Rozdział dwudziesty drugi

Aron
Był taki czas, w którym naprawdę pomyślałem żeby zostać z Madlen, żeby wyznać jej prawdę i zostać z nią na zawsze. Ale moje wahania szybko zostawały wtedy rozwiane poprzez pulsowanie i pieczenie talizmanu na nadgarstku. Wtedy docierało do mnie kim jestem i co tak naprawdę tu robię. Przypominałem sobie cel swojej misji i swoje powołanie. Zostałem stworzony by ją zabić. Od małego byłem przygotowywany by być mordercą, jej zabójcą. Chciałem jej śmierci, ale znalezienie Czarnego Miecza niestety nie było takie łatwe. Owszem, mogłem jej wyrwać kilka piór ze skrzydeł, ale to by ją tylko osłabiło i straciła by dar nieśmiertelności, a my- Wygnańcy – pragnęliśmy jej śmierci tak samo jak ona pragnęła naszej. Wynik tej walki zależał tylko od tego, która rasa pierwsza znajdzie Czarny Miecz. Zarówno my, jak i aniołowie i bogowie nie mieliśmy żadnego punktu zaczepienia gdzie mógłby być Czarny Miecz. Każdy z moich braci przemierzył nieznane krainy by go odnaleźć, ale na marne.
Wtedy w lesie naprawdę chciałem zabić podopieczną Madlen, chciałem żeby cierpiała tak samo jak ja cierpiałem podczas morderczych treningów na zabójcę. Chciałem by patrzyła na jej śmierć, ale znów ten cały Patryk wszedł mi w drogę. Jego historia też jest ciekawa. Kto by pomyślał, że Czarne Anioły- rasa znana z niesamowitych podbojów i robiących wrażenie walk, zostanie pokonana przez zmanipulowanego anioła. Trzeba przyznać, że czarna magia i Wygnańcy to idealne połączenie. Więc Patryk przebywa w Błękitnym Pałacu. Tyle udało mi się dowiedzieć od naszych informatorów. To była idealna okazja od tego by zakończyć jego żywot, który i tak już nie miał sensu bez źródła mocy. Jego dusza gdzieś zbłądziła w pałacu a on i tak nie ma już żadnych szans na obudzenie się. Obiecałem zająć się zgładzeniem go i tym razem moja misja musi się udać. Widziałem jak Madlen na niego patrzy i muszę to przyznać, ale zrobiłem się zazdrosny. Coś się we mnie zagotowało. Czyżby moje uczucie do niej było prawdziwe? Nie, to nic z tych rzeczy. Jestem maszyną do zabijania, nie do kochania. Tak zostałem wychowany. Całodobowe szkolenia, treningi, wpajanie mi zasad i kodeksu naszej rasy – tak wyglądało moje życie jako dziecka. A potem przyszła najważniejsza misja. Wysłano mnie bym udawał niewiniątko i wkupił się w łaski aniołów. Niestety coś poszło nie tak i zaakceptowała mnie tylko Madlen. Reszta traktowała mnie z dystansem, choć nigdy nikomu nie zrobiłem nic złego, aniołowie patrzeli na mnie z góry. Ale nie przybyłem tam by żyć z nimi w zgodzie, ale po to by dowiedzieć się czegoś o Czarnym Mieczu i przypodobać się Madlen, by owinąć ją sobie wokół palca a potem zabić.
