Rozdział trzydziesty trzeci


Tośka
       Dzwonek do drzwi przerwał mój spokojny sen. Spojrzałam na zegarek, była siódma rano. „Komu się nudzi o tej porze” –pomyślałam. Miałam tyle problemów na głowie, że pójście do szkoły chyba nie wchodziło w grę. Kolejny dzwonek do drzwi. Zwlekłam się z łóżka, zarzuciłam kurtkę na plecy i poszłam otworzyć drzwi. Odruchowo zatrzymałam się w salonie i spojrzałam na pozbawione szyby okno. By zimno nie przedostawało się do wczoraj do późnego wieczora razem z mamą i Dianą wieszałyśmy koce na oknach.  Jednak niewiele to pomogło bo i tak dało się odczuć panujący tu chłód. Znów rozległ się dzwonek.
-Idę! – krzyknęłam. Otwarłam drzwi i zobaczyłam czterech mężczyzn w średnim wieku, ubranych w puchowe kurtki z napisem „Twój dom”.
-Pani Antonina Milewska? – spytał jeden z mężczyzn stojący na środku. Wyglądał jak mała piłeczka. Był niższy od pozostałych, ale za to grubszy niż pozostali trzej razem wzięci.
-Tak. Stało się coś? – spytałam.
-Arkadiusz Sucharski – podał mi rękę na przywitanie. Byłam zdezorientowana, ale odwzajemniłam gest. – Jesteśmy z firmy „Twój dom”. Pan Wieczorek przysłał nas, by wymienić okna w pani domu. Możemy wejść? – spytał, uśmiechając się jak dziecko.
-Chwileczkę. Powiedział pan, że kto was przysłał? – zapytałam.
-Pan Wieczorek – odpowiedział.
-Sebastian Wieczorek?
-Tak. Mówił, że mamy pani pomóc i słuchać pani poleceń.
Sebastian się o mnie troszczył. Ten zimny, pozbawiony pokory  chłopak miał jednak uczucia. Z każdym dniem utwierdzałam się w tym. Najpierw łyżwy, potem akcja w szkole i na stołówce, a teraz to. Nigdy nie kochał , nie znał słowa miłość, więc okazuje ją w taki sposób, jaki uważa za stosowny.
-Możemy wejść do środka? – spytał mężczyzna.
-Tak, proszę – odpowiedziałam.
        Po trzech godzinach pozostałości po oknach w kuchni, salonie i u babci zostały wymienione na nowe. Ekipa konieczne chciała wymienić okna w naszych pokojach, ale kategorycznie im zabroniłam. Gdy „Twój dom” odjechał, zajrzałam do Di. Spała. Ekipa nieźle hałasowała, ale nawet to jej nie zbudziło. Poszłam do łazienki,  by się trochę odświeżyć i z zaskoczeniem stwierdziłam, że z kranu leci ciepła woda. Również kaloryfery były ciepło i nie tylko te w łazience, ale w całym domu. Umyłam zęby i twarz, związałam włosy w kucyk i ubrałam się z zamiarem pójścia do szkoły. Choć nadal nie byłam pewna, czy powinnam tam iść, wiedziałam, że muszę. Nie mogłam dokładać sobie problemów jeszcze w szkole.  Przed wyjściem zajrzałam do Diany. Nadal spała, więc postanowiłam jej nie budzić. Zamknęłam drzwi i pomaszerowałam do szkoły. Nie zdążyłam dotrzeć na Grunwaldzką bo moim oczom ukazał się ciemny citroen Sebastiana. Zatrzymał się, bym wsiadła i pojechaliśmy pod szkołę.
-Ty też zrobiłeś sobie wolne? – spytałam.
-Nie. Jest długa przerwa. Postanowiłem upewnić się, czy masz nowe okna – powiedział parkując auto pod szkołą, ale nie gasząc silnika.
-Nie idziesz? –spytałam, odpinając pasy i patrząc na niego. Spoglądał przed siebie i był jakiś nieobecny, jakby  przygnębiony.
-Idź. Przyjdę za chwilę – powiedział. Wysiadłam z auta i poszłam w stronę. W szatni natknęłam się na Jake’a, który stał obok mojej szafki i ewidentnie na mnie czekał. Przypomniałam sobie, że Wiktor wytypował Jake’a, by był „moim partnerem” w poszukiwaniach ojca. Jakbym nie mogła być z Sebą.
-W porządku? – spytał.
Spojrzałam na niego wrogo nie wiedząc, o co pyta. Otworzyłam szafkę, zdjęłam kurtkę, zmieniłam buty i zaczęłam pakować książki.
-Serio Tośka. Pytam, czy wszystko w porządku? No wiesz, ta wczorajsza sytuacja i ta sprawa z twoim ojcem – upuściłam podręczniki i gapiłam się na niego, osłupiała po tym, co usłyszałam. Ten facet przede mną to nie mógł być Jake Potocki. Tacy ludzie jak on nie pytają o takie rzeczy.
-Dobra, a tak na serio to o co chodzi? –spytałam, z trudem odzyskując trzeźwe myślenie. Jake podał mi książki, które upuściłam i odpowiedział:
-Od razu musi o coś chodzić? Jesteś dziewczyną Seby, więc czy mi się to podoba, czy nie muszę cię zaakceptować.
-Daruj sobie te teksty.
-I tak jesteś na mnie skazana. Wiesz o tym – uśmiechnął się triumfalnie.
-Nie. To ty jesteś skazany na mnie i jeśli się w tej chwili ode mnie nie odczepisz to… - urwałam bo nie wiedziałam co powiedzieć.
-To co? Mam się bać panny Milewskiej, która leci na Sebastiana tylko z powodu jego pieniędzy? – zadrwił ze mnie, czym sprawił, że moja wściekłość sięgnęła zenitu. Podeszłam bliżej niego i spoliczkowałam go tak mocno, że aż się zachwiał.

Sebastian
        Nie chciałem wyjeżdżać, ale wiedziałem, że matka zrobi wszystko, by mnie wysłać za granicę. Starucha chciała, bym uczył się w jakimś innym państwie, byle nie w Polsce. Tylko problem w tym, że ja nie chciałem studiować ekonomi gospodarczej, tylko geologię, razem z Tośką. Jednak wiedziałem, że nigdy do tego nie dojdzie, bo nie jest mi to pisane, bo jestem  dziedzicem znanej w całym świecie firmy gospodarczej. Choć matka miała jeszcze dzień na podjecie decyzji, wiedziałem, że sprawa jest przesądzona i że będę musiał wyjechać. Nikomu o tym nie powiedziałem, bo sam musiałem się z tym pogodzić. Tośka poszła na lekcje, ale mnie nie było tam śpieszno. Miałem wszystkiego dość, tych wszystkich kłamstw i manipulacji oraz intryg matki. Mógłbym się spotkać z Mileną, ale nie chce jej obarczać swoimi problemami.
      Z jednej strony wyjazd do Włoch był szansą na odnalezienie ojca, ale z drugiej strony nie miałem pewności, czy on tam jeszcze jest. Możliwe, że jest już w Norwegii, tak jak pisał w liście. Wiedziony impulsem odjechałem spod szkoły i pojechałem na lotnisko, gdzie jako sprzątaczka pracowała matka Tośki. Zdążyłem się zorientować, że nie darzy mnie sympatią, ale ona była kluczem do powodzenia naszych poszukiwań i tylko ktoś o takich koneksjach jak ja mógł na nią wpłynąć. Nie bardzo wiedziałem, gdzie szukać sprzątaczek, więc spytałem jednego z ochroniarzy. Uważnie mi się przyjrzał  i  powiedział, gdzie mam iść. Dotarłem do małego pomieszczenia technicznego w jakimś zaułku lotniska. Już miałem pukać do drzwi, gdy te się otworzyły i ujrzałem matkę Tośki. W jednej chwili na jej twarzy pojawił się gniew. Chciała zamknąć drzwi, ale byłem silniejszy i nie pozwoliłem jej na to.
-Odejdź stąd albo wezwę ochronę – zagroziła mi.
-Możesz to zrobić, ale najpierw musimy porozmawiać – wszedłem do pomieszczenia, gdzie było pełno szczotek, szufelek i środków do czyszczenia. Zamknąłem drzwi, a pani Milewska usiadła na krzesełku i patrzyła na mnie tak, jakby chciała mnie zabić.
-Czego chcesz? – wysyczała przez zęby.
-Ile moja matka ci płaci za dochowanie tajemnicy, zarówno mój ojciec, jak i ojciec Tośki żyją? – zapytałem ją. Omal nie spadła z krzesła, gdy to usłyszała.
-Co ty za bzdury wygadujesz? – oburzyła się.
-Nie wymiguj się! – krzyknąłem i uderzyłem pięścią w stolik, na którym się opierała.
- Skąd o tym wiesz? Jakim cudem wiesz takie rzeczy?
-Nie twój interes. Odpowiedz na moje pytanie – powiedziałem aż nazbyt łagodnie.
Milczała i płakała jednocześnie, ale mimo iż była matką mojej dziewczyny nie zlitowałem się nad nią. Nie wiem jak długo trwało zanim w końcu odpowiedziała.
-Grażyna nie płaci mi za milczenie.
-To za co?! – krzyknąłem.
-Co miesiąc płaci mi dziesięć tysięcy. Wszystko to wysyłam do mojego męża i twojego ojca. Dzielą się tym po połowie.
-Czyli jednak żyją? – spytałem spoglądając na nią.
-Żyją i nigdy nie umarli –odpowiedziała.
-Więc czemu do cholery nie mogę spotykać się z Tośką?
-Zniszczysz ją. Zrobisz z niej podłą i okropną kobietę. Twoja matka też taka była. Zanim jej rodzice umarli, była poukładana i skromna, ale gdy tylko skończyła studia i poznała Cześka stała się potworem.
Byłem zaskoczony, że pani Milewska opowiada mi o matce.
-Ale mimo to nadal się przyjaźniłyście.
-Tak. Jednak gdy to się stało nasza przyjaźń się zakończyła. To wszystko jej wina.
-Ale co? Co pani ma na myśli? – spytałem chcąc wyciągnąć od niej jak najwięcej.
-Jej zapytaj. Jest odpowiedzialna za to – wstała i podeszła do mnie – że twój ojciec wyjechał, za to, że mój mąż został oskarżony o kradzież. Za wszystko – spojrzała na mnie smutnymi oczami i wyszła zostawiając mnie samego.

