Rozdział ósmy

Lena
-Jak to wypadek? Skąd wiesz? – spytał mnie Patryk.
-Nieważne. Oni są w niebezpieczeństwie. Musimy im pomóc, jechać do szpitala czy coś.
To był jakiś koszmar. Gdy tylko zobaczyłam Sarę i Wiktora całych we krwi popadłam w panikę. Jestem odpowiedzialna za Sarę, jej nie może się nic stać. Znałam swoje możliwości i wiedziałam, że pomogę Sarze jednak musiałam pozbyć się Patryka.
-Ja pójdę do centrum spotkać się z rodzicami Sary, a ty jedź tam pierwszy.
Zgodził się na moją propozycję i każde z nas poszło w inną stronę. Nie poszłam jednak do centrum. Schowałam się pomiędzy blokami i upewniwszy się, że nikt mnie nie obserwuje teleportowałam się na miejsce wypadku. Dla mnie, anioła stróża Sary jej wypadek był nie tylko czymś niespodziewanym, ale też tragedią. Wokół rozbitych aut zebrały się tłumy a ja znalazłam się gdzieś z boku całej tej tragedii. Sara leżała twarzą do jezdni, wokół niej było pełno krwi. Wiktor leżał trochę dalej. Twarz miał całą we krwi, z jego brzucha też wyciekała krew. Oboje byli w strasznym stanie. Nie miałam dużo czasu by pomóc Sarze. Uklękłam na ziemi, ukryłam twarz w dłoniach i poczułam jak przenoszę się do ciała Sary a jednocześnie do momentu wypadku. Cofnęłam czas po raz pierwszy w życiu. Nie każdy archanioł to potrafił i nie wszyscy o tym wiedzieli.  Niestety miało to swoje konsekwencje o których nie myślałam ratując Sarę. To tata nauczył mnie cofać czas, zapobiegać różnym wydarzeniom. O tym, że moje ciało może połączyć się z ciałem Sary wiedziałam nie raz, bo wiele razy pomagałam jej w ten sposób na studiach. Prawda jest taka, że byłam nieco mądrzejsza niż ona. Niestety to co właśnie zrobiłam może skończyć się źle nie tylko dla mnie, ale też dla całego rodu aniołów. Jedyną konsekwencją jednoczesnego cofnięcia czasu i wniknięcia w ciało Sary było to, że mogłam zostać w jej ciele już na zawsze, bez żadnej możliwości powrotu do własnego ciała. Nie myślałam o tym. Musiałam ją ratować, taki był mój obowiązek jako jej anioła stróża. Jej nie mogło się nic stać. Będąc w ciele Sary siedziałam na miejscu pasażera, Wiktor kierował. Jechaliśmy przez skrzyżowanie gdy nagle z tyłu uderzyła w nas ciężarówka. Oboje z Wiktorem wylecieliśmy przez przednią szybę kilkaset metrów od auta. Ocaliłam Sarę. Ulżyło mi, że była bezpieczna. Nie miała żadnych złamań ani zadrapań. Była cała i zdrowa. Czas powrócił na swoje miejsce. Sara podniosła się z ziemi i podeszła do leżącego, nieprzytomnego Wiktora.
-Wiktor! Wiktor obudź się! Słyszysz mnie! Wiktor kochanie! – potrząsała chłopakiem krzycząc na niego, ale on nie reagował. Zaczęła płakać. Tak bym chciała jej pomóc, ale nie mogłam nic zrobić dla Wiktora. Wiedziałam, że on też ma swojego anioła stróża, który powinien nad nim czuwać. Jego stan można było wyjaśnić. Jego obecny anioł stróż odszedł i albo nie ma nikogo innego na jego miejsce albo trwa proces adaptacji nowego stróża z podopiecznym. Obie czynności wymagały czasu. Więc teraz wszystko zależało do samego Wiktora czy będzie chciał żyć. Naprawdę widok Wiktora nie napawał optymizmem. Sara siedziała na ulicy i płakała błagając go by się obudził, on jednak jej nie słuchał. Dla mnie jako anioła, patrzenie na ludzką śmierć było czymś nowym. Nigdy nie widziałam jak umiera człowiek. Widziałam śmierć niejednego anioła, ale nie człowieka. Sama bowiem nigdy nie umrę, nie dowiem się jak to jest.  Ponieważ zrobiłam już wszystko żeby uratować Sarę mogłam opuścić jej ciało, jednak nie mogłam tego zrobić. Coś mnie blokowało. Próbowałam wiele razy, ale nic nie pomagało. Moje starania szły na marne. Sara nadal rozpaczała, ja próbowałam wydostać się z jej ciała a w tym samym czasie przyjechali jacyś ludzie, jedni ubrani na niebiesko, jedni na biało -czerwono. Ci na czerwono podeszli do Wiktora, zabrali go na stół na kółkach i wsadzili do auta którym przyjechali. Potem podeszli do Sary. Na całe szczęście potrafiłam połączyć się z Sarą tylko ciałem. Emocje, zachowanie czy mówienie należały już do niej. Oczywiście miałam na nią wpływ, ale postanowiłam nie ingerować w to aż tak bardzo.