Nigdy wcześniej nie miałem okazji być w Błękitnym Pałacu. Choć słyszałem wiele historii o tym miejscu sam musiałem tam wejść i zmierzyć się z tym co mnie tam czeka. W środku zastałem totalny burdel. Główny hol w niczym nie przypominał jakiegoś pięknego pałacu. Brudna podłoga, popękane dzbany i porozrzucane ławki oraz krzesła. Widok jak po jakiejś bitwie. Zostałem uprzedzony o wszystkich przygodach jakie na mnie tu czyhają, ale zostałem też poinstruowany jak sobie z nimi poradzić. Watahę duchów odpędziłem miksturą niewidzialności rzuconą na siebie. W ten sposób miałem ich z głowy. Został jeszcze jakiś potwór o imieniu Olbrzymek. Niezłe imię jak dla potwora. Totalną ciemność do której trafiłem rozjaśniłem jakimś magicznym pyłem. Byłem przygotowany na tą podróż. To w naszych szeregach, w armii Wygnańców zasiadał najpotężniejszy znawca i praktykant Czarnej Magii – Elzuos. Nikt nie wie zbyt dużo o nim, ale sam fakt, że jest potężnym magiem szkolonym przez samego Tafusa z Królestwa Aniołów coś znaczy. Akurat Tafus nie uczył go czarnej magii, ale wpoił mu równie przydatną wiedzę. Droga przez ciemność była dość długa. I nawet jasny blask magicznego pyłu jej nie umilał. Miałem wrażenie, że chodzę w kółko. Cały czas te same freski i malowidła na ścianach. Ale nie mogłem zrezygnować. Nie teraz gdy byłem tak blisko odnalezienia Patryka i zabicia go. Gdy magiczny pył tracił swój blask sięgnąłem do sakwy po jeszcze, ale w tym samym momencie coś charknęło i upadłem na zimną posadzkę. W totalnej ciemności zaatakował mnie Olbrzymek. Potwór tylko czekał na ten moment. Nie miałem czasu by rozświetlić sobie drogę. Stwór tylko czekał na moją chwilę wahania. O nie, nie dam mu tej satysfakcji, nie uda mu się mnie pokonać. Może i nie jestem nieśmiertelny, ale jestem wyszkolonym zabójcą. Taki potwór jak on nie jest mi straszny. Olbrzymek cuchnął spalonym mięsem, więc to czy jest blisko mnie wyczuwałem po jego zapachu. Tylko tak mogłem sobie z nim poradzić. Uniknąłem kilku jego ciosów, po to by go rozwścieczyć. Gdy już wkurzyłem go na dobre sam zacząłem atakować i zadawać mu śmiertelne ciosy. Gdy już byłem pewny, że go pokonałem on mnie zaskoczył i zranił mnie najpierw nogę a potem jego pazury wbiły się w moje przedramię. Moje ciosy były osłabione przez tego cholernego Patryka, który zerwał moje talizmany podczas walki przy domu Madlen. Elzous nie zdążył wymyślić mi nic na zastępstwo więc musiałem sobie jakoś radzić i bez tego. Czułem jak krew wręcz wylewa się z moich ran, ale to tylko dodało mi sił. Sparowałem kilka jego cięć i skutecznie uniknąłem ostrza jego miecza. W zanadrzu miałem jeszcze jedną rzecz. Tym razem postanowiłem z niej skorzystać. Elzous zaklął mój miecz. Wystarczyło jedno moje słowo by miecz zadał cios ostateczny. Choć czarownik ostrzegł mnie, że mogę użyć tego sposobu tylko raz, wolałem nie ryzykować kolejnych ran. Nie zdawałem sobie sprawy, że taki potwór będzie w stanie mnie tak zaskoczyć. Byłem gotowy by zadać cios ostateczny, ale Olbrzymek nagle gdzieś znikł. Nigdzie nie czułem tego okropnego zapachu. Nie straciłem jednak czujności. Cały czas byłem gotowy by użyć zaklęcia Elzousa. Miałem kilka chwil by złapać oddech ale w tym krótkim czasie stwór zdążył runąć mnie z góry i przygnieść mnie całym swoim ciałem do lodowatej posadzki. Nie mogłem oddychać, potwór charczał i dyszał na mnie gorącym powietrzem. Teraz miałem szansę. „Memento” – wyszeptałem i mój miecz zapłonął niczym ogień. Czułem jego moc, dzięki której przebiłem stwora najpierw jeden raz, potem drugi i trzeci i kolejny i jeszcze jeden. A potem Olbrzymek zniknął. Dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Ciemny korytarz zmienił się w czyste i jasne pomieszczenie oświetlane milionami pochodni. Teraz musiałem już tylko znaleźć Patryka. Tutaj też korytarz ciągnął się w nieskończoność i wszystkie drzwi wyglądały tak samo. Jak miałem trafić do sali gdzie leżał Patryk? Szedłem przed siebie gdy nagle poczułem jak zimne ostrze miecza wbija się w moje plecy. Zatrzymałem się.
-Kim jesteś? – usłyszałem gruby, męski głos. Powoli się obróciłem cały czas czując ostrze miecza. Przede mną stał anielski strażnik. Ubrany w charakterystyczną dla nich czarną zbroję wykutą z niezniszczalnego metalu. Nie spuszczał ze mnie chłodnego wzroku a jego miecz cały czas dotykał mojego ciała.