Diana
        Obudziłam się dość późno, więc nie było szans, bym poszła do szkoły. Zresztą, nawet jeśli bym wstała wcześniej i tak bym nie poszła. W ciągu kilku dni za dużo spraw zwaliło mi się na głowę. Czułam się fatalnie, a pobyt w szkole tylko by pogorszył  mój stan. Zwlekłam się z łóżka i poszłam do kuchni. Zatrzymałam się jednak w salonie, gdy zobaczyłam nowiuteńkie, plastikowe okna.  To samo zobaczyłam w kuchni.  Na chwilę zapomniałam o problemach i cieszyłam się, że dzięki komuś mamy nowe okna. Gdy chciałam sobie zrobić herbaty z radością stwierdziłam, że woda w kranie jest ciepła i grzejniki też.  To był jakiś cud. Jakiś czas temu odcięli nam ciepło i w panował chłód  ale nie dziś.  Wypiłam herbatę, przebrałam się i postanowiłam iść do babci, odwiedzić ją w szpitalu. Wylądowała tam po wczorajszym incydencie i zapewne się o nas martwiła. Poszłam do jej pokoju i spakowałam do plecaka kilka jej rzeczy. Nie wiadomo jak długo tam zostanie.
Zakładałam właśnie buty, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Otwarłam i zobaczyłam Arka.
-Cześć – powiedział, wchodząc do środka – Wybierasz się gdzieś? – zapytał.
No jeszcze jego mi tu brakowało, jakbym mało miała problemów.
-Po co przyjechałeś?
-Chyba nie zapomniałaś, że mamy misję do wypełnienia? – spytał uśmiechając się łobuzersko
-A gdzie Tośka?
-Nie chciała ze mną jechać. Nic na siłę. To co, idziemy?
-Muszę najpierw iść do szpitala – powiedziałam, zakładając czapkę i rękawiczki.
-Stało się coś? Jesteś chora? Coś ci dolega? – spytał zaniepokojony.
-Babcia jest w szpitalu. Chcę ją odwiedzić.
-W porządku. Podrzucę cię tam.
Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do jego auta. Tak bardzo lubiłam Arka i uwielbiałam spędzać z nim czas, ale nie potrafiłam mu ponownie zaufać. Za bardzo mnie zranił i nadal czułam ból. Mniejszy, ale jednak.
Zatrzymał się pod szpitalem i chciał iść ze mną, ale nie zgodziłam się na to.
-Diana, zaczekaj – złapał mnie za rękę – Porozmawiajmy, proszę.
-Arek…Ja nie chcę… Nie rozumiesz? – spojrzałam mu prosto w oczy.
-Przecież wiesz, dlaczego to zrobiłem – tłumaczył się.
-Wiem, dlatego nie rozumiem, czemu nadal mnie nękasz i prosisz o wybaczenie.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Arek…Nie znam twoich uczuć względem mnie i lepiej dla nas, bym ich nie poznała. Nie możemy być razem, bo nie wiadomo, czy znów nie będziesz musiał udawać, że mnie nie znasz. Znając życie,  tak będzie. A ja kolejny raz tego nie wytrzymam.
-Więc co mam zrobić? – spytał błagalnie.
-Zajmij się sam tym, co mieliśmy robić razem. Nie chce się z tobą spotykać – wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku.
-Diana…- wyszeptał i przytulił mnie a ja poczułam jak pęka mi serce, bo tak bardzo mi na nim zależało.

P.S Za korektę dziękuje Dae <3

Rozdział trzydziesty drugi


Tośka
      Cierpiałam. Cierpiałam ja, cierpiała moja dusza, cierpiało moje serce.  Co takiego zrobiłam, że zasłużyłam na taki los? W ramionach Sebastiana nie istniał ten okropny świat, w ramionach mojego chłopaka było idealnie, bez tego całego chaosu i matki kłamczuchy. Ale to nie mogło trwać wiecznie. Ryczałam jak głupia. Dom z zewnątrz wyglądał jak stary zrujnowany budynek. Seba tulił mnie do siebie i uspokajał, ale na nic to się zdało. Jak ja teraz miała tu mieszkać? Dom bez szyb to już nie dom. Wtulona w Sebastiana spoglądałam na policjantów rozmawiającymi z sąsiadami, na ratowników medycznych i siedzącą w karetce babcię. Mamy nie było. Tłum gapiów powoli się rozchodził, wszystko się powoli uspokajało, wszystko, prócz mnie i Diany.
-Seba – wymamrotałam próbując nie ryczeć – Muszę… muszę porozmawiać…z policją.
Kiwnął głową, objął mnie ramieniem i zaprowadził do policjantów.
-Kim pani jest? – spytał jeden z nich.
-Mieszkam tu – powiedziałam. Otarłam łzy by móc lepiej widzieć mężczyznę. Miał około pięćdziesięciu lat, siwe włosy i wąsy. Stereotypowy policjant.
-Wie pani kto mógł to zrobić? –spytał otwierając swój notesik i zapisując w nim coś.
-A pan wie? – zapytałam. Posłał mi miażdżące spojrzenie, ale zbyłam go. Nie wiem skąd miałam tyle siły w sobie by z nim rozmawiać. Obejrzałam się przez ramię. Zobaczyłam jak Arek prowadzi Di do swojego auta  i odjeżdża. Wiktor i Jake, którzy też przyjechali, choć nie wiem po co, prowadzili ze sobą ożywioną rozmowę spoglądając na to co zostało z mojego domu. Ja też spojrzałam. Okna, które wychodziły na ulicę były teraz pustymi, drewnianymi ramami. Stłuczone szyby porozwalane były po podwórku i ogrodzie.
-Pójdzie pani ze mną. Musimy wejść do środka i wykluczyć tło rabunkowe – powiedział policjant.
-Tło rabunkowe? Pan żartuje, prawda? Co można ukraść biedakom?- zakpiłam z niego.
-Proszę pani, proszę nie utrudniać – skarcił mnie policjant – Kolega – wskazał na jakiegoś młodszego policjanta – pójdzie z panią do środka. Zobaczy pani czy coś nie zginęło.
Pokiwałam głową i poszłam z policjantem. Sebastian chciał iść za mną.
-Zostań tu. – powiedziałam stanowczo.
-Myślisz, że pozwolę ci iść z obcym facetem? – oburzył się.
-Seba – spojrzałam mu w oczy – Nie mam sił ci tego tłumaczyć. Proszę cię, zostań tu. Idź do chłopaków, ale nie za mną.
Nie spodobało mu się to, ale nie chciałam by szedł za mną do środka, po prostu nie chciałam. 
     Otwarłam drzwi i weszliśmy do środka. Policjant milczał i uważnie rozglądał się po mieszkaniu. To co zobaczyłam wymagało ode mnie sporo odwagi bym nie wybiegła z płaczem. Okna na parterze znajdowały się w kuchni i w salonie. Kuchnia wyglądała okropnie. Wszędzie pełno kawałków szkła i kilka dużych kamieni, którymi to zrobiono. Siła uderzenia musiała być ogromna, bo kilka kamieni trafiło do zlewu w którym stały brudne naczynia. Rzecz jasna nie trzeba było ich już myć, gdyż w sumie nic z nich nie zostało. Kamienie upadły również na podłogę zostawiając w niej dziury.
Poszłam do salonu. Ten wyglądał lepiej niż kuchnia, bo większość kamieni upadło na kanapę nie niszcząc zbyt wielu rzeczy po za wazonem ze sztucznymi kwiatami i jakimś szklanym ozdobnym naczyniem. Podeszłam do okna. Przez puste ramy widziałam Sebę i chłopaków, oraz babcię w karetce. Już miałam iść zobaczyć do swojego pokoju gdy zobaczyłam jak z Grunwaldzkiej wychodzi mama. Szła wolno, ale gdy zobaczyła policjantów przyśpieszyła kroku. Widziałam jak rozmawia z policjantami i rozgląda się dookoła.
-W porządku? – spytał policjant.
-Tak – odpowiedziałam słabym głosem. Poszłam do swojego pokoju. Otwarłam drzwi i omal nie umarłam z radości, gdy zobaczyłam, że pokój jest nietknięty. Wszystko było na swoim miejscu. Zajrzałam do pokoju siostry. Tutaj też bez zmian.
-Tosia gdzie jesteś? – usłyszałam z kuchni zapłakany głos mamy.
-Idę – rzuciłam. Gdy dotarłam do kuchni mama zamiatała kawałki szkła płacząc przy tym.
-Gdzie my się teraz podziejmy? – spytała mnie – Przecież nie możemy tu zostać – mówiła bardziej do siebie niż do mnie. Wszystko się we mnie zaczęło gotować. Chciałam jej wygarnąć, teraz, w tej chwili co o niej myślę i że wiem co zrobiła gdy zjawił się Sebastian.

