku postawnych ochroniarzy. Podbiegłam do niego, ale oni zagrodzili mi drogę.
-Ej no przepuście mnie. Seba powiedz im coś, ale on milczał. 
Odszedł a ja zostałam sama na środku hotelu.
       Rano obudziła mnie wiadomość od Di z adresem taty. Prócz tego siostra pisała, że babcia wróciła do domu a mamie powiedziała, że wyjechałam na wycieczkę szkolną na Mazury. I moja mama w to uwierzyła! To było aż nie do pomyślenia. Prędzej czy później i ona się dowie gdzie tak naprawdę jestem.
Odświeżyłam się i chciałam zejść na śniadanie gdy uświadomiłam sobie, że mam na sobie letnie i zwiewne ubrania. Zajrzałam do szafy i omal nie umarłam z wrażenia. W środku wisiało pełno letnich sukienek, t-shirtów, spodenek a przy drzwiach ustawione były sandałki i klapki różnego rodzaju. Sebastian potrafił mnie zaskoczyć. W końcu sam powiedział, że jako jego dziewczyna muszę ładnie wyglądać. Założyłam lekką, zwiewną zieloną sukienkę, brązowe sandałki  a do małej torebki którą znalazłam w szafie schowałam dokumenty i telefon. Tak ubrana zeszłam na śniadanie. Ciężko było mi się odnaleźć w luksusowych warunkach i w tym, że gdy czego  potrzebuje przynosi mi to kelner, choć równie dobrze mogłabym to zrobić sama. Sebastiana nigdzie nie widziałam. Gdy spytałam w recepcji o niego powiedzieli, że wyszedł bardzo wcześnie. „Seba co się z tobą dzieje. Czemu się tak zachowujesz? Czemu?”
Moja znajomość języków obcych była kiepska, więc ciężko mi się było dowiedzieć jak dotrzeć pod adres gdzie mieszka tata. Chciałam kupić nawet rozmówki, ale zorientowałam się, że nie mam ze sobą pieniędzy a co dopiero euro. W tej samej chwili dostałam sms od Sebastiana :”Pieniądze znajdziesz w torebce w kieszonce na zamek” Albo czytał mi w myślach, albo mnie śledził bo to nie było normalne. Zajrzałam do kieszonki na zamek i doznałam szoku. Nie wiem ile euro tam było, ale na pewno nie mało. Zapłaciłam za rozmówki włosko-angielskie bo włosko-polskich akurat nie było, jak na złość. Poziom mojego angielskiego był niższy niż zero, ale wyłapałam pojedyncze słówka i pytając każdego przechodnia próbowałam dotrzeć pod wskazany adres. Po trzech godzinach błądzenia w końcu znalazłam ulicę a potem numer mieszkania gdzie powinien teraz mieszkać tata.
-Tadeusz co tym razem wymyśliłeś? – usłyszałam jakiś męski głos mówiący po polsku. Spojrzałam w górę i zobaczyłam jak na jednym z balkonów stoi mężczyzna z blizną na policzku i mówi:
-Czesiek pisałem już o tym żonie, ale tobie nic nie mówiłem. Pora zmienić nasze położenie.
Tata…Człowiek z blizną to tata…mój tata, mój tata…Usiadłam na kamiennej drodze i zaczęłam płakać jak dziecko. Nie potrafiłam przestać. Płakałam i bawiłam się bransoletką od Diany. Zrobiła ją dla mnie gdy była młodsza. Noszę ja zawsze i nigdy się z nią nie rozstaje. Tata jej pomógł ją zrobić, bo na środku jest umieszczone moje imię.
Odnalazłam tatę. Tylko to się liczyło. Tata, mój kochany tata.
-Zgubiłaś się? – usłyszałam nagle za swoimi plecami głos. Wstałam obróciłam się i zobaczyłam tatę. Stał tak blisko mnie. Dzieliło nas kilka kroków. Mogłam wpaść mu w ramiona i po tylu latach go przytulić, ale nie zrobiłam tego.
-Tttt…Nie, dziękuje nic mi nie jest.
-Jesteś polką?  - spytał tata. Nie poznał mnie, swojej córki. Minęło przecież tyle lat, więc to normalne.
-Tak, jestem polką – otarłam łzy i spojrzałam na tatę. Uśmiechnął się do mnie. Nie miał trzech zębów z przodu i wyglądał trochę jak wampir. Na twarzy miał liczne zmarszczki a włosy mu posiwiały, ale nadal był moim tatą.
-Chcesz się czegoś napić? Dziś tak strasznie gorąco, a my dawno nie rozmawialiśmy z kimś z Polski.
-My? – spytałam z udawanym zaskoczeniem.
-Tak. Mieszkam z przyjacielem.
-W Polsce nazwali by panów podstarzałymi homoseksualistami – powiedziałam najgłupsze słowa w swoim życiu, ale tata się tylko roześmiał.
-Masz poczucie humoru.Chodź. Czesiek robi najlepszą lemoniadę w całej Florencji.
-Dziękuję, ale naprawdę nie mogę. Muszę wracać – powiedziałam i szybko odeszłam starając się nie płakać.
Dopiero w hotelu uświadomiłam sobie, że gdzieś zgubiłam bransoletkę od Diany. Było już późno a ja nadal nie spałam. Nie potrafiłam. Byłam szczęśliwa a jednocześnie przerażona. Spotkanie taty całego i zdrowego było dla mnie czymś pięknym. Jednocześnie tkwił we mnie jakiś niepokój, czegoś się zaczęłam obawiać. Nie wiem czy to były słuszne obawy. Znalazłam tatę i z tego powinnam się cieszyć.
Telefon zawibrował kilka razy. Znów wiadomość od Sebastiana : „Pamiętasz jak mówiłem, że cię ochronię? Proszę cię Tośka pamiętaj o tym, bez względu na wszystko, pamiętaj o tym. To co robię, robię dla ciebie, chronię cię i zawsze będę chronił”
Nie odpisałam mu. Zrobiło się późno, a ja byłam zmęczona. Po pełnym wrażeń dniu zapadłam w przyjemny sen.

P.S Przepraszam za jakiekolwiek błędy!