-Kim jesteś?  - spytał ponownie i przyłożył mi miecz do szyi.
-A co zbijesz mnie jak ci powiem? – odpowiedziałem pytaniem na jego pytanie. Kompletnie nie spodziewałem się tutaj strażnika z Niebios. Dlaczego nikt mi o nim nie powiedział? Czyżby pełnił tu straż od niedawna? Czy chronił komnaty Patryka? Musiałem szybko wymyślić sposób by sobie z nim poradzić, inaczej zginę z rąk takiego kogoś jak on. Na to nie mogłem pozwolić. Trzymając ostrze przy mojej szyi zerwał ze mnie koszulkę i przyjrzał mi się dokładnie. Przejechał zimnym ostrzem po moim ciele a ja zadrżałem. Nie, nie ze strachu ale z zimna jakie biło z jego miecza. Jego wzrok zatrzymał się na wypalonym znaku na mojej łopatce. Ponieważ jesteśmy rasą inną niż każda, by nas poznać każdy Wygnaniec ma na ciele wypalony znak w kształcie błyskawicy.
-Mieszańcy, skażona i znienawidzona rasa. Plugawe stworzenia. Czego tu chcesz? – zapytał wskazując mi koszulkę bym się ubrał. Gniew we mnie wzbierał. Nie mogłem pozwolić by ktokolwiek obrażał moją rodzinę.
-Uważasz się za lepszego? Skoro tak, to dlaczego mnie jeszcze nie zabiłeś? Dlaczego wciąż się wahasz? – zapytałem drwiąco – Przyznaj, że się boisz?
Zimno. Poczułem jak zimne ostrze jego miecza wbija się w moje ciało, ale nie zabił mnie. Upadłem. Okazałem słabość. Przegrałem. Dałem się pokonać. Nie mogłem przegrać bez walki. Wyciągnąłem miecz z pochwy i ku jego zdziwieniu rozpocząłem walkę. Nie miałem najmniejszych szans by go zranić. Całe jego ciało, od stóp aż po czubek głowy pokryte było zbroją. Byłem dość osłabiony walką z Olbrzymkiem, miałem już trzy dość głębokie rany i nie wymyśliłem żadnego sposobu by pokonać strażnika. Gdy anioł zamachnął się by oddać ostateczny cios, coś, a raczej ktoś mu przerwał.
-Przestań. – usłyszałem jej głos za swoimi plecami. Nie chciałem żeby to była ona. Kompletnie się jej tu nie spodziewałem.  Obróciłem się i zobaczyłem Madlen. Nie szła sama. Była z nim. Była z Patrykiem.

Lena
Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego Edd, choć mówił iż najpierw mam odnaleźć Czarną Misę wysłał mnie na początek do Błękitnego Pałacu. Trochę mnie to niepokoiło, bałam się, że coś pokręciłam, że moja misja się nie powiedzie. Jednak gdy znalazłam Patryka, gdy dotknęłam jego lodowatej ręki cała niepewność gdzieś znikła, choć nadal pozostał problem gdzie jest naczynie. Patryk leżał nieruchomo, nie oddychał, zero oznak życia. W tej chwili wskazówka Edda, który kazał mi obudzić Patryka z pomocą Czarnej Misy była mi do niczego nie potrzebna. Coś musiało pójść nie tak podczas mojej teleportacji, że znalazłam się najpierw w Pałacu. A może miałam się tu znaleźć bo naczynie też tu jest?