Sebastian
    Matka Tośki zabiła mnie spojrzeniem. Wpatrywała się we mnie jak w najgorszego i największego wroga. Przekraczając próg domu dziewczyny wiedziałem na co się piszę. Byłem zbyt przejęty tym wszystkim, że zbytnio nie przyglądałem się wnętrzu budynku. Jednak dało się odczuć, że nie ma tu luksusów. Musiałem tu przyjść, bo bałem się, że Tośka wszystko wygada a wtedy nasze plany poszły by na marne.
-Zabroniłam ci się z nim spotykać! – zaczęła krzyczeć pani Milewska – Obiecałaś mi przecież!
-Ty też obiecałaś, że nigdy nas nie okłamiesz!  - odcięła się Tośka. Szturchnąłem ją w bok i dałem do zrozumienia, że ma nic nie mówić. Odczytała mój przekaz bo zamilkła.
-Przestań się z nim spotykać! – znów odezwała się matka.
-A ty przestań udawać kochaną mamusię, której zależy na dobru córeczek! – Tośka nie dawała za wygraną. Potrafiła być wredna, ale nie wiedziałem, że stać ją na takie odzywki względem własnej matki.
-Pani Milewska… - zacząłem.
-Nie odzywaj się w moim domu! – przerwała mi.
-Mamo przestań! – krzyknął ktoś za mną. Razem z Tośką obróciliśmy się by zobaczyć idącą do nas Dianę. Wyglądała naprawdę lepiej. Arek musiał ją zabrać do siebie by zrobiła z sobą porządek. Włosy miała związane w kucyk a twarz już nie była tak czerwona od płaczu.
-I ty przeciwko mnie?! – oburzyła się pani Milewska.
-Nie. Ale nie znasz Sebastiana i nie powinnaś go tak traktować – mówiła spokojnie, ale stanowczo. Chyba potrafiła wpłynąć na matkę, bo pani Milewska natychmiast odpuściła. W tej samej chwili rozległ się mój telefon. Nie musiałem go wyjmować by wiedzieć, że to Marecki.
-Zadzwonię do ciebie – wyszeptałem Tośce na ucho i wyszedłem. Odebrałem wciąż dzwoniący telefon.
-Czego? – zapytałem.
-Czekam na ciebie pod szkołą. Gdzie jesteś? – głos Mareckiego jak zwykle nie zdradzał żadnych emocji.
-Sam przyjadę na zebranie, tylko powiedz mi gdzie – powiedziałem wsiadając do auta. Spojrzałem na zegarek na desce rozdzielczej. Nie było jeszcze piętnastej. – Zresztą spotkanie jest za trzy godziny.
-Plany się zmieniły. Zebranie jest w Villa Magnolia. A i twoja matka też tam będzie.
Nic nie mówiąc rozłączyłem się i odjechałem.
     Villa Magnolia. Moja pierwsza niby randka z Tośką. Zaprosiłem ją tutaj, a potem chłopaków by lepiej ją poznali. Te wspomnienia przerwał mi głos matki, która, gdy ledwo dotarłem do stolika przedstawiła mnie dwóm mężczyznom w czarnych garniturach. Przyszedł kelner  i nalał wszystkim po lampce wina.
-A więc nam panowie chcą powiedzieć? – spytała moja matka.
-Jesteśmy przedstawicielami jednej z włoskich firm gospodarczych – zaczął mówić jeden z mężczyzn – Prowadzimy współpracę z wieloma krajami na całym świecie. Niedawno dotarły do nas informacje, że chciałby pani nawiązać współpracę z jedną z włoskich  firm. Wygraliśmy przetarg i przyjechaliśmy złożyć pani naszą ofertę – mężczyzna mówił biegle po angielsku, ale moja matka i tak go rozumiała. Światowa bizneswoman, która zawsze dopina swego, kobieta, która zrobi wszystko by postawić na swoim. Wcielenia zła, egoizmu, wredności i sztuczności. Była wszystkim tym co złe, tylko nie moją matką.
-Więc co możecie mi oferować? – zapytała matka. Spojrzałem na nią a mężczyzna zaczął mówić. Starucha coś knuła. Widziałem to. Na jej twarzy pojawił się lekki, diabelski uśmiech, który zawsze oznaczał kłopoty. Wiedziałem, że tak będzie i tym razem. Tak było zawsze.
-Mam nadzieję, że znajdzie pani czas by rozpatrzeć naszą propozycję – powiedział mężczyzna podając matce jakąś teczkę, która ona zaś podała Mareckiemu.
-Wasza oferta jest interesująca. Za dwa dni dam wam odpowiedź. Jeśli się zgodzę, mój syn poleci z wami by podpisać umowę – jej słowa mnie zszokowały.
-Co takiego?! – poderwałem się z krzesła – Nigdzie nie jadę!
Dwaj mężczyźni nie rozumieli polskiego, za to wpatrywali się we mnie nie wiedząc o co chodzi. Starucha zaczęła im coś tłumaczyć a Marecki zatrzymał mnie bym nie wychodził. Wszystko się we mnie gotowało. Miałem wyjechać? Zostawić Tośkę i tak po prostu wyjechać? Z drugiej jednak strony miałem jechać do Włoch, więc może bym odnalazł tatę jeśli jeszcze by tam był.

Wiktor
     To co ktoś zrobił z domem Tośki było nie do pojęcia. Chciałem z nią zostać i pomóc jej w tych trudnych chwilach, ale odesłała mnie z kwitkiem. Martwiłem się o nią, bo to co jej się przytrafiło nie było czymś o czym można szybko zapomnieć. Wróciłem do domu i długo nie mogłem zasnąć. Cały czas myślałem o Tośce o tym czy ją naprawdę kocham.
W czwartek rano obudziła mnie mama co nie było na porządku dziennym. Ostatni raz budziła mnie gdy byłem małym chłopcem. Zaskoczył mnie jej widok, tym bardziej, że była w szlafroku i wcale nie śpieszyła się do pracy.
-Coś się stało? – spytałem wstając z łóżka.
-Czemu z góry zakładasz, że coś się stało? – spytała oglądając kwiatki stojące na oknie.
Nie odpowiedziałem. Poszedłem umyć zęby i zacząłem się zastanawiać czy osoba, która właśnie stoi w moim pokoju to na pewno moja matka. Ona i tata byli wiecznie zapracowani. Więcej ich nie było niż byli. Całe dnie spędzali w szpitalu, a dom mógłby dla nich nie istnieć, ja też. Brakowało mi normalnych rodziców, ale nie mogłem narzekać bo dzięki nim mam wszystko i nie muszę się martwić o swoją przyszłość. Mimo iż rodziców rzadko widywałem, wiedziałem, że mogę na nich liczyć. Byli surowi i wymagający, ale nie przeszkadzało mi to. Wróciłem do pokoju by się ubrać i stanąłem jak wryty gdy zobaczyłem, że w pokoju prócz mamy stoi jeszcze tata.
-Spóźnicie się do pracy – powiedziałem tylko i zacząłem się ubierać. Nie wstydziłem się swoich rodziców, zresztą nie miałem czego.
-Musimy z tobą porozmawiać – powiedziała nagle stanowczym głosem mama.
-To mówcie.
-Spotykasz się z kimś? – spytał tata
-Tylko dlatego nie poszliście do pracy, żeby mnie o to spytać?
-Po co poleciałeś do Belgii? – spytała mama ignorując moje pytanie.
-Laura wychodziła za mąż – odpowiedziałem spokojnie.
-Laura Newińska? – spytał tata z niedowierzaniem.
-Chyba, że znasz jakąś inną Laurę.
-Skończcie już. Wiktor tu chodzi o twoją przyszłość – zaczęła mówić mama.
-Nagle was to zaczęło interesować? To jest ta tak super ważna rzecz, przez którą nie poszliście do pracy.
-Musimy wyjechać – powiedział tata.
-Nie raz wyjeżdżaliście, więc nie rozumiem – coraz bardziej mnie denerwowało ich zachowanie.
-Ale to były krótkie wyjazdy. Teraz wyjeżdżamy do Kanady.
-To miłej drogi. Coś jeszcze? – spytałem gotowy do wyjścia.
-Jedziemy tam na stałe, a ty jedziesz z nami – powiedziała mama

Rozdział trzydziesty pierwszy


Sebastian
-Co ty w ogóle za głupoty gadasz? – zapytałem Jake’a, który twierdził, że tajemniczy facet ze zdjęć to prawa ręka mamy, czyli Marecki. Podał mi kronikę. Teraz poznałem. To był Marecki, tylko młodszy o około dwadzieścia lat. Usiadłem na kanapie z nadmiaru wrażeń. Za dużo wiadomości jak na jeden dzień.
-Co on ma z tym wspólnego? – spytał Arek przyglądając się zdjęciu. Nie potrafiłem mu odpowiedzieć na to pytanie bo sam nie znałem na nie znałem odpowiedzi. Chciałem zostać sam i zastanowić się nad tym wszystkim.
-Widzę, że będzie wam potrzebna moja pomoc – usłyszałem głos siostry. Podniosłem głowę i zobaczyłem Milenę. Stała w drzwiach i swoim promiennym uśmiechem rozjaśniała wszystko wokół.
-Co ty tu robisz?  - spytałem przytulając ją – Przecież miałaś wrócić do Francji.
-Moja intuicja podpowiadała mi, że będziesz potrzebował pomocy. Nie mogłam cię zostawić braciszku – znów się uśmiechnęła i przywitała z chłopakami oraz Tośką. Zaskoczył ją widok Diany, której nie znała. Dziewczyna wpatrywała się nieśmiało w moją siostrę.
-To Diana, moja siostra…bliźniaczka – powiedziała Tośka. Milena przywitała się z Dianą po czym usiadła pomiędzy jedną siostrą a drugą.
-Nie wiedziałam, że masz siostrę i to bliźniaczkę – zwróciła się do Tośki – Jesteście identyczne. Seba jak ty je rozróżniasz?
-Ja mam bliznę na czole – odpowiedziała za mnie Diana pokazując ukrytą pod grzywką bliznę – Zresztą ubieramy się inaczej więc łatwo nas rozróżnić nawet jak nie widać blizny – dodała jeszcze.
-Rozumiem. Więc co było tak pilne, że musiałam tu zostać? – spytała Milena.
-Tata żyje – odpowiedziałem bez zbędnych ceregieli.
-A jednak.
Była w szoku. Nie tak wielkim jak ja, ale jednak. Ręce jej zaczęły drżeć i zaczęła bawić się falbanką od sukienki. Jej typowe zachowanie odkąd pamiętam. Odkąd też pamiętam moja siostra nie miała nigdy na sobie spodni, zawsze widziałem ją w sukience lub spódniczce.
-Proszę – Tośka podała jej pudełko z listami – Też powinnaś to przeczytać.
          Milena przesiadła się na kanapę, gdzie wcześniej siostry Arka grały na PS, by spokojnie przeczytać listy a my zaczęliśmy układać wszystkie wieści w całość.
-Ktoś jest na tyle inteligentny, żeby to ogarnąć? – spytała Diana. Ja, Arek i Jake spojrzeliśmy odruchowo  na Wiktora. Jeśli chodziło o łączenie szczegółów w całość to Wiktor był w tym mistrzem. W końcu synek lekarzy, miał to we krwi. Tośka była zdezorientowana czemu wybraliśmy Wiktora.
-Czemu on? – spytała.
-W medycynie od najmniejszego szczegółu zależy ludzkie życie. Trzeba umieć łączyć te szczegóły, by uratować człowieka – wytłumaczył jej Wiktor.
-Aaaa. Rozumiem – powiedziała i pokiwała głową. Zacząłem chodzić po pokoju bo nie mogłem usiedzieć w miejscu. Za dużo rzeczy zwaliło się na głowę w tym samym czasie.
-Więc tak – zaczął Wiktor - Wiemy, że wasze matki są w jakiejś zmowie a matka Tośki bierze od matki Seby pieniądze, które matka Tośki wysyła waszym ojcom. Wiemy, że oboje żyją i nigdy nie umarli.
-To chyba logiczne, że jak żyją to nie umarli? – spytałem.
-Czy to teraz ważne Seba? – odezwała się Tośka a ja zgromiłem ją spojrzeniem.
-A co jest w tych listach? –zmienił temat Wiktor – Muszę wiedzieć, żeby połączyć szczegóły – odpowiedział gdy na niego spojrzałem.
-Listy są korespondencją ojca Tośki do jej matki – odpowiedziała Milena, która właśnie skończyła czytać i dołączyła się do nas – Pan Milewski opisuje w jakim są kraju i co tam robią. W każdym liście są w innym miejscu.
-Nieźle. Oni sobie podróżują a my z głodu zdychamy. Zajebiście – powiedziała z ironią Diana – A weźcie też pod uwagę, że nasza matka nienawidzi Seby a Tośka ma zakaz  spotykania się z nim, to już w ogóle żyć nie umierać.
Myślałem, że się przesłyszałem, ale gdy zobaczyłem jak Tośka gromi siostrę spojrzeniem wiedziałem, że Diana mówi prawdę. Teraz dopiero zrozumiałem dlaczego Tośka kazała mi się zatrzymywać na Grunwaldzkiej. Nie chciała, by jej matka się dowiedziała o naszych spotkaniach. Tylko dlaczego ta kobieta mnie nienawidziła? Miałem już dosyć tych tajemnic, miałem dość wszystkiego.

Tośka
       Miałam ochotę zatłuc Dianę za to co powiedziała. Ukrywałam to przed Sebą dość skutecznie i nie miałam zamiaru mu niczego mówić. Diana zrobiła to za mnie. Kochana siostrzyczka, nie ma co. Patrzyłam w podłogę bo wiedziałam, że teraz wszyscy gapią się na mnie. Co ja miałam zrobić? Chciałam zapaść się pod ziemię. Taki wstyd przed siostrą Sebastiana. Pomyśli, że jestem złą partią dla jej brata bo mam przed nim tajemnice. Ale co ja poradzę no to, że nie potrafię się zwierzać, a już na pewno nie Sebastianowi Wieczorkowi. Aż tak źle to ze mną nie było.
-Możesz mi powiedzieć o co chodzi? – wyszeptał mi do ucha Sebastian.
-Chodzi o to, że… Jaaajć…  - zebrałam się w sobie i mówiłam dalej – Gdy nie było mnie w domu pojawiłeś się pod nim i czekałeś tam na mnie jakiś czas. Moja mama cię zobaczyła i o dziwo wiedziała kim jesteś. Zrobiła mi okropną awanturę i zabroniła spotkań z tobą – nie wiem jakim cudem to z siebie wydobyłam.
-To wszystko? – spytał Seba by się upewnić. Nie to nie było wszystko. Chciałam ukryć, to iż obiecałam mamie, że się nie będę z nim spotykać. Chciałam tego nie mówić, ale Diana zrobiła to za mnie.
-Tośka oczywiście obiecała naszej jakże ukochanej mamusi, że nie będzie się z tobą spotykać.
Co w nią wstąpiło? Nigdy się tak nie zachowywała. Rozumiem, że jest w szoku bo ja też, ale to nie powód, żeby odstawiać taką szopkę.
-Ale co to w ogóle ma wspólnego z tą całą sprawą? Mamy się dowiedzieć czemu nasi ojcowie tak postąpili a nie zastanawiać się czy wolno mi się spotykać z Sebą czy nie – powiedziałam stanowczo – Wiktor kontynuuj – zwróciłam się do niego by mówił dalej.
-Po pierwsze musimy się dowiedzieć kto stoi za tym, że wasi ojcowie uciekli z kraju. Trzeba się również dowiedzieć ile Twoja matka – zwrócił się do Seby – płaci matce Tośki. Jest wiele rzeczy, które trzeba sprawdzić. Jeśli odpowiednio się do tego nie zabierzemy ktoś może na tym ucierpieć. Musimy zachować dyskrecję.
-W takim razie zostaję z wami – powiedziała Milena. Widziałam iskierki radości w oczach Sebastiana. On naprawdę kochał swoją siostrę i był z nią bardzo zżyty. W sumie miał tylko ją.
-A co z Mareckim? – spytał Jake.
-Ja się tym zajmę – powiedziała Milena.
-Seba ty masz za zadanie dowiedzieć się ile twoja matka płaci pani Milewskiej – zaczął mówić Wiktor – Milena zajmie się Mareckim, Diana i Arek  spróbujecie się dowiedzieć  kto sfałszował dokumenty o tym, że obaj panowie zostali uznani za zaginionych i nieżyjących. Jake ty…
-Czemu mam być z nim?! – przerwała Brunetowi oburzona Diana.
-Masz na tyle pieniędzy żeby przekupić odpowiednich ludzi? – spytał Wiktor.
Diana zmiażdżyła go wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Zagryzła wargi i zrobiła obrażoną minę. Wiedziałam, że Wiktor zrobił to specjalnie żeby ich pogodzić. No ale skąd wiedział, że coś pomiędzy nimi było? W sumie są przyjaciółmi, więc pewnie mówią sobie o wielu rzeczach. 
-Jake i Tośka, wy zajmiecie się…
-Że co? – tym razem to ja mu przerwałam. Miałam współpracować z Jake’iem. Nie miałam nic do niego, ale pamiętałam, że to przez niego wylądowałam w szpitalu i że to on omal nie wydał przy całej szkole jakie mam w domu długi. Wiktor i Seba jednocześnie posłali  mi spojrzenie mówiące „Proszę nie komplikuj”. Zagryzłam wargi by nie palnąć czegoś głupiego.
-Więc czym ja i Jake mamy się zająć? – spytałam siląc się na uśmiech.
-Odnajdziecie wszystkich ludzi, którzy pracowali w banku w tym samym czasie co obaj ojcowie.
-Jasne – odpowiedziałam. Boże, Wiktor ja cię chyba zabije pomyślałam.
Wiktor jeszcze coś mówił, ale ja go nie słuchałam. Próbowałam to wszystko poukładać w całość, ale nie potrafiłam. Nic nie rozumiałam. Tak bardzo chciałam wiedzieć czemu tata zaginął, a teraz gdy już wiem, nie potrafię nic z tym zrobić. Przytłacza mnie to wszystko. Nie mogę się poddać. Muszę wiedzieć czemu to wszystko tak się potoczyło. Wokół mnie są ludzie, którzy chcą mi pomóc, więc muszę z tego  skorzystać.