-Jak się czujesz? Nic cię nie boli? Zabierzemy cię do szpitala na badania.
Pan w czerwonym ubraniu pomógł Sarze się podnieść i zaprowadził ją do tego samego auta do którego wcześniej schowali Wiktora. Coraz gorzej czułam się w ciele Sary. Zapewne po raz kolejny był to efekt zbyt nagłego spotkania mojego ciała z nią i jej osobowością. Takie zderzenie dwóch światów, anioła i człowieka. To nie mogło się dobrze skończyć . Cały czas próbowałam wydostać się z ciała Sary lecz na marne.
-Co z nim będzie? Uratujecie go, prawda? – spytała Sara pana w czerwonym ubraniu, który czuwał przy nadal nieprzytomnym Wiktorze.
-Zrobimy co w naszej mocy, ale nie możemy ci nic obiecać. Jest w krytycznym stanie. Jednak dziwi mnie to, że tobie nic się nie stało. Przecież oboje wylecieliście przez szybę.
-Proszę go uratować – powiedziała Sara. Akurat to kazałam powiedzieć jej ja. Do Sary nie docierało to, że nic jej nie jest, że jest uratowana i może to lepiej dla niej. Była zbyt roztrzęsiona i załamana stanem Wiktora. Auto którym jechaliśmy wydawało z siebie dziwne dźwięki. W końcu dojechaliśmy do wielkiego okrągłego budynku. To chyba był ten szpital o którym mówił facet w czerwonym ubraniu. Stół na kółkach na którym leżał Wiktor wyjechał z auta którym jechaliśmy i od razu go gdzieś zabrali. Sarą zajęła się jakaś pani w białym fartuchu. Zabrała ją do pokoju i kazała położyć na łóżku. Sara robiła wszystko to, co kobieta jej kazała.  Podejrzewałam, że to były te badania.
-Nic ci nie jest, jednak dla pewności zrobimy jeszcze tomografię głowy – powiedziała kobieta w białym fartuchu – Zaczekaj tu chwilę. Przyślę po ciebie pielęgniarkę.
Sara jednak wybiegła z sali i postanowiła iść poszukać Wiktora. Próbowałam nakierować jej myśli by wróciła do pokoju, jednak skutecznie mnie blokowała, nie pozwalając mi nic zrobić. Nadal próbowałam wydostać się z ciała z Sary jednak na marne. Bałam się, że zostanę tu na zawsze dopóki nie zobaczyłam Patryka i Paty.

Patryk
Zrobiłem tak jak kazała mi Lena. Pobiegłem do domu, szybko wytłumaczyłem Paty co się stało i razem z nią przyjechałem  do szpitala. Niestety nie mogłem skontaktować się z Leną co bardzo zaczęło mnie niepokoić. Gdy spotkałem rodziców Sary i spytałem o Lenę nic nie wiedzieli. Wtedy wiedziałem, że coś musiało się z nią stać. Zabrałem ze sobą Paty, w razie gdyby Lena potrzebowała pomocy. Nikt nie wiedział co się z nią stało ani gdzie była. Paty również nie mogła się z nią skontaktować w żaden sposób. W szpitalu dowiedzieliśmy się, że Wiktor jest operowany a jego stan jest krytyczny. Udaliśmy się pod salę operacyjną gdzie siedzieli rodzice Wiktora i Sary i ona sama. Sara wtulona w objęcia matki strasznie płakała. Wiktor był jej pierwszą i jedyną miłością. Kochała go ponad życie i ponad wszystko. Sam nie wyobrażałem sobie, że Wiktor mógłby umrzeć.  Był moim jednym i najlepszym przyjacielem. Choć ukrywałem przed nim kim jestem ufałem mu, tak samo jak ufałem Paty i Eddowi. Bardzo mi pomógł  i wiele mu zawdzięczam.