Rozdział trzydziesty siódmy

Tośka
Nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować Sebastian wrócił do mnie, złapał mnie za rękę i poprowadził do samolotu.Nie wierzyłam w to co się dzieje, nie byłam w stanie zaprotestować, przeciwstawić mu się. Po prostu dokonało się. Zostawiłam
całe moje dotychczasowe życie by lecieć z Sebastianem do Włoch. Gdy zajęliśmy miejsca w końcu oprzytomniałam, bo dotarło do mnie co zrobiłam.
-Wieczorek czy ty jesteś normalny!? - zaczęłam na niego krzyczeć bijąc go w ramię - Co ja mam teraz zrobić? Za trzy miesiące matura, muszę wracać do szkoły. Diana nie wie gdzie jestem, mama tez nie. Cholera nikt nie wie gdzie jestem.
Trzeba przecież skończyć tą sprawę z tatą. Ja muszę wracać. Nie wzięłam swoich ubrań, kosmetyków. Czy ty myślisz,że będę wiecznie w tym samych chodzić? To są Włochy, tam jest ciepło - wyładowywałam swoją złość na Sebie,ale on nic sobie z
tego nie robił tylko śmiał się jak głupek.
-Ty! Myślisz,że pozwolę żebyś pokazała się ze mną w takich okropnych ubraniach?
-Nie obrażaj mojego wyglądu.
Znów zaczął się śmiać a ja miałam ochotę go wyrzucić przez okno samolotu. Co ja miałam teraz zrobić? Tam jest ciepło, a
ja mam na sobie zimowe ubrania. Jak ja będę wyglądać  Na moje pytanie odpowiedział Sebastian podając mi czarną torbę.
-Co to? - spytałam zaglądając do środka.
-Chcesz się w tym pokazać ze mną? - spytał z pogardą patrząc na mój strój. Przypomniało mi się nagle jak kilka tygodni
temu byłam u Wiktora i on też podarował mi drogie ubrania, których z początku nie chciałam założyć.
-Na co czekasz. Idź się przebrać - ponaglił mnie. Posłałam mu lodowate spojrzenie i poszłam do łazienki. Przyjemnie było
zdjąć te okropne zimowe ubrania. W podarunku od Sebastiana-bo tego inaczej nie można nazwać-znalazły się dżinsy, biały T-Shirt, czarne buty na obcasie, szczotka do włosów i kosmetyki do makijażu. Spojrzałam na metki i oczywiście wszystko było markowe. Po raz kolejny musiałam założyć na siebie tak drogie rzeczy. Z trudem wcisnęłam się w spodnie, za to szpilki pasowały idealnie. Rozpuściłam włosy i zrobiłam sobie delikatny makijaż, żeby nie wyglądać jak potwór. Stanęłam przed małym lusterkiem i nie poznałam osoby jaką zobaczyłam. Miałam przed oczami jakaś inną Tośkę Milewską, nie siebie. Nie
wiem kim była ta dziewczyna, ale to na pewno nie byłam ja. Wiedziałam,że się zmieniłam, ale nie zmieniło to faktu,że wciąż byłam tą samą dziewczyną z osiedla Kwiatowego. Powoli uświadamiałam sobie, że zostawiłam cały swój świat tysiące kilometrów stąd. To było dla mnie nic niewyobrażalnego. Nie przejmowałam się lotem, ani nie ruszało mnie to,że lecę po raz pierwszy samolotem, miałam totalny mętlik w głowie i w tej chwili zapragnęłam położyć się w swoim łóżku i zasnąć.
-Umarłaś tam czy co? - usłyszałam za drzwiami głos Sebastiana. Schowałam swoje rzeczy do torby i nieśmiało wyszłam. Nie byłam mistrzem w chodzeniu na obcasie więc miałam z tym trudności. Seba gapił się na mnie jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. Wróciłam na swoje miejsce i do końca lotu nie odezwałam się do Sebastiana ani słowem. Po dwóch godzinach lotu w końcu wylądowaliśmy w Rzymie. Lotnisko robiło wrażenie, poznańska "Ławica" mogła się przy nim schować. Ogromny, miejscami oszklony budynek z którego turyści wychodzili tłumami. Zamieszanie i chaos dodawały tylko uroku temu miejscu. Wystarczyło, że wysiadałam z samolotu a już czułam, że jestem w innym miejscu. Nie miałam jednak czasu by się napatrzeć na to wszystko bo Sebastian cały czas mnie poganiał. Bez problemu przeliśmy przez kontrolę i w ekspresowym tempie trafiliśmy na parking gdzie czekała na nas ekskluzywna  czarna i połyskująca w blasku światła limuzyna. Drzwi otwarł nam mężczyzna po pięćdziesiątce z siwizną na głowie i czarnym garniturze. Wnętrze limuzyny omal nie wypaliło mu oczu. Nie było żadnych gadżetów ani nic w tym stylu, ale to jak wszystko tam lśniło i ta brązowa tapicerka robiły na mnie-biedaczce- ogromne wrażenie. Zachwycałam się tym wszystkim nie bacząc na Sebastiana, który chyba stracił mowę, bo odkąd wysiedliśmy z samolotu nie odezwał się do mnie. Nie wiedziałam co go ugryzło. Minę miał nieciekawą, wiec postanowiłam się nie odzywać. Wyciągnęłam  z kieszeni telefon i chciałam zadzwonić do Diany, powiedzieć jej o wszystkim, ale momentalnie Wieczorek wyrwał mi telefon.
-Sebastian możesz mi oddać telefon? - spytałam spokojnie.
-Po ci on?
-Chce zadzwonić do Diany. Uspokoić ją. Pewnie się martwi.
Zagryzł wargę i niechetnie oddał mi telefon. Wybrałam numer siostry kompletnie zapominajać o roamingu.
-Tośka gdzie ty jesteś do cholery? - usłyszałam zdenerwowany głos Di.
-Ja...to znaczy...Jestem we Włoszech - powiedziałam.
-Haha! A ja w Ameryce, bardzo zabawne, ale ja pytam na serio.
-A ja ci odpowiadam na serio. Jestem we Włoszech, z Sebastianem.