Nie widziałam duszy Patryka. Znikła, odeszła bądź zabłądziła. Cokolwiek się z nią stało, musiałam sprowadzić ją z powrotem do ciała Patryka. Ale co potem? Przecież sama dusza nie sprawi, że nagle ożyje. Edd zapakował mi do sakwy różne eliksiry, ale żaden z nich nie mógł mi pomóc przywołać jego duszy. Musiałam tylko liczyć na siebie. Spróbowałam wszystkiego co umiałam i mogłam zrobić w takich warunkach: pocałowałam go, położyłam się obok niego i przytuliłam, powiedziałam mu co do niego czuję, ale to wszystko na nic. Postanowiłam spróbować bardziej drastycznych metod. Własnym paznokciem zrobiłam małą ranę na przedramieniu Patryka. Blaknące nitki światła życia wypłynęły z rany, ledwo świecąc, dopiero po chwili pojawiła się kropelka krwi. Chciałam by Patryk choć na chwilę odzyskał świadomość, tylko tak jego dusza mogła do niego wrócić. Następnie ugryzłam się w palec, dość mocno, by uleciało ze mnie jak najwięcej krwi i nitek życia. Moja krew kapała w ranę Patryka. Jego nitki życia, ku mojej uciesze, odzyskiwały blask. Moje rany szybko się zasklepiły, dlatego pogryzłam własne palce kilka razy zanim nitki rozbłysły jasnym blaskiem. W sakwie znalazłam opatrunek, którym ochroniłam ranę Patryka. Czyżby Edd wiedział co zrobię i dlatego wrzucił opatrunek do torby? Naprawdę nie wiem jaką mocą ten człowiek dysponuje, ale za każdym razem jestem pod wrażeniem tego co robi. Przez skórę Patryka widziałam jak moje nitki życia łączą się z jego nitkami, jego skóra powoli odzyskiwała ciepło. W komnacie nagle zrobiło się zimno i zerwał się przeraźliwy wiatr, choć nie było tu okien. Wokół Patryka utworzył się wir, który pochłonął jego ciało i wtedy zobaczyłam coś niesamowitego. Po raz pierwszy w życiu widziałam jak dusza anioła wraca do jego ciała. Dusza wytworzyła wir ochronny, który podniósł ciało Patryka. Potem dusza oplotła ciało Czarnego Anioła i pochłonęła go. Na kilka chwil w komnacie zapanowała ciemność by za chwilę pochodnie znów rozbłysły, a ciało Patryka znów leżało na łóżku. Chwyciłam jego dłoń, która już nie była zimna, jego usta również odzyskały dawne ciepło. Udało mi się. Dzięki mnie dusza Patryka znów jest razem z nim .Byłam z siebie dumna i choć wiedziałam, że najgorsze dopiero przede mną cieszyłam się z tego malutkiego sukcesu. Teraz miałam jednak jeszcze jeden problem. Nie mogłam zostawić tu Patryka, ale jak miałam go stąd zabrać skoro nadal był nieprzytomny? Po raz kolejny przejrzałam eliksiry, ale i tym razem Edd nie podrzucił mi nic co mógłby mi pomóc.
-Lena… - usłyszałam jak Patryka wymawia moje imię. Byłam wstrząśnięta. Bałam się obrócić by zobaczyć to, co chciałam zobaczyć. Zamknęłam oczy, obróciłam się i przerażona najpierw ujęłam dłoń Patryka. Dopiero gdy poczułam, że odwzajemnia uścisk odważyłam się otworzyć oczy. Był tam. Mój Patryk, moja miłość. Żyje, oddycha, jest. Przytuliłam go najmocniej jak tylko potrafiłam, ale nadal widziałam, że jest słaby.
-Jak ty… - wyszeptał patrząc na mnie tymi swoimi magicznymi oczami. Jak to było możliwe, że Patryk się obudził? Czy moje nitki życia przesłały mu także moją moc? Nie miałam na to innego wytłumaczenia. Tylko moc z Czarnej Misy mogła go obudzić, tymczasem to moja moc, moc Anielskiego Źródła przywróciła go do życia. Nie zmieniało to jednak faktu, że i tak musiałam odnaleźć naczynie. Nie wiedziałam bowiem jak moja moc wpłynie na zachowanie Patryka. Choć był aniołem, jego rasa była zupełnie inna niż moja. Jeszcze chyba żaden nie Czarny Anioł nie żył z mocą innego anioła. Wiedziałam, że jest słaby, że moja moc nie mogła podziałać na niego w maksymalnym stopniu.
-To nie ma teraz znaczenia. Pamiętasz co się stało? Proszę, powiedz cokolwiek.
-Aron… Las… Ty i Sara… Tak, pamiętam wszystko. – odpowiedział już normalnym głosem. Wracał. Wracał do siebie, wracały mu siły. Chciałam się z tego cieszyć i skakać z radości, ale nie mogłam. Nie wiedziałam, co nas czeka za tymi drzwiami. Nie miałam też pojęcia jak się stad wydostać. Już niczego nie byłam pewna. Patryk usiadł na brzegu łóżka i spojrzał na swoje ciało. Przyglądał się jak w jego ciele moje nitki życia oplatają jego nitki dając im nową energię. Ten widok był naprawdę zapierał dech w piersiach. Było to coś magicznego i zarazem uspokajającego.
