Rozdział dwudziesty czwarty

Patryk
Przez wiele lat żyłem sam, błąkałem się po różnych miejscach więc mieszkanie samemu nie było mi straszne. Nie dało się żyć tak żebym nie widywał się z Eddem, było to wręcz niemożliwe. Lena była temu przeciwna, Paty jednak mnie poparła. Decyzję o wyprowadzce podjąłem w chwili gdy Sara przyniosła do nas  szklaną kulę. Po prostu czułem, że muszę opuścić to miejsce inaczej stanie się coś złego. Znalezienie odpowiednego miejsca nie zajęło mi dużo czasu. Sara powiedziała o tym Wiktorowi, ten swoim znajomym i już popołudniu spakowałem swoje rzeczy i przeniosłem się do nowego lokum.
Szklana kula, którą przyniosła Sara okazała się być Czarną Misą w której zostało zamknięte całe moje królestwo, moja rodzina. I chociaż błagałem Paty by pozwoliła mi jej dotknąć ta była nieugięta . Powiedziała, że najpierw musi ją zbadać razem z Eddem a ja mam na razie pilnować Leny i uważać na siebie. Z Paty nie warto było dyskutować, była zbyt stanowcza a wprowadzenie jej w gniew mogłoby nas kosztować życie. Wolałem tego uniknąć. Posłuchałem jej. Następnego dnia spakowałem swoje rzeczy a moja wyprowadzka była dla Leny zaskoczeniem.  Edda nie było. Oboje się unikaliśmy, ale chyba tak było lepiej. Nie byłem gotowy na rozmowę z nim, nie byłem gotowy by nawet na niego spojrzeć.
Czułem się jednak trochę niepotrzebny. Miałem chronić Lenę, ale zostałem już nikim. Byłem tylko zwykłym Czarnym Aniołem. Nawet najmniejsza rana mogłaby mnie zabić. Czy to miało związek z tym, że część mojej duszy jest w ciele innego chłopaka? Naprawdę nie miałem pojęcia, że rozszczepienie  może się tak skończyć. Przez moją głupotę umrze niewinna osoba. To mnie jeszcze bardziej wkurzało niż mój brak szybkiej regeneracji czy historia z Eddem.
-Patryk! – usłyszałem zza drzwi głos Leny.  Wstałem by otworzyć jej drzwi i totalnie mnie wmurowało gdy zobaczyłem moją anielicę z walizką w ręku.
-Co to ma znaczyć? – spytałem patrząc na jej bagaż.
-Mieszkanie tam bez ciebie jest nudne. Nie mogę bez ciebie wytrzymać. Za bardzo się martwię, tym bardziej teraz gdy… - urwała by na mnie spojrzeć, ale nie dokończyła zdania.
-Gdy jestem bezużyteczny. – skończyłem za nią. Weszła do środka i zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. Nie potrzebowałem willi z balkonem. Wystarczyła mi typowa kawalerka.
-Ładnie tu. – powiedziała opierając się o parapet, wyglądając przez okno i zmieniając temat.
-Naprawdę chcesz tu zostać? – spytałem obejmując ją w pasie i tuląc się do niej. Jej złote włosy pachniały tak świeżo, były takie delikatne i miękkie w dotyku. Nie odpowiedziała od razu. Wpatrywała się w grupkę bawiących się dzieciaków na podwórku.
-Nie chcę zostawiać cię samego. – odezwała się w końcu. Odwróciła się i spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami – Jest tyle rzeczy które chcę z tobą zrobić nim… - znów urwała i nagle zaczęła płakać. Przytuliłem ją. O co tym razem chodziło?
-Nim co? Lena co tym razem się dzieje? Nie płacz proszę. – chciałem ją uspokoić i chyba mi się udało bo powoli przestawała płakać.
Znów spojrzała na mnie.
-Nim rozpocznie się wojna.
-Jaka wojna?
-Patryk nie udawaj głupiego. Przecież wiesz, że TO się zbliża. Wkrótce się zacznie.
-Więc zróbmy coś z tym. Musimy się przygotować.
-Nic nie możemy zrobić dopóki Paty nie da nam znać. Musimy czekać. Nie chcę cię stracić.
-Lena… Przecież i tak jesteśmy sobie pisani. Nie stracisz mnie.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.
Przytuliłem ją z wyrzutami sumienia, że musiałem ją okłamać. Obiecałem jej coś co jest na tą chwilę niemożliwe. Nie wiem co ze mną będzie za kilka dni. Zostało mi już tylko moje wątłe ciało, nic poza tym. Naprawdę ta myśl, że nic nie mogę zrobić, że jestem bezużyteczny była straszna. Byłem zmęczony tym wszystkim. Chciałem zasnąć i obudzić  się gdy już będzie po wszystkim, jednak nie było to możliwe. Chociaż nie, jednak było możliwe. Wystarczyło tylko bym zadał sobie kilka głębokich ran i zapadł w bardzo długi sen. Wtedy przespałbym to wszystko. Nie mogłem jednak tego zrobić. Będąc w tak głębokim śnie albo znów bym trafił do Błękitnego Pałacu albo cząstka mojej duszy zrobiłaby coś niekontrolowanego. Teraz miałem przynajmniej czas by się bardziej nad tym zastanowić i znaleźć jakieś rozwiązanie, którego wcześniej nie znałem.

Lena
Patryk był samolubny. Jak on mógł od tak się wyprowadzić i zostawić mnie tu samą? I dlaczego podjął nagle taką decyzję? Paty mówiła mu, żeby unikał Edda, ale nikt nie spodziewał się, że Patryk tak się zachowa. Po tym jak Czarny Anioł opuścił dom rodzeństw,  Paty zabrała mnie do piwnicy. Tam pozwoliła mi się przyjrzeć szklanej kuli, którą przyniosła Sara. Zastanawiało mnie czy Sara sama z siebie znalazła kulę i zabrała ją do siebie czy jednak los tak splótł nasze drogi, że akurat padło na nią? To nie był przypadek, że Sara została wplątana w to wszystko. Na razie wie tylko o mnie, ale nie zdołamy już dłużej ukrywać przed nią i przed Wiktorem tożsamości Patryka. Nie teraz gdy jest on w takim stanie. Wiem, że ma mnie ochronić i być ze mną, ale niestety on teraz nie może nic zrobić. Stracił całkowicie swoje moce a pobyt w Błękitnym Pałacu wyssał z niego resztki sił jakie miał. To tak jakby był teraz człowiekiem. Mógł zginąć w każdej chwili, ale ja nie mogłam na to pozwolić. Dlatego postanowiłam z nim zamieszkać. Ani Paty ani Edd nie mieli nic przeciwko. Wiedziałam, że bardziej martwią się o mnie niż o Patryka, ale nie mogłam pozwolić by mój Czarny Anioł został sam. Ja też nie chciałam zostać sama. Potrzebowałam go. Wiedział więcej rzeczy ode mnie, mógł odpowiedzieć na kilka moich pytań a tylko ja mogę go ochronić w razie niebezpieczeństwa.
-Co zamierzasz zrobić? – spytałam Paty, która uważnie przyglądała się szklanej kuli.
-Razem z Eddem musimy poszukać w księgach jak otworzyć kulę. Nigdy wcześniej nic takiego nie miało miejsca. Można powiedzieć, że to historyczny moment dla aniołów.
-Paty, dlaczego kolejność mojej misji się zmieniła? Przecież najpierw miałam odnaleźć misę a potem Patryka.
-Powierzyliśmy ci z Eddem zbyt trudne zadanie, można powiedzieć, że wręcz niemożliwe. Mieliśmy podejrzenia, że naczynie może znajdować się na terenie pałacu więc wtedy może by ci się udało, ale gdy tam byłaś razem z Eddem wiedzieliśmy już, że się pomyliliśmy, dlatego uratowałaś tylko Patryka.
-Co się stanie z Patrykiem? – zapytałam jeszcze. Byłyśmy same, więc mogłam spytać Paty o kilka spraw.
-Zdajesz sobie sprawę jak ciężko jest cokolwiek zrobić gdy nagromadziło się tyle ważnych spraw? Zanim otworzymy kulę chciałabym żeby Patryk porozmawiał z Eddem.
-On go może zabić!
-Wiem Lena, ale nie zrobi tego. Ciężko jest zapanować nad aniołem gdy jest w gniewie, ale nad Patrykiem będzie jeszcze ciężej, bo nie ma żadnego źródła mocy, które by mogło mu pomóc w tej walce.
-Przecież nadal mogę mu użyczyć swojej mocy.
-Nie możesz. Zabraniam ci żebyś to robiła, chyba że sytuacja cię do tego zmusi. Nie możesz tego robić od tak.
-Dlaczego? – drążyłam temat.
-Bo w końcu i ciebie to zabije. Nie rozumiesz? Czy po prostu nie chcesz rozumieć? Lena straciłaś więcej mocy na uratowanie Patryka niż ci się może wydawać. Owszem, nadal jesteś w stanie wiele zrobić i nie umrzeć, ale czeka nas wojna z Wygnańcami a dopóki ona będzie trwać nie masz prawa wstępu do swojego królestwa.
-Paty…Jak to nie mam wstępu? Dlaczego? Powiedz mi do cholery co tam się dzieje! – nie wytrzymałam i wybuchłam.
-To się dzieje. – powiedziała Paty. Machnęła ręką i moim oczom ukazał się koszmarny widok. Rzeź jaką urządzili Wygnańcy w moim królestwie była strasznym widokiem. Ogień spowijał całe królestwo, krew brudziła białe ściany zamku, mordowane anioły były bezsilne a zwycięskie okrzyki Wygnańców odbierały aniołom nadzieję, że ich los się zmieni. Obraz krwawej masakry zniknął tak szybko jak się pojawił.
-Teraz rozumiesz? Dotarła do ciebie powaga sytuacji?
-Moje królestwo…
-Dlatego musisz nam zaufać. Chcemy pomóc. Tobie, Patrykowi i reszcie aniołów. Też nas boli patrzenie na to, co wyprawiają Wygnańcy, ale ty jesteś naszą ostatnią nadzieją. Oni Czarnym Mieczem zabijają twoich braci i twoje siostry, dlatego tak ciężko jest z nimi walczyć.
-Więc jak mam z nimi wygrać jeśli to oni posiadają Czarny Miecz. Macie jakiś pomysł? – spytałam.
-Idź do Patryka. Gdy wszystko będzie gotowe, damy ci znać. Zajmijcie się sobą. Spędźcie razem czas, potrzebujecie się nawzajem. – Paty uśmiechnęła się i przytuliła mnie.