Arek
      Nie prosiłem Wiktora o pomoc, ale on wiedział co zrobić. Mówiłem mu co zaszło pomiędzy mną a Dianą. Nie chciałem jednak żeby mi pomagał, zwłaszcza wtedy kiedy mogłem zrobić to sam. Jednak byłem mu wdzięczny, że pozwolił mi pracować z Dianą. Miałem nadzieję, że to nas zbliży do siebie. Nie powinienem robić sobie nadziei ani dawać tej nadziei Dianie, ale nie mogłem przestać o niej myśleć. Dla niej związanie się ze mną było by czymś wspaniałym, dla mnie związek z biedną dziewczyną był równy wydziedziczeniu. Z drugiej jednak strony gdy teraz cała prawda wyszła na jaw możliwe, że jej status społeczny nie jest najniższy z możliwych. 
Brunet cały czas coś nawijał razem z Sebą i Mileną, ale ja odciąłem się od tego wszystkiego myśląc o Dianie. Siedziała zapatrzona w ścianę obrażona na cały świat, ale też smutna jak nigdy. Znam ją krótko, jednak nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Jakby była nieobecna nie tylko duchem, ale i ciałem.
-To co wiemy już wszystko. Spotkamy się za tydzień by omówić to co udało nam się znaleźć i zobaczymy co dalej – podsumował wszystko Wiktor. Nagle rozległ się dźwięk czyjejś komórki. Zobaczyłem jak Diana wyciąga ze spodni mocno zużyty telefon.
-Halo? – spytała – Tak, to ja… Co takiego?! – poderwała się kanapy – Pani żartuje, prawda? – była bardzo zdenerwowana, w oczach miała łzy – Tak, zaraz przyjadę – rozłączyła się i szybko schowała telefon. Wpadła w panikę zaczęła się szybko ubierać jakby była w jakimś transie. Łzy spływały jej po twarzy. Tośka podeszła do niej i szarpnęła nią.
-Co się stało?! – spytała ostro.
-Dom…On…  - zaczęła łkać coraz bardziej – Ktoś tam był – wydukała przez łzy.
-Coś ty powiedziała? Diana co ty wygadujesz?! – krzyczała na nią siostra.
-Dzwonili do mnie. Musimy tam jechać! Rozumiesz? Musimy! – krzyczała Diana i nie czekając na nas wybiegła z pokoju. W mgnieniu oka  wybiegłem za nią. Dogoniłem ją gdy wychodziła z domu. Nie było czasu do stracenia. Złapałem ją za rękę i zaprowadziłem do swojego auta. Nie zabrałem kurtki, ale zimno mi nie dokuczało. Teraz Diana była najważniejsza. Słyszałem jeszcze jak reszta przyjaciół zbiera się do odjazdu, ale nie mogłem na nich czekać. 
     Ruszyłem z piskiem opon. Diana płakała a ja pędziłem jak wariat. Gdy dojechaliśmy na miejsce zamarłem. Wszystkie szyby w oknach były powybijane. Nie zostało z nich nic. Diana  wypruła jak szalona z auta a ja za nią. Wokół zgromadziło się pełno ludzi. Była też policja i pogotowie.Próbowała przedostać się jak najbliżej, ale policja, która otoczyła miejsce nie pozwoliła jej. Załamana upadła na zimną ulicę i zalała się łzami. Usłyszałem głos Seby i Tośki która z nim przyjechała. Jej zachowanie było takie same jak siostry. Załamała się i zaczęła płakać. Seba wziął ją w ramiona i pozwolił jej płakać. Zrobiłem to samo. Podszedłem do Diany i przytuliłem ją. Wiedziałem, że to ją dobiło. Zwaliło się na nią tyle problemów, że nikt normalny by tego nie wytrzymał. Kto miał tak debilny pomysł, żeby to zrobić? Nie miałem pojęcia, ale wiedziałem, że Diana będzie mnie teraz potrzebować, że będzie potrzebować mojego wsparcia.

Rozdział trzydziesty


Sebastian
Słowa Tośki były jak cios poniżej pasa. To co powiedziała, dotarło do mnie po chwili. Szybko odsunąłem ją od siebie i spojrzałem jej prosto w oczy, w zielone oczy mokre od ciągłego płaczu.
-Co ty gadasz? – spytałem groźnie.
-Nie tutaj Seba. Nie tutaj – powiedziała kręcąc głową  i nadal drżąc. Wiktor, Jake i Arek stanęli obok mnie dodając mi tym samym wsparcia i otuchy.
-A szkoła? – zapytałem jakby to było teraz najważniejsze.
-Proszę cię – wyszeptała słabym głosem. Musiałem jej ulec. Nie miałem wyjścia.
-A ona? – spytałem i spojrzałem na Dianę. Tośka spojrzała na mnie. Jej spojrzenie mówiło wszystko.  Chciała nie iść do szkoły i opowiedzieć mi wszystko. Mnie było bez różnicy czy tam pójdę czy nie. Marecki miał po mnie przyjechać pod szkołę, ale się zdziwi jak mnie tam nie zastanie. Spojrzałem na Arka. W mgnieniu oka pognał do Diany. Chyba  naprawdę mu na niej zależało.
-To gdzie mamy jechać? – spytałem zniecierpliwiony
-Nnnie wiem – uspokoiła się trochę i mówiła bardziej zrozumiałym językiem do mnie – Gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał.
-Możemy jechać do mnie. Starzy wczoraj pojechali do Londynu. Nie będzie ich z tydzień – zaproponował Arek prowadząc zdruzgotaną Dianę. Wyglądała milion razy gorzej niż Tośka. Jeśli moja dziewczyna mówiła prawdę, że nasi ojcowie żyją to już wiem czemu obie tak wyglądają. Pomogłem Tośce wsiąść do auta. W ręce nadal trzymała jakieś pudełko. Arek zabrał Dianę do swojego auta, Jake i Wiktor pojechali osobno. Do Arka nie mieliśmy daleko bo też mieszkał na Morasku.
Jego dom był wielki i prawie pokaźny jak mój, ale zaznaczam prawie robi wielką różnicę. Arek żył w luksusie nikt nie miał co do tego wątpliwości. Wystarczyło przekroczyć próg by wiedzieć, że tu mieszkają wykładowcy uniwersyteccy. Jedna ze ścian domu była specjalnie poświęcona dokonaniom naukowym jego rodziców. Dyplomy, nagrody, prace dyplomowe, liczne wyróżnienia i zdjęcia z różnymi ludźmi. Arek zaprowadził nas do swojego pokoju. Na ustawionej pośrodku pokoju sofie siedziały dwie ciemnowłose dziewczynki i zawzięcie biły się grając w Mortal Kombat na PS. Siostry Arka miały inne spojrzenie na świat niż by chcieli tego ich rodzice. Zamiast uczyć się śpiewu czy gry na pianinie one wolały brutalne gry.
-No nie możesz mnie zabić. Przecież już raz wygrałaś – mówiła jedna z nich. Nie poznałem która, bo siedziały do mnie tyłem.
-No i co z tego? I tak jestem lepsza! – przechwalała się druga.
-Ej co wy tu robicie?! – spytał ostro Arek, tak że obie aż podskoczyły.
-My tylko… - starsza, Inez, zrobiła niewinna minę, która zawsze działała na Arka. Ulegał siostrzyczkom i nie potrafił się na nie złościć.
-Ostrzegałem was, że macie nie grać bez mojej zgody – Arek nie dawał wygraną.
-Ale ciebie nie było więc jak mogłyśmy dostać twoją zgodę? – spytała piskliwym głosikiem młodsza, Nicol.
-Idźcie już do siebie.
-Nie możemy zostać? – nalegała Nicol.
-Nie i nie próbujcie żadnych sztuczek. Ostrzegam was po raz kolejny.
Dziewczynki wyszły, Arek wyłączył grę i poczuł się nagle trochę zmieszany. No tak, pewnie nie powiedział Dianie, że ma młodsze siostry. A on chciał, żeby ona mu do kolan padła jak ma przed nią tajemnice. I Tośka i Diana rozglądały się z zaciekawieniem po pokoju Arka.
-Nie wiedziałam, że masz młodsze siostry – powiedziała Tośka.
-Nie ma się czym chwalić. Są okropnie słodkie i dlatego tak bardzo je kocham – powiedział. Chciał pomóc Dianie zdjąć kurtkę, ale ona odrzuciła jego pomoc. Usiadły we dwie obok siebie na jednej kanapie a ja z chłopakami na drugiej. Służąca przyniosła herbatę i ciastka. Gdy w końcu zostaliśmy sami mogliśmy zacząć rozmawiać.
-O co do cholery chodzi Tośka? – spytałem bo już nie mogłem wytrzymać. Jeśli ona miała rację i mój ojciec faktycznie żyje, to ta informacja zmieni wszystko.