-Zwariowałaś? Jesteś nienormalna? Pogięło cię do reszty? Nie, no ty wiesz co zrobiłaś? - Diana sie wkurzyła i to mocno.
-Tak,zwariowałam. Tak, jestem nienormalna. Tak, pogięło mnie i tak wiem co zrobiłam - mimo wszystko pozostałam spokojna.
-Powiedz,że sobie żartujesz Tośka - błagała mnie Di przez słuchawkę.
-Posłuchaj mnie. Poleciałam z Sebastianem, choć miało to wszystko inaczej wyglądać. Nie wiem co mam zrobić bo wszystko stało się tak szybko. Nie wiem co szkołą i maturą i nie wiem jak długo tu zostanę. Nic nie wiem Diana i nie potrafię się odnaleźć w tej sytuacji, więc proszę cię nie męcz mnie teraz. Nawrzeszczysz na mnie kiedy wrócę
-Tośka...Jesteś moją siostrą. Martwię się o ciebie, ale to twoje życie i nie będę cie krytykować.
-Dziękuje. Zadzwonię do ciebie wieczorem - powiedziałam i rozłączyłam się. Już tęskniłam za domem i za Polską. Nie wiem co ja tu robię i dlaczego się tu znalazłam, ale wiem, że skoro już tu jestem odnajdę ojca choćbym miała tu zostać do końca
życia znajdę go.

Arek
Nie miałem ochoty wracać do domu. U Diany było tak cicho i spokojnie. Głowa bolała mnie coraz mniej a to dzięki Dianie,która dała mi jakieś ohydne mikstury do picia. Nie wiem co to było, ale skutecznie pomogło i powoli wracałem do siebie. Naprawdę wczoraj ostro zabalowałem. Jeszcze nigdy nie byłem w takim stanie, jeszcze nigdy mi na nikim tak nie zalezało jak na Dianie. Zakochałem się w niej, ale ona nie potrafiła tego zrozumieć. Wiem, że ją zraniłem, ale wtedy w Galerii musiałem się tak zachować, nie miałem innego wyjścia. Zrobiłem to by ją ochronić i wiem, że kiedyś mi za to
podziękuje. Nie mogłem dopuścić by moi rodzice dowiedzieli się z kim się spotykam. To by zepsuło ich opinię w całym nauczycielskim światku. Nie byłem taki jak Seba. On ma w sobie siłę żeby chornić Tośkę przed matką, mi tego brakuje. Mogę jednak coś z tym zrobić. Mogę przeciwstawic się rodzicom albo na zawsze stracić Dianę.
-Jak ty się możesz przyjaźnić z Sebastianem? - spytała Diana wchodząc do pokoju i trzaskajac drzwiami ze złości.
-Nie trzaskaj, proszę cię - upomniałem ją, bo głowa jednak jeszcze troche bolała.
-Jestem w swoim domu i mogę robić co chcę!
-Co zrobił Seba? - zapytałem. Chodziła nerwowo po pokoju jakby stało się cos strasznego.
-Zabrał Tośkę do Włoch. Rozumiesz to? W połowie roku szkolnego, polecieli sobie do Włoch. Ot taka wycieczka krajoznawcza.
To dlatego Seba był ostatnio taki niespokojny i nieobecny. Żaden z nas nie wiedział co on kombinuje a tu proszę. Tylko po co w tym wszystkim Tośka? No przecież to logiczne. Możliwe, że ich ojcowie jeszcze tam są, wiec pewnie ich odszukają.
-Nie pojechali na wycieczkę Diana. Pomyśl trochę. Seba pojechał w interesach
-To po co zabierał Tośkę?
-Diana... - osłabiał mnie jej brak logicznego myślenia. Zatrzymała się nagle i spojrzała na mnie jakby dostała olśnienia.
-Tata - wyszeptała.
-Długo nad tym myślałaś - powiedziałem, czego po chwili żałowałem, bo dostałem od niej porządnego kuksańca w bok. W
tej samej chwili rozdzwonił się mój telefon, dzwoniła mama.
-Halo? - spytałem.
-Arek gdzie ty jesteś?
-Co sie stało? - zbyłem jej pytanie.
-Przyjedź do domu. Muszę wyjsć na uczelnię a nie mam z kim zostawic dziewczynek.
-Zaraz...Już wróciliscie? - wyjechali za granicę ponad tydzień temu i zbyt szybko wrócili.
-Tak. Dziś w nocy.
-Mam swoje sprawy do załatwienia a nie niańczenie się z nimi. Czemu nagle cie to zaczęło obchodzic?
-To nie są rozmowy na telefon. Masz przyjechać do domu - powiedziała i rozłączyła się. Wkurzyła mnie. Po co chce żebym przyjeżdżał, są opiekunki, niech one się nimi zajmą.
-Stało się coś? - zapytała rudowłosa.
-Mama chce żebym jechał do domu zając się siostrami.
-Nie macie opiekunek? - zapytała mierząc mnie wzrokiem.
-Mamy i to kilka.
-Czyli nie zamierzasz jechać?
-Pojadę. Nie chce kolejnej awantury - powiedziałem.
-Tylko jest problem - zaczęła mówić a gdy spojrzałem na nia mówiła dalej, trochę nieśmiało - Bo widzisz mama jest w domu i nie możesz wyjsć dopóki ona nie pójdzie do pracy czyli koło dwudziestej trzeciej. Chociaż...jest jedno wyjście.
Spojrzała na okno i już wiedziałem co ma na myśli.
-Żartujesz, tak? - zapytałem.
-Nie, Arek. Jeśli chcesz wyjsć to musisz wyjsć przez okno. Nie jest wysoko więc przeżyjesz...albo nie.
Nie miałem innego wyjscia jeśli chciałem stąd wyjsć, ale prawda jest taka, że nie chciałem zostawiać Diany samej. W normalnych okolicznościach byłby z nią Tośką, ale teraz jej nie ma i Diana zostanie sama. Nigdy w życiu bym nie pomyślał, że ja, Arkadiusz Wierzbicki, syn znanych na całym swiecie nauczycieli akademickich będę wychodził z czyjegoś domu przez okno! Diana otwarła je i oboje nas uderzyło zimne powietrze. Usiadłem na parapecie, nie bałem się. Nie miałem lęku wysokości ani nic z tych rzeczy więc swobodnie zeskoczyłem na pokrytą śniegiem ziemię. Spojrzałem z dołu na Dianę.