Idąc do mieszkania Patryka była kompletnie rozbita. Nie płakałam, ale była wstrząśnięta tym co pokazała mi Paty. Królestwo Aniołów, wszystko to co kochałam, wszystko to co było dla mnie domem, inne anioły z którymi spędzałam czas, wszystko to z jednej chwili runęło. Dopiero teraz zrozumiałam jaką siłę posiadają Wygnańcy, jak silny jest Aron i jak ważna jest moja rola w tej wojnie. Nie poddam się, nie mogę, ale nie mam żadnego pomysłu jak sobie z tym poradzić. Patryk był zaskoczony, że postanowiłam u niego zamieszkać. Spoglądałam na bawiące się dzieci i zazdrościłam im, że są takie beztroskie i radosne. Przecież sama też kiedyś taka byłam. W ramionach Patryka pozwoliłam sobie na chwilę słabości, ale szybko wróciłam do siebie.  To nie była czas na łzy. Zrobię tak jak kazała mi Paty, spędzę czas wspólnie z Patrykiem. Zapomnimy na chwilę o tym całym bałaganie i będziemy mieli tylko siebie. Patryk ucieszył się na mój pomysł i całe popołudnie łazilśmy bez celu po mieście. Poszliśmy do kina. Dobrze, że Wiktor zabierał tu Sarę, to czasem z nimi się wybrałam jak jej stróż, ale to nie to samo co być tu na żywo. W parku karmiliśmy kaczki, byliśmy na lodach a gdy słońce zaszło poszliśmy posiedzieć na molo. Tego chciałam. Tyle razy byłam świadkiem jak Sara i Wiktor tak spędzają czas, że sama tego zapragnęłam i udało się. Byłam szczęśliwa.
Patryk też. W jego oczach widziałam szczęście i radość. Uśmiechał się, łaskotał mnie i całował. Potrzebowałam tego popołudnia by dojść do siebie po ostatnich wydarzeniach. I w chwili gdy już myślałam, że nic nie zepsuje nam dnia usłyszałam z daleka znajomy głos, którego nie poznałam od razu.
-Lena! – krzyczał chłopak. Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w naszą stronę Łukasza. W tej samej chwili Patryk zaczął dziwnie się zachowywać. Zaczął szybciej oddychać i strasznie zbladł. Oparł się o moje ramię i próbował się uspokoić. Na marne.
-Cześć Lena. – przywitał się ze mną ale widziałam, że jest zaskoczony obecnością Patryka.
-Cześć. – odpowiedziałam. Spoglądałam to na niego, to na Patryka i przypomniałam sobie podsłuchaną rozmowę Paty i Patryka gdy wróciliśmy z Błękitnego Pałacu. Mój anioł mówił coś o rozszczepieniu duszy, która trafiła do obcego chłopaka. Teraz poukładało mi się to w całość. Gapiłam się na Łukasza bo to on był chłopakiem, który dostał cząstkę duszy Patryka, dlatego był dla mnie taki miły i dlatego ja w nim cały czas widziałam mojego anioła.
-Z twoim kolegą chyba jest coś nie tak. – powiedział Łukasz. Faktycznie Patryk wyglądał coraz gorzej. To wszystko przez to, że jego rozszczepiona dusza spotkała się z jego prawdziwym ciałem w takich oto okolicznościach. Nie wiedziałam nic na ten temat, wiec nie miałam pojęcia co zrobić.
-Patryk trzymaj się ,proszę cię – wyszeptałam mu do ucha – albo powiedz mi co mam robić. Przytuliłam go.
-Każ mu odejść. Wymyśl coś, ale musi sobie stąd iść. – powiedział cicho Patryk.
-Przyniesiesz nam wody? Nie mogę go tu zostawić samego. – spytałam Łukasza. Zgodził się i odszedł. W chwili gdy chłopak się oddalał Patrykowi wracały siły. Po kilku minutach czuł się lepiej.
-Spadamy stąd. Jeśli znów go spotkam zabiję go z bólu. – powiedział mój anioł. Pomogłam mu wstać i dłuższą ale bezpieczniejszą dla niego drogą wróciliśmy do mieszkania. Na zewnątrz zrobiło się już ciemno, ale Patryk nie chciał bym zapalała światło w mieszkaniu.
-Możesz mi to wytłumaczyć? Odbiło ci już do reszty z tym rozszczepianiem duszy? – chciałam na niego krzyczeć, ale nie potrafiłam. Byłam na niego zła i jednocześnie było mi go szkoda.
-Skąd o tym wiesz? – spytał zaskoczony.
-Podsłuchałam twoją rozmowę z Paty. I chyba dobrze zrobiłam.
-Lena, zrobiłem to by cię chronić. Nim się pojawiłaś błagałem Edda by mnie tego nauczył. Kiepsko mi szło, ale w końcu się udało. Stało się to jednak wtedy gdy trafiłem do Błękitnego Pałacu. Nie miałem nad tym kontroli, nie wiedziałem tego dopóki się nie obudziłem. Niestety chyba coś poszło nie tak.
-To znaczy? – spytałam.
-Ten chłopak nie powinien wiedzieć kim jesteś. Powinien stracić wszystkie wspomnienia związane z tobą. Najgorsze jest to, że i tak będę musiał go zabić.
-Nie zrobisz tego! – zaprotestowałam.
-To jest jedyny sposób żebym odzyskał swoją utraconą cząstkę duszy. Jeśli tego nie zrobię to mnie zabije.
-To dlaczego na niego to tak nie działa jak na ciebie?
-Bo to ja jestem właścicielem duszy. On nie ma o niczym pojęcia. Nie jestem na to jednak gotowy. Na nic nie jestem gotowy. Wszystko dzieje się zbyt szybko.
Patryk westchnął a ja już nie wiedziałam co powiedzieć a co dopiero zrobić. Byłam równie bezsilna co on.  Nagle przeszedł mnie dreszcz. Znałam to uczucie.
-Patryk… Patryk coś się stało…Sara jest cała roztrzęsiona.
Zdążyłam to powiedzieć i usłyszeliśmy na klatce głos Sary. Patryk szybko otworzył jej drzwi i moja podopieczna wbiegła do mieszkania cała zapłakana. Jej emocje były bardzo silne, jak nigdy wcześniej. Odczuwałam ból razem z nią i nie mogłam nad tym zapanować. Zaczęłam się trząść i denerwować jak ona.
-Zniknął… - chlipała Sara.
-Ale kto? – spytał łagodnie Patryk.
-Wiktor. Porwał go.
-Kto taki? Co się stało Sara?
-Przychodził do niego od kilku dni jakiś chłopak. Mówił, że cię zna i że to twoja wina. Cały czas powtarzał, że go popamiętasz, że stracisz wszystkich którzy są dla ciebie ważni. Mówiłam mu żeby szedł na policję, ale on to zignorował. Chciał z tobą pogadać, ale zniknąłeś a ten chłopak cały czas się narzucał.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – spytałam ją.
-Wiktor nie chciał żebym o tym rozpowiadała. Mówił, że sobie z nim poradzi. A dziś jak po niego poszłam zobaczyłam jak ten chłopak wciąga go siłą do auta i odjeżdża. Patryk do cholery zrób coś z tym. O co tu chodzi? – Sara nadal chlipała.
-Wiesz coś więcej o tym chłopaku? Jak wygląda? Czy mówił coś więcej o mnie? Skąd mnie zna?
-Nie. Wiem tylko tyle, że ma na imię Aron.

ROZDZIAŁ SPECJALNY - 5 ROCZNICA BLOGA!!!


-Ja Any, biorę sobie ciebie Maxerze za męża...
-Ja Maxer, biorę sobie ciebie Any za żonę....
*i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńska oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci*
Najpiękniejszy dzień w pokręconym życiu Any i Maxera miał miejsce niedługo po wszystkich wydarzeniach jakie spotkały przyjaciół.
Any - najszczęśliwsza na ziemi żona i Maxer - najszczęśliwszy na ziemi mąż siedzieli właśnie na starym konarze drzewa powalonego kilka miesięcy wcześniej.Chociaż byli właśnie w zatoce, w miejscu w którym tak wiele wydarzeń miało miejsce, nie miało to znaczenia. Oni sami kilka miesięcy spędzili podróżując po Europie z której nie chcieli wracać. Spędzili tam wymarzone wakacje, cieszyli się tylko sobą. Nie obchodziło ich nic więcej. Po tym co ich spotkało przez ten mogli być w końcu razem. Związani świętym i niezniszczalnym sakramentem małżeństwa byli szczęśliwi niż kiedykolwiek wcześniej. Dopasowali się tak idealnie, że drugiej tak idealnej pary na świecie nie ma. Ciesząc się z małych rzeczy i z obecności drugiej osoby, zapominając o wszystkich problemach przez te kilka miesięcy żyli tylko dla siebie i ze sobą.
Any promieniała radością, odżyła. Dojrzała i zmieniła się, na lepsze. Maxer był w stanie zrobić dla niej wszystko chociaż ona do szczęścia potrzebowała tylko jego.Wtulona w ramiona swojego męża wpatrywała się w spokojną taflę błękitnego jeziora. Maxer trzymał w swoich ramionach jej drobne ciało, które nosi w sobie nowe życie - ich dziecko. To właśnie po to Any zorganizowała spotkanie z przyjaciółmi, by podzielić się z nimi tą radosną informacją.
Młode małżeństwo nie widziało świata po za sobą. Any czuła się bezpiecznie będąc w ramionach Maxera, on z kolei czuł, że teraz musi o nią dbać jeszcze bardziej. Delikatnie łaskotał jej ciało a ona tylko się uśmiechała i szybko się rewanżowała tym samym. Patrząc na nich, nikt by nie pomyślał ile razem przeszli. W tak młodym wieku poradzili sobie ze strasznymi tragediami jakie ich dotknęły. Życie ich nie oszczędzało, ale mieli siebie i dzięki temu pokonali wszelkie trudności i przeszkody jakie stanęły im na drodze.
-Mogłabym spędzać tak z tobą każdy dzień, każdą noc...Całe życie... - powiedziała rudowłosa wtulając głowę w ramiona męża.
-Chcesz przesiedzieć tu resztę życia?  - spytał Maxer gładząc jej gładkie włosy.
-A czemu nie? - spojrzała na niego tym swoim diabelskim wzrokiem, który zawsze pojawiał się gdy wpadła na jakiś szalony pomysł. Tak było i tym razem. Any stanęła na konarze i to samo zrobił Maxer.
-Any? - spytał ją trzymając za rękę by nie spadła.