Diana
Dom Arka. Pałac nie dom. Arek. Młody Bóg nie człowiek. Tośka wyciągnęła mnie do Seby bo uznała, że on musi wiedzieć. Z naciskiem na musi. Tak bardzo nie chciałam iść, nie czułam się na siłach. Nie spałam całą noc. Tośka też nie. Obie ryczałyśmy całą noc a rankiem wyglądałyśmy okropnie. Ale ona i tak się uparła żeby iść do Seby. Szkoła w tym momencie mogłaby dla nas nie istnieć, liczyło się tylko to co wiedziałyśmy, to, co ja odkryłam.
Arek miał młodsze siostry! A to ci dopiero. Coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że on nie jest dla mnie, nie w tym życiu ani w następnym. Jego siostry były naprawdę słodkie i bardzo do siebie podobne. Nie dane  mi było się dowiedzieć jak mają na imię. No trudno. Zresztą na co mi to wiedzieć? Sebastian się bardzo niecierpliwił. Nie dziwię mu się. Wszyscy teraz byli wpatrzeni w moją siostrę. Ja nic nie mówiłam. Słowa nie potrafiły wyjść z moich ust. Byłam zbyt zdenerwowana i zszokowana tym wszystkim. Tośka udawała, że się trzyma, choć przed Sebą rozkleiła się jak dziecko. Chciałam zrozumieć to wszystko, ale nie potrafiłam. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego ja i siostra i w sumie Seba też byliśmy okłamywani przez dziesięć lat. Dlaczego ktoś zataił przed nami to wszystko? Dlaczego mama to ukrywała? Dlaczego to, dlaczego tamto, ciągle to dlaczego.
Rozejrzałam się po pokoju Arka bo o dziwo jak na pokój chłopaka żyjącego w luksusie był pokojem normalnym. Nie aż tak normalnym bo jednak wielka plazma na pół ściany i do tego zapewne najnowsze PS były oznakami luksusu. Siedzieliśmy w przedpokoju do pokoju Arka, ściślej na środku przedpokoju. A wokół była pustka, która jakoś mi nie przeszkadzała. Z przedpokoju do pokoju prowadziły wielkie drzwi-centralnie naprzeciwko mnie, które teraz były otwarte więc mogłam dostrzec skrawek właściwego świata Arka.
Jasnobrązowe panele, do tego ciemnobrązowy dywan w jakieś wzorki chyba. Z tej odległości nie widziałam za dobrze co widniało na dywanie. Plastikowe okna z jasnobrązowymi obramowaniami, do tego brązowe firanki i nawet brązowe karnisze. Na wprost moich oczu stała szafa a obok niej mały stolik i dwa fotele. Wszystko oczywiście w kolorze brązowym lub jego odcieniach. Na oknach stały kwiaty, na pomalowanych na beżowo ścianach gdzieniegdzie wisiał jakiś obraz. Kątem oka widziałam też łóżko, zaścielone i zakryte brązową kapą. Jednym słowem Arek Wierzbicki miał fioła na punkcie koloru brązowego. To też jedna kolejna z tych informacji, których o nim nie wiedziałam.
Spojrzałam na Arka. On naprawdę był przystojny. Dziś zrezygnował z włosów na żel, więc kosmyki niesfornie mu się układały. Nie był świadomy, że na niego patrzę, bo gapił się w okno. A mogłam mieć najlepszego chłopaka na świecie, mogłam być jego królową, ale on to spieprzył a ja nie potrafiłam wybaczyć. Za bardzo mnie zranił, sprawił, że wtedy w galerii poczułam się nikim. I tak czuję się do tej pory.
Chciałam myśleć o wszystkim innym, tylko nie o tacie, ale to i tak było silniejsze. Tata żyje i mieszka we Włoszech a ja przez dziesięć lat myślałam, że nie żyje. Byłam okłamywana przez rodzoną matkę. Pomyślałby kto-kobieta, która płakała na każde wspomnienie o tacie, kobieta która starała się by tata został uznany za zmarłego zaginionego, kobieta która cierpiała po stracie męża, kobieta która nazywała się moją matką była zwykłą oszustką nie matką. Matki nie okłamują dzieci przez dziesięć lat, matki nie są takie, ale moja taka jest. Nie chce mieć takiej matki, nie chce jej znać. Gdybym mogła wyprowadziłabym się, ale nie mam do kogo. W tej chwili pragnęłam nie być Dianą Milewską, pragnęłam być kimś innym, kimś kto ma mamę i tatę, kimś kto jest po prostu szczęśliwy.