-Dziękuje za pomoc Diana - powiedziałem uśmiechając się do niej.
Nie odpowiedziała nic, tylko zamknęła za okno i odeszła.

Diana
Rzuciłam się na łóżko i chciałam to wszystko poukładać, zrozumieć gdy poczułam, że coś uciska mnie w plecy. Wstałam  i zobaczyłam, że to  telefon Arka. Piękny Samsung z dotykowym ekranem. Nawet nie próbowałam go rozpracować bo prędzej bym go popsuła. Czas na moje rozmyślania się skończył, bo przecież musiałam mu oddać telefon bo inaczej nie zadzwoni po kierowcę żeby po niego przyjechał  Co ja mam z tym człowiekiem  Ubrałam się i wyszłam na zewnątrz nie mówiąc nic mamie. Arka już nie było pod moim domem. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam jak skręca w Grunwaldzką.
-Arek zaczekaj! - krzyknęłam z całych sił. Zatrzymał się i skierował w moją stronę.
-Jeszcze zdążyłaś mnie złapać. Co gdybym odszedł dalej? - zapytał.
-Przecież mogłeś się wrócić - powiedziałam.
-Twoja mama - przypomniał mi. Oddałam mu telefon a on zadzwonił po kierowcę. Staliśmy jak para debili na środku chodnika i nic nie mówiliśmy. W mojej głowie nagle powstał nowy pomysł żebym jechała z Arkiem, jednak szybko to sobie z niej wybiłam.
-Diana - zaczął Arek - Jest szansa, że mi wybaczysz? - spojrzał na mnie.
-Ale co? - zapytałam
-To co zrobiłem w Galerii.
-Ale, Arek. Mówisz tak jakbyśmy byli parą a ty byś mnie zdradził
-No tak się czuję. Czuję się jakbym cię zdradził.
Jego słowa mnie bardzo zaskoczyły. Teraz miałam kolejny dowód, że mu zależało, że chciał być ze mną. Napięcie pomiędzy nami rosło, ale w porę przyjechał jego kierowca. Miałam mętlik w głowie, ale skoro Tośka tak zaszalała to czemu ja nie mogę. Kierowca nie zdążył jeszcze odjechać więc szybko wskoczyłam do auta ku zdziwieniu obu panów.
-Chcesz ze mną jechać? - zapytał.
-A nie mogę? Zabronisz mi? - droczyłam się z nim. Powoli zaczynałam zapominać o tamtym i biorąc przykład z Tośki postanowiłam dać Arkowi szansę. Rzecz jasna nic mu o tym nie powiem, niech próbuje odzyskać moje zaufanie.
-Czemu mama nagle przyjechała? - zapytał kierowcę, ale ten tylko wzruszył ramionami. Po dziesięciu minutach dojechaliśmy na Morasko, pod dom Arka. Zachwycało mnie to, że budowla była zbudowana w trochę takim gotyckim stylu. Dom i ogród zapierały dech w piersiach a gdy weszliśmy do środka omal nie dostałam zawału gdy zobaczyłam ten luksus. Chociaż byłam już raz u Arka to jednak dziś miałam więcej entuzjazmu by przyjrzeć się jak mieszka.W domu było cicho, nikt się nie kręcił, nigdzie też nie był jego sióstr, panowała  taki idealna cisza, że słyszałam nawet bicie jego serca
-Co jest do cholery? - wkurzył się Arek i przeszedł przez hol a ja za nim. Rozglądałam się po pięknie udekorowanych ścianach, po kolumnach w kolorze beżowym z wyrysowanymi jakimiś znakami. Wszystko to było dla mnie niesamowite. Szliśmy po marmurowych schodach do pokoju Arka gdy nagle usłyszeliśmy jakąś muzykę, samą melodię dochodzącą z jego pokoju. Arek otworzył drzwi i oboje weszliśmy do środka.
-Wróciłeś skarbie? - usłyszeliśmy kobiecy głos a chwilę później z ujrzeliśmy ubraną w erotyczną,czerwoną bieliznę dziewczynę z którą Arek siedział w Galerii.

Rozdział trzydziesty szósty


Diana
      „Siedzę  na łące pełnej kolorowych kwiatów. Letnie promienie słońca ogrzewają moje ciało. Za mną słychać jakąś romantyczną, spokojną piosenkę, której nie znam. Wokół mnie roztacza się zielona łąką, nie ma nic poza nią. Nagle z oddali zauważam biegnącą w kierunku mnie wysoką postać mężczyzny. Biegnie bardzo szybko jakby coś go goniło. W jednej dłoni trzyma niebieskie róże. Podnoszę się i ruszam w jego kierunku; biegnę by jak najszybciej się z nim zobaczyć. Serce wali mi jak młot, słońce dokucza coraz bardziej, ale ja cały czas biegnę. Zatrzymuję się nagle i rozglądam dookoła by odnaleźć chłopaka, jednak nigdzie go nie widać. Spoglądam w dół i nie wierzę własnym oczom. Pode mną rozciąga się głęboka i czarna jak smoła przepaść. Chłopak kurczowo trzyma się jakiegoś kamienia by nie spaść. Mimo sytuacji w drugiej ręce nadal trzyma niebieskie róże. Spoglądam na niego. Wydaje mi się jakiś znajomy. Moje serce mocniej bije na jego widok. Chłopak jest przystojny i zadbany. Nie patrzy na mnie jakby wcale mnie nie widział. Schylam się i wyciągam rękę by mu pomóc, ale on mnie ignoruje. Wtedy uświadamiam sobie kim jest ten chłopak. Krzyczę do niego i próbuję zwrócić na niego swoją uwagę, pomóc mu. Nagle chłopak  podaje mi bukiet róż, puszcza się kamienia i spada w głęboką otchłań. Z mojego gardła wyrywa się przeraźliwy okrzyk i wołam jego imię”.
    Obudziłam się przerażona tym co mi się śniło. Byłam cała spocona i zdenerwowana.