-Oddałaś mi swoją moc? – spytał patrząc to mnie, to na nitki życia.
-Nie mam pojęcia co zrobiłam. Chciałam tylko żebyś się obudził. Chciałam ci pomóc.
-Pomogłaś mi, ale nawet nie zdajesz sobie sprawy ile tym zaryzykowałaś.
-Co chcesz mi powiedzieć?
-Lena, posłuchaj. Jestem ci wdzięczny, że mi pomogłaś. Nie wiem jak to dokładnie działa, jakie są tego kolejne następstwa, ale czy naprawdę nie wiedziałaś, że nitki wchłaniają twoją moc?
-Chcesz powiedzieć, że w nitkach przesłałam ci swoją moc? Naprawdę nic o tym nie wiedziałam. Widocznie ani Edd ani Tafus nie uważali tego za ważne by mi o tym mówić.
-Widocznie żaden z nich nie spodziewał się, że zrobisz coś takiego.
-Ale żyjesz i to jest ważne.
-Za to ty będziesz musiała wrócić do swojego Królestwa. Długo nie wytrzymasz z taką małą ilością mocy. A ja sam nie wiem jak twoja moc wpłynie na mnie.
Z jednej strony cieszyłam się, że wrócę do Królestwa  i zobaczę przez chwilę rodziców, ale z drugiej strony bałam się utraty mocy i tego co może stać się z Patrykiem gdy posiada nowe zasoby nieznanej mu dotąd mocy.
-To nie jest teraz najważniejsze. Musimy się stąd wydostać i mam nadzieje, że istnieje jakaś inna droga powrotu niż ta, którą tu po ciebie przyszłam. Nie wiem czy dałabym radę przy kolejnym spotkaniu z Olbrzymkiem. – powiedziałam siadając obok Patryka.
-Kto to? – zapytał.
-Potwór strzegący przejścia do tych komnat. Potworne i ohydne bydlę. Opowiem ci wszystko gdy już znajdę Czarną Misę i oboje odzyskamy siły.  – poklepałam go po ramieniu i skierowałam się do drzwi.
Dopiero gdy spojrzałam na Patryka dotarło do mnie co powiedziałam.
-Coś ty powiedziała? Czarna Misa? Źródło mojej mocy? Skąd o nim wiesz?  - spytał podchodząc bliżej mnie.
-Patryk uwierz mi, to nie jest pora ani czas bym ci to teraz tłumaczyła. Musimy się stąd wydostać.
-Więc co jeszcze przede mną ukrywasz? – zapytał ze złością.
-Zbyt dużo czasu zajęłoby mi mówienie o tym tu i teraz. Nie w tym miejscu w jakim się znajdujemy. Proszę, opuści ten cholerny pałac i wracajmy do Edda i Paty. – przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk. Wiedziałam, że chce wiedzieć wszystko jak się tu dostałam i co wydarzyło się po tym gdy zniknął, ale naprawdę nie chciałam spędzać ani sekundy dłużej w tym miejscu. W pokoju powoli zaczynało się robić coraz ciemniej, słyszałam jakieś głosy za drzwiami. Błękitny Pałac zaczął napawać mnie strachem. Zarzuciłam torbę przez ramię i trzymając Patryka za rękę opuściliśmy komnatę. To co zobaczyłam za drzwiami wbiło mnie w podłogę. W korytarzu toczyła się zacięta walka pomiędzy Inzu a Aronem. Anielski strażnik miał przewagę na Wygnańcem, z którego – z każdej części ciała – leciała krew. Aron nie był nieśmiertelny. Miał lepsze siły do regeneracji, ale tyle ran i to tak poważnych nie było w stanie się tak szybko zagoić. Inzu ciął Arona niczym warzywo. Tamten tylko się bronił, ale cztery na pięć ciosów strażnika raniły Wygnańca. W końcu Aron padł na zimną podłogę. Inzu był gotów zadać, ostateczny, śmiertelny cios. Już wziął rozmach, już jego miecz już był coraz bliżej ciała chłopaka, już był coraz bliżej by zakończyć jego żywot.