-Zamieszkajmy tu. Zbudujmy wśród tej zieleni piękny domek w którym będziemy spędzać wakacje. Niech powstanie tu miejsce do którego będziemy mogli ucie przed zgiełkiem miasta. Niech ten konar będzie fundamentem naszego nowego domu.
Maxer przyglądał się swojej żonie z uśmiechem na twarzy. Nigdy nie mógł pojąć skąd w Any tyle radości i energii.
-Dobrze. Zamieszkajmy tu. - potwierdził jej pomysł Maxer.
Dziewczyna spojrzała zaskoczona na Maxera po czym rzuciła mu się ze szczęścia w ramiona by po chwili zacząć śmiać się wniebogłosy. Maxer otoczył ją swoimi silnymi ramionami w których Any czuła się bezpiecznie.
-Kocham cię rudzielcu.
-Ja ciebie też kocham Maxer.
Namiętny pocałunek przerwali im przyjaciele.
-Dobra, już dosyć tych czułości - odezwał się Shawn.
Any i Maxer zaraz po ślubie udali się w podróż po Europie. Wrócili kilka dni temu, ale dopiero teraz udało im się spotkać z całą paczką przyjaciół. Any nadal nie wierzyła, że pomimo tego wszystkiego co się stało wszyscy: Nanu z Shawnem, Martin z Ayu i Teku, są nadal jedną wielką rodziną, przyjaciółmi.
Przez kilka godzin nad zatoką rozbrzmiewał radosny śmiech przyjaciół. Znów czuli się jakby mieli beztroskie i spokojne życie.
-Dobra. A teraz podajcie nam jeden konkretny powód dlaczego spotkamy się tutaj a nie na jakieś imprezie powitalnej? - zapytała Nanu wtulona w Shawna.
Maxer i Any spojrzeli na siebie i wybuchnęli szczerym śmiechem.
-No robaczki, dalej mówcie - popędzała ich Nanu.
-Jestem w ciąży - powiedziała Any z uśmiechem na ustach, czując ruchy nowego życia w sobie.
Nanu i Ayu omal nie udusiły rudowłosej z tej radości. Teku, Martin i Shawn również pogratulowali Maxerowi.
Any i Maxer cieszyli się podwójnie - swoim szczęściem jak i z tego, że przyjaciele się cieszą. Zawsze wspierali się nawzajem i zawsze sobie pomagali. Zawsze byli razem i zawsze razem będą, nieważne czy będą tutaj czy na drugim końcu świata. Zawsze będą razem.
Zawsze.
*****
-Mamo, Chris znów pociągnął mnie za włosy - skarżyła się matce mała, 5-letnia, dziewczynka o pięknych blond włosach, błękitnych jak ocean oczach imieniem Blanca.
-Chris, przestań dokuczać siostrze. - matka skarciła ciemnowłosego chłopczyka, uśmiechnęła się do niego i puściła mu oczko.
Chris i Blanca byli bliźniakami, chociaż wcale do siebie nie podobnymi. Blanca była zbyt podobna do zmarłego siedem lat tamu Chrisa, bliskiego przyjaciela mamy. Była jakby jego kobiecą wersją i jej rodzice od razu o tym wiedzieli. Mały Chris był idealnym odzwierciedleniem swojego taty. Kropla w kroplę podobny do ojca. Już w wieku pięciu lat znał się na interesach i rodzice wiedzieli, kto obejmie interes za kilkanaście lat.
Szczęśliwa rodzina. Nie, to nie obraz. To realny i jak najbardziej prawdziwy obraz szczęśliwej rodziny jaką bezsprzecznie była rodzina państwa Rimskich - Any, Maxer i dwójka ich uroczych dzieci - Blanca i Chris. Nie byli idealną rodziną, byli szczęśliwą rodziną i nie dążyli do idealności. Nie obnosili się z tym kim byli, mieszkali w wyremontowanym domu Any, blisko tak bardzo ukochanej przez nią zatoki.
Nigdy im się nie śpieszyło. Zawsze mieli czas dla siebie, dla dzieci i dla przyjaciół. Mimo, że każde z nich miało własne życie, nigdy o sobie nie zapomnieli i spotykali się tak często jak tylko mogli. Dziś miało być jedno z takich spotkań. Tym razem organizatorem mieli być Any i Maxer.
Any pracowała razem z Maxerem. Maxer z kolei coraz prężniej rozwijał "Maxer Corporation" co pozwoliło mu zapewnić godne życie dla żony i dzieci. Jednak jemu pasował ten spokój mieszkania na przedmieściach miasta. Mógłby mieszkać wszędzie, byle miał ze sobą żonę i dzieci.
-Uważajcie na siebie - powiedziała Any udzielając błogosławieństwa dzieciom a potem Maxerowi - Pamiętaj zostawić dzieciaki u rodziców i nie spóźnij się - dodała jeszcze gdy Maxer wsiadał do auta.
Była taka szczęśliwa i spokojna. Wszystko układało się tak jak chciała, że często wydawało jej się, że to sen. Wiedziała, że Maxer da jej szczęście, ale nie wyobrażała sobie aż takiego szczęścia. Nie pojmowała tego i dlatego była wdzięczna za to każdego dnia.
Zabrała z domu wszystko co potrzebowała by przygotować przyjęcie i udała się nad zatokę gdzie stał mały, drewniany domek ze schodkiem z przewróconego konaru drzewa. Uśmiechnęła się na myśl o tym wspomnieniu. Nie przygotowywała za dużo. Umowa była taka, że każdy zawsze przynosił coś od siebie, dzięki czemu gospodarz miał więcej czasu. Any bardzo podobał się ten pomysł. Nie ukrywała, że opieka nad bliźniakami była łatwa, ale nigdy się nie skarżyła bo nie miała na co. Za bardzo kochała swoje spokojne życie, by cokolwiek w nim zmieniać.
Maxer zostawił dzieci u rodziców Any i zaraz po pracy wrócił do domu by pomóc ukochanej wszystko przygotować. Nie zastał jej w domu, więc udał się nad zatokę. Any stała przy brzegu i cieszyła się chwilą. Wiatr rozwiewał jej rude włosy a popołudniowe słońce ogrzewało jej twarz.
Maxer zaskoczył ją od tyłu i skradł jej całusa.
-Witaj moja żono. - uśmiechnął się zadziornie.
-Witaj mój mężu - Any pocałowała Maxera po czym mocno go przytuliła - Tęskniłam, wiesz?
-Wiem. Ja też. Ale już jestem, już do ciebie wróciłem.
Maxer mocno przytulił Any. Tak bardzo się cieszył, że ją ma.
Wspólna chwila nie trwała długo. Usłyszeli z oddali histeryczny śmiech Nanu, co oznaczało, że przyjaciele już się schodzą. Nanu obecnie była żoną Shawna ale raz na jakiś czas porzucała bycie żoną i szła do klubu się wybawić. Miało to swoje granice, których przez pięć lat małżeństwa Nanumi ani razu nie przekroczyła i nigdy nie zapomniała, że ma męża i uroczą córeczkę. Shawn jej na to pozwalał. Na dużo jej pozwalał, ale na tym polegało ich życie małżeńskie. Nie ograniczali się, ale jedno nigdy nie zapomniało o drugim.
Martin i Ayu żyli spokojnie, w spokojnej dzielnicy spokojnego miasta. Spokój - tym jednym słowem można opisać ich życie, Nie był to spokój jaki panował u Any i Maxera. Był to rodzaj trochę innego spokoju. Miało na to wpływ głównie to, że Ayumi była z natury spokojną dziewczyną a Martinowi to nie przeszkadzało. Skoczyłby za Ayu w ogień. Jednak ten ich spokój i porządek miał wkrótce zburzyć przyjście na świat małego Robina, który jak zapewniała Ayu z każdym dniem dawał o sobie znać coraz bardziej.
Teku się nie pojawił. Any bardzo żałowała, że przyjacielowi nie uda się przyjechać z Los Angeles na kilka dnia. Zamieszkał tam z Leą i jako jedyny z całej paczki spełnia swoje muzyczne pragnienia grając w rockowym zespole.
Any ucieszyła się na widok przyjaciół i wiedziała, że ten wieczór będzie piękny. Każde spotkanie z przyjaciółmi dawało jej jeszcze więcej siły i energii. Mimo, że wszyscy już przyszli ona i Maxer nadal stali nad brzegiem jeziora. Przyjaciele stanęli obok nich i złapali się za ręce.
-Zawsze będziemy amigos, nie ważne gdzie będziemy. - powiedziała Any.
-Zawsze - przytaknął jej Maxer.
-Zawsze - odpowiedzieli razem Nanu i Shawn.
-Zawsze - przytaknęli razem Ayu i Martin.
Zawsze.

Rozdział dwudziesty trzeci

Lena
Patryk siłą odciągnął mnie od Arona, którego tłukłam po twarzy za to co mówił. Chciałam go zabić  byłam w stanie to zrobić, ale to nie była dobra chwila. Jeszcze przyjdzie na to czas. Szarpałam Patryka by mnie puścił, ale był silniejszy niż ja.
-Uspokój się. Nie jest tego wart – powiedział gdy nadal próbowałam mu się wyrwać. Aron tylko się śmiał. Jego zachowanie mnie drażniło. W tej chwili żałowałam, że go uratowałam.  Nie myślałam racjonalnie odkąd Aron wspomniał o moich rodzicach. Mógł kłamać, ale mógł też mówić prawdę. Nie mogłam tego zignorować. Cokolwiek by się nie działo muszę wrócić do domu, do swojego królestwa. Muszę to zrobić. Dobrze wiedziałam, że powrót tam jest konieczny i że to tam rozegra się ostateczna walka pomiędzy aniołami i Wygnańcami. Wiedziałam, to już od dawna, bo Tafus mi to powiedział. On wie, wielkie księgi anielskich bibliotek też to wiedzą, ale jest to wiedza zakazana.  Chciałam jeszcze o coś spytać Arona, ale zniknął. Rozpłynął się od tak. A chciałam zadać tylko jedno pytanie: dlaczego?
-My też powinniśmy wracać – powiedział Patryk.
-Tylko tyle masz do powiedzenia? Nie ciekawi cię to co on mówił? – zapytałam.
-Nie będziemy o tym rozmawiać w miejscu którego nie znamy. – odpowiedział anioł.  Nie pytałam o nic więcej. To mi wystarczyło by wiedzieć, że w Patryku zapłonęła żądza zemsty. Był Czarnym Aniołem, ale to wciąż anioł. My anioły już tak mamy, szybko wyczuwamy intencje innych aniołów i ich zamiary. Nasila się to w rodzinach i związkach. A skoro ja i Patryk jesteśmy sobie przeznaczeni szybko do mnie dotarło, że uwierzył Aronowi i chce się zemścić na Edzie.