-Co to miało być o cholery? – spytałam samą siebie. Usiadłam na łóżku i wtedy uświadomiłam sobie, że obok mnie śpi Arek. Wyglądał tak słodko podczas snu, jak mały chłopiec. Rana na policzku powoli się goiła.
Spojrzałam na telefon: była już dziesiąta rano. Spałam zdecydowanie za długo. Po cichu wyszłam z łóżka i poszłam do łazienki. Przez cały ten czas zastanawiałam się, co miał znaczyć ten sen. Jaki był cel mojego umysłu, żeby pokazywać mi tak straszny obraz? Ciemna i głęboka przepaść i Arek znikający w tej ciemności. Coś okropnego. „W tym musi być jakieś drugie dno”  - myślałam czesząc włosy.
     Z kuchni obiegły mnie jakieś odgłosy, mama robiła śniadanie. No tak, jest sobota i ma wolne. W jednej chwili przytłoczyło mnie wszystko to co babcia powiedziała mi na temat zniknięcia taty. Wiedziałam, że nie mogę tak tego zostawić. I choć Tośka o niczym nie wiedziała, to właśnie teraz postanowiłam, że rozprawie się z mamą i dam jej do zrozumienia, że wszystko wiem. Nie musiałam się martwic o Tośkę, bo była na tyle rozumna, że szybko wszystko załapie. Wróciłam do pokoju, Arek nie spał. Leżał na plecach i gapił się w sufit. Przed oczami znów miałam wizję jak spada w ciemną otchłań i daje mi bukiet niebieskich róż.
-Diana – zaczął mówić – Słuchaj ja… - spojrzałam na niego z pogardą i zamilkł, na chwilę. Stanęłam przy oknie i milczałam Czekałam tylko na jedno jego słowo, czekałam na jego przepraszam.
-Głupio wczoraj wyszło – mówił. Słyszałam jak wychodzi z łóżka i idzie w moim kierunku.
-Nie podchodź! – ostrzegłam go obracając się twarzą do niego. Widok skacowanego Arka to był jeden z tych widoków, których wolałabym nigdy nie widzieć. Rozczochrane włosy, koszula wyjęta ze spodni, worki pod oczami.
-Możesz mi przynieść coś do picia? – spytał z powrotem siadając na łóżku.
-Że co? – nie wierzyłam w to. W moim domu zachowywał się jakby był u siebie.
-Spytałem czy możesz przynieść coś do picia. Głucha jesteś?
No jeszcze tego brakowało. Przecież musiałam się go stąd pozbyć i to jak najszybciej.
Gdy ktoś zaczął pukać o drzwi serce omal mi nie wyskoczyło. Arek schował się do łóżka a ja drżącymi rękoma otworzyłam drzwi.
-Coś ty taka zdenerwowana? Ukrywasz kogoś czy coś? – spytała Tośka wchodząc do pokoju.
-Żebyś wiedziała – powiedziałam do niej – Możesz wyjść, to tylko Tośka – zwróciłam się do kulki leżącej w moim łóżku. Moja siostra doznała szoku gdy zobaczyła Arka Wierzbickiego w moim łóżku. No i wcale jej się nie dziwię.
-Co on…Diana czy ty i on…Nie wierze…
-O weź. On był tak pijany, że nawet nie wie jak tu trafił.
-Ale co on tu robi? Nie łatwiej go było odesłać do domu? – dopytywała się Tośka spoglądając to na mnie to na Arka.
-Nie mam nic na swoją obronę – powiedział Wierzbicki.
-Tośka, Diana! – usłyszałyśmy z kuchni głos mamy. Ja oczywiście spanikowałam, ale Tośka zachowała zimną krew i dosadnie dała Arkowi do zrozumienia, że jak stąd wyjdzie to tego pożałuje.
    Mama zrobiła na śniadanie jajecznicę. Wszystkie trzy zjadłyśmy ze smakiem. Głowa mi pękała od tego wszystkiego:  sprawa z tatą, ten okropny sen i Arek Wierzbicki w moim pokoju. Musiałam działać.
-Mamo znasz Grażynę Wieczorek? – spytałam.
-Czemu o nią pytasz?
-Znasz ją? – drążyłam temat.
-Tak. Chodziłyśmy do tej samej klasy w liceum. A skąd ty ją znasz? – zapytała podejrzliwie.
-To matka mojego chłopaka – powiedziała Tośka. Zrozumiała o co mi chodzi i postanowiła mu pomóc.
-Co takiego?! – mama się wkurzyła i o to chodziło.
-To co słyszałaś! Ty nas okłamywałaś więc teraz my robimy co chcemy! – mówiłam wszystko co leżało mi na sercu.
-Jak to okłamywałam? O co ci chodzi Diana?
-Błagam, mamo, nie udawaj niewinnej. Wiem, że tata żyje. Wiem, że wysyłasz mu i panu Wieczorkowi pieniądze by mieli za co się utrzymać.
-Kto ci takich głupot naopowiadał? – broniła się mamo.
-Przestań w końcu kłamać i powiedz prawdę! – odezwała się Tośka.
-Zabroniłam wam szukać taty i zadawać pytania na jego temat! – odcięła się mama.
-Och no zobacz, a my cię nie posłuchałyśmy – zadrwiłam.
W mamie kipiała złość, ale o to chodziło. Musiałam w niej wzbudzić jakieś emocje, żeby w końcu zrozumiała, że nie jesteśmy już małymi dziewczynkami. Zdenerwowana zgromiła mnie wzrokiem i poszła do swojego pokoju.

Tośka
    Wpatrywałam się w Dianę nie rozumiejąc jej zachowania.
-Di co to wszystko miało znaczyć? Czemu teraz to zaczęłaś? – spytała ją, ale nie odpowiedziała. Poszłyśmy do mojego pokoju i siostra opowiedziała mi wszystko to, co przekazała jej babcia. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież to było nie do pomyślenia. Seba miał rację mówiąc, że jego matka to potwór. Seba…Od dziś zostaje sama. Seba mnie zostawia, opuszcza.