-Przestań.  – powiedziałam głośno i stanowczo. Inzu i Patryk spojrzeli na siebie a potem na mnie. Nie obchodziło mnie to co pomyślą, że staje w obronie największego wroga aniołów. To nie miało znaczenia. Kiedyś kochałam Arona, chciałam spędzić z nim resztę życia. Jakaś część mnie nie pozwoliła na to by tak umarł. Choć prędzej czy później odejdzie z tego świata nie chciałam by skończył w tak głupiej walce. Nie myślałam teraz o tym co Aron tu robił. Podeszłam do niego i pochyliłam się nad jego zakrwawionym ciałem. Był przytomny, ale bardzo słaby. Oddychał ciężko jakby każdy oddech był dla niego bólem. Kilka żeber wystawało mu spod przesiąkniętej krwią koszuli, z brzucha i przedramienia ciurkiem płynęła krew. Zauważyłam, że krew Wygnańca nie różniła się niczym od krwi człowieka. Krew Sary podczas jej wypadku też była gęsta i czerwona, Arona jest zupełnie taka sama. Nie chciałam by Aron umierał, przynajmniej nie tutaj i nie tak. Chciałam mu pomóc. Zajrzałam do sakwy i jakie było moje zdziwienie gdy znalazłam tam bandaże  i plastry by opatrzyć jego rany. Nie wiem skąd umiałam takie rzeczy, po prostu umiałam. Nie mogłam niestety nic zaradzić na wystające żebra. Pomyślałam, że może w tym szpitalu gdzie jest Wiktor mogliby mu pomóc, ale Aron nie był człowiekiem, nie miałam pewności, czy czegoś nie wymyśli nawet będąc w takim stanie. Przez ten cały czas ani Patryk ani Inzu nic nie mówili. Gapili się na mnie jak pomagam wrogowi, jak ratuję Wygnańca, którego sama jestem celem, Wygnańca, którego misją jest zabicie mnie. Co za paradoks. Gdy skończyłam opatrywać Arona pomogłam mu wstać i oprzeć się o ścianę. Był słaby, ale w jego oczach widziałam wdzięczność i niedowierzanie.
-Cóż, jeśli chcesz mnie zabić szansę muszą być chociaż trochę wyrównane. Nie było by w porządku gdybyś musiał walczyć w takim stanie. – powiedziałam patrząc mu głęboko w oczy.
-Przynajmniej…dotrzymałaś…obietnicy – mówił cicho, łapczywie łapał oddech.
-Nic nie mów. To cię tylko osłabia. – odpowiedziałam.
Wiedziałam o jakiej obietnicy mówił. Obiecaliśmy sobie nawzajem, że zawsze będziemy sobie pomagać nieważne co się stanie. Nigdy nie przestałam o tym myśleć. Nie przestałam też zachodzić w głowę jak ja i całe Królestwo Aniołów dało się oszukać Aronowi. Ale to był czas na te rozmyślania.
-Dasz radę wrócić? – spytałam jeszcze. Kiwnął głową, że nie. Spojrzałam na Patryka. Był tak wściekły, że jego złość mogłaby roznieść  Błękitny Pałac na strzępy. Inzu był obojętny na moje zachowanie. Cały czas trzymał rękę na rękojeści miecza gotów go użyć.  Był po prostu ostrożny.
-Pomożesz nam się stąd wydostać? – zapytałam go, kompletnie ignorując zachowanie Patryka.
-Czy mam inne wyjście? Za nieposłuchanie cię umrę, więc taki mój los. – odpowiedział nader poważnie. Poszedł pierwszy, ja i Aron za nim a za nami Patryk. Szliśmy cały czas prosto, nic się nie zmieniało. Prawie nic. Tylko freski na ścianie. Zauważyłam, że raz są a za chwilę znikają. A więc nie szliśmy cały czas w kółko. W pewnym momencie zrobiło się ciemno i wpadliśmy jeden na drugiego, ale na szczęście nie przewróciliśmy się. Aron wydał z siebie jęk bólu, ja poczułam jak moja głowa wiruje. Gdyby nie pomoc Patryka upadłabym.  Inzu rozpalił pochodnie i kontynuowaliśmy podróż. Skąd on w ogóle miał pochodnię i ogień? Czy naprawdę był tym, za kogo się podawał? W czasie gdy Inzu rozpalał pochodnię, Patryk bez słowa podszedł do mnie i teraz on podtrzymywał Arona. Ja szłam za nimi. Naprawdę widok Czarnego Anioła i Wygnańca idących razem napawał mnie niepokojem. Oboje chcieli się pozabijać nawzajem i podejrzewam, że gdyby nie rany Arona mogłabym być świadkiem bitwy, nie tylko o mnie, ale i o godność każdego z nich.