-Masz jakiś pomysł żeby wrócić?  - spytałam go gdy wpatrywał się w niekończącą się zieloną polanę.
Milczał.
-Halo, Patryk? – pomachałam mu ręką przed oczami i w tej samej chwili gwałtownie złapał mnie za nadgarstek i przysunął do siebie. To nie był Patryk którego znałam.  To był Patryk, który doświadczał gniewu anioła.
-Niemożliwe – wyszeptałam do siebie – Niemożliwe, niemożliwe. – powtarzałam.
Gniew anioła to nie jest coś czego doświadcza każdy anioł. To specyficzny rodzaj gniewu. Większość aniołów nad nim panuje, Tafus prowadzi specjalne szkolenia jak nad nim panować. Gniew anioła to gniew, którego rozgniewany anioł nie czuje, nie wie, że go to dopadło, dlatego tak ciężko jest się go pozbyć. Gniew jest w każdym z nas, ale nie wszyscy go aktywują aż do tego stopnia. Patryk najprawdopodobniej nie wie, że coś takiego istnieje. Wpadł w ten stan prze Arona. Dowiedział się, że Edd zabił jego rodziców. Poprzez gniew anioła jego największym pragnieniem będzie zabić Edda. Jakby na tą chwilę mało było problemów, Patryk dołożył nam wszystkim kolejny. Nadal trzymał mój nadgarstek a ja czekałam aż gniew się uspokoi, chociaż na chwilę. Nie próbowałam nawet z nim walczyć by mnie puścił, nic by to nie dało. Siła anioła podczas gniewu jest ogromna.
Zajęłam się stanem Patryka zupełnie zapominając o swoich rodzicach. Jakaś cząstka mnie czuła, że czegoś mi brakuje, że uciekły mi jakieś momenty z życia, zupełnie…. zupełnie jakby ktoś mi wymazał pamięć.
Niemożliwe.
W tej samej chwili Patryk mnie puścił i wrócił do dawnego siebie. On nie zdaje sobie sprawy, co mu dolega. Nie chciałam też o tym z nim rozmawiać w zupełnie obcym nam miejscu. Nie mogłam przewidzieć czy nie czyha na nas jakieś niebezpieczeństwo. Patryk miał rację, musimy wrócić.
W tej samej chwili przed nami nagle znikąd pojawiła się Paty. Ulżyło mi to, że nie był to Edd. Gdyby tylko Patryk go zobaczył…
-Paty – przytuliłam ją. Choć czasami bywała szorstka, lubiłam ją i wiem, że chciała dla mnie jak najlepiej.
-Jak dobrze znów was widzieć razem, całych i zdrowych – powiedziała.
-Patryk wpadł w gniew anioła – wyszeptałam jej do ucha. Uśmiechnęła się tylko i pogłaskała mnie po głowie. Widziałam, że to do niej dotarło, ale teraz nie mogła nic z tym zrobić. Nadal czułam, że w mojej głowie brakuje jakiś ważnych informacji, ale coś mnie blokowało przed przypomnieniem sobie wszystkiego.
-Patryk…Dobrze cię widzieć – staruszka przywitała się z Czarnym Aniołem. Patryk już wrócił do siebie. Dopóki nie zobaczy Edda wszystko będzie z nim dobrze.
-Cieszę się, że nic nie jest Paty – odpowiedział Patryk. Przytulił ją. Wyglądali jak rodzina, jak matka, która czekała aż jej syn wróci z dalekiej podróży. Widać, że dla Patryka zarówno Edd jak i Paty znaczyli bardzo dużo, nawet nie jestem w stanie pojąć jak dużo.
Paty kazała nam stanąć obok niej i złapać ją za ręce. Powiedziała kilka słów w jakimś dziwnym języku i nim zdążyłam mrugnąć oczami znaleźliśmy się wszyscy razem znów w piwnicy. Edda nie tu nie było. Odetchnęłam z ulgą.  Paty kazała Patrykowi położyć się na sofie. Chciała sprawdzić czy wszystko z nim w porządku.
-Gdzie Edd? – zapytałam po cichu.
-Kazałam mu iść. Obie dobrze wiemy, że musi unikać Patryka dopóki nie znajdziemy jakiegoś rozwiązania – mówiła Paty jednocześnie szykując jakaś miksturę dla Patryka.
-A teraz chodź. Ja będę zajmować się Patrykiem a ty mi wszystko opowiesz.
-Paty zaczekaj, jest coś jeszcze.
-Co takiego? – spojrzała na mnie zaskoczona.
-Odkąd uratowałam Patryka mam wrażenie, że są rzeczy o których powinnam pamiętać, ale nie potrafię ich sobie przypomnieć.
Paty popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się. Sięgnęła do kieszenią i wyjęła z niej fiolkę mieniącą się kolorami i podpisaną moim imieniem.
-Masz, wypij to na raz – podała mi fiolkę i poszła do Patryka.
Zrobiłam jak mi kazała. Moją głowę zalała fala wspomnień i wydarzeń. Ale tylko dwa z nich były brakującymi elementami moich wspomnień. Edd i jego historia jak morduje rodziców Patryka i moi rodzice torturowani przez Wygnańców w Królestwie Aniołów. Upadłam zalewając się łzami. Widok zakrwawionej matki i posiniaczonego ojca był ponad moje siły, które i tak już dosyć osłabły przez pomoc Patrykowi. Paty nie mogła nic zrobić. Nie mogła przerwać leczenia Patryka by mi pomóc. Czułam, że tego nie wytrzymam, że nie zniosę tego dłużej.  Miałam dość, byłam u kresu sił. Chciałam wrócić do domu, być znów z rodzicami, szczęśliwa i zadowolona z życia. Zesłanie mnie tutaj jest dla mnie jak koszmar, jak horrory, które Sara czasem oglądała z Wiktorem. Ja się poddaje, nie dam rady dłużej, nie zniosę tego ani chwili dłużej. Rozwinęłam skrzydła by ukryć swoją rozpacz lecz w tej samej chwili poczułam jak czyjaś dłoń ociera moje łzy.
-Nie płacz, mój aniele – usłyszałam podnoszący mnie na duchu głos Patryka. Paty stała obok niego wbijając mu coś w ramię a on mówił tylko do mnie.
-Patryk, kiedy ja… – chlipałam.
-Wiem, Lena. Ja naprawdę to wiem i ja to rozumiem. Spójrz na mnie – powiedział, ale ja nie chciałam by widział moje łzy – Lenka, proszę spójrz na mnie – poprosił jeszcze raz a ja mu uległam. Spojrzałam w jego cudowne oczy i wiedziałam, że Sara miała rację mówiąc, że pasujemy do siebie. Wystarczyła sekunda by Patryk również rozwinął skrzydła. Nasze usta złączyły się w pocałunku a nasze skrzydła osłoniły nas i dały nam chwilę prywatności.

Patryk
Tęskniłem za nią. Tak cholernie tęskniłem za swoją anielicą, że doprowadzało mnie do obłędu to, że Paty nie chciała zostawić nas samych. Rozumiałem ją, że musiała mi pomóc, ale tak bardzo pragnąłem bliskości Leny. Gdy tylko wróciliśmy na ziemię, widziałem, że z Leną coś jest nie tak. Zaraz po tym jak Paty podała jej jakąś fiolkę Lena się załamała. Po raz kolejny okazała słabość. Rozpostarła skrzydła i chciała się w nich ukryć. Ale nie mogłem na to pozwolić. Kochałem ją i byłem jej teraz potrzebny. Spojrzałem na Paty. Ona tylko westchnęła. Pozwoliła mi wstać i iść do dziewczyny, ale nadal wstrzykiwała mi coś do ciała. Lena płakała. Otarłem jej łzy i ta krótka chwila była tylko dla nas. Wśród tylu problemów i tego co spotkało i mnie i ją ukradliśmy jedną, krótką chwilę by być razem. Cholernie za nią tęskniłem. Za jej bliskością, radością, za jej uśmiechem i za całowaniem jej. Ona też się nie opierała. Nasze skrzydła pozwoliły nam korzystać z tej upojnej chwili prywatności. Muskała moje wargi jak spragniona. Chciałem, by ta chwila trwała jak najdłużej. Jednak zawsze znajdzie się ktoś kto nam przerwie i tym razem była to oczywiście Paty.
-No młodzi, dosyć tych czułości. Potem się sobą nacieszycie. Lena ty idź na górę a ty zostajesz tutaj…ze mną – Paty powiedziała to tak stanowczo, że nie podlegało to dyskusji. Lena otarła łzy i zwinęła swoje piękne skrzydła. Ja wróciłem na sofę. Czułem się jakoś dziwne szczęśliwy, jakbym nie miał żadnych problemów, jakby wszystko to, co mnie trapiło nagle zniknęło. Tym razem znów Paty sprowadziła mnie na ziemię gasząc moją radość.
-Nie byłabym tak szczęśliwa na twoim miejscu. Wygnańcy zaatakowali Królestwo Aniołów. Torturują rodziców Leny. Są w stanie ich zabić jeśli nie odnajdą Czarnego Miecza.
-Lena nie może tam wrócić – powiedziałem.
-Jej to powiedz. Ona i tak to zrobi. Do ciebie należy wybór czy pójdziesz z nią.
-Dlaczego miałbym ją zostawić? – spytałem. Nim Paty odpowiedziała dała mi do wypicia jakiś ohydny napój i kazała mi usiąść.
-Podczas twojej nieobecności wydarzyło się tyle rzeczy, które musisz zrozumieć i zaakceptować. Ale nie będzie to łatwe.
-Jakie rzeczy?
-Patryk posłuchaj – Paty spojrzała na mnie – Wszystko co dziś usłyszysz zmieni twoje podejście do Edda.
-Co on ma z tym wspólnego?
-Sam ci o tym powie. Nim jednak do tego dojdzie musisz wiedzieć, że Sara wie o tym kim jest Lena.
-Co takiego?  - zerwałem się na równe nogi nie mogąc w to uwierzyć.
-Spokojnie. Nic nikomu nie powie. Jest godna zaufania, podobnie jak twoja rozszczepiona dusza.
-Niemożliwe – wyszeptałem.
A więc udało mi się rozszczepić duszę.
-Twoja rozszczepiona dusza trafiła do jakiegoś chłopaka, który teraz lata z Leną. Wiesz co zrobiłeś?