-Diana czemu to wszystko jest takie trudne? –spytałam siostrę rzucając się na łóżku – Najpierw ta cała sprawą z tatą, ty jeszcze masz na głowie Arka a Sebastian wyjeżdża…
-Jak to wyjeżdża?? Czemu? Gdzie? Po co? Kiedy?– Di zadawała miliony pytań.
-Czemu? Bo jego matka to wredna jędza i potwór. Gdzie? Do Florencji. Po co? Nie wiem. Kiedy? Dziś…Diana co Arek robi w twoim łóżku, do cholery? - zmieniłam temat.
-Przyszedł tu wczoraj pijany w sztok. Chciałam mu zamówić taksówkę, ale przewrócił się  i zasnął. Co miałam zrobić?
-Nie, no w porządku. Ale…czy ty z nim…no wiesz.
-Tośka! Chciałam przyjść do ciebie, ale złapał mnie za rękę i powiedział żebym została. Nie potrafiłam go zostawić Tośka. Po prostu nie potrafiłam. To było dla mnie zbyt trudne.
-Kochasz go? – spytałam, choć domyślałam się odpowiedzi.
-To nie jest prawdziwa miłość, Tośka. Ja nie potrafię przestać o nim myśleć, ale gdy przypomnę sobie, co zrobił wtedy w galerii…
Leżałam na łóżku a Di opowiadała mi o swoim śnie, o Arku, o tym co czuje gdy go widzi. Nie powiedziała, że go  kocha, ale mówiła o nim  w taki sposób, jakby naprawdę coś ich łączyło.
-A ty masz zamiar tak tu siedzieć jak gdyby nigdy nic? – spytała mnie nagle.
-Ale o co ci chodzi?
-Mówiłaś, że Sebastian dziś wyjeżdża. Czemu się nie idziesz z nim pożegnać?
-Nie lubię pożegnań. Zresztą pożegnałam się z nim wczoraj. Nie chce znów tego przeżywać.
Chyba ktoś jednak chciał bym pożegnała się z Sebastianem, bo pod dom nagle zajechał Wiktor.
„Jeszcze jego mi tu brakowało” – pomyślałam.
-Czyli i tak pójdziesz się z nim pożegnać – podsumowała Diana i poszła do siebie. Naprawdę nie chciałam spotkania z Brunetem. Miałam dość problemów i on też był jednym z nich. Nim zdążył wejść na podwórko ja wyszłam mu naprzeciw. Nie chciałam by w jakikolwiek sposób mama go zauważyła.
-Nie spodziewałam się tu ciebie – powiedziałam wsiadając do auta. Uśmiechnął się tylko i odjechaliśmy. Nie pytałam gdzie mnie zabiera, bo po jakimś czasie poznałam trasę jaką jechaliśmy. 
        Zmierzaliśmy na lotnisko, a co za tym idzie pożegnanie z Sebastianem, którego tak bardzo chciałam uniknąć.
-Po co mnie tu zabrałeś? – spytałam gdy się zatrzymaliśmy na parkingu.
-Miałem pozwolić żeby Sebastian wyleciał bez pożegnania z tobą?
-Pożegnałam go już wczoraj – odpowiedziałam ze smutkiem. Wiktor dostrzegł, że coś jest nie tak, ale na szczęście o nic nie zapytał. Dotarło do mnie, że już musi być koło piętnastej skoro już tu jesteśmy. Rozglądałam się wokół szukając Sebastiana, ale nie mogłam go dostrzec. Z jednej strony się ucieszyłam, ale z drugiej było mi smutno, że być może go więcej nie zobaczę. Gdy już straciłam nadzieję zobaczyłam go przy bramce gdzie sprawdzają paszporty. Nie miałam chwili do stracenia.
Biegłam z całych sił w jego stronę.
-Sebastian! – krzyczałam, ale on mnie nie słyszał – Sebastian! – tym razem krzyknęłam tak mocno, że ludzie na lotnisku zatrzymali się by na mnie spojrzeć. Ale Sebastiana nigdzie nie było. Nie mogłam się poddać. Z pomocą przyszedł mi ponownie Brunet. Nie wiem jak on to zrobił, ale dwóch strażników przepuściło mnie przez bramkę bez żadnych problemów. Znałam lotnisko jak własną kieszeń. Gdy byłam młodsza przychodziłam tu z mamą do pracy. Mama sobie pracowała a ja włóczyłam się i poznawałam różne zakątki tego miejsca. Biegłam przed siebie gdy nagle przed oczami wyłoniła mi się  jego sylwetka.
-Sebastian! – krzyknęłam. Zatrzymał się i obrócił w moją stronę. Uśmiechnął się łobuzersko, tak jak to miał w zwyczaju i podszedł do mnie.
-Tośka – przytulił mnie. Poczułam ciepło jego ramion i znajomy zapach drzewa sandałowego. Uświadomiłam sobie jak bardzo nie chce żeby wyjeżdżał, jak bardzo nie chce zostawać sama, bez niego. Nie chciałam płakać, ale łzy same cisnęły mi się do oczu.
-Ryczysz jakbym wyjeżdżał na zawsze – powiedział.
-A skąd mam wiedzieć, że wrócisz? – zapytałam.
-Bo ty nie potrafisz usiedzieć długo w jednym miejscu.
-Co takiego? Co ty wygadujesz? – nie miałam pojęcia o czym on mówi.
„Samolot do Włoch…..” – pani z głośników przypomniała nam, że musimy się rozstać.
Sebastian wyciągnął z kieszeni bilet lotniczy i podał mi go.
-Masz wybór Tośka. Po raz pierwszy od dłuższego czasu masz wybór. Możesz tu zostać i żyć tak jak żyłaś, ale możesz też lecieć ze mną i być zawsze przy moim boku. Masz wybór.
-Sebastian, ja nie wiem co powiedzieć – byłam w szoku co tylko utrudniało mi decyzję.
-Tośka muszę już iść. Zdecyduj się w końcu.