-Sara, widziałaś gdzieś Lenę? – zapytałem.
-Nnnie – powiedziała przez łzy.
Nikt nie widział Leny, nikt nie wie gdzie jest. Przepadała. Martwiłem się o nią, bo jeszcze nie potrafiła odnaleźć się tu, na ziemi. Pozostawienie jej samej mogło przysporzyć jej kłopotów. Chciałem zostać z Sarą i poczekać aż operacja Wiktora się skończy, ale musiałem odnaleźć Lenę. Poszedłem do Paty która czekała na mnie w  szpitalnym barze.
-Nikt nie wie gdzie jest Lena. Paty zrób coś żeby ją odnaleźć.
-Wiem gdzie jest nasza niesforna archanielica.
-Jak to?
-Uratowała życie Sarze.
-Co takiego? – nie bardzo rozumiałem co Paty miała na myśli.
-Obowiązkiem Leny jest chronić Sarę. Zapewne gdy zobaczyła co jej się stało cofnęła czas i złączyła się z ciałem Sary by jej się nic nie stało. Chyba zauważyłeś, że nie ma żadnych zadrapań?
-Zaraz…Chcesz mi powiedzieć, że Lena jest w ciele Sary? – nie mogłem w to uwierzyć. Lena jak na archanioła potrafiła bardzo wiele. Nie miałem pojęcia co ona jeszcze jest w stanie zrobić.
-Tak. Lena połączyła swoje ciało z ciałem Sary.
-Na czym to dokładnie polega?
-Gdy Lena wniknęła w ciało Sary cofnęła czas o kilka sekund, do momentu wypadku. Tylko w ten sposób mogła ochronić Sarę przed najgorszym. Niestety Lena chyba nie wzięła pod uwagę jednej rzeczy.
-Jakiej?
-Że nigdy może już nie wyjść z ciała Sary.
-Paty chyba żartujesz.
-Patryk, czy wyglądam jakbym żartowała?
Byłem zszokowany. Nie wiedziałem za dużo o mocach i umiejętnościach aniołów, ale wierzyłem w to co mówiła Paty. Nie miała powodu by kłamać. A więc Lena może już nigdy nie wrócić do swojego ciała, wtedy Sara stanie się po części nieśmiertelna. Nie, nie, nie. Musiał być jakiś sposób by sprowadzić Lenę z powrotem.
-Paty, więc powiedz, że da się coś z tym zrobić, żeby pomóc Lenie.
-Podejrzewam, że Lena dawno by wróciła gdyby nie przeszkoda jaką jest stan Sary. Jej płacz, zamartwianie się o Wiktora nie pozwalają Lenie wrócić. Patryk, Lena jest w ogromnym niebezpieczeństwie.
-To dlaczego nic nie zrobisz by jej pomóc?
Zdenerwowałem się. Siedzieliśmy tu i gadaliśmy a tymczasem Lena może już nigdy nie wrócić. Nie potrafiłem znieść tej myśli. Byłem w stanie zrobić wszystko byle tylko jej pomóc.
-Uspokój się. Najpierw muszę uspokoić Sarę by cokolwiek zacząć robić. Sam widzisz w jakim jest stanie.
-Paty pomogę ci. Zrobię wszystko, tylko błagam pomóż Lenie.
-Zakochałeś się w Lenie – Paty uśmiechnęła się do mnie, ale ja nic jej nie odpowiedziałem.
To nie było tak. Lubiłem Lenę. Jest ładna, zawsze wesoła i uśmiechnięta, ale trochę zagubiona. Nie wie, że znam jej tajemnicę, nie wie, że ja też jestem nieśmiertelnym aniołem, ale mimo to gdy ją zobaczyłem po raz pierwszy coś mnie w niej urzekło. Moja intuicja podpowiadała mi, że to dziewczyna dla mnie, że to ona jest mi pisana. Czy nasza historia mogła zakończyć się szczęśliwie. Wiedziałem, że kwestią czasu jest aż naprawdę zakocham się w Lenie, aniele stróżu mojej przyjaciółki.  Do jakiego stopnia nasza miłość mogła istnieć tego nie wiedziałem i tylko Edd mógłby mi z tym pomóc, ale najpierw muszę wydostać Lenę z ciała Sary.