Dobrze wiedziałem co zrobiłem. Ale chciałem tylko chronić Lenę. Nie chciałem nikomu zaszkodzić. Moja decyzja jednak pozbawi życia niewinnego chłopaka…
-To jest chyba akurat najmniejszy problem jaki teraz mamy. Chce wiedzieć wszystko co działo się po tym jak odszedłem. – musiałem zmienić temat.
-Nie wywiniesz się od tego. Poniesiesz konsekwencje rozszczepienia duszy. I nie dam ci o tym zapomnieć – zakończyła naszą rozmowę Paty.
Byłem zdezorientowany. Tu Paty mówi o Eddzie, za chwilę, że Sara zna sekret Leny a teraz o jakimś chłopaku, który posiada w sobie cząstkę mojej duszy odpowiadającą za ochronę Leny. Naprawdę nie było mnie aż tak długo, że wydarzyło się tyle ważnych rzeczy. Co takiego mnie jeszcze ominęło?
Paty wróciła na górę a ja zostałem sam. Mimo iż Lena mnie uratowała nadal byłem słaby. Nie odzyskałem w pełni sił… Nigdy ich już nie odzyskam. Teraz straciłem już swoje zdolności na zawsze. Nawet najmniejsza rana będzie goić się miesiącami. Nitki życia Leny nie uzdrowią mnie tak jak jej. Płynie w nas inna krew, ale mimo to potrafiła obudzić moją duszę z głębokiego snu. Dopiero teraz przypomniałem sobie, że mówiła coś o Czarnej Misie. Skąd ona w ogóle o tym wiedziała? Straciłem i tak już za dużo czasu w Błękitnym Pałacu. Wygnańcy wtargnęli do królestwa Leny a ja nie mogę nic z tym zrobić. Bez szybkiej regeneracji, bez źródła mocy byłem nikim.
-Patryk? – usłyszałem z góry jej głos, ale nie odpowiedziałem. Chciałem by sama do mnie przyszła i tak też zrobiła.
-Jak się czujesz? – spytała łapiąc mnie za dłoń.
-To ciebie powinienem o to spytać – spojrzałem na nią a potem pogłaskałem po policzku. Uśmiechnęła się leciutko. Patrzeliśmy sobie oczy i dostrzegłem, że Lena chce mi coś powiedzieć.
-Chcesz mi coś powiedzieć? Spokojnie, Paty mi wszystko powiedziała.
-Gdybyś wiedział wszystko na pewno nie siedziałbyś tutaj tak spokojnie – powiedziała i złapała mnie za rękę – Chodź, dowiedzieć się prawdy.
-Lena, czekaj.
-Mhm?
-A co z nami? – spytałem.
-Z nami? Jakimi nami?
-Dajesz mi kosza? – zapytałem a on spuściła głowę w dół. Blond włosy zakryły jej całą twarz.
Milczała. Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czubek głowy.
-Nawet gdybym chciała – podniosła głowę – nie mogę – powiedziała i skradła mi pocałunek.
-Czyli jesteśmy na siebie skazani? – spytałem gdy wchodziliśmy do pokoju.
-Niestety tak – odparła z uśmiechem i puściła mi oczko. Ona naprawdę jest aniołem. Nawet gdyby była człowiekiem i tak bym myślał, że to anioł a nie dziewczyna.
Jakieś kilka godzin później leżąc na trawniku przed domem chciałem znów wrócić do Błękitnego Pałacu i o niczym nie pamiętać ani o niczym nie wiedzieć.  Bo wrócić tu i dowiedzieć się, że osoba która cię wychowała zamordowała twoich rodziców było gorsze niż leżenie w Błękitnym Pałacu, gdzie nie czułem nic. Chciałem być sami i uszanowali to, ale tak naprawdę chciałem stąd uciec, ale nie miałem gdzie. Potrzebowałem z kimś pogadać, ale nic mi po rozmowie z Wiktorem. Skoro Sara wie, jemu też będę musiał powiedzieć kim jestem. Edd zabił moich rodziców, całe Czarne Królestwo zatopiło się w Czarnej Misie, która zaginęła i od tamtej pory nikt jej nie widział. Do tego jeszcze Lena okazała się być jedyną osobą, która może ją odnaleźć. Jakby tego było mało ja i ona jesteśmy sobie pisani, ale jak to zwykle bywa czeka nas długa droga do bycia razem. A na koniec wszystkiego Wygnańcy torturują rodziców Leny a część mojej duszy jest  chłopaku imieniem Łukasz, który już za długo nie pożyje przez moją miłość do Leny. Pełnia szczęścia po prostu. Nie chciałem widzieć Edda, on mnie też nie. Paty powiedziała, że mamy sobie nie wchodzić w drogę i unikać się nawzajem. Jakby to miało w czymś pomóc. Ja rozumiem, że był pod wpływem czaru Wygnańców, że nie wiedział co robi, naprawdę to rozumiem. Z czarną magią ciężko wygrać. Nie mogę tylko pojąć dlaczego przez tak długi czas nic mi o tym nie mówił. Dlaczego tak długo to ukrywał? Czy gdyby Lena się nie pojawiła nadal bym o tym nie wiedział? Czy to w ogóle ma jakiś sens? Usłyszałem skrzypienie uliczki. Podniosłem się i zobaczyłem idącą w moją stronę Sarę niosącą wielką, szklaną kulę w rękach. Wstałem a ona wręcz rzuciła się na mnie i tak mocno przytuliła jak zawsze to robiła.
-Gdzieś ty się tak długo podziewał? Tak się o ciebie martwiłam. Tak się za tobą stęskniłam… Głupek. Żeby mi to było ostatni raz – powiedziała. Czy to na pewno była Sara, którą znałem? Czy wybaczyła mi ten pocałunek?
-Też się cieszę, że ci widzę  - odpowiedziałem i też ją przytuliłem. Była moją przyjaciółką, choć wiedziałem, że się we mnie kochała. I jestem pewny, że gdzieś, wewnątrz niej, nadal pozostały jakieś resztki uczuć do mnie. Tego się nie dało zauważyć. Ja to wiedziałem.
-Co tu robisz tak późno? Nie powinnaś się sama włóczyć o tej porze.
-Ach… Yyy… no wiesz… - jąkała się, nie wiedziała co powiedzieć, zaczęła się denerwować.
-Zadzwoniłam do niej, żeby powiedzieć jej, że wróciłeś – usłyszałem głos idącej w naszą stronę Leny. Jej złote włosy falowały na powietrzu, choć wiatr wcale nie wiał. Anioł… Mój anioł. Moja piękna kobieta, która – gdy to wszystko się skończy – będzie tylko moja. Będzie moim aniołem. Na zawsze.
Lena oparła się na moim ramieniu a ja złapałem ją za rękę.
-Czy ja o czymś nie wiem?  - spytała Sara patrząc na nas wymownie.
-Nie wiesz o wielu rzeczach  - odpowiedziała jej Lena.
-Wiesz o czym mówię. Nie było go tak długo, wraca i już jakaś miłość pomiędzy wami.
-Przyszłaś tu żeby prawić im miłosne kazania? – usłyszeliśmy głos Paty dochodzący z tarasu. Zdecydowanie zwracała się do Sary. Cała nasza trójka weszła do domu i idąc za Paty udaliśmy się do piwnicy. Sary nic nie ruszało, więc najwidoczniej musiała już tu być. Przez cały ten czas trzymała w dłoniach szklaną kulę, jakby to była jakaś ważna rzecz. Paty wzięła od niej kulę i aż dłonie jej zadrżały gdy ją trzymała.
Wszyscy trzej patrzeliśmy zaskoczeni tym co się dzieje.
-Widzicie wszyscy tą kulę? Sara znalazła ją kiedyś w śmieciach – zaczęła mówić Paty.
-To nie tak, że tak grzebałam czy coś. Po prostu coś błyszczało i musiałam zobaczyć co to jest. Gdy wzięłam ją w ręce musiałam ją ze sobą zabrać. Czułam jak przepełnia mnie jakaś moc.
-Długo ją ze sobą masz?  - spytała ją Paty.
-No z jakieś 12 lat. Byłam mała gdy ją znalazłam, ale po prostu czułam, że muszę ją zabrać ze sobą. To było silniejsze ode mnie. Mimo, że to tylko zwykła kula, coś mnie do niej przyciągało.
-To nie jest zwykła kula – Paty spojrzała na Sarę, na Lenę a potem na mnie – To Czarna Misa.

Rozdział dwudziesty drugi

Aron
Był taki czas, w którym naprawdę pomyślałem żeby zostać z Madlen, żeby wyznać jej prawdę i zostać z nią na zawsze. Ale moje wahania szybko zostawały wtedy rozwiane poprzez pulsowanie i pieczenie talizmanu na nadgarstku. Wtedy docierało do mnie kim jestem i co tak naprawdę tu robię. Przypominałem sobie cel swojej misji i swoje powołanie. Zostałem stworzony by ją zabić. Od małego byłem przygotowywany by być mordercą, jej zabójcą. Chciałem jej śmierci, ale znalezienie Czarnego Miecza niestety nie było takie łatwe. Owszem, mogłem jej wyrwać kilka piór ze skrzydeł, ale to by ją tylko osłabiło i straciła by dar nieśmiertelności, a my- Wygnańcy – pragnęliśmy jej śmierci tak samo jak ona pragnęła naszej. Wynik tej walki zależał tylko od tego, która rasa pierwsza znajdzie Czarny Miecz. Zarówno my, jak i aniołowie i bogowie nie mieliśmy żadnego punktu zaczepienia gdzie mógłby być Czarny Miecz. Każdy z moich braci przemierzył nieznane krainy by go odnaleźć, ale na marne.