Patryk
Zabiłbym go gdybym tylko mógł. I tak ledwo żył. Wystarczyłoby kilka ciosów by zakończyć jego żywot. Inzu miał szansę mnie w tym wyręczyć, ale Lena mu przerwała. To było dla mnie za wiele.
Nie miałem pojęcia ile czasu spędziłem w komnacie leżąc jak trup. Byłem na jakimś pograniczu życia i śmierci. Choć byłem nieśmiertelny anioł bez duszy jest z góry skazany na śmierć. Moja dusza odeszła, błąkała się po Błękitnym Pałacu, bo moje ciało przestało żyć. Ale zjawiła się ona. Wiedziałem, że się zjawi, że mnie tu nie zostawi. Pomogła mi. Obudziła mnie, przywołała moją duszę, podzieliła się ze mną swoją krwią i mocą. Nie wiedziałem jakie to może mieć konsekwencje, ale na pewno nie wyniknie z tego nic dobrego, jeśli Lena będzie musiała wrócić do Królestwa Aniołów. Na dodatek wspomniała coś o Czarnej Misie, ale nie udało mi się zbyt dużo z niej wyciągnąć.
Nie rozumiałem dlaczego pomogła swojemu największemu wrogowi? Czyżby nadal go kochała? Próbowałem to ogarnąć gdy bandażowała jego rany, ale nie potrafiłem. Może byłem zbyt głupi na takie rzeczy. Idąc za Inzu żadne z nas nic nie mówiło. Widziałem jak Lenie z każdą chwilą jest coraz trudniej pomagać Aronowi, więc sam postanowiłem, że mu pomogę. Co za okrutny los. Czarny Anioł, nieśmiertelna i nasz wspólny wróg – Wygnaniec paradujący jak gdyby nigdy nic po korytarzach Błękitnego Pałacu. Moja dusza przywiodła ze sobą wspomnienia miejsc które odwiedziła gdy opuściła moje ciało. Okazało się, że była z innymi duszami, które już nigdy nie wrócą do swoich ciał, bo te już umarły. Dzięki tym wspomnieniom dziwna magia korytarzy pałacu nie podziałała na mnie i wiedziałem, że Inzu prowadzi nas w bezpieczne miejsce. Nitki życia jakie podarowała mi Lena delikatnie pulsowały w moim ciele. Czułem, że mam nieograniczone zasoby mocy a moja samoregeneracja znów jest w dawnej formie. Aron też powoli odzyskiwał siły i nawet jeśli chciał iść sam, nie pozwalałem mu na to.
Bum.
Ktoś upadł. Zatrzymaliśmy się. Obróciłem się i zobaczyłem leżącą na podłodze Lenę. Żyła, ale była słaba. To przez to, że podzieliła się ze mną swoją moc. Głupia. Inzu bez słowa podszedł do niej, wziął ją i pozwolił by jej ręce oplotły jego szyję. I szliśmy dalej. Czułem, że jesteśmy blisko wyjścia. Martwiłem się o Lenę. Pochodnia, którą trzymał Inzu zgasła a w korytarzu ponownie zapaliło się światło. Cały czas szliśmy. Wyjście było coraz bliżej.
-Co? Widzisz uratowała mnie. Myślisz, że zrobiła to od tak? Nadal pewnie mnie kocha. – odezwał się Aron. Jego żebra wróciły na dawne miejsce i mógł już swobodnie mówić. – Jesteś naiwny, wiesz? Wierzysz wszystkim, a ci którzy są najbliżej ciebie kłamią przed tobą w żywe oczy.
O czym on do cholery mówił? Chciał mnie sprowokować, ale mogłem mu na to pozwolić. Musiałem to wytrzymać i nie dać się, dla Leny. Nie darowałaby mi gdybym wdał się w bójkę z Aronem.