„Co zrobić? Co zrobić? Co zrobić?” – zastanawiałam się. Mam już dziewiętnaście lat i powinnam umieć podejmować takie decyzję. Spojrzałam na Sebastiana, ale nie byłam pewna czy tego chcę. Czas naglił. Wyciągnęłam z kieszeni kurtki klucze od domu, podałam je Sebie; do drugiej ręki kazałam mu wziąć bilet.  Zamknęłam oczy, Sebastian skrzyżował ręce za sobą, otwarłam oczy i musiałam wybrać. „Czemu ja się na to godzę? Przecież to jasne, że chcę zostać w domu” – pomyślałam. Wybrałam prawą rękę chłopaka. Sebastian już wiedział co wybrałam, ale jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.  Uśmiechnął się tylko łobuzersko, zabrał swoją walizkę i odszedł zostawiając mnie samą     i kompletnie zdezorientowaną.

Rozdział trzydziesty piąty


Diana
     Zazdrościłam Tośce, że ma chłopaka. Zazdrościłam jej, że ma bogatego i przystojnego chłopaka. Też mogłam takiego mieć. Nie wyobrażałam sobie jednak takiego związku. Sebastian był silny i potrafił postawić na swoim, Arek tego nie potrafił. To właśnie dlatego nie mogliśmy być razem, choć oboje tego chcieliśmy.
Poukładałam wszystko to, co babcia mi powiedziała i byłam pewna, że wiem na ten temat już wszystko. Jednak była jeszcze jedna rzecz, której nie mogłam rozgryźć. Mianowicie dlaczego mama to przed nami ukrywała. To znowu nie była taka straszna tajemnica, więc mogła nam to powiedzieć. Ale nie, ona wolała nam wmówić, że tata zaginął. Z informacji od babci wynikało, że za tą całą sprawą stoi matka Sebastiana. Modliłam się by on nie okazał się taką świnią jak jego matka. To by bardzo skrzywdziło Tośkę. Z jednej strony cieszyłam się, że tata żyje ale z drugiej tyle lat nauczyłam się żyć bez niego, że nie wyobrażam sobie spotkania z nim. Robiło się późno a Tośka nie wracała. Gdy usłyszałam dzwonek byłam zaskoczona, bo siostra nigdy nie dzwoni. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam ledwo trzymającego się na nogach Arka. Zastygłam w bezruchu. Prosiłam go by mnie nie nachodził, ale jak widać nie posłuchał.
-Miałeś tu nie przychodzić! – krzyknęłam na niego.
-Aaallle…czczczeeekaj – bełkotał. Zmierzyłam go wzrokiem. Był pijany to zbyt łagodne określenie. Włosy miał rozczochrane, guziki od płaszcza nie pozapinane i śmierdziało od niego wódką.
-Jesteś pijany. Zamówię ci taksówkę i wracaj do domu – powiedziałam do niego. Ledwo trzymał się na nogach. Złapał się futryny by nie upaść i znów zaczął coś bełkotać. Zostawiłam go przed drzwiami i poszłam po komórkę. Już wybierałam numer taksówek, gdy usłyszałam jakiś dźwięk. Wróciłam do Arka, który podczas mojej nieobecności przewrócił się i upadł na twarz kalecząc sobie policzek.
-Arek słyszysz mnie? - potrząsnęłam nim
-Mama? – spytał sennym głosem.
-Zatłukę cię jak mi teraz tu zaśniesz. Wstawaj i to natychmiast – poleciłam mu, jednak było już za późno na cokolwiek bo zaczął chrapać co oznaczało, że będę sama musiała coś z nim zrobić.
-Na Boga, Wierzbicki i ty chcesz ze mną chodzić? Jesteś żałosny – mówiłam do siebie.
Z trudem podniosłam go z podłogi i zawlokłam do swojego pokoju. Zdjęłam mu kurtkę, buty i przykryłam kocem. Okropnie śmierdziało od niego wódką, więc otworzyłam trochę okno, by wpuścić  mroźne, ale świeże powietrze. Była już dwudziesta druga, Tośka nie wracała a ja zapragnęłam pójść spać. Usłyszałam nagle swój telefon: jakiś nieznany numer.
-Halo? – spytałam przerażona.
-Diana? Tu Jake. Był może u ciebie Arek?
-Był i jest.
-Ufff…Jaka ulga. Zaraz po niego przyjadę – powiedział.
-Yyyy…Lepiej nie. Właśnie zasnął. Rano odprawię go do domu, więc możesz być spokojny.
-Dzięki - usłyszałam jeszcze nim się rozłączył.
Usiadłam na brzegu łóżka i spoglądałam na śpiącego Arka. Rana na policzku nie wyglądała za ciekawie, ale na szczęście krew przestała lecieć. Marzyłam o pójściu spać. Ucałowałam Arka na dobranoc w czoło i miałam odejść gdy złapał mnie za rękę.
-Zostań – wymamrotał przez sen. Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Tak bardzo chciałam być z
Arkiem i mieć go dla siebie, ale różniliśmy się od siebie wszystkim, nie tylko statusem społecznym. Mocno trzymał moją rękę i nie zapowiadało się na to by ją puścił. Chciałam czy nie musiałam tu zostać. Położyłam się obok niego i zmęczona wydarzeniami dnia dzisiejszego zasnęłam.

Tośka
        Pocałunek Sebastiana był jak powiew chłodnego wiatru w upalny dzień: przyjemny i orzeźwiający.
-Muszę wracać do domu – powiedziałam odpychając go od siebie. To i tak trwało już zbyt długo.
-Muszę coś jeszcze powiedzieć.
-Zrobisz to po drodze.
-Wysłuchaj mnie, proszę – spojrzał na mnie groźnie więc ustąpiłam – Pamiętasz jak mówiłem ci, że moja matka wydała Milenę za mąż dla pieniędzy?
-Pamiętam – wyszeptałam zaczynając bać się tego co Sebastian ma mi do powiedzenia. Usiadł na huśtawce obok mnie i mówił dalej:
-Moja matka jest zdolna do wszystkiego. Jeśli ktoś nie pasuje stara się go zlikwidować. Jeśli coś idzie nie po jej myśli wścieka się i lepiej wtedy nie stawać jej na drodze.
-Przeraża mnie to co mówisz.
-To moja matka wynajęła kogoś by wybił wam szyby w oknach.
-Co ty gadasz? – zerwałam się z huśtawki jak poparzona – To twoja matka, Sebastian.