-To chyba nie jest najlepszy moment by o tym rozmawiać. Jak mam ci pomóc?
-Spróbuj zabrać Sarę na zewnątrz, w jakieś ustronne miejsce. Ja zajmę się resztą.
Paty dała mi mega trudne zadanie bowiem Sara nie wyrażała chęci by ze mną wyjść. Dopiero za namową swoich rodziców posłuchała mnie. Objąłem ją i próbowałem uspokoić, ale cały czas drżała w moich ramionach i łkała. Wyszliśmy na zewnątrz i zabrałem ją na tyły szpitala. Nie pytała o nic, po prostu szła tam gdzie ja. Schowaliśmy się przed słońcem w cieniu drzew.
-Patryk tak się boję o niego. On musi żyć – łkała. Była już trochę spokojniejsza i mniej płakała.
-Jest silny. Poradzi sobie. Ma dla kogo żyć. Ty też musisz być silna, dla niego.
-Ale nie potrafię przestać myśleć o najgorszym.
Przytuliłem ją. Sara była mi bardzo bliska. Kochałem ją jak przyjaciółkę. Mogłem z nią zawsze porozmawiać i ona mi ufała. Czasem miałem wrażenie, że ufa mi bardziej niż Wiktorowi.
-Patryk…Patryk co się ze mną stało?
-O czym ty mówisz? – przeraziła mnie tym co zaczęła robić. Wyjęła telefon z kieszeni i używając go jako lusterka zaczęła się w nim przeglądać.
-Jak to możliwe, że nie mam żadnej rany i że nic mi nie jest. Przecież to niemożliwe. Pamiętam co się stało. Wyleciałam przez szybę. Upadałam na twardej jezdni. Więc dlaczego nic mi nie jest? – spojrzała na mnie jakbym znał odpowiedź.
-Nie patrz tak na mnie. Skąd mam to wiedzieć? Może masz jakieś nadnaturalne moce – zażartowałem.
Uśmiechnęła się lekko. Skoro jej stan się polepszył Paty powinna już tu być i pomóc Lenie się wydostać jednak nic takiego nie nastąpiło. Spojrzałem odruchowo na Sarę i przeraziło mnie to co zobaczyłem w jej oczach.  Chciałem mieć przewidzenia, ale to niestety była prawda. W oczach dziewczyny zobaczyłem nieprzytomną Lenę. Sytuacja stawała się coraz gorsza a ja nie wiedziałem co mam zrobić. Lena proszę cię, nie odchodź, nie zostawiaj mnie.

-Patryk…jakoś mi tak słabo – powiedziała Sara i oparła się o drzewo. Zbladła na twarzy i ciężko oddychała. Wtedy zrozumiałem co mam robić. Lena słyszała moje myśli. Choć była w ciele Sary jakimś cudem mnie słyszała. I mimo, że Sara była już spokojniejsza zrozumiałem, że Lena nie ma już sił by sama się wydostać z ciała przyjaciółki. Próbując utrzymać Sarę by nie zemdlała zacząłem w myślach mówić do Leny. „Lena wiem, że mnie słyszysz. Nie mam pojęcia jak to możliwe. Proszę cię tylko żebyś się nie poddawała. Nie możesz mnie zostawić, rozumiesz? Nie odchodź. Nie możesz zostać w ciele Sary na zawsze, nie możesz! Zabraniam ci. Jesteś mi tu potrzebna, tu na ziemi”. Sara ledwo trzymała się na nogach co znaczyło, że Lena walczy, próbuje się wydostać. Trwało to jednak zdecydowanie za długo. Nie mogłem dłużej czekać. Czekanie tylko pogorszało sprawę. Wiedziałem, że pożałuję tego co zrobię, ale czułem, że tylko tak pomogę Lenie, dlatego pocałowałem Sarę.