Tośka
Myślałam, że jak się obudzę to, to wszystko okaże się nieprawdą, ale tak się nie stało. Zobaczyłam pudełko na biurku i masę listów. Wszystko wróciło. Całą noc czytałam listy od taty do mamy. Każdy był inny a jednocześnie coś je łączyło. Zaraz po przebudzeniu poszłam do Diany. Wyglądała fatalnie, ja zresztą też. Ledwo zrobiłyśmy z sobą porządek. Przyjazd pod dom Seby to był mój pomysł. Di była przeciwna, ale mi musiała ulec. Całą drogę ryczała choć prosiłam ją by przestała bo za bardzo rzucałyśmy się w oczy. Po domem Seby poniosły mnie emocje i też zaczęłam łkać. Nie zważając na wszystko pozwoliłam by mnie przytulił i pocieszył. Musiałam mu wszystko powiedzieć. On miał prawo wiedzieć. W końcu chodziło też o jego ojca. Pojechaliśmy do Arka, by na spokojnie porozmawiać. Jego dom był naprawdę niesamowity, ale byłam tak zdruzgotana, że nie zwracałam uwagi na te wszystkie szczegóły. Arek miał dwie urocze siostry, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Gdy służąca przyniosła nam herbatę, Seba zaczął mnie poganiać bym zaczęła mówić. Jednak ja nie mogłam nic z siebie wydusić. Diana była duchem nieobecna więc nie miałam co liczyć na jej pomoc. By ułatwić sobie sprawę podałam Sebastianowi pudełko i kazałam mu przeczytać kilka losowych listów. Ja w tym czasie układałam w głowie wszystkie myśli i spoglądałam na każdego z chłopków. Arek był wpatrzony w okno i podobnie jak Diana nieobecny duchowo. Obok niego siedział Seba, który czytał listy. Z jego twarzy wyczytałam, że nic nie rozumie z tych listów, ale nie przeszkadzałam mu i pozwoliłam by czytał dalej. Jake, który siedział obok Seby czytał listy razem z nim. Trochę mi to było nie w smak, że Jake czyta prywatną korespondencję moich rodziców, ale w chwili gdy Diana ją znalazła przestała ona być prywatna. Wiktor jako jedyny zachowywał się spokojnie. Choć wzrok miał wlepiony we mnie nie przeszkadzało mi to i nie zwracałam na to uwagi.
-Skąd to macie? – spytał w końcu Sebastian odrywając wzrok od listów i spoglądając na mnie.
-Diana to wczoraj znalazła – odpowiedziałam słabym głosem.
-Jak to znalazła? Gdzie? – dopytywał się.
-No w domu.
-Przez cały czas miałaś to pod nosem! – Seba się uniósł – I dopiero teraz mi o tym mówisz? Jak długo o tym wiesz?!
-Nie drzyj się na mnie do cholery! – poderwałam się z miejsca – Nic o tym nie wiedziałam wcześniej! Diana znalazła to wczoraj. Słuchaj co do ciebie mówię! – darłam się na niego. Wiem, że mnie poniosło, ale to on zaczął. Usiadłam z powrotem by zaczerpnąć powietrza. Seba patrzył na mnie groźnie, ale nic nie powiedział. Brunet próbował go uspokoić. Jake i Arek gapili się na mnie jakby nigdy nie widzieli zdenerwowanej dziewczyny. Nikt nic nie powiedział. Seba wstał i podszedł do okna. Zrobiło mi się go żal. Po raz pierwszy w życiu wiedziałam co czuje. Zebrałam się w sobie i podeszłam do niego. Śnieg znów zaczął padać. Wpatrywałam się jak biały puch pokrywa ogród i auta chłopaków.
-Wolałbym żeby ojciec naprawdę nie żył– powiedział spokojnie zaskakując mnie tym wyznaniem. Dopiero teraz zrozumiałam, że coś w nim pękło, że już nie jest tym samym chłopakiem, który kilka tygodni temu znęcał się nade mną. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Bóg jeden wiedział kiedy Seba jest Sebą a kiedy dumnym i wrednym Sebastianem Wieczorkiem.
-Jak możesz tak mówić – wyszeptałam trochę przestraszona tymi słowami.
-Mogę. Pochowałem ojca w sercu dziesięć lat temu. Dla mnie on umarł. Na zawsze – takie słowa nie pasowały do niego. Był rozpieszczony i pozbawiony uczuć, a tu nagle wyskakuje z czymś takim. Zaczynałam się zastanawiać czy to aby na pewno ten sam Sebastian.
-Więc nie chciałbyś się z nim spotkać? – spytałam słabym głosem. Nadal nie doszłam do siebie po tym wszystkim. Ból jaki czułam w sercu był nie do zniesienia. Przetrawiłam jakoś fakt, że tata żyje, ale nie mogłam się pogodzić  z faktem, że mama nas okłamywała. To było gorsze niż to co zafundował mi Sebastian w szkole. Gdy tak stałam obok niego wróciłam pamięcią do tamtych wydarzeń, gdy zostałam przez niego potraktowana jak śmieć, znieważona i zgnębiona przy całej szkole. Choć trwało to raptem dwa dni, to myślałam, że nie uda mi się tego wytrzymać, ale dałam radę. Potem Sebastian nagle się zmienił i stał się jakiś inny. Zaczęłam się wtedy przekonywać, że on jednak ma jakieś uczucia i mimo tej swojej wredności i bezczelności jest dobry, w każdym tego słowa znaczeniu. Wtedy też moje serce zaczęło bić szybciej na jego widok, wtedy też zrozumiałam, że mnie i Sebę coś połączyło.
-Nie wiem Tośka – odpowiedział Sebastian. Objął mnie i przytulił. Poczułam ciepło jego ciała i znajomy zapach perfum z drzewa sandałowego.
-Co teraz będzie Seba? Co będzie z tym wszystkim? Co będzie z nami? – spytałam.
-Jak to z nami? – zapytał zaskoczony odsuwając mnie od siebie i patrząc na mnie.
-Chodzi mi o to… -chciałam coś powiedzieć, ale sama nie wiedziałam o co mi chodziło. Nie patrzałam na Sebę, ale wiedziałam że on czeka na odpowiedź.
-Ej Seba jak mogłeś nie poznać tego faceta – z opresji wyrwał mnie głos Jake’a za co byłam mu wdzięczna.
-Jakiego faceta? – spytałam podchodząc do niego.
-Tego z kroniki. Seba no przypatrz mu się – mówiła Jake. Seba wziął kronikę i uważnie wpatrywał się w twarz faceta który był na każdym zdjęciu.
-Nie wiem kto to jest – powiedział Wieczorek.
-Ty nie wiesz a ja wiem. Seba naprawdę jesteś głupi – powiedział Jake.
-A ty może znasz tego człowieka? – oburzył się Wieczorek.
-Żebyś wiedział że znam, bo to Marecki.

Rozdział dwudziesty dziewiąty

Tośka
  Odpowiedź Wiktora podsumowałam śmiechem, ale jemu chyba nie było do śmiechu bo nagle spoważniał i twardo się we mnie wpatrywał. Speszyłam się i zwiesiłam głowę w dół. Było mi trochę głupio. On tu do mnie z uczuciem a ja się zachowuje jak idiotka. To uczucie było problemem. I dla niego i dla mnie, ale on chyba nie zdawał sobie z tego sprawy. Bo przecież jak on może kochać mnie skoro to Laura była jego jedyną miłością? A czy ja mogę kochać jego jeśli moje serce należy do Seby? No dobra, nie dosłownie, ale w jakimś stopniu na pewno. Bo gdyby mi nie zależało na Wieczorku nie zrobiłabym tego wszystkiego co miało miejsce. Podzieliłam swoje serce, podzieliłam samą siebie na pół. Jedna połówka należała do Wiktora, druga do Sebastiana. I nic nie wskazywało na to by ten układ miał się szybko zmienić.
-Co tak naprawdę czujesz do Sebastiana? – spytał podchodząc do mnie i podnosząc palcem mój podbródek. Spoglądałam teraz w jego piękne oczy, w których mogłabym utonąć.
-Nie chce rozmawiać o Sebie – wydukałam tylko.
-A o mnie? – przysunął się bliżej mnie. Czułam jego oddech na swojej twarzy. Był tak blisko mnie. Przez chwilę myślałam, że stracę zmysły i jak szalona rzucę się na niego. W głowie jednak powtarzałam jedno zdanie „Jestem Tośka Milewska. Muszę się opamiętać”.          Wiktor był przystojny i taki opiekuńczy. Martwił się o mnie i dbał jak nikt inny. Gdybym teraz rzuciła mu się w ramiona rozpieszczałby mnie do końca życia, przynosiłby mi śniadanie do łóżka i zawoził codziennie do pracy. Byłby zawsze ze mną, cały dzień i całą noc, dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Czy chciałam takiego życia? Która nastolatka by tego nie chciała? Która nastolatka nie chciałaby mieć męża wyjętego wprost z Disney’owskich bajek czy filmów? Tak bardzo się rozmarzyłam, że nie poczułam kiedy Brunet objął mnie w pasie. Był bliżej niż kiedykolwiek, nasze usta dzieliły milimetry. Serce waliło mi jak młot, w głowie roiło się od dziwnych myśli. Wiktor nachylił się by mnie pocałować. Chciał mnie pocałować a ja jego, ale coś mnie blokowało. W jednej chwili odskoczyłam jak oparzona i odwróciłam się do niego plecami. Cała drżałam choć nie było mi zimno. Nie mogłam się uspokoić. Wiktor objął mnie ramieniem i odprowadził pod dom. Całą drogę milczałam. Byłam w takim szoku, że chyba odebrało mi mowę.
-To do jutra – pożegnał się Wiktor z uśmiechem gdy dotarliśmy pod mój dom. Pomachałam mu, bo żadne słowa nie chciały mi przejść przez gardło. Patrzyłam jeszcze jak wsiada do auta i odjeżdża. Dopiero gdy straciłam jego auto z oczu weszłam na podwórko a potem do domu.
Ledwo weszłam do środka od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Szybko zdjęłam kurtkę i buty a potem zobaczyłam Dianę siedząca na podłodze w kuchni i przeraźliwie płaczącą. Szybko do niej podeszłam i objęłam ją ramieniem. 
-Uspokój się Di… Proszę – pocieszałam ją. Nie pomogło. Zaczęła płakać jeszcze bardziej. Nie wiedziałam co jej było dopóki drżącymi rękoma nie podała mi jakiejś kartki złożonej na pół. Wtedy dopiero zobaczyłam ten bałagan w kuchni. Z jednej strony garnki, z drugiej jakiejś pudełko z którego wysypywały się koperty, a pośrodku tego wszystkiego moja siostra bliźniaczka  ryczącą jak bóbr.
-Co to jest? – spytałam.
-Prze…Prze…czytaj – chlipała. Rozłożyłam kartkę i zaczęłam czytać. Każde słowo raziło mnie jak grom, każde słowo rozdzierało moje i tak już rozdarte serce, każde czytane słowo raniło jak ciernie. Chciałam płakać, ale nie mogłam. Żadna łza nie poleciała z mojego policzka. Skończyłam czytać i tępo wpatrywałam się w kuchenne meble. A więc wszystko było kłamstwem. Przez dziesięć lat ja i Diana żyłyśmy w świecie kłamstw i fikcji, w świecie ułudy. Nie mogłam jednak uwierzyć w to co przeczytałam. Nie chciałam w to wierzyć, nie potrafiłam. Tuliłam Dianę do siebie nie wiedząc co zrobić z tym wszystkim. Tata żyje. Mój tata żyje i nigdy nie zaginął. Tata Seby też żyje i też nigdy nie zaginął. W jednej chwili moje życie się rozsypało, wszystko legło w gruzach jak dziesięć lat temu gdy tata zniknął. Takie deja vu normalnie. Tyle, że wtedy byłam dzieckiem a dziś jestem kobietą, nie dziewczynką, nie nastolatką tylko kobietą. Nie byłam w stanie wziąć się w garść, ale jeśli tego nie zrobię to spędzę tu z Di całą noc. Z trudem wstałam z podłogi. Nogi miałam jak z waty, w żołądku mi się przewracało. Diana nadal ryczała choć teraz już trochę mniej. Zaprowadziłam ją do pokoju i położyłam w łóżku.
-Tośka, to jest gorsze niż koszmar – powiedziała słabym sennym głosem.
-Śpij – poleciłam jej. Chwilę później ona zasnęła a ja poszłam do kuchni posprzątać to wszystko.  Schowałam garnki do szafki, usiadłam na krześle i wpatrywałam się pudełko i koperty które w nim były.  Zastanawiałam się czy powinnam je przeczytać. Zresztą nie miałam nic do stracenia. Było mi wszystko jedno co się dowiem. Nic gorszego nie mogłam już tam przeczytać. Podniosłam pudełko, leżące luzem koperty wzięłam do ręki i poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać wszystkie listy od taty do mamy, od pierwszego do ostatniego.