Wtedy w lesie naprawdę chciałem zabić podopieczną Madlen, chciałem żeby cierpiała tak samo jak ja cierpiałem podczas morderczych treningów na zabójcę. Chciałem by patrzyła na jej śmierć, ale znów ten cały Patryk wszedł mi w drogę. Jego historia też jest ciekawa. Kto by pomyślał, że Czarne Anioły- rasa znana z niesamowitych podbojów i robiących wrażenie walk, zostanie pokonana przez zmanipulowanego anioła. Trzeba przyznać, że czarna magia i Wygnańcy to idealne połączenie. Więc Patryk przebywa w Błękitnym Pałacu. Tyle udało mi się dowiedzieć od naszych informatorów. To była idealna okazja od tego by zakończyć jego żywot, który i tak już nie miał sensu bez źródła mocy. Jego dusza gdzieś zbłądziła w pałacu a on i tak nie ma już żadnych szans na obudzenie się. Obiecałem zająć się zgładzeniem go i tym razem moja misja musi się udać. Widziałem jak Madlen na niego patrzy i muszę to przyznać, ale zrobiłem się zazdrosny. Coś się we mnie zagotowało. Czyżby moje uczucie do niej było prawdziwe? Nie, to nic z tych rzeczy. Jestem maszyną do zabijania, nie do kochania. Tak zostałem wychowany. Całodobowe szkolenia, treningi, wpajanie mi zasad i kodeksu naszej rasy – tak wyglądało moje życie jako dziecka. A potem przyszła najważniejsza misja. Wysłano mnie bym udawał niewiniątko i wkupił się w łaski aniołów. Niestety coś poszło nie tak i zaakceptowała mnie tylko Madlen. Reszta traktowała mnie z dystansem, choć nigdy nikomu nie zrobiłem nic złego, aniołowie patrzeli na mnie z góry. Ale nie przybyłem tam by żyć z nimi w zgodzie, ale po to by dowiedzieć się czegoś o Czarnym Mieczu i przypodobać się Madlen, by owinąć ją sobie wokół palca a potem zabić.
Nigdy wcześniej nie miałem okazji być w Błękitnym Pałacu. Choć słyszałem wiele historii o tym miejscu sam musiałem tam wejść i zmierzyć się z tym co mnie tam czeka. W środku zastałem totalny burdel. Główny hol w niczym nie przypominał jakiegoś pięknego pałacu. Brudna podłoga, popękane dzbany i porozrzucane ławki oraz krzesła. Widok jak po jakiejś bitwie. Zostałem uprzedzony o wszystkich przygodach jakie na mnie tu czyhają, ale zostałem też poinstruowany jak sobie z nimi poradzić. Watahę duchów odpędziłem miksturą niewidzialności rzuconą na siebie. W ten sposób miałem ich z głowy. Został jeszcze jakiś potwór o imieniu Olbrzymek. Niezłe imię jak dla potwora. Totalną ciemność do której trafiłem rozjaśniłem jakimś magicznym pyłem. Byłem przygotowany na tą podróż. To w naszych szeregach, w armii Wygnańców zasiadał najpotężniejszy znawca i praktykant Czarnej Magii – Elzuos. Nikt nie wie zbyt dużo o nim, ale sam fakt, że jest potężnym magiem szkolonym przez samego Tafusa z Królestwa Aniołów coś znaczy. Akurat Tafus nie uczył go czarnej magii, ale wpoił mu równie przydatną wiedzę. Droga przez ciemność była dość długa. I nawet jasny blask magicznego pyłu jej nie umilał. Miałem wrażenie, że chodzę w kółko. Cały czas te same freski i malowidła na ścianach. Ale nie mogłem zrezygnować. Nie teraz gdy byłem tak blisko odnalezienia Patryka i zabicia go. Gdy magiczny pył tracił swój blask sięgnąłem do sakwy po jeszcze, ale w tym samym momencie coś charknęło i upadłem na zimną posadzkę. W totalnej ciemności zaatakował mnie Olbrzymek. Potwór tylko czekał na ten moment. Nie miałem czasu by rozświetlić sobie drogę. Stwór tylko czekał na moją chwilę wahania. O nie, nie dam mu tej satysfakcji, nie uda mu się mnie pokonać. Może i nie jestem nieśmiertelny, ale jestem wyszkolonym zabójcą. Taki potwór jak on nie jest mi straszny. Olbrzymek cuchnął spalonym mięsem, więc to czy jest blisko mnie wyczuwałem po jego zapachu. Tylko tak mogłem sobie z nim poradzić. Uniknąłem kilku jego ciosów, po to by go rozwścieczyć. Gdy już wkurzyłem go na dobre sam zacząłem atakować i zadawać mu śmiertelne ciosy. Gdy już byłem pewny, że go pokonałem on mnie zaskoczył i zranił mnie najpierw nogę a potem jego pazury wbiły się w moje przedramię. Moje ciosy były osłabione przez tego cholernego Patryka, który zerwał moje talizmany podczas walki przy domu Madlen. Elzous nie zdążył wymyślić mi nic na zastępstwo więc musiałem sobie jakoś radzić i bez tego. Czułem jak krew wręcz wylewa się z moich ran, ale to tylko dodało mi sił. Sparowałem kilka jego cięć i skutecznie uniknąłem ostrza jego miecza. W zanadrzu miałem jeszcze jedną rzecz. Tym razem postanowiłem z niej skorzystać. Elzous zaklął mój miecz. Wystarczyło jedno moje słowo by miecz zadał cios ostateczny. Choć czarownik ostrzegł mnie, że mogę użyć tego sposobu tylko raz, wolałem nie ryzykować kolejnych ran. Nie zdawałem sobie sprawy, że taki potwór będzie w stanie mnie tak zaskoczyć. Byłem gotowy by zadać cios ostateczny, ale Olbrzymek nagle gdzieś znikł. Nigdzie nie czułem tego okropnego zapachu. Nie straciłem jednak czujności. Cały czas byłem gotowy by użyć zaklęcia Elzousa. Miałem kilka chwil by złapać oddech ale w tym krótkim czasie stwór zdążył runąć mnie z góry i przygnieść mnie całym swoim ciałem do lodowatej posadzki. Nie mogłem oddychać, potwór charczał i dyszał na mnie gorącym powietrzem. Teraz miałem szansę. „Memento” – wyszeptałem i mój miecz zapłonął niczym ogień. Czułem jego moc, dzięki której przebiłem stwora najpierw jeden raz, potem drugi i trzeci i kolejny i jeszcze jeden. A potem Olbrzymek zniknął. Dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Ciemny korytarz zmienił się w czyste i jasne pomieszczenie oświetlane milionami pochodni. Teraz musiałem już tylko znaleźć Patryka. Tutaj też korytarz ciągnął się w nieskończoność i wszystkie drzwi wyglądały tak samo. Jak miałem trafić do sali gdzie leżał Patryk? Szedłem przed siebie gdy nagle poczułem jak zimne ostrze miecza wbija się w moje plecy. Zatrzymałem się.
-Kim jesteś? – usłyszałem gruby, męski głos. Powoli się obróciłem cały czas czując ostrze miecza. Przede mną stał anielski strażnik. Ubrany w charakterystyczną dla nich czarną zbroję wykutą z niezniszczalnego metalu. Nie spuszczał ze mnie chłodnego wzroku a jego miecz cały czas dotykał mojego ciała.
-Kim jesteś?  - spytał ponownie i przyłożył mi miecz do szyi.
-A co zbijesz mnie jak ci powiem? – odpowiedziałem pytaniem na jego pytanie. Kompletnie nie spodziewałem się tutaj strażnika z Niebios. Dlaczego nikt mi o nim nie powiedział? Czyżby pełnił tu straż od niedawna? Czy chronił komnaty Patryka? Musiałem szybko wymyślić sposób by sobie z nim poradzić, inaczej zginę z rąk takiego kogoś jak on. Na to nie mogłem pozwolić. Trzymając ostrze przy mojej szyi zerwał ze mnie koszulkę i przyjrzał mi się dokładnie. Przejechał zimnym ostrzem po moim ciele a ja zadrżałem. Nie, nie ze strachu ale z zimna jakie biło z jego miecza. Jego wzrok zatrzymał się na wypalonym znaku na mojej łopatce. Ponieważ jesteśmy rasą inną niż każda, by nas poznać każdy Wygnaniec ma na ciele wypalony znak w kształcie błyskawicy.
-Mieszańcy, skażona i znienawidzona rasa. Plugawe stworzenia. Czego tu chcesz? – zapytał wskazując mi koszulkę bym się ubrał. Gniew we mnie wzbierał. Nie mogłem pozwolić by ktokolwiek obrażał moją rodzinę.
-Uważasz się za lepszego? Skoro tak, to dlaczego mnie jeszcze nie zabiłeś? Dlaczego wciąż się wahasz? – zapytałem drwiąco – Przyznaj, że się boisz?
Zimno. Poczułem jak zimne ostrze jego miecza wbija się w moje ciało, ale nie zabił mnie. Upadłem. Okazałem słabość. Przegrałem. Dałem się pokonać. Nie mogłem przegrać bez walki. Wyciągnąłem miecz z pochwy i ku jego zdziwieniu rozpocząłem walkę. Nie miałem najmniejszych szans by go zranić. Całe jego ciało, od stóp aż po czubek głowy pokryte było zbroją. Byłem dość osłabiony walką z Olbrzymkiem, miałem już trzy dość głębokie rany i nie wymyśliłem żadnego sposobu by pokonać strażnika. Gdy anioł zamachnął się by oddać ostateczny cios, coś, a raczej ktoś mu przerwał.
-Przestań. – usłyszałem jej głos za swoimi plecami. Nie chciałem żeby to była ona. Kompletnie się jej tu nie spodziewałem.  Obróciłem się i zobaczyłem Madlen. Nie szła sama. Była z nim. Była z Patrykiem.

Lena
Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego Edd, choć mówił iż najpierw mam odnaleźć Czarną Misę wysłał mnie na początek do Błękitnego Pałacu. Trochę mnie to niepokoiło, bałam się, że coś pokręciłam, że moja misja się nie powiedzie. Jednak gdy znalazłam Patryka, gdy dotknęłam jego lodowatej ręki cała niepewność gdzieś znikła, choć nadal pozostał problem gdzie jest naczynie. Patryk leżał nieruchomo, nie oddychał, zero oznak życia. W tej chwili wskazówka Edda, który kazał mi obudzić Patryka z pomocą Czarnej Misy była mi do niczego nie potrzebna. Coś musiało pójść nie tak podczas mojej teleportacji, że znalazłam się najpierw w Pałacu. A może miałam się tu znaleźć bo naczynie też tu jest?