Rozdział siódmy

Lena
Nie mogłam uwierzyć, że rodzice przyszli się ze mną zobaczyć.  Nie zastanawiałam się jak to zrobili liczyło się dla mnie tylko to, że tu są. Zaprowadziłam ich do swojego pokoju żebym mogła się nimi nacieszyć. Przytuliłam ich. Tak bardzo za nimi tęskniłam. Drugi dzień na ziemi, a ja mam wrażenie, że opuściłam niebo miliony lat temu. 
-Przyszliście mnie zabrać do domu, tak? – spytałam z nadzieją.
-Nie. Nie po to tu jesteśmy – odpowiedział tata. Zrobiło mi się smutno.
-Więc po co tu jesteście?
Brakowało mi ich. Byłam z nimi silnie zżyta głównie dlatego, że byłam ich jedyną córką. Ale i tak dbali o mnie i troszczyli się w niesamowity sposób. Zawsze byli ze mną, chronili mnie. Choć mam do nich żal, że mnie tu zesłali i ukrywają przede mną wiele rzeczy, jestem im wdzięczna. Ze względu na skrzydła wymagałam dodatkowej opieki, ich wsparcia gdy przebywałam na spotkaniach z Tafusem, który ciągle próbował rozwikłać zagadkę Srebrnych Skrzydeł, które posiadałam. Udało mu się to, jednak prawdę przekazał tylko moim rodzicom. Żyjąc w niewiedzy, pod okiem rodziców i przy boku Arona czułam się wspaniale. Życie wtedy było piękne. Teraz już tak nie jest.
-Jest za wcześnie by ci o tym mówić, ale Paty twierdzi, że zadajesz za dużo pytań, na które ona nie może ci powiedzieć z pewnych przyczyn – powiedziała mama.
-Jakich przyczyn?
-Ona też ma swoje ograniczenia. Choć jest nieśmiertelna obowiązuje ją kodeks aniołów, taki sam jak mnie i tatę.
-Nadal nie rozumiem.
-Paty nie jest upoważniona żeby udzielać ci odpowiedzi na niektóre twoje pytania – wytłumaczył mi tata.
-Więc nie mogę jej o nic pytać?
-Możesz, ale licz się z tym, że nie zawsze uzyskasz odpowiedź. Zrobiliśmy to dla twojego dobra.
-A Edd?
Gdy spytałam o Edda oboje zamilkli, więc zaczęłam podejrzewać, że Edd jest kimś więcej niż tylko nieśmiertelnym cherubinem. Jednak w tej chwili jego historia mało mnie interesowała. Musiałam wiedzieć inne rzeczy.
-Skoro już tu jesteście to powiedzcie mi co ja tu w ogóle robię?
-Madlen…To jest twoje przeznaczenie. Odkąd się urodziłaś wiedzieliśmy co nas, rasę aniołów czeka.
-To moje narodziny były najgorszą rzeczą w świecie aniołów?
Nie mogłam usłyszeć gorszych wieści.
-Nie do końca. Twoje narodziny obudziły Wygnańców, ale jednocześnie tylko ty ich możesz unicestwić. Jesteś wybrana. Tylko ty możesz nas ocalić. Ty i…
Mama urwała. Spojrzała na tatę. Wahała się. Powiedzieć mi czy prawdę czy też znów mnie okłamać.
-Jest osoba, dzięki której poradzisz sobie z Wygnańcami – powiedział tata – Posłuchaj. Zesłaliśmy cię na ziemię bo tylko tutaj Wygnańcy nie mogą cię znaleźć. Niebo przestało być dla ciebie bezpieczne. Twoje skrzydła przyciągają Wygnańców. Skoro tutaj nie możesz ich rozwinąć nie powinni cię tu znaleźć.
-Ale Paty i Edd każą mi je codziennie rozwijać.
-To nic. Ich dom jest chroniony potężną mocą aniołów. Wygnańcy tu nie wtargną, możesz być spokojna.
Chciałam wiedzieć tyle rzeczy, ale gdy tylko zobaczyłam rodziców przestało mnie cokolwiek interesować. Chciałam być z nimi, porozmawiać, pośmiać się jak za dawnych czasów.
-Jak sobie tu radzisz? – spytała mama zaglądając do szafy.
-Jak widać. Wiecie, że poznałam swoją podopieczną. Ma na imię Sara i jest prześliczna.
-Polubiłyście się?- zapytał tata z uśmiechem.
-Tak. Jest miła i pracujemy razem.