Sebastian
Wiktor zjawił się wtedy kiedy pomiędzy mną a Tośką zaczęło się układać. Wiedział, że ona na niego leci, ale wiedział też, że mi również na niej zależy. Co chciał osiągnąć odbijając mi Tośkę? Nie mogłem jej stracić. W jakimś stopniu zależało mi na niej coraz bardziej. Milena uświadomiła mi jak bardzo kocham Tośkę, cokolwiek to znaczyło. Dziś środa. Ten tydzień zdecydowanie się za bardzo wlecze. Schodziłem na dół gdy zobaczyłem jak do jadalni idzie Wiktor a za nim Arek i Jake. Uśmiechnąłem się do siebie, bo znów będziemy w komplecie choć już nie będzie tak jak dawniej. Wszystko się zmieniło, ale nie mogłem pozwolić by nasza przyjaźń też się zmieniła. Dotarłem do nich i od razu poczułem się jak dawniej. Kumple żartowali, śmiali się i przez chwilę miałem wrażenie, że cofnąłem się o rok albo dwa w czasie.
-Co was tak bawi? – rzuciłem siadając na swoim miejscu na środku.
-Wiktor opowiadał jak zapomniał walizki na lotnisku – odpowiedział Arek. Chyba on jeden był do mnie w tej chwili przyjaźnie nastawiony. Po Brunecie widziałem, że coś mu jest nie w smak i wiedziałem, że chodzi o Tośkę. Co do Jake’a to od poniedziałku z nim gadałem. On nie przyszedł przeprosić, ja nie miałem czasu pogadać. Coś się zaczęło psuć. Nasza przyjaźń została wystawiona na próbę, coś co było dla mnie ważniejsze niż wszystkie pieniądze świata zaczęło się walić. Kolejna próba od losu. Zginę, jeśli nie uda mi się uratować tego co dla mnie najważniejsze. Oni trzej są dla mnie jak bracia. To są prawdziwi przyjaciele, którzy skoczą za mną w ogień, przyjaciele którzy skopią mi tyłek gdy będę chciał zrobić coś głupiego, przyjaciele którzy upiją się ze mną do nieprzytomności gdy zajdzie taka potrzeba, przyjaciele którzy byli, są i będą.
-Seba widziałem dziś Milenę – powiedział Brunet popijając sok. Uniosłem głowę znad talerza i spojrzałem na niego wyczekująco – Ach. Minąłem się z nią na lotnisku. Mówiła, że masz problemy.
Kochana siostrzyczka pomyślałem.
-Seba o co chodzi? – spytał Jake. Dusiłem to w sobie, ale nie mogłem już dłużej tego znieść. Oni musieli wiedzieć o wszystkim. Arek po części wiedział, ale żaden z nich nie wiedział, że moja matka maczała w tym palce. Musiałem zacząć od początku bo Wiktor i Jake nic nie wiedzieli.
-Mój tata i tata Tośki byli najlepszymi przyjaciółmi. Pracowali razem w banku, gdzie teraz jest biurowiec Delta – zamilkłem i wstałem od stołu. Podszedłem do okna i wpatrywałem się w topniejący śnieg.
-W 2002r. oboje zaginęli i nikt nie wie dlaczego. Razem z Tośką chce iść odnaleźć. Trafiliśmy nawet na starą kronikę, która upamiętniała ważne wydarzenia w banku.
-Co było w tej kronice, ale tak dokładniej – przerwał mi Jake.
-Były tam zdjęcia z uroczystości wyborów pracownika miesiąca, roku, jakieś jubileusze i coś tam jeszcze. Na każdym zdjęciu mój tata i tata Tośki. Przyjaciele aż po grób. Ale prócz tego na każdym zdjęciu pojawia się jakiś facet, którego nie znam.
-Masz tą kronikę ze sobą? – spytał Brunet.
-Jest u mnie w aucie – odpowiedział Arek i wyszedł.
-Jest coś jeszcze, Seba? – dopytywał się Jake.
-Starucha płaci za coś matce Tośki – powiedziałem w końcu – Ale nie wiem za co.
W chwili gdy to powiedziałem do jadalni wszedł Marecki a za nim starucha i trzy służki.
-Jak dobrze widzieć was razem – powiedziała dumnie siadając. Służki zaczęły nakładać jej jedzenia. Siedziała dumnie wyprostowana i jadła z taką sztuczną, udawaną elegancją. Miałem jej dosyć. Moja rozmowa z chłopakami ucichła, bo przy matce lepiej się nie odzywać na takie tematy. Zresztą, jedyny temat, który ją interesował to ja i moja kariera jako spadkobiercy firmy. Zdawałem sobie z tego sprawę, ale ona robiła z tego wielkie wydarzenie. Jej styl bycia wykraczał po za wszystkie normy dobrego zachowania.
Arek coś długo nie wracał, więc chyba zorientował się co się dzieje. Wstałem od stołu i bez żadnego słowa chciałem odejść, ale ona jak zwykle musiała mnie zatrzymać.
-Dziś o piętnastej masz spotkanie. Marecki po ciebie przyjedzie pod szkołę. I bez żadnych wykrętów – powiedziała beznamiętnym głosem. Nie odpowiedziałem tylko wyszedłem.
-„Dziś o piętnastej masz spotkanie” – piskliwym głosem naśladował moją matkę Jake. Poprawił mi tym trochę humor. Założyłem płaszcz i już miałem wychodzić gdy podeszła do mnie jedna ze służek.
-Czego? – warknąłem.
-Na zewnątrz czeka jakaś pani. Twierdzi, że jest pana dziewczyną – powiedziała wystraszona i odeszła.
Wybiegłem z domu i rzeczywiście ona tam była. Nie była jednak sama. Kilka metrów dalej oparta o kamienny słupek stała Diana. Poznałem ją, bo trudno nie było jej nie poznać. Zawsze wyglądała jak kopia Tośki. Tym razem też tak było. Głowę miała spuszczoną w dół i z dala wyglądała jakby szła na ścięcie. Skupiłem się na Tośce. W końcu to ona do mnie przyszła. Stała do mnie plecami wiec nie widziała jak przyszedłem. Byłem zaskoczony jej widokiem. Przecież za kilka minut zobaczylibyśmy się w szkole, ale najwidoczniej tak mnie kochała, że nie mogła już beze mnie wytrzymać.
-Ty! Tak ci do mnie tęskno? – spytałem otwierając uliczkę. Odwróciła się. Była cała zapłakana. Nos miała czerwony, oczy spuchnięte od płaczu jakby ryczała całą noc. W ręce trzymała jakieś pudełko. Nie miała czapki ani rękawiczek i cała drżała. Wyglądała jakby całą noc nie spała. Przytuliłem ją, ale ona nadal chlipała. Wiedziałem, że jeśli tak dalej będzie spóźnimy się do szkoły.
-Mażesz się jak dziecko – upomniałem ją.
-Nasi…Twój tata… - próbowała coś powiedzieć przez łzy – Oni…Oni żyją… i… i… i mieszkają…we Włoszech – wyszeptała ledwo słyszalnie. Ukryła twarz w dłoniach i przylgnęła do mnie. Objąłem ją ramieniem i przytuliłem. Dopiero po chwili zorientowałem się co Tośka do mnie powiedziała.