Nie widziałam duszy Patryka. Znikła, odeszła bądź zabłądziła. Cokolwiek się z nią stało, musiałam sprowadzić ją z powrotem do ciała Patryka. Ale co potem? Przecież sama dusza nie sprawi, że nagle ożyje. Edd zapakował mi do sakwy różne eliksiry, ale żaden z nich nie mógł mi pomóc przywołać jego duszy. Musiałam tylko liczyć na siebie. Spróbowałam wszystkiego co umiałam i mogłam zrobić w takich warunkach: pocałowałam go, położyłam się obok niego i przytuliłam, powiedziałam mu co do niego czuję, ale to wszystko na nic. Postanowiłam spróbować bardziej drastycznych metod. Własnym paznokciem zrobiłam małą ranę na przedramieniu Patryka. Blaknące nitki światła życia wypłynęły z rany, ledwo świecąc, dopiero po chwili pojawiła się kropelka krwi. Chciałam by Patryk choć na chwilę odzyskał świadomość, tylko tak jego dusza mogła do niego wrócić. Następnie ugryzłam się w palec, dość mocno, by uleciało ze mnie jak najwięcej krwi i nitek życia. Moja krew kapała w ranę Patryka. Jego nitki życia, ku mojej uciesze, odzyskiwały blask. Moje rany szybko się zasklepiły, dlatego pogryzłam własne palce kilka razy zanim nitki rozbłysły jasnym blaskiem. W sakwie znalazłam opatrunek, którym ochroniłam ranę Patryka. Czyżby Edd wiedział co zrobię i dlatego wrzucił opatrunek do torby? Naprawdę nie wiem jaką mocą ten człowiek dysponuje, ale za każdym razem jestem pod wrażeniem tego co robi. Przez skórę Patryka widziałam jak moje nitki życia łączą się z jego nitkami, jego skóra powoli odzyskiwała ciepło. W komnacie nagle zrobiło się zimno i zerwał się przeraźliwy wiatr, choć nie było tu okien. Wokół Patryka utworzył się wir, który pochłonął jego ciało i wtedy zobaczyłam coś niesamowitego. Po raz pierwszy w życiu widziałam jak dusza anioła wraca do jego ciała. Dusza wytworzyła wir ochronny, który podniósł ciało Patryka. Potem dusza oplotła ciało Czarnego Anioła i pochłonęła go. Na kilka chwil w komnacie zapanowała ciemność by za chwilę pochodnie znów rozbłysły, a ciało Patryka znów leżało na łóżku. Chwyciłam jego dłoń, która już nie była zimna, jego usta również odzyskały dawne ciepło. Udało mi się. Dzięki mnie dusza Patryka znów jest razem z nim .Byłam z siebie dumna i choć wiedziałam, że najgorsze dopiero przede mną cieszyłam się z tego malutkiego sukcesu. Teraz miałam jednak jeszcze jeden problem. Nie mogłam zostawić tu Patryka, ale jak miałam go stąd zabrać skoro nadal był nieprzytomny? Po raz kolejny przejrzałam eliksiry, ale i tym razem Edd nie podrzucił mi nic co mógłby mi pomóc.
-Lena… - usłyszałam jak Patryka wymawia moje imię. Byłam wstrząśnięta. Bałam się obrócić by zobaczyć to, co chciałam zobaczyć. Zamknęłam oczy, obróciłam się i przerażona najpierw ujęłam dłoń Patryka. Dopiero gdy poczułam, że odwzajemnia uścisk odważyłam się otworzyć oczy. Był tam. Mój Patryk, moja miłość. Żyje, oddycha, jest. Przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam, ale nadal widziałam, że jest słaby.
-Jak ty… - wyszeptał patrząc na mnie tymi swoimi magicznymi oczami. Jak to było możliwe, że Patryk się obudził? Czy moje nitki życia przesłały mu także moją moc? Nie miałam na to innego wytłumaczenia. Tylko moc z Czarnej Misy mogła go obudzić, tymczasem to moja moc, moc Anielskiego Źródła przywróciła go do życia. Nie zmieniało to jednak faktu, że i tak musiałam odnaleźć naczynie. Nie wiedziałam bowiem jak moja moc wpłynie na zachowanie Patryka. Choć był aniołem, jego rasa była zupełnie inna niż moja. Jeszcze chyba żaden nie Czarny Anioł nie żył z mocą innego anioła. Wiedziałam, że jest słaby, że moja moc nie mogła podziałać na niego w maksymalnym stopniu.
-To nie ma teraz znaczenia. Pamiętasz co się stało? Proszę, powiedz cokolwiek.
-Aron… Las… Ty i Sara… Tak, pamiętam wszystko. – odpowiedział już normalnym głosem. Wracał. Wracał do siebie, wracały mu siły. Chciałam się z tego cieszyć i skakać z radości, ale nie mogłam. Nie wiedziałam, co nas czeka za tymi drzwiami. Nie miałam też pojęcia jak się stad wydostać. Już niczego nie byłam pewna. Patryk usiadł na brzegu łóżka i spojrzał na swoje ciało. Przyglądał się jak w jego ciele moje nitki życia oplatają jego nitki dając im nową energię. Ten widok był naprawdę zapierał dech w piersiach. Było to coś magicznego i zarazem uspokajającego.
-Oddałaś mi swoją moc? – spytał patrząc to mnie, to na nitki życia.
-Nie mam pojęcia co zrobiłam. Chciałam tylko żebyś się obudził. Chciałam ci pomóc.
-Pomogłaś mi, ale nawet nie zdajesz sobie sprawy ile tym zaryzykowałaś.
-Co chcesz mi powiedzieć?
-Lena, posłuchaj. Jestem ci wdzięczny, że mi pomogłaś. Nie wiem jak to dokładnie działa, jakie są tego kolejne następstwa, ale czy naprawdę nie wiedziałaś, że nitki wchłaniają twoją moc?
-Chcesz powiedzieć, że w nitkach przesłałam ci swoją moc? Naprawdę nic o tym nie wiedziałam. Widocznie ani Edd ani Tafus nie uważali tego za ważne by mi o tym mówić.
-Widocznie żaden z nich nie spodziewał się, że zrobisz coś takiego.
-Ale żyjesz i to jest ważne.
-Za to ty będziesz musiała wrócić do swojego Królestwa. Długo nie wytrzymasz z taką małą ilością mocy. A ja sam nie wiem jak twoja moc wpłynie na mnie.
Z jednej strony cieszyłam się, że wrócę do Królestwa  i zobaczę przez chwilę rodziców, ale z drugiej strony bałam się utraty mocy i tego co może stać się z Patrykiem gdy posiada nowe zasoby nieznanej mu dotąd mocy.
-To nie jest teraz najważniejsze. Musimy się stąd wydostać i mam nadzieje, że istnieje jakaś inna droga powrotu niż ta, którą tu po ciebie przyszłam. Nie wiem czy dałabym radę przy kolejnym spotkaniu z Olbrzymkiem. – powiedziałam siadając obok Patryka.
-Kto to? – zapytał.
-Potwór strzegący przejścia do tych komnat. Potworne i ohydne bydlę. Opowiem ci wszystko gdy już znajdę Czarną Misę i oboje odzyskamy siły.  – poklepałam go po ramieniu i skierowałam się do drzwi.
Dopiero gdy spojrzałam na Patryka dotarło do mnie co powiedziałam.
-Coś ty powiedziała? Czarna Misa? Źródło mojej mocy? Skąd o nim wiesz?  - spytał podchodząc bliżej mnie.
-Patryk uwierz mi, to nie jest pora ani czas bym ci to teraz tłumaczyła. Musimy się stąd wydostać.
-Więc co jeszcze przede mną ukrywasz? – zapytał ze złością.
-Zbyt dużo czasu zajęłoby mi mówienie o tym tu i teraz. Nie w tym miejscu w jakim się znajdujemy. Proszę, opuści ten cholerny pałac i wracajmy do Edda i Paty. – przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk. Wiedziałam, że chce wiedzieć wszystko jak się tu dostałam i co wydarzyło się po tym gdy zniknął, ale naprawdę nie chciałam spędzać ani sekundy dłużej w tym miejscu. W pokoju powoli zaczynało się robić coraz ciemniej, słyszałam jakieś głosy za drzwiami. Błękitny Pałac zaczął napawać mnie strachem. Zarzuciłam torbę przez ramię i trzymając Patryka za rękę opuściliśmy komnatę. To co zobaczyłam za drzwiami wbiło mnie w podłogę. W korytarzu toczyła się zacięta walka pomiędzy Inzu a Aronem. Anielski strażnik miał przewagę na Wygnańcem, z którego – z każdej części ciała – leciała krew. Aron nie był nieśmiertelny. Miał lepsze siły do regeneracji, ale tyle ran i to tak poważnych nie było w stanie się tak szybko zagoić. Inzu ciął Arona niczym warzywo. Tamten tylko się bronił, ale cztery na pięć ciosów strażnika raniły Wygnańca. W końcu Aron padł na zimną podłogę. Inzu był gotów zadać, ostateczny, śmiertelny cios. Już wziął rozmach, już jego miecz już był coraz bliżej ciała chłopaka, już był coraz bliżej by zakończyć jego żywot.
-Przestań.  – powiedziałam głośno i stanowczo. Inzu i Patryk spojrzeli na siebie a potem na mnie. Nie obchodziło mnie to co pomyślą, że staje w obronie największego wroga aniołów. To nie miało znaczenia. Kiedyś kochałam Arona, chciałam spędzić z nim resztę życia. Jakaś część mnie nie pozwoliła na to by tak umarł. Choć prędzej czy później odejdzie z tego świata nie chciałam by skończył w tak głupiej walce. Nie myślałam teraz o tym co Aron tu robił. Podeszłam do niego i pochyliłam się nad jego zakrwawionym ciałem. Był przytomny, ale bardzo słaby. Oddychał ciężko jakby każdy oddech był dla niego bólem. Kilka żeber wystawało mu spod przesiąkniętej krwią koszuli, z brzucha i przedramienia ciurkiem płynęła krew. Zauważyłam, że krew Wygnańca nie różniła się niczym od krwi człowieka. Krew Sary podczas jej wypadku też była gęsta i czerwona, Arona jest zupełnie taka sama. Nie chciałam by Aron umierał, przynajmniej nie tutaj i nie tak. Chciałam mu pomóc. Zajrzałam do sakwy i jakie było moje zdziwienie gdy znalazłam tam bandaże  i plastry by opatrzyć jego rany. Nie wiem skąd umiałam takie rzeczy, po prostu umiałam. Nie mogłam niestety nic zaradzić na wystające żebra. Pomyślałam, że może w tym szpitalu gdzie jest Wiktor mogliby mu pomóc, ale Aron nie był człowiekiem, nie miałam pewności, czy czegoś nie wymyśli nawet będąc w takim stanie. Przez ten cały czas ani Patryk ani Inzu nic nie mówili. Gapili się na mnie jak pomagam wrogowi, jak ratuję Wygnańca, którego sama jestem celem, Wygnańca, którego misją jest zabicie mnie. Co za paradoks. Gdy skończyłam opatrywać Arona pomogłam mu wstać i oprzeć się o ścianę. Był słaby, ale w jego oczach widziałam wdzięczność i niedowierzanie.