Anielska aura rodziców miała na mnie zbawienny wpływ i na chwilę zapomniałam o Wygnańcach i ratowaniu świata. Teraz liczyli się tylko oni.
-Wiecie co z Aronem? Śnił mi się kilka razy, ale nie mogę się z nim wcale porozumieć. Tęsknie za nim.
Rodzice nie mieli zbyt wesołych min gdy spytałam ich o swojego chłopaka. Nikt nie akceptował naszej miłości, ale ja uparcie dążyłam do tego by z nim być, mimo sprzeciwu samej Rady Aniołów. Nikt nie mógł decydować o tym z kim mam ułożyć sobie życie, kogo mam kochać.
-Mamo, tato? Pytałam co z Aronem? Coś się stało, tak? – byłam coraz bardziej zaniepokojona.
-Aron odszedł z Królestwa.
-Jak to odszedł? To niemożliwe. To nie może być prawda. On musi na mnie zaczekać aż wrócę. Nie mógł mnie zostawić.
-Madlen dobrze wiedziałaś, że wasz związek nie jest akceptowany.
-Ale mamo ja go kochałam! Jak mogliście pozwolić mu odejść?! No tak, było wam to na rękę bo przecież nikt nie chciał żebym z nim była. Nie wspieraliście nas w naszej miłości. A ja go naprawdę kochałam!
Nie wierzyłam, że Aron mógł tak po prostu odjeść i mnie zostawić. To nie mogła być prawda. Przecież obiecaliśmy sobie być zawsze razem. Obiecał mi to. Złożyliśmy przysięgę pod Drzewem Miłości. Takiej przysięgi nie można złamać. Byłam załamana. Aron odszedł bez słowa. Kolejna część mojego świata rozpadła się na kawałki. Teraz nie zostało mi już nic. Nie miałam po co wracać do nieba. Jeśli Arona tam nie ma, nie chce tam żyć.
-Madlen posłuchaj mnie uważnie – mama podeszła do mnie,  ujęła moją dłoń i uśmiechnęła się – Nie możesz się smucić. Nie mogłaś być z Aronem ponieważ twoim przeznaczeniem jest być z kimś innym. Lepiej było dla ciebie, że odszedł  sam, niż miałby się z tobą żegnać. To by było bolesne dla was obojga. Wasza miłość i tak nie miała szans przetrwać.
-To znaczy, że poznam kogoś innego? – spytałam.
-Tak. Ty i on jesteście sobie pisani. Wasz związek powstał w momencie gdy się urodziłaś, tylko żadne z was o tym nie wie.
-Wy go znacie, prawda?
-Tak. Obserwowaliśmy go od dawna. Sprawdzaliśmy czy to na pewno on. W momencie gdy byliśmy pewni zesłaliśmy cię tutaj żebyś go mogła odnaleźć. Żeby on, mógł znaleźć ciebie – powiedział tata.
-Jaki on jest? – zapytałam.
-Ty sama o tym najlepiej wiesz – mama uśmiechnęła się i przytuliła mnie. Ewidentnie chciała zmienić temat.
-W ogóle jak się tu znaleźliście? Możecie od tak przybywać na ziemię?
-Musieliśmy mieć zgodę Rady Aniołów by cię odwiedzić.
-To pewnie nie było miłe spotkanie.
Rada Aniołów nie była zbyt miłym stowarzyszeniem. Składała się z dziesięciu aniołów: czterech archanielic, czterech archaniołów i dwóch cherubinów. Na ich czele stał Remeon, najstarszy archanioł. Rada Aniołów miała szczególny wpływ na moje życie, głównie ze względu na skrzydła. Choć z początku Remeon wydawał mi się gburem, zmieniłam o nim zdanie gdy pozwolił mi wyjść po za bramy nieba z Aronem. Cała rada nie popierała naszej miłości, ale nie mieli też żadnego prawa by zakazać mi spotkań z Aronem. Głównym zadaniem rady było nadzorowanie wejść i wyjść z królestwa i rozwiązywanie problemów pomiędzy aniołami. Każde wejście bądź zamiar opuszczenia królestwa musiał być zaakceptowany przez Rameona. Niestety starzec niechętnie udzielał zgody na wyjście po za bramy nieba. Nikt nie wiedział czemu. Dlatego aniołowie rzadko opuszczali niebo nie chcąc narazić się Raemeonowi.