-Nie Tośka. To potwór, który przybrał postać tej kobiety.
-Czemu to zrobiła? – spytałam choć domyślałam się odpowiedzi.
-Bo chce zniszczyć kogoś kto jest dla mnie ważny. Chce pokazać, że ma władzę i że lepiej z nią nie zadzierać.
-Więc?
-Więc musisz mi zaufać i zostawić wszystko w moich rękach. Musisz mi pozwolić się chronić i robić to co będę ci kazał.
-Będziesz mi rozkazywał? – oburzyłam się.
-Nie, będę cię chronił. Jednak musisz mi ufać Tośka i jeśli cię o coś poproszę będziesz musiała to zrobić.
-Dobra już dobra. Zrozumiałam – powiedziałam przerażona. Seba mówił tak jakby miał zaraz zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu czy coś w tym stylu. Zachowywał się naprawdę dziwnie. Nie miałam pojęcia, że jego matka jest takim tyranem. Zaczynałam rozumieć jak bardzo musi mu być ciężko mieszkać z kimś takim pod jednym dachem.
-Możemy wracać? Diana pewnie się martwi. – powiedziałam. Złapał mnie za rękę i w blasku latarni wracaliśmy do domu. 
       Przez całą drogę Sebastian milczał a ja ewidentnie czułam, że coś jest nie tak. Nie był dla mnie wredny ani nie miły i w sumie trochę mi tego zaczynało brakować bo się tego powoli przyzwyczajałam. Mimo to czułam, że Seba się zmienił i naprawdę zaczynało mu na mnie zależeć. Starał się, próbował mi udowodnić, że ma uczucia. Po raz drugi mnie pocałował. Krótki pocałunek uświadomił mi, że naprawdę coś do niego czuję. Jednak nie mogłam mu o tym powiedzieć. Co to, to nie. Nie zrobię tego pierwsza. Poczekam na jego ruch. Jeśli tak bardzo mnie kocha kiedyś mi to powie.
Gdy dotarliśmy pod mój dom Seba spoważniał jeszcze bardziej oparł się o płot i zapytał:
-Co byś zrobiła gdybyś musiała wyjechać i zostawić kogoś na kim ci zależy?
-Czemu o to pytasz?
-Odpowiedz.
-Jeśli była by to osoba, którą bardzo kocham to pękłoby mi serce a mój świat rozsypałby się na drobne kawałki, które ciężko by było poskładać.
-Myślisz, że osoba którą zostawiłaś potrafiłaby na ciebie poczekać? – spytał jeszcze.
-Jeśli ta osoba byłaby… Zresztą co ci chodzi po głowie? Czemu o to pytasz? – jego pytania zaczęły mnie wyprowadzać z równowagi.
-Tośka ja… - zaczął.
-No weź – szturchnęłam go w ramię – Jesteś taki poważny jakbyś faktycznie zaraz miał gdzieś wyjechać.
-W sobotę lecę do Włoch – wyszeptał.
-Taaa a ja do Ameryki – zaśmiałam się.
-Mówię poważnie! – uniósł się. Dotarły do mnie jego słowa i zabolały jak pchnięcie nożem w brzuch.
-Wy…Wylatujesz? – spytałam tłumiąc łzy, które napływały mi do oczu.
-Wrócę. Obiecuje, że wrócę.
Nie byłam wstanie znieść dłużej jego widoku. Otwarłam uliczkę i pobiegłam do domu. Myślałam, że Seba pobiegnie za mną, ale nic takiego się nie wydarzyło. W swoim pokoju rzuciłam się na łóżko i zalałam łzami.

Sebastian
     Zostawiałem Tośkę samą na pastwę losu. Nie mogłem pozwolić by pod moją nieobecność coś jej się stało. Ktoś musiał nad nią czuwać. Tylko jedna osoba mogła o nią zadbać. Gdy wróciłem do domu zadzwoniłem do Jake’a by upewnić się czy on i Wiktor odnaleźli Arka. Okazało się, że chłopak wylądował w domu Tośki. „Pewnie poszedł do Diany” – pomyślałem. Potem zadzwoniłem do Bruneta. Choć pora była późna musiałem się z nim zobaczyć. Przyjechał najszybciej jak mógł.
-Wiesz, która jest godzina? – zapytał wchodząc do mojego pokoju.
-Są ważniejsze rzeczy. Musisz mi pomóc.
Chciałem mu teraz wszystko powiedzieć, ale przypomniałem sobie, że kilka godzin temu to on przyszedł do mnie bo miał jakąś sprawę.
-To o co chodzi? – spytał Brunet.
-Najpierw ty powiedz. Mówiłeś, że twoi rodzice wyjeżdżają do Kanady.
-Aaaaaa…Racja. Wyjeżdżają do Kanady.
-I co w związku z tym?
-Chcą żebym jechał z nimi – powiedział Wiktor, ale widziałem, że wcale nie był tym przejęty.
-I mimo to, jesteś taki spokojny?
-A czym mam się przejmować?
-A co ze szkołą? Z maturą?
-Nie wyjadą prędzej niż nie skończę szkoły. Chcą zaczekać, żeby zabrać mnie ze sobą.
-Aż trudno pomyśleć, że nasze drogi się rozejdą – powiedziałem, bo nie mogłem sobie wyobrazić, że K4-licelna przyjaźń już niedługo przestanie istnieć.
-A co z tobą?
-Starucha wysyła mnie do Włoch.
-Jak to do Włoch? Po co? - spytał zaskoczony
-Pieprzone interesy - odpowiedziałem 
-Ale Seba wiesz, że to jest nieuniknione.
-Wiktor wiem! Ale ona zrobiła to akurat teraz, teraz gdy w końcu coś zaczęło mi wychodzić.
-Chcesz powiedzieć, że ona wie? – zapytał przyjaciel.
-O mnie i Tośce? Wie. Inaczej nie wynajmowałaby kogoś do wybicia szyb w jej domu.
-A więc to jej sprawka. Tośka wie?
-Powiedziałem jej o wszystkim. Musisz mi pomoc Wiktor.
-Co mam zrobić?
-Obiecaj mi, że zajmiesz się Tośką dopóki nie wrócę.