-Powiedz jak to jest, pomagać mi, wkurzającemu Wygnańcowi, największemu wrogowi? Zabiłbyś mnie tu i teraz gdyby nie ona, prawda? Ostatecznie to ja zabiję ją, więc nasza walka musi poczekać, choć nie ukrywam, chętnie bym zobaczył twoje umiejętności. Bez naczynia z mocą za wiele nie zdziałasz, czyż nie?
Zacisnąłem zęby i nadal milczałem. Chciałem mu przywalić, naprawdę ciężko mi się było powstrzymać.
Zamyślony nad tym co mówił Aron nie zauważyłem chwili gdy wyszliśmy z Błękitnego Pałacu. Przede mną rozciągała się zielona polana, która zdawała się nie mieć końca. Inzu położył Lenę na trawie i zwrócił się do mnie.
-Co ona zrobiła?
-Podzieliła się ze mną swoimi nitkami życia. Oddała mi połowę swojej mocy. Zrobiła bardzo głupią rzecz by mnie ratować. Wpadliśmy w błędne koło. Ona uratowała mnie a teraz ja muszę uratować ją.
-Wracajcie bezpiecznie. Tu moja droga z wami musi się skończyć. Jestem strażnikiem pałacu, muszę wracać. – powiedział Inzu klepiąc mnie po ramieniu.
-Inzu…Dziekuje. – tylko tyle mogłem mu powiedzieć. Czułem, że jeszcze się spotkamy. Uśmiechnął się i odszedł.
-Teraz gdy zostaliśmy sami, może chcesz poznać prawdę? – usłyszałem za plecami głos Arona.
Odwróciłem się do niego powstrzymując się od przywalenia mu w twarz .
-Co, może nie interesuje cię to co mam ci do powiedzenia? Możesz mnie teraz zabić, szczerze mówiąc dziwie się, że jeszcze tego nie zrobiłeś. Więc jak samotny, opuszczony i okłamywany przez najbliższych aniele? Chcesz poznać prawdę? – zapytał gapiąc się przed siebie, na zieloną polanę. Milczałem.
-Milczenie jest złotem, jak to mówią ludzie, więc zgaduje, że chętnie wysłuchasz co mam ci do powiedzenia. A więc drogi, przyjacielu – zaczął – nie wszyscy są tacy dobrzy jak myślisz. Na przykład twój kompan Edd. Jest dla ciebie miły i dobry. A wiesz dlaczego to robi?
Spojrzeliśmy na siebie.
-Bo jest mordercą. Mordercą twojej rodziny – poklepał mnie po ramieniu – Tak, drogi przyjacielu. On zabił twoich rodziców.
-Milcz! – nie wtrzymałem. Nie mogłem pozwolić by takie ścierwo jak on obrażało i oczerniało Edda.
- Gdybyś tylko widział, jak za jego sprawką całe Czarne Królestwo zrównało się z ziemią.
-Zamknij się ty gnido! – byłem wściekły, ale zrozumiałem, że o to mu chodziło. Chciał żebym się wkurzył i pierwszy zaczął bójkę. Nie mogłem poddać się jego presji.
-Gdybyś tylko wiedział co działo się pod twoją nieobecność – mówił dalej. Podszedł do Leny i dotknął jej twarzy – Ta ślicznotka ma nowego adoratora.
Rozszczepienie duszy…Teraz pamiętam. Prosiłem Edda by mnie tego nauczył. Gdy znajdowałem się w pałacu mała cząstka mojej duszy oderwała się od całości, przywędrowała na ziemię i ukryła się w ciele przypadkowego chłopaka. Kompletnie o tym zapomniałem, o tak ważnych rzeczach powinienem pamiętać.
-A wiesz – kontynuował Aron –że rodzice tej ślicznotki są ku kresu życia. Moi przyjaciele właśnie wysysają z nich życie. Możliwe, że już nie żyją.
Zrobiłem zamach by mu przywalić, ale zrobiła to Lena. Wymierzyła mu tak siarczysty policzek, że Arona aż odrzuciło do tyłu.
A ja miałem mętlik w głowie. Co jeśli to co mówił Aron było prawdą? O czym ja w ogóle myślę. Przecież Edd był moim przyjacielem, moim sprzymierzeńcem, nie zrobiłby tak strasznej rzeczy. Choć cały czas tak myślałem, Aron skutecznie zasiał we mnie ziarenko niepewności.