-Musimy się zbierać Eiden – powiedziała mama do taty.
-Już idziecie? Tak szybko? Chciałam was jeszcze spytać o tyle rzeczy – nie chciałam zostawać sama.
-Masz – powiedział tata i zawiesił mi na szyi śliczny łańcuszek ze srebrnym kamieniem.
-Co to?
-Srebrny Kamień, naszyjnik dzięki któremu będziesz się mogła z nami skontaktować gdy będziesz potrzebować pomocy. Będzie nam wtedy łatwiej a my będziemy zawsze z tobą.
-Czyli gdy będę potrzebować pomocy mam rozmawiać z naszyjnikiem? –spytałam z niedowierzeniem.
-Tak. Wtedy ja albo mama ci pomożemy. Możesz w nim też zobaczyć nasze twarze a my twoją.
-Dziękuje.
Przytuliłam ich. Brakowało mi ich najbardziej na świecie, dlatego to krótkie spotkanie dodało mi otuchy. Ufałam im bardziej niż komukolwiek w niebie. Byli dla mnie bardzo ważni. Cieszyłam się, że mnie odwiedzili, że będę mogła być z nimi w kontakcie.
Poczułam dziwną pustkę gdy rodzicie zniknęli. Znów zostałam sama, ale gdy tylko spojrzałam na wisiorek od taty poczułam się pewniej, wiedząc, że są ze mną.

Patryk
Gdy Lena zeszła na śniadanie wyglądała jakoś inaczej. Była uśmiechnięta i pełna pozytywnej energii.  Na pewno jedną z rzeczy, która miała wpływ na jej zachowanie było wczorajsze spotkanie z rodzicami. Ona tego potrzebowała. Była z nimi bardzo silnie związana i miała tylko ich. Zazdrościłem jej, że ma rodziców, kogoś kto się o nią troszczy i martwi, kto się nią opiekuje. Nie zaznałem rodzicielskiej miłości, nie poznałem rodziców. Nie miałem na to szansy. Żyję dzięki nim, oddali za mnie swoje życie gdy Wygnańcy zaatakowali Czarne Królestwo.
Lena rozmawiała z Paty i Eddem gdy nagle zobaczyłem źródło jej pozytywnej energii. Srebrny Kamień. Służył nie tylko do komunikacji pomiędzy światami, ale również  wypełniał daną osobę radością i szczęściem. Nie wiedziałem dokładnie jak działał, bo tylko o nim słyszałem, ale teraz wierzę, że naprawdę posiada taką moc.
Gdy szliśmy do pracy Lena jednak milczała.
-Widzę, że spotkanie z rodzicami dobrze na ciebie wpłynęło – zacząłem rozmowę.
-Nawet sobie nie wyobrażasz jak za nimi tęskniłam. Gdyby nie oni, nie poradziłabym sobie z tym co mnie czeka.
Nie wiedziałem do końca co ją czeka, ale nie mogłem jej o to spytać. Nie chciałem żeby kłamała.
-A co z twoimi rodzicami Patryk?
Zaskoczyła mnie tym pytaniem.
-Co? Yyy…Oni…zginęli w wypadku gdy byłem dzieckiem.
-Przykro mi.
-W porządku. Pogodziłem się z tym. Dlatego cieszę się, że ty jesteś tak blisko z mama i tatą.
-Skoro nie miałeś rodziców to jak trafiłeś do Paty i Edda?
Czy ona zwariowała? Dlaczego pyta o takie rzeczy? Jeszcze wczoraj była na mnie zła a dziś jakby nie była sobą. Coś mi tu nie pasowało. Coś było nie tak. Lena ewidentnie nie była sobą.
-Oni mnie zaadoptowali. Czuli się samotni więc postanowili przelać swą miłość na kogoś takiego jak ja.
Lena nagle się zatrzymała i spojrzała na swoje ręce. Cokolwiek w nich zobaczyła nie było to nic dobrego.
-To niemożliwe. Patryk, to niemożliwe. Powiedz, że to żart.
-Lena co się stało?
Nie odpowiedziała. Była przerażona i wystraszona.
-Co ja mam teraz zrobić? Co ja mam zrobić? Patryk co ja mam teraz zrobić?
-Lena, cholera powiedz co się stało?
-Sara i Wiktor…Oni…mieli wypadek.