-Cóż, jeśli chcesz mnie zabić szansę muszą być chociaż trochę wyrównane. Nie było by w porządku gdybyś musiał walczyć w takim stanie. – powiedziałam patrząc mu głęboko w oczy.
-Przynajmniej…dotrzymałaś…obietnicy – mówił cicho, łapczywie łapał oddech.
-Nic nie mów. To cię tylko osłabia. – odpowiedziałam.
Wiedziałam o jakiej obietnicy mówił. Obiecaliśmy sobie nawzajem, że zawsze będziemy sobie pomagać nieważne co się stanie. Nigdy nie przestałam o tym myśleć. Nie przestałam też zachodzić w głowę jak ja i całe Królestwo Aniołów dało się oszukać Aronowi. Ale to był czas na te rozmyślania.
-Dasz radę wrócić? – spytałam jeszcze. Kiwnął głową, że nie. Spojrzałam na Patryka. Był tak wściekły, że jego złość mogłaby roznieść  Błękitny Pałac na strzępy. Inzu był obojętny na moje zachowanie. Cały czas trzymał rękę na rękojeści miecza gotów go użyć.  Był po prostu ostrożny.
-Pomożesz nam się stąd wydostać? – zapytałam go, kompletnie ignorując zachowanie Patryka.
-Czy mam inne wyjście? Za nieposłuchanie cię umrę, więc taki mój los. – odpowiedział nader poważnie. Poszedł pierwszy, ja i Aron za nim a za nami Patryk. Szliśmy cały czas prosto, nic się nie zmieniało. Prawie nic. Tylko freski na ścianie. Zauważyłam, że raz są a za chwilę znikają. A więc nie szliśmy cały czas w kółko. W pewnym momencie zrobiło się ciemno i wpadliśmy jeden na drugiego, ale na szczęście nie przewróciliśmy się. Aron wydał z siebie jęk bólu, ja poczułam jak moja głowa wiruje. Gdyby nie pomoc Patryka upadłabym.  Inzu rozpalił pochodnie i kontynuowaliśmy podróż. Skąd on w ogóle miał pochodnię i ogień? Czy naprawdę był tym, za kogo się podawał? W czasie gdy Inzu rozpalał pochodnię, Patryk bez słowa podszedł do mnie i teraz on podtrzymywał Arona. Ja szłam za nimi. Naprawdę widok Czarnego Anioła i Wygnańca idących razem napawał mnie niepokojem. Oboje chcieli się pozabijać nawzajem i podejrzewam, że gdyby nie rany Arona mogłabym być świadkiem bitwy, nie tylko o mnie, ale i o godność każdego z nich.

Patryk
Zabiłbym go gdybym tylko mógł. I tak ledwo żył. Wystarczyłoby kilka ciosów by zakończyć jego żywot. Inzu miał szansę mnie w tym wyręczyć, ale Lena mu przerwała. To było dla mnie za wiele.
Nie miałem pojęcia ile czasu spędziłem w komnacie leżąc jak trup. Byłem na jakimś pograniczu życia i śmierci. Choć byłem nieśmiertelny anioł bez duszy jest z góry skazany na śmierć. Moja dusza odeszła, błąkała się po Błękitnym Pałacu, bo moje ciało przestało żyć. Ale zjawiła się ona. Wiedziałem, że się zjawi, że mnie tu nie zostawi. Pomogła mi. Obudziła mnie, przywołała moją duszę, podzieliła się ze mną swoją krwią i mocą. Nie wiedziałem jakie to może mieć konsekwencje, ale na pewno nie wyniknie z tego nic dobrego, jeśli Lena będzie musiała wrócić do Królestwa Aniołów. Na dodatek wspomniała coś o Czarnej Misie, ale nie udało mi się zbyt dużo z niej wyciągnąć.
Nie rozumiałem dlaczego pomogła swojemu największemu wrogowi? Czyżby nadal go kochała? Próbowałem to ogarnąć gdy bandażowała jego rany, ale nie potrafiłem. Może byłem zbyt głupi na takie rzeczy. Idąc za Inzu żadne z nas nic nie mówiło. Widziałem jak Lenie z każdą chwilą jest coraz trudniej pomagać Aronowi, więc sam postanowiłem, że mu pomogę. Co za okrutny los. Czarny Anioł, nieśmiertelna i nasz wspólny wróg – Wygnaniec paradujący jak gdyby nigdy nic po korytarzach Błękitnego Pałacu. Moja dusza przywiodła ze sobą wspomnienia miejsc które odwiedziła gdy opuściła moje ciało. Okazało się, że była z innymi duszami, które już nigdy nie wrócą do swoich ciał, bo te już umarły. Dzięki tym wspomnieniom dziwna magia korytarzy pałacu nie podziałała na mnie i wiedziałem, że Inzu prowadzi nas w bezpieczne miejsce. Nitki życia jakie podarowała mi Lena delikatnie pulsowały w moim ciele. Czułem, że mam nieograniczone zasoby mocy a moja samoregeneracja znów jest w dawnej formie. Aron też powoli odzyskiwał siły i nawet jeśli chciał iść sam, nie pozwalałem mu na to.
Bum.
Ktoś upadł. Zatrzymaliśmy się. Obróciłem się i zobaczyłem leżącą na podłodze Lenę. Żyła, ale była słaba. To przez to, że podzieliła się ze mną swoją moc. Głupia. Inzu bez słowa podszedł do niej, wziął ją i pozwolił by jej ręce oplotły jego szyję. I szliśmy dalej. Czułem, że jesteśmy blisko wyjścia. Martwiłem się o Lenę. Pochodnia, którą trzymał Inzu zgasła a w korytarzu ponownie zapaliło się światło. Cały czas szliśmy. Wyjście było coraz bliżej.
-Co? Widzisz uratowała mnie. Myślisz, że zrobiła to od tak? Nadal pewnie mnie kocha. – odezwał się Aron. Jego żebra wróciły na dawne miejsce i mógł już swobodnie mówić. – Jesteś naiwny, wiesz? Wierzysz wszystkim, a ci którzy są najbliżej ciebie kłamią przed tobą w żywe oczy.
O czym on do cholery mówił? Chciał mnie sprowokować, ale mogłem mu na to pozwolić. Musiałem to wytrzymać i nie dać się, dla Leny. Nie darowałaby mi gdybym wdał się w bójkę z Aronem.
-Powiedz jak to jest, pomagać mi, wkurzającemu Wygnańcowi, największemu wrogowi? Zabiłbyś mnie tu i teraz gdyby nie ona, prawda? Ostatecznie to ja zabiję ją, więc nasza walka musi poczekać, choć nie ukrywam, chętnie bym zobaczył twoje umiejętności. Bez naczynia z mocą za wiele nie zdziałasz, czyż nie?
Zacisnąłem zęby i nadal milczałem. Chciałem mu przywalić, naprawdę ciężko mi się było powstrzymać.
Zamyślony nad tym co mówił Aron nie zauważyłem chwili gdy wyszliśmy z Błękitnego Pałacu. Przede mną rozciągała się zielona polana, która zdawała się nie mieć końca. Inzu położył Lenę na trawie i zwrócił się do mnie.
-Co ona zrobiła?
-Podzieliła się ze mną swoimi nitkami życia. Oddała mi połowę swojej mocy. Zrobiła bardzo głupią rzecz by mnie ratować. Wpadliśmy w błędne koło. Ona uratowała mnie a teraz ja muszę uratować ją.
-Wracajcie bezpiecznie. Tu moja droga z wami musi się skończyć. Jestem strażnikiem pałacu, muszę wracać. – powiedział Inzu klepiąc mnie po ramieniu.
-Inzu…Dziekuje. – tylko tyle mogłem mu powiedzieć. Czułem, że jeszcze się spotkamy. Uśmiechnął się i odszedł.
-Teraz gdy zostaliśmy sami, może chcesz poznać prawdę? – usłyszałem za plecami głos Arona.
Odwróciłem się do niego powstrzymując się od przywalenia mu w twarz .
-Co, może nie interesuje cię to co mam ci do powiedzenia? Możesz mnie teraz zabić, szczerze mówiąc dziwie się, że jeszcze tego nie zrobiłeś. Więc jak samotny, opuszczony i okłamywany przez najbliższych aniele? Chcesz poznać prawdę? – zapytał gapiąc się przed siebie, na zieloną polanę. Milczałem.
-Milczenie jest złotem, jak to mówią ludzie, więc zgaduje, że chętnie wysłuchasz co mam ci do powiedzenia. A więc drogi, przyjacielu – zaczął – nie wszyscy są tacy dobrzy jak myślisz. Na przykład twój kompan Edd. Jest dla ciebie miły i dobry. A wiesz dlaczego to robi?
Spojrzeliśmy na siebie.
-Bo jest mordercą. Mordercą twojej rodziny – poklepał mnie po ramieniu – Tak, drogi przyjacielu. On zabił twoich rodziców.
-Milcz! – nie wtrzymałem. Nie mogłem pozwolić by takie ścierwo jak on obrażało i oczerniało Edda.
- Gdybyś tylko widział, jak za jego sprawką całe Czarne Królestwo zrównało się z ziemią.
-Zamknij się ty gnido! – byłem wściekły, ale zrozumiałem, że o to mu chodziło. Chciał żebym się wkurzył i pierwszy zaczął bójkę. Nie mogłem poddać się jego presji.
-Gdybyś tylko wiedział co działo się pod twoją nieobecność – mówił dalej. Podszedł do Leny i dotknął jej twarzy – Ta ślicznotka ma nowego adoratora.
Rozszczepienie duszy…Teraz pamiętam. Prosiłem Edda by mnie tego nauczył. Gdy znajdowałem się w pałacu mała cząstka mojej duszy oderwała się od całości, przywędrowała na ziemię i ukryła się w ciele przypadkowego chłopaka. Kompletnie o tym zapomniałem, o tak ważnych rzeczach powinienem pamiętać.
-A wiesz – kontynuował Aron –że rodzice tej ślicznotki są ku kresu życia. Moi przyjaciele właśnie wysysają z nich życie. Możliwe, że już nie żyją.
Zrobiłem zamach by mu przywalić, ale zrobiła to Lena. Wymierzyła mu tak siarczysty policzek, że Arona aż odrzuciło do tyłu.
A ja miałem mętlik w głowie. Co jeśli to co mówił Aron było prawdą? O czym ja w ogóle myślę. Przecież Edd był moim przyjacielem, moim sprzymierzeńcem, nie zrobiłby tak strasznej rzeczy. Choć cały czas tak myślałem, Aron skutecznie zasiał we mnie ziarenko niepewności.