Rozdział dwunasty


Diana
         Obudziłam się nie mogąc przestać myśleć o tym co spotkało moją siostrę. Wczorajszy dzień był dla niej koszmarem. Wróciła dopiero o 22 przyprawiając mamę o masę zmartwień. Gdy usłyszałam jak pod nasz dom podjeżdża jakieś auto myślałam, że to Seba, że się pogodzili ale gdy zobaczyłam Wiktora serce mi zamarło. Tośka weszła do domu i od razu poszła do siebie, wiec udałam się za nią. Opowiedziała mi wszystko. O tym jak potraktowali ją w szkole, jak wylała Sebie colę na głowę i jak Brunet się nią zaopiekował. Ten chłopak to był anioł. Czasem naprawdę żałowałam, że nie chodzę z Tośką do szkoły, wtedy bym go mogła widywać. Co ja za głupoty wymyślam! Gdzie ja i ukochany synek szanowanych lekarzy? Gdzie Tośka i dziedzic potężnej firmy? To było ponad moje wyobrażenia. Zdziwiłam się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam jakie siostra ma na sobie ciuchy. Gdy tylko jej o tym wspomniałam, szybko je zdjęła i zaniosła do pralki. Wiedziałam, że nie chce mieć nic wspólnego z K4, ale gdy opowiadała o Wiktorze miała iskierki w oczach, tak jakby się w nim zakochała. Ale to była miłość niemożliwa, zakazana, nie dla mnie ani nie dla niej. Nie w tym życiu.
          Choć dziś wtorek miałam dość szkoły do której chodzi banda debili i nieuków. Na zegarku była dopiero szósta a ja nie mogłam zasnąć. Spokoju nie dawało mi zdjęcie, które znalazłam u mamy. Teraz już wiem, dlaczego tak zareagowała jak jej powiedziałam, że to Sebastian Wieczorek stoi pod naszym domem. Musiała się domyślić, że to syn tego Wieczorka. Obiecałam sobie, że dziś powiem wszystko Tośce, bo przecież ona tym bardziej musi wiedzieć, skoro „zaprzyjaźniła” się z Sebastianem. Ale czy Seba wie kim był jego ojciec? Czy on cokolwiek wie na ten temat? Wydaje mi się, że nie ale nie zaszkodzi zaryzykować. Do tego by poznać prawdę brakowało mi jeszcze jednej rzeczy. Mianowicie nie znalazłam powodu dla którego tata i ojciec Seby zniknęli. Wiedziałam, że tata był bankierem. Z  informacji które sobie przyswoiłam doszłam do wniosku, że pan Wieczorek był najlepszym przyjacielem taty a jednocześnie najlepszym pracownikiem banku, którego mój tata był właścicielem. Pozycja bankiera… A teraz ledwo wiążemy koniec z końcem. Co takiego wydarzyło się dziesięć lat temu, że tata zniknął? Nie dawało mi to spokoju, ale wiedziałam jedno. Jeśli powiem Tośce, ona powie Sebie a wtedy moje poszukiwania ruszą do przodu.

Tośka
       Koszmaru ciąg dalszy. Dziś wtorek a ja szłam do szkoły cała w nerwach. Choć Wiktor zapewniał mnie, że nic mi się dziś nie stanie, bo on mnie obroni wątpiłam w to. Nie chciałam narażać jego przyjaźni z Sebą. Nie łatwo jest mnie złamać. Jestem jak chwast, potężna, silna i mam mocne korzenie. Ledwo weszłam na teren szkoły omal nie umarłam gdy zobaczyłam pusty jak pustynię parking na którym nie było ani jednego ucznia czekającego by mnie poniżyć. Zaniepokoiło mnie to aż za bardzo. Weszłam do szkoły i moje obawy się sprawdziły. Na dzień dobry wylądowały na mnie śmieci z kosza: skórki od bananów, pogniecione kartki, gumy do żucia. A to był dopiero początek. Gdy w szatni otworzyłam swoją szafkę wypełzły z niej zaskrońce i żaby. Ze strachu przewróciłam się uderzając ciałem w inne szafki. Usłyszałam głośny, pełen nienawiści śmiech uczniów całej szkoły, którzy przyglądali się tej scenie. Żaby i węże gdzieś uciekły, ale ja nie miałam ochoty trzymać kurtki w szafce w której przebywały te stworzenia. Pierwsze cztery lekcje wyglądały tak samo, tyle, że tortury były inne. Na historii guma przyklejona do krzesełka, na chemii doświadczenie które miało na celu coś tam nam pokazać, zamiast tego o mały włos nie zostałam pozbawiona twarzy. Geografia również nie była normalna. Podczas gdy geograf coś pisał na tablicy ja zostałam obrzucona niezliczonymi ilościami kredy, na polskim zaś moja ławka padła z hukiem na ziemię gdy tylko położyłam na niej książki. Gdy wyszłam z sali próbowałam się uspokoić jednak nie mogłam, gdyż zostałam -celowo- potrącona przez kilka uczennic. Upuściłam zeszyt i podręcznik z którego wysypały się różne kartki. I choć mijała mnie masa ludzi nikt mi nie pomógł.  Traktowali mnie jakbym była niewidzialna lub trędowata. Notatki rozsypały się po całym korytarzu ale ludzie tylko je mijali albo deptali wyśmiewając się ze mnie i krzycząc „Biedaczka”. Jasna cholera! Złość ogarnęła mnie do tego stopnia, że nie spostrzegłam jak ktoś nade mną stanął.
-W porządku? – usłyszałam jego głos. Głos chłopaka, który wczoraj zobaczył mnie w samym ręczniku. Na samą myśl o tym zdarzeniu robiłam się czerwona. Po tym co zaszło wczoraj nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Kiwnęłam tylko głową, a ona pochylił się i pogłaskał mnie po głowie czochrając mi grzywkę. Podał mi pozbierane kartki  i odszedł. Tylko tyle. Nic więcej. Po wczorajszej sytuacji liczyłam na jakieś przeprosiny z jego strony ale chyba  się przeliczyłam. W końcu ona należy do K4, a po nich dobrych manier raczej nie należy się spodziewać. Ale to był Wiktor. On nie był taki jak Seba. Był inny. Troskliwy, wesoły, opiekuńczy, przystojny, miły i nie pysznił się tym jaki jest bogaty.
Spakowałam książki do plecaka i poszłam do stołówki wiedząc, że tam czeka mnie piekło, śmierć, mój koniec.  
          Stołówka wyglądała tak samo jak ostatnio. Stoły były ustawione pod ścianą, krzesełek też nie było a czerwona kanapa Sebastiana już czekała na jego przybycie. Nie miałam pojęcia co ci ludzie dziś wymyślą. Co może być gorszego od jajek, mąki i ryżu na ubraniach? Ledwo zdążyłam o tym pomyśleć, jakiś chłopak pchnął mnie w tłum. Potem następna osoba mnie popchnęła i tak stałam się popychadłem. Przechodziłam z rąk do rąk i nikogo nie obchodził mój los. Ledwo mogłam oddychać z tego wszystkiego. W końcu przestali ale tylko dlatego, że zbliżało się K4 czy może raczej K3 bo znów nie było Wiktora. W duchu liczyłam, że dziś tez mi pomoże. Upadłam na kolana, by zaczerpnąć powietrza podczas gdy Seba, Jake i Arek usiedli na kanapie i wbili we mnie wzrok. Jake coś mamrotał do Arka a Sebastian patrzył na mnie tak groźnie, jakby chciał mnie zabić. Ktoś szarpnął mnie za ciuchy i zmusił bym podniosła się do góry. Sekundę później byłam mokra jak kura, po tym jak wylano na mnie wiadro brudnej od sprzątania podłóg wody. Woda kapała ze mnie a ja stałam na środku stołówki i zaciskając ręce w piąstki obiecałam sobie, że wygram tą wojnę.  Znów mnie popchnięto i upadłam na kolana pozwalając znów zostać obrzucona jajkami, mąką i ryżem. Tylko na tyle was stać –chciałam to powiedzieć na głos, ale wolałam milczeć. Dziś obyło się bez tortu, za to plastiki zadbały o to bym nie wyszła z tego cało. Gdy na moim ciele wylądowało coś co przypominało mi sadzę z pieca(to nie przypominało sadzy, to była sadza!) omal się nie zakrztusiłam.
-Co biedaczko? Masz już dość? – spytał Seba podchodząc do mnie i szturchając mnie czubkiem lśniącego jak diament buta.
-Nigdy – powiedziałam wypluwając sadzę z buzi. Spojrzałam na niego ale on tylko kiwnął głową w kierunku uczniów. Obróciłam się  i zobaczyłam jak z tłumu wychodzi jeden z plastików trzymając nożyczki w rękach. Chwilę później moje piękne, długie włosy skróciły swoją długość o ponad dwadzieścia centymetrów.

Arek
           To co zaplanował Seba przeszło jego samego. Mógł nienawidzić Tośki i znęcać się nad nią do końca szkoły ale nie miał prawa obcinać jej włosów. Cała scena wyglądała jak koszmar. Skulona na podłodze Tośka, umazana sadzą, jajkami, mąką i ryżem wyglądała okropnie. Nikt nie wiedział co kombinuje Sebastian. Nawet nam nic nie powiedział. Gdy do Tośki podszedł dziewczyna z nożyczkami wszyscy wiedzieli co zaraz nastąpi. Tośka nie protestowała gdy obcinano jej włosy. Widziałem jak się powstrzymuje by nie wybuchnąć. Nie wiem jak ona to zniosła, ale gdy jej włosy zostały obcięte ona nadal siedziała na podłodze jakby czekała na zbawienie. Głowę miała spuszczoną w dół, ale nie płakała. Uczniowie zaczęli się rozchodzić na lekcje, a każdy kto przechodził szturchał ją i celowo kopał. Chciałem jej pomóc, ale nie mogłem pozwolić by Seba wyładowywał się jeszcze na mnie. Gdy stołówka opustoszała Sebastian podszedł do niej, uśmiechnął się zwycięsko i wyszedł a my za nim. Gdy kilka minut później, we czwórkę siedzieliśmy u Sebastiana Jake w końcu zapytał:
-Seba ciebie naprawdę pogięło? Żeby obcinać włosy? – Wiktor i ja wlepiliśmy w niego wzrok bo jeszcze kilka dni temu to on wyzywał Tośkę od biedaczek.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić! – wkurzył się Sebastian.
-Jesteś nienormalny! Jest tyle innych sposobów żeby ją dręczyć a tobie zachciało się obcinać jej włosy?!
Byłem w szoku. Jake bronił Tośki. Gdyby mnie tu nie było w życiu bym w to nie uwierzył. Patrzyłem to na Sebastiana to na Jake. W końcu Seba nie wytrzymał i skierował się w kierunku drzwi.  Już miał wyjść gdy słowa Bruneta go zatrzymały, a mnie i Jake zamurowało.
-Lecę do Belgii - powiedział.

Rozdział jedenasty


Wiktor
       To co Seba zrobił z Tośką było najgorszym koszmarem jaki kiedykolwiek widziałem. Znałem go i wiedziałem do czego jest zdolny, ale coś takiego widziałem po raz pierwszy. Nie chciałem się mieszać w sprawy pomiędzy nim a Tośką ale dziś w szkole, gdy wszyscy potraktowali ją tak okrutnie, musiałem zareagować. Chciałem jej po prostu pomóc. Zabrałem ją do siebie. Rodziców nie było-jak zawsze- więc mogłem być spokojny. Choć Tośka się sprzeciwiała by do mnie jechać dałem jej do zrozumienia, że jeśli tak pójdzie do domu, to mama zacznie coś podejrzewać. To ją przekonało. Nim zdążyłem dojechać do domu, Tośka zasnęła. Dzisiejszy dzień musiał być dla niej naprawdę ciężki. Zaparkowałem auto i biorąc ją  na ręce zaniosłem do swojego pokoju i położyłem na łóżku. Spała jak zabita. Dopiero koło dwudziestej otworzyła oczy. Przez ten cały czas byłem przy niej. Jednak już wkrótce to miało się zmienić, bo miałem ją zostawić. Musiałem zrobić coś, czego nie chciałem ze względu na nią.
      Przetarła oczy i omal nie spadła z łóżka gdy mnie zobaczyła. Uśmiechnąłem się i podszedłem do niej. Była zaspana ale i zdezorientowana. Rozglądała się po moim pokoju jakby nigdy nie widziała nic podobnego. Potem przeniosła wzrok na mnie i popatrzyła groźnie.
-Co ja tu robię? – spytała siadając.
-Wyglądasz trochę nieciekawie. Idź się wykąp a ja zrobię ci herbaty – powiedziałem wskazując jej drogę do łazienki. Ona jednak pozostała niewzruszona i wpatrywała się we mnie zaskoczona tym wszystkim.
-Czemu to robisz? – spytała.
-Daj sobie pomóc, Tośka. Nie udawaj przy mnie silnej, nie musisz. Proszę – podałem jej ręcznik – Idź. Zrób ze sobą porządek. Będę tu na ciebie czekał – powiedziałem prowadząc ją do łazienki.
-A w co mam się ubrać? – spytała spoglądając na ubrudzony mundurek
-Wszystko znajdziesz w łazience. Czuj się jak u siebie – uśmiechnąłem się i zamknąłem za nią drzwi do łazienki a sam poszedłem do kuchni, by zrobić jej coś co by mogła zjeść.

Tośka
           To był jakiś sen. Stałam w łazience Wiktora nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wprost nie wyobrażałam sobie, że będę w taki miejscu jakim była ta łazienka, która ociekała luksusem tak bardzo, że zaczęłam się zastanawiać czy lekarska pensja na to wystarczyła. Kto w ogóle projektuje wielkie jak mój dom łazienki? Czy to jest w ogóle normalne? Nie, dla mnie już nie ma rzeczy normalnych. Zwłaszcza teraz, gdy jestem sama na polu walki. Rozejrzałam się więc po tym opływającym w luksusy pomieszczeniu co chwila wydając z siebie „Och” i „łooooo”. Podłoga wykładana była białymi płytkami, takimi samymi jak wanna, która stała na środku. W jednym kącie stała jakaś wysoka i zapewne egzotyczna roślina, w drugim zaś stała wkomponowana w ścianę brązowa toaletka, na której poustawiane były kosmetyki. Nad półką wisiało pięknie obramowane lustro. Przy jednej ze ścian stał typowy komplet łazienkowy: kilka szafeczek a nad jedną z nich była umywalka, a nawet dwie. Na co komu dwie umywalki? Zdecydowanie nie nadaję się do tego świata. Usiadłam na brzegu wanny i dopiero teraz zauważyłam, że jest napełniona ciepłą wodą z masą piany. Na jednej z szafeczek leżał ręcznik tak wielki i szeroki, że spokojnie mogłabym się nim pięć razy owinąć i jeszcze by zostało. Nigdzie jednak nie zauważyłam nic co mogłabym na siebie włożyć. Woda w wannie zachęcała by do niej wskoczyć więc tak też zrobiłam. Zdjęłam upaćkane jajkami, mąką, ryżem i tortem ciuchy i weszłam do wanny. Ciepła woda zmyła ze mnie całe piekło jaki dziś przeszłam, a brzoskwiniowy płyn do kąpieli pobudzał moje zmysły. Zamoczyłam głowę by moje włosy również poczuły ulgę. Miałam ochotę zostać w tej wannie do końca życia gdy odezwał się mój telefon.
-No co tam? – spytałam siostrę, która dzwoniła.
-Gdzie ty do cholery jesteś?! – krzyczała – Mama się niepokoi. Już nie wiem co jej nakłamać.
-Jestem u Wiktora. Niebawem wrócę. Wymyśl coś – powiedziałam radosnym tonem.
-A co ci tak wesoło? – spytała nadal na mnie zła.
-Opowiem ci wszystko jak wrócę- rozłączyłam się, wyszłam z wanny i opatuliłam w wielki ręcznik. Nagle spostrzegłam w kącie elegancką  torbę z wielkim napisem „Reserved”. Zajrzałam do środka i zobaczyłam biały T-shirt, do tego dżinsy i brązowe trampki. Spojrzałam na ceny, które mnie zabiły. Nie mogłam przecież tego na siebie  założyć. Nie zrobiłabym kroku nosząc na sobie ciuchy za co najmniej 400 zł. 
              Usiadłam na brzegu wanny i rozpaczałam nad swoim marnym losem gdy usłyszałam ciepły i spokojny głos Wiktora.
-Jak się czujesz? – spytał a ja poderwałam się na równe nogi. Chciałam w niego rzucić obojętnie czym za to, bo mnie nie uprzedził, że wchodzi ale zobaczyłam, że stoi do mnie tyłem więc mogłam to jakoś przeżyć. Uwierzycie w to? Kilka dni temu byłam dla K4 powietrzem a dziś stoję w samym ręczniku przed Wiktorem, jednym z członków elity. To nie mogło się dziać. Odetchnęłam z ulgą, jednak nie miałam zamiaru mu odpuścić.
-Tak trudno było zapukać! – skrzyczałam go.
-Hej wyluzuj. Nic nie widziałem. Martwiłem się bo długo cię nie było – odpowiedział ze śmiechem. Nadal stał do mnie tyłem, ale i tak miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Jako, że bardzo dobrze opatuliłam się ręcznikiem widać mi tylko było stopy i ramiona. Wiktor milczał, więc ja tez nic nie mówiłam. W końcu jednak spytał:
-Ubrałaś się?
-Nie mam w co – powiedziałam krzyżując ręce.
-W kącie stoi torba z ciuchami.
-Nie założę tego – powiedziałam stanowczo.
Wiktor nie wytrzymał i obrócił się. Wpatrywał się we mnie jak w obrazek, jakbym była jego boginią, jego kobietą, jego własnością. Nie odrywał ode mnie oczu, więc rzuciłam w niego tubką z szamponem, która trafiła go prosto w głowę. On gapił się na mnie, ja na niego. To była tak niezręczna sytuacja, że miałam ochotę zmienić tożsamość i wyjechać jak najdalej od niego. Jego oczy kontra moje oczy, jego spojrzenie kontra moje spojrzenie. Byłam nim tak zafascynowana, że nie zaprotestowałam, gdy podszedł bliżej mnie. Czułam zapach jego uwodzicielskich perfum, jego bliskość odbierała mi zdolność racjonalnego myślenia. Choć on przyglądał mi się coraz bardziej, ja unikałam jego wzroku. Spojrzałam na leżący na podłodze brudny mundurek, oprzytomniałam i odepchnęłam Wiktora od siebie. On tylko bez słowa podał mi torbę w czystymi ciuchami i wcisnął mi ją w ręce.
-Jeśli chcesz wrócić do domu musisz to założyć – powiedział wychodząc. Gdy zostałam sama niechętnie się przebrałam zastanawiając się dlaczego na widok Bruneta serce bije mi jak oszalałe.

Sebastian
            Tośka nie wiedziała w co się wpakowała. Nie miałem żadnych skrupułów by ją skrzywdzić. Należało się jej. Zasłużyła na to. Zadarła ze mną, co musiało się tak skończyć. Jednak zamiast mnie słuchać i wykonywać moje polecenia wylała na mnie puszkę coli, tym samym narażając się na mój jeszcze większy gniew. Co ona sobie myślała? Jutrzejszego dnia w szkole nie przeżyje, już ja się o to postaram. I jeszcze ten incydent z Brunetem. To logiczne, że się w nim zakochała co było dla mnie niedorzeczne. Nie mogłem jednak przestać myśleć o Tośce, o jej zielonych oczach o jej ostrym spojrzeniu w szkolnej stołówce. Zresztą co mnie to obchodzi? Czemu mam się nią przejmować? To zwykła biedaczka, która tylko płaci za swoje błędy.
       Siedziałem jak zwykle sam. Starucha znów wyleciała, tym razem do Paryża. Jak ona to nazywa ”spotkanie biznesowe na najwyższym szczeblu”. Zdawałem sobie sprawę, że jako jej syn dziedziczę całą firmę, ale ja też miałem swoje życiowe plany. Wiem, że firma zapewni mi luksus do końca życia ale muszę zostać jej właścicielem, do czego matka mnie – i firmę- cały czas przygotowuję. Zadzwonił mój telefon, więc szybko odebrałem.
-Seba co powiesz na wypad do klubu? – usłyszałem głos Arka. Temu jak zwykle tylko imprezy w głowie.
-Jasne. Spotkamy się za godzinę na miejscu – odpowiedziałem tylko i poszedłem się przebrać.
Godzinę później ja, Arek i Jake siedzieliśmy w najlepszym, elitarnym klubie w Poznaniu "SQ" i popijając najdroższe whiskey zabawialiśmy spragnione uwagi i komplementów klientki. Jake i Arek zadowalali swoje wielbicielki całując je i kupując im drogie alkohole. Ja jednak nie potrafiłem się przemóc. Nie potrafiłem myśleć o nikim innym jak o niej. Zaprzątnęła mi całą głowę, choć była zwyczajną dziewczyną, biedaczką w bogatej szkole, choć była tylko Tośką Milewską.

P.S Przypominam o głosowaniu na opowiadanie na Blog Roku!! W kolumnie po prawej macie całą instrukcję. I dziękuje za każdy głos.

Rozdział dziesiąty


Tośka
         Nie bałam się Sebastiana. Wiedziałam do czego jest zdolny i wiedziałam, że nie odpuści. To nie było w stylu K4. Dla Seby nie istniało słowo „nie”, zawsze dostawał to czego chciał. Jest poniedziałek. Idę do szkoły prosząc  Najwyższego bym przeżyła tortury. Próbowałam się nie zadręczać tym co mnie czeka, ale gdy dotarłam pod szkołę przekonałam się na własnej skórze jak to jest być ofiarą K4. Nim zdążyłam zareagować w moją stronę poleciały śnieżki. Próbowałam ich unikać ale to było niemożliwe. Kilka sekund później leżałam na mokrym śniegu, który przenikał przez moją kurtkę i sprawiał, że miałam drgawki na całym ciele. Obok mnie uklękło pięciu chłopaków ze szkoły i zaczęli się do mnie dobierać. Krzyczałam, machałam nogami, wierciłam się gdy najpierw odpięli mi kurtkę, potem zamek od bluzy. Zamknęłam oczy bo wiedziałam, że za kilka sekund dojdzie do najgorszego gdy usłyszałam ten ciepły, miły a zarazem ostry głos.
-Zostawcie ją!
Lekko otworzyłam oczy i zobaczyłam jak chłopaki nadal nade mną klęczą przyglądając się Wiktorowi.
-Ale Seba… - zaczął jeden z nich.
-Co Seba? – przerwał mu Wiktor. Chłopacy rzucili mi ostrzegawcze spojrzenie i mrucząc coś pod nosem odeszli. A ja zamiast się podnieść leżałam jak głupia na zimnym śniegu, który przeniknął do każdej części mojego ciała. Moim oczom ukazała się nagle silna, męska dłoń opatulona w brązową rękawiczkę. Wiktor pomógł  mi wstać. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem ale na moje zmarznięte i czerwone od zimna dłonie przyglądał się ze smutkiem. Pewnie w tej chwili żałuje, że zaprosił mnie na studniówkę. Spostrzegłam jak chce zdjąć swoje rękawiczki ale przypomniałam sobie, że w kieszeni mam parę którą dostałam od Sebastiana. Wyciągnęłam ją i pomachałam nią Wiktorowi przed oczami. Uśmiechnął się tylko i otworzył mi drzwi do szkoły. Ja poszłam do szatni a on gdzieś zniknął. 
     Choć byłam cała mokra i było mi zimno jakoś dawałam sobie radę. Sebastiana nie było na matmie, może to i nawet dobrze. Prócz incydentu przed szkołą do długiej przerwy nie działo się nic ciekawego. Nadal byłam traktowana jak powietrze. Jednak gdy tylko zeszłam do stołówki wiedziałam, że coś jest nie tak. Stoliki były ustawione pod ścianą a na środku było aż za dużo miejsca. Chciałam się cofnąć ale kilka damulek zagrodziło mi drogę i siłą wypchnęło na środek jadalni. A więc teraz czeka mnie najgorsze. Jakaś dziewczyna wyrwała mi plecak  z ręki i wysypała całą jego zawartość na podłogę. Pełna od ludzi stołówka wybuchła śmiechem, choć mi wcale do śmiechu nie było. Z plecaka wysypały się książki, zeszyty, legitymacja, dowód osobisty, piórnik i kilka rzeczy, które każda nastolatka nosi ze sobą. Wiedziałam, że teraz jest jedyny moment by się poddać, by wstać i powiedzieć” Zróbcie ze mną co chcecie”. Wiedziałam o tym, ale nie zrobiłam tego. To jest wojna, a ja będę walczyć. Jakiś chłopak podszedł do mnie, szarpnął za ramię i zmusił mnie bym wstała. Ludzie w stołówce zaczęli piszczeć, krzyczeć i wygwizdywać mnie. Zrobiłam to i w tej samej chwili poczułam jak o moje ciało uderzają i rozbijają się jajka, które przyklejają się do moich ciuchów. Do tego doszło jeszcze rzucanie we mnie mąką i ryżem. Dzielnie to zniosłam. A to dopiero początek. Stałam jak słup soli i czekałam na ciąg dalszy. Nagle wszystkie hałasy momentalnie ucichły. Powoli podniosłam opuszczoną głowę do góry, otwarłam oczy i zostałam obdarowana pięknym prezentem jakim było wtarcie w moją twarz tortu. Wszystko się we mnie gotowało. Wewnętrzny głos kazał mi jednak milczeć i tak też zrobiłam. Gdy czekałam na kolejną niespodziankę usłyszałam jak ktoś z tłumu krzyczy „K4 idzie”. Przetarłam upaćkane tortem oczy i spojrzałam w kierunku drzwi przez które weszła elita. Ale coś mi tu nie pasowało bo było ich trzech. Brakowało Wiktora. Przypomniałam sobie jak pomógł mi dziś rano i ogarnęła mnie fala ciepła, która przez chwilę dodała mi sił do dalszej walki. Nagle nie wiadomo skąd na środku stołówki pojawiła się piękna, czerwona kanapa na której chwilę później zasiadł ten, przez którego jestem teraz w takim stanie.

Sebastian
         Dopiąłem swego. Ta, która mi odmówiła stała teraz przede mną. Upaćkana zbitymi jajkami, mąką i ryżem we włosach oraz tortem na twarzy wyglądała dokładnie tak jak chciałem. Nie musiałem nic nikomu mówić. Każdy w szkole wiedział, że jak ktoś ze mną zadrze, to oni go zamęczą a ja dobije. Tak było od zawsze, odkąd tu jestem, odkąd ja mam władzę. Nie było mi jej szkoda. Wręcz przeciwnie, zasłużyła na to. Niech wie, że ze mną się nie zadziera. Niech wynosi się z tej szkoły i zniknie mi z oczu. Usiadłem na specjalnie przygotowanej na takie okazje kanapie a obok mnie Jake i Arek. Zapomniałem już, że uratowałem jej życie, że byłem pod jej domem, że zaprosiłem ją na studniówkę. Tego już nie było. To się już nie liczy. Zniszczę ją i ona dobrze o tym wie. Stała na środku stołówki ale nie patrzyła na mnie. Ktoś z tłumu ją popchnął i upadła na kolana. Nie liczyło się to, że siedzę z nią w jednej ławce, nic się już nie liczyło. Jestem Sebastian Wieczorek i mogę wszystko, bo nikt mi nie może niczego zabronić. 
       Uczniowie w stołówce umilkli gdy tylko mnie zobaczyli. Oni zrobili to co do nich należało, teraz ja musiałem zrobić resztę. Kiwnąłem na jednego z chłopaków, który trzymał puszkę coli w ręce by mi ją podał. Ze strachem w oczach oddał mi puszkę. Podszedłem bliżej Tośki i celowo kapnąłem sobie colą na perfekcyjnie wypolerowane buty. Ona nadal na mnie nie patrzała. Jakaś dziewczyna złapała ją za białe od mąki włosy i pociągnęła je do tyłu, byle tylko Tośka na mnie spojrzała. Nie zrobiła tego, wiec dziewczyna podeszła do niej i walnęła ją w twarz. Nie przerywałem jej. Niech robi co chce. Tośka jakby nie reagowała. Rękawami bluzy próbowała zmazać z twarzy tort. W końcu zaszczyciła mnie spojrzeniem. Wbiła we mnie wzrok. Jej zielone tęczówki przyglądały mi się uważnie.
-Liż! – powiedziałem tak głośno by wszyscy mnie słyszeli i nadstawiłem jej pod sam nos swój but który celowo polałem colą. Ale ona nie zareagowała. Utkwiła we mnie swój wzrok i nie przestawała się na mnie gapić. W jej oczach nie widziałem litości ani bólu, wręcz przeciwnie w jej oczach tliły się iskierki złości i pewności siebie.
-Liż! – krzyknąłem  ale ona nadal nic. Nie obchodziło mnie to, że jest dziewczyną. Postawiła mi się, wiec gramy na moich zasadach. Coraz bardziej mnie prowokowała. Chyba nie wie do czego jestem zdolny.
-Seba daruj sobie – usłyszałem głos Arka.
-Zamknij się! – wrzasnąłem na niego, bo nikt nie będzie mi rządził.
Ta chwila nieuwagi mnie zgubiła, ale Tośkę chyba bardziej bo to co zrobiła nie dawało jej już żadnych szans na wyjście cało z tej sytuacji. Zwinnym ruchem wyrwała mi puszkę z ręki i wylała mi ją na głowę. Wszyscy wydali okrzyk zdumienia i nienawiści. Cola spływała po moich włosach, twarzy i ubraniach. Złość we mnie buzowała. Tośka w tej samej chwili podniosła się i chciała uciec jednak zatrzymała się w chwili gdy wpadła w czyjeś ramiona. Nie chciałem wierzyć w to co zobaczyłem. Wiktor trzymała ją w objęciach. Nie wiem czy to było celowe, ale jeszcze bardziej mnie wkurzyło. Co on sobie wyobrażał? Przypomniałem sobie co zrobił. Sprzątnął mi ją sprzed nosa zapraszając ją na studniówkę wiedząc, że ja zrobiłem to pierwszy. Chciałem rzucić się na Bruneta i poobijać mu tą piękną buźkę ale w odpowiedniej chwili Arek i Jake mnie powstrzymali. Patrzyłem jak Wiktor odchodzi z Tośką a gdy zniknęli  w przypływie złości rzuciłem się na jakąś grupkę uczniów których dość dotkliwie pobiłem. Ani Jake ani Arek nie byli w stanie mnie powstrzymać. Wyszedłem za szkoły wkurzony. Doigrałaś się Tośka. Nie zapominaj, że to moja gra i moje zasady.

Diana
       Urwałam się ze szkoły. Wiedziałam, że dziś mama wraca szybciej więc miałam mało czasu przejrzenie reszty gazet. Szybko wróciłam do domu i nie jedząc obiadu zabrałam się za dalsze odkopywanie przeszłości ukrytej w starych gazetach. Najważniejsze rzeczy zapisywałam na kartce by potem móc wszystko ułożyć w całość. Za oknem ściemniło się więc musiałam jak najszybciej odłożyć karton nim przyjdzie mama. Schowałam wszystko tak jak było ułożone i odniosłam pudełko na swoje miejsce. Gdy wracałam do swojego pokoju do domu weszła mama. Ulżyło mi, że ze wszystkim zdążyłam.
-Jak w szkole? Tośka wróciła? – spytała zdejmując kurtkę i buty. Byłam tak zajęta sobą,  że nawet nie wiem czy siostra jest w domu.
-U mnie dobrze. Tośki  jeszcze nie ma – powiedziałam tylko i poszłam do siebie. Nie mogłam dłużej przebywać z mamą, nie po tym jak zakradłam się do jej pokoju. Zebrałam wszystkie notatki do kupy i zaczęłam je czytać, ale nie mogłam się na niczym skupić.   
      Dochodził dwudziesta pierwsza a Tośki nadal nie było. Nie odbierała telefonu. Do głowy zaczęły przychodzić mi najstraszniejsze myśli, że Seba ją zakatował i wywiózł do lasu, albo, że ją zgwałcił a potem zabił, albo że poćwiartował jej ciało i porozrzucał po jakimś lesie. Oglądam za dużo horrorów. Nie, Sebastian by tak nie ryzykował. W mojej głowie pojawiło się nagle wcześniej oglądane zdjęcie taty i tego Witolda Wieczorka.  Odpaliłam komputer i wpisałam te dane w wyszukiwarkę. Choć bałam się tego co znajdę wiedziałam, że muszę to zrobić. Muszę dowiedzieć się czemu tata zaginął. Weszłam na pierwszą lepszą stronę, by przeczytać „Witold Wieczorek – zaginął dziesięć lat temu zostawiając żonę i syna Sebastiana pod opieką swojego przyjaciela….”. Dalsze czytanie nie miało sensu. Znalazłam to czego szukałam, to co potwierdziło moje przypuszczenia. Ojciec Seby i mój tata znali się, teraz muszę się tylko dowiedzieć co ich łączyło i czemu zniknęli w tym samym czasie.

Rozdział dziewiąty

Tośka
         Doigrałam się i to w ostatniej klasie. Wiedziałam, że to będzie mój koniec. Każdy kto zadarł z Sebą nie miał łatwego życia i najczęściej zmieniał szkołę lub opuszczał miasto. A w naszej szkole wiele osób podpadło Sebastianowi. Obiecałam sobie, że nie zadrę z nim. To, że razem siedzieliśmy na matmie nie miało znaczenia, to, że uratował mi życie nie miało teraz znaczenia. Wiedziałam, że mnie zniszczy, prędzej czy później, ale sama tego chciałam. Wracałam do domu zastanawiając się co mnie po weekendzie czeka w szkole. Bo metody Sebastiana były naprawdę wymyślne. Nim wyszłam ze stołówki zdążyłam spostrzec jak Seba  z niepokojem patrzy na Wiktora  Przez chwilę poczułam się winna, że to może zniszczyć ich przyjaźń, ale szybko wyperswadowałam sobie z głowy te myśli, bo kto by tam się o mnie bił. 
       Wróciłam do domu, ale nie zastałam ani mamy ani Di.  Ugotowałam paczuszkę ryżu, którą zjadłam posypując cynamonem i cukrem. Siedziałam w kuchni zastanawiając się w ogóle w co ja się ubiorę na tą studniówkę, która była już za tydzień. Czy dżinsy i T-shirt to dobry pomysł? To jest STUDNIÓWKA Tośka! – skarciłam samą siebie, bo przecież na takich imprezach trzeba wyglądać ładnie i elegancko. I w jednej chwili pożałowałam, że zgodziłam się iść. Nie miałam się w co ubrać, baa nawet nie stać mnie było na fryzjera a co dopiero na makijaż. Ajjjj… Co ja teraz mam zrobić? Gdy tak rozmyślałam do domu wróciła Diana cała rozpromieniona jakby wygrała w Lotto.
-A dla mnie? – spytała zaglądając do pustego garnka.
-Nie wiedziałam, że wrócisz – powiedziałam jej – Zresztą ostatnio narzekasz na ryż – dogryzłam jej.
-Dobra, nieważne – usiadła naprzeciwko mnie bacznie mi się przyglądając – Lepiej mów – poganiała mnie.
-Ale o czym ty mówisz? – udałam zaskoczoną choć dobrze wiedziałam o co pyta.
-Dobrze wiesz o czym. Seba mocno był zły? Bili się? Krzyczeli? – Di zadawała masę pytań, które mnie tylko rozbawiały – No powiedz, powiedz, powiedz mi a nie się głupio śmiejesz – zrobiła obrażoną minę.
Opanowałam śmiech i przypomniałam sobie całą scenę ze stołówki. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Niby się cieszyłam, że pokazałam Sebie na co mnie stać ale z drugiej strony trochę się obawiałam co będzie potem, czyli po studniówce. Zawiesiłam się pomiędzy teraz a potem.  Postanowiłam jednak nie myśleć o tym wszystkim i cieszyć się tym, że kończę tą durną szkołę. Poczułam jak Di szarpię mnie za ramię bym jej w końcu wszystko  powiedziała.
-Był zły i zaskoczony, że idę z Wiktorem. Di… Ja nie wiem czy dobrze robię. Psuję ich przyjaźń, co nie daje mi spokoju.  Wygarnęłam mu, że za żadne pieniądze nie jest w stanie mnie kupić i powiedziałam, że idę z Wiktorem. Tyle – wzruszyłam ramionami obserwując reakcję siostry ale ona tylko ujęła moją dłoń – wiedziała, że mnie coś zżera od środka – i powiedziała:
-Nie martw się. Choć jesteś w trudnej sytuacji jestem zawsze z tobą. Jeśli naprawdę są przyjaciółmi nie będą się o ciebie bić – wstała i przytuliła mnie. Kochana Diana. Zawsze wiedziała co mnie dręczy i była najlepszą siostrą na świecie.

Arek
         Poszliśmy do Seby bo wiedzieliśmy, że w złości może nawet kogoś pobić. Siedzieliśmy w jego pokoju, ja, Jake i Wiktor. Sebastian siedział na dywanie i przy małym, szklanym stoliku układał puzzle, które dostał od siostry. Dwa i pół tysiąca elementów przedstawiających błękitne niebo, to nie lada wyczyn do ułożenia, ale jego to uspokajało. Wiktor jak zwykle czytał książkę a ja i Jake graliśmy w karty. Kątem oka spojrzałem na Sebę i zobaczyłem,  że zamiast układać puzzle gapi się w okno i analizuję sytuację która miała miejsce w szkole. Tośka zaskoczyła wszystkich, nawet mnie. Byłem przekonany, że po tym jak Sebastian uratował jej życie-bo tak trzeba nazwać to co zrobił- pójdzie z nim. Ale ta dziewczyna pokazała pazury. Odkąd jesteśmy u Sebastiana nikt nie poruszył tego tematu. Nie mogłem tak dłużej siedzieć w tej ciszy, więc przerywając Wiktorowi czytanie spytałem go:
-Możesz nam to wytłumaczyć?
Brunet(tak mówiliśmy na Wiktora) odłożył książkę, przeszedł pokój dookoła i w końcu odpowiedział:
-Ale co?
W ułamku sekundy Seba zerwał się z podłogi i już stał przy Wiktorze mierząc go spojrzeniem i trzymając za koszulkę. Wiedziałem co się święci więc odciągnąłem Bruneta od Seby na bezpieczną odległość.
-Z  wami rozmawiać, to jak z dziećmi – powiedział Jake patrząc to na Sebę to na Wiktora.
Sebastian wyrywał się bym go puścił ale nie mogłem tego zrobić. Był tak zły, że mógłby porządnie załatwić Bruneta.
-Aaa… Mówisz o studniówce? – załapał w końcu Wiktor – Zaprosiłem ją i tyle – wzruszył ramionami i powrócił do czytania. Jake podszedł do niego i wyrwał mu książkę z ręki.
-Wiedziałeś, że Seba chce z nią iść – odezwałem się. Nie mogłem pozwolić by nasza przyjaźń rozpadła się przez głupie zaproszenie na studniówkę.
-No i? Seba miał jej udowodnić, że chce z nią iść a jak na razie nic w tym kierunku nie zrobił – Wiktor znów wzruszył ramionami. Spojrzałem na Sebastiana. Jego oczy płonęły gniewem i złością ale na twarzy malowało się wyraźne cierpienie. Puściłem go i pozwoliłem mu wyjść. Dłuższa konwersacja na ten temat nic by nie wskórała. Choć Seba nigdy by się do tego nie przyznał, ja to dostrzegłem. Dostrzegłem, że obudziło się w nim nieznane mu uczucie, które powszechnie nazywane jest miłością.

Diana
         Nim zdążyłam się obejrzeć, minął piątek i sobota a ja nie zrobiłam nic by choć trochę ruszyć sprawę tajemniczego człowieka o którym mówiła siostra. Nie powiedziałam jej o tym co znalazłam w Internecie bo i tak ma za dużo problemów. Odmówiła Sebie co znaczy tyle co śmierć z jego ręki. Ale podziwiałam ją, że znalazła w sobie tyle odwagi by tak się zachować, wiedząc jakie będą tego konsekwencje. Jest niedziela, późny wieczór a ja zamiast się uczyć nadal myślę o tacie. To jakaś obsesja ale tu chodzi o mojego ojca, człowieka który dał mi życie, człowieka, który przepadł  dziesięć lat temu jak kamień w wodę. Gdy byłam młodsza nie interesowałam się tym czemu tata zniknął i pewnie tak by było do teraz gdyby nie ten facet ze szpitala. Choć mama zabroniła mi i siostrze wracać do tej sprawy, ja czułam, że powinnam coś zrobić. 
         Wiedziałam, że mama zbierała wszystkie gazety, które wspominały o zniknięciu taty. Wtedy mało mnie to interesowało, bo byłam młoda i głupia. Uważałam, że jeśli taty nie ma to tak musiało być. Jednak dorosłam i mój punkt widzenia się zmienił. Na moje szczęście mama była w pracy, Tośka przygotowywała się psychicznie na jutrzejszy koszmar, więc do piwnicy musiałam iść sama. Przeszukałam wszystkie zakamarki by znaleźć karton ze starymi gazetami, ale nigdzie go nie było. Przeszukałam wszystko jeszcze dwa razy, ale na marne. Zrezygnowana wróciłam do pokoju i coś mi podpowiedziało, żebym szła do pokoju mamy. Nie chciałam tego robić. Nie chciałam naruszać jej prywatności, ale musiałam mieć te gazety. Powoli i ostrożnie weszłam do sypialni mamy. Nie byłam tu od… od dawna. Nie bywałam w sypialni mamy odkąd tata zniknął. Nie potrafiłam znieść widoku mamy samej w łóżku. To było dziwne. I choć bardzo kochałam mamę nie potrafiłam, nie mogłam wchodzić do jej sypialni.
Rozejrzałam się po pokoju. Nic się tu nie zmieniło. Po dziesięciu latach pokój wygląda tak samo jak kiedyś. Na  środku pokoju i  na wprost drzwi nadal stoi łóżko przykryte kocem w czerwoną kratkę. Po obu stronach łóżka stoją małe, nocne szafeczki-jedna mamy, druga taty. Na tej od strony mamy stoi nasze jedyne rodzinne zdjęcie. Wzięłam fotografię do ręki i po policzku zleciała mi łza, która spłynęła na szklaną szybkę zdjęcia.  Zalała mnie fala wspomnień, ale szybko przypomniałam sobie po co tu przyszłam. Rozejrzałam się po pokoju jeszcze raz. Jedna ze ścian cała była zastawiona meblami, w których znajdowały się ubrania, książki i wszystko to, co dorosła kobieta, matka i żona jednocześnie mogła tu przechowywać.  Przeszukałam wszystkie szafki ale nigdzie nie było tego co szukałam.  Czemu mama to ukryła? Co takiego chciała przed nami zataić? Co znajduję  się w tym kartonie, że trzeba to ukryć. 
        Zrezygnowana już miałam wyjść z pokoju gdy potknęłam się o piękny, czerwony dywan, który pomimo upływu czasu nie stracił swojego koloru. Upadłam na twarz i mrużąc oczy dostrzegłam coś pod łóżkiem. Naprawdę chciałam stąd wyjść ale karton pod łóżkiem jakby mnie wołał. Nie tracąc czasu wyciągnęłam pudło z pod łóżka i zabrałam je do siebie z nadzieją, że mama nic nie zauważy.  Dochodziła 22 wiec powinnam iść spać, ale nie mogłam, nie teraz  gdy prawda leży przede mną. Otrzepałam karton z warstwy kurzu i zajrzałam do środka. To co tam było przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Spodziewałam się masy gazet-które owszem tam były – ale nie zdjęć. Zdjęć, które przedstawiały tatę nie tylko z mamą ale z jakimś mężczyzną. Wzięłam pierwsze z brzegu  trochę wygniecione zdjęcie i przyjrzałam mu się. Tata i nieznany mi człowiek ubrani byli w piękne, czarne garnitury. W dłoniach trzymali puchar a na ich twarzach malowała się radość. Nie rozumiałam co to ma znaczyć. Obróciłam zdjęcie i ucieszyłam się, gdy zobaczyłam napis w lewym dolnym rogu: „Tadek i Witek. Kwiecień  1999r. Gala wręczenia nagród na pracownika roku”. Wstrząśnięta tym co przeczytałam zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju próbując wyperswadować sobie z głowy, że Witold Wieczorek nie jest ojcem Seby. W tej chwili tego pragnęłam najbardziej.

P.S Następny rozdział pojawi się dopiero za tydzień. Nie hejtujcie mnie, tylko proszę zrozumcie, że ja mam teraz sesję na studiach i naprawdę muszę się uczyć. Zazdroszczę wam,że macie ferie, naprawdę.

Rozdział ósmy

Diana
         Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale to usłyszałam odsiostry odebrało mi mowę. Spojrzałam na nią, ale ona tylko odwróciła wzrok i gapiła się w okno. Wróciłam do kuchni i przyniosłam jej swoją porcję ryżu, którą ku mojej uciesze zjadła, ale przez ten cały czas się nie odzywała.
-Powiedz, że to nie był on – powiedziałam w końcu nie mogąc wytrzymać tej ciszy.
-Di nie wiem. Naprawdę  nie mam pojęcia.  On…On był taki podobny…Ta blizna…. – Tośka nie mogła się pozbierać i widziałam, że to ją przerosło.
-Uspokój się – powiedziałam jej choć sama byłam zdenerwowana.
Tata zniknął 10 lat temu i od tamtego czasu nikt nic o nim nie wiem. Tęsknie za nim, Tośka i mama też, nawet babcia. Choć miałam wtedy dziewięć lat pamiętam jak tata zabierał nas do cyrku, na plac zabaw, jak spędzał z nami czas. Pracował jako bankier i wtedy dobrze nam się żyło, ale gdy zniknął nasza sytuacja materialna pogorszyła się i mama musiała iść do pracy, zostawiając mnie i siostrę pod opieką babci. Jeśli Tośka ma rację i ten facet to naprawdę tata, to... sama już nie wiem co.
-Muszę się pouczuć – powiedziała Tosik wstając i idąc do siebie.
-Tośka – zatrzymałam ją jeszcze na chwilę – Nie rób sobie nadziei.
-Wiem – pokiwała tylko głową i poszła do siebie zostawiając mnie samą.
Nie mogłam siedzieć  bezczynnie, jeśli ten facet był tak podobny do taty to musiałam to sprawdzić. Chciałam iść już, teraz, natychmiast do szpitala i to sprawdzić, ale nie mogłam. Nauka wzywała mnie do siebie i choć wiedziałam, że nic się nie nauczę zwlekłam się z tapczanu i poszłam do siebie.
         Włączyłam komputer(tak, posiadłam takowy; dwa lata temu zarobiłam z siostrą trochę grosza a nawet babcia się dołożyła do tego sprzętu), przeglądarkę i wpatrywałam się w monitor właściwie nie wiedząc czego chce poszukać. Bo przecież czemu wcześniej nie poszukałam nic w Internecie? Nawet nie wiem. Może dlatego, że jakoś nie miałam ochoty rozgrzebywać tego wszystkiego od nowa, tego całego bałaganu związanego ze zniknięciem ojca. Nie pamiętam z tamtego okresu za dużo, ale wiem jak mama wtedy cierpiała i jak nadal cierpi.
Wpisałam „Tadeusz Milewski” i wyskoczyły mi nagłówki gazet o zniknięciu bankiera, czyli nic czego bym nie wiedziała. Przejrzałam kilka stron, które nie wniosły nic nowego jednak gdy już miałam zakończyć to swoje śledztwo moją uwagę przykuł nagłówek jednej z gazet, nawiązujący do mojego taty. Gdy weszłam na tą stronę zakręciło mi się w głowie od natłoku informacji. Czytałam o tym jaki tata był dobry, jak wiele zrobił dla firmy, a łzy same zaczęły mi lecieć po twarzy.
-„Po ostatniej takiej transakcji, którą przeprowadził z panem Witoldem Wieczorkiem…. – zaczęłam czytać na głos ale na dźwięk nazwiska Wieczorek odruchowo zamknęłam tą stronę i nie mogąc przestać się uspokoić włączyłam muzykę, położyłam się na łóżku  próbując uspokoić natłok myśli. 
        Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam. Obudziła mnie Tośka wpadając do mojego pokoju i szperając mi w szafie.
-Di? – spytała  uważnie mi się przyglądając – Spałaś tak? – wyciągnęła z szafy fioletową bluzę i założyła ją na siebie. Nadal nie reagowałam na jej słowa i miałam ochotę jeszcze pospać.
-Nie chcę cię straszyć ale jeśli za dziesięć minut nie wyjdziesz nie będziesz miała po co iść do szkoły – powiedziała siostra wychodząc. A jak tak bardzo nie chciałam iść do szkoły. Wczorajsza wiadomość mną wstrząsnęła. I choć nie miałam żadnej pewności czy ten człowiek to ojciec Sebastiana musiałam to sprawdzić, ale tak by ani mama, ani Tośka o niczym się nie dowiedziały.

Tośka
         Wczorajszy dzień był dla mnie koszmarem. Choć wróciłam do domu nie czułam się najlepiej. Facet ze szpitala nie dawał mi spokoju. Wszystko pasowało do wyglądu mojego taty. Wszystko prócz imienia i nazwiska, których nie znałam. Rano Diana zachowywała się tak jakby nie była sobą co mnie trochę zaskoczyło, ale ona ma swoje humory. Dziś już piątek, a więc minęło pięć dni odkąd Seba zaprosił mnie na studniówkę. Dziś postanowiłam powiedzieć mu prawdę, że z nim nie pójdę. I choć dobrze wiedziałam,  co mnie potem czeka nie mogłam zmienić swojej decyzji. Każdy, ale to dosłownie każdy(nawet jeśli to była dziewczyna) kto popadnie w konflikt z K4(a najbardziej z Sebą bo reszty chłopaków jakoś to nie obchodziło) zostaje poniżany przez wszystkich uczniów, którzy robią mu najokropniejsze rzeczy. Nikt jeszcze nie wyszedł z bitwy z K4 zwycięsko. Doszłam do szkoły i usłyszałam jak ktoś mnie woła. Obróciłam się i zobaczyłam Arka. Omal oczy mi na wierzch nie wyszły gdy go zobaczyłam. Najpierw Seba raczy się do mnie odezwać, potem Wiktor przychodzi odwiedzić mnie w szpitalu i zaprasza na studniówkę a teraz Arek, syn wykładowców na Uniwerku. To jakieś żarty?
-Jak się czujesz? – spytał otwierając mi drzwi do szkoły i uśmiechając się wesoło.
-Yyyy… dobrze. Tak dobrze – odpowiedziałam nadal nie rozumiejąc co to ma znaczyć. Przeszliśmy razem przez korytarz i dotarliśmy do szatni gdzie czekałam na codzienny rytuał jakim było obrzucanie mnie wyzwiskami typu:  „Co ta biedaczka robi w tej szkole?”, „Ona tu nie pasuje”, „I jeszcze chce usidlić Sebastiana” Takie rzeczy były na porządku dziennym, ale gdy dziś zobaczyły mnie w towarzystwie Arka totalnie nie wiedziały co powiedzieć. Milczały, bojąc się, że Arek powtórzy im to co na mnie mówiły. Jakoś mnie to specjalnie nie cieszyło, bo nie chcę mieć z K4 nic wspólnego(ale na studniówkę z Wiktorem idę) ani też nie chce ich pomocy. 
         Udałam się pod klasę gdzie już nie było tak miło, ale ignorowałam to. W ciągu tych niecałych trzech lat sztukę ignorowania opanowałam do perfekcji. A mówią, że w szkole niczego nie uczą. Sebastian się nie pojawił co mnie trochę zaskoczyło, bo jego brak powodował, że nie mogłam z nim porozmawiać. Przeżyłam polski, historię, niemiecki i wf. Gdy szłam do stołówki  usiadłam na swoim miejscu, a chwilę potem z korytarza usłyszałam piski dziewczyn, co oznaczało zawsze tylko jedno: idzie K4. Choć kusiło mnie by na nich spojrzeć, powstrzymywałam się. Weszli po schodach do loży, w której tylko oni mieli prawo siedzieć. Kilku uczniów poszło za nimi, by im usługiwać. Jedząc ostatnią kanapkę na prędce obmyślałam plan jak zagadać do Seby i mu o wszystkim powiedzieć. Przecież nie mogłam czekać w nieskończoność. Jednak mój plan legł w gruzach w chwili gdy kątem oka zobaczyłam jak chłopak wstaje ze swojego miejsca, schodzi po schodach i kieruje się w moją stronę.

Sebastian
           Zwykła biedaczka a wzbudzała we mnie takie uczucia. Gdy szedłem  do jej stolika serce waliło mi jak młot, ale prawda była taka, że bałem się odrzucenia z jej strony. Ale w jednej chwili odsunąłem od siebie te myśli, bo przecież jestem Sebastian Wieczorek, przywódca K4-najbogatszej elity i nikt, ale to nikt nie miał prawa mi odmówić. Wszyscy wiedzieli co go czeka za jakiekolwiek przewinienie dotyczące mnie. Miałem władzę nad tą bandą rozwydrzonych dzieciaków. Szanowali mnie a jednocześnie bali co mi się podobało. Dla tych co mi się sprzeciwiali nie miałem litości. Każdy kto wszedł mi w drogę – nieważne w jaki sposób – był przeze mnie  i całą szkołę dręczony. W takich chwilach, czułem, że mam u stóp cały świat. Byłem Bogiem dla tych ludzi a oni oddawali mi cześć. Zwykła biedaczka nie miała wyboru jak tylko się zgodzić. Stanąłem przed jej stolikiem, oparłem ręce na blacie i lekkim tonem powiedziałem:
-Idziesz ze mną na studniówkę. I masz ładnie wyglądać. Jeśli nie to… - urwałem bo spojrzała na mnie tak chłodno, że aż sam się przeraziłem.
-Kpisz sobie – usłyszałem z jej ust. Wstała, zarzuciła plecak na ramię i podeszła bliżej mnie –  Za pieniądze możesz mieć wszystko ale nie mnie – odrzucając włosy poklepała mnie po ramieniu i skierowała się w stronę wyjścia. Zatrzymała się tuż przed samymi drzwiami. Obróciła się by spojrzeć w moją stronę i mierząc mnie wzrokiem powiedziała słowa, które zabiły we mnie jakiekolwiek uczucia –o ile takowe jeszcze posiadałem.
-Nigdzie z tobą nie idę. Wybrałam inną ofertę – widziałem jak patrzy na lożę, na Wiktora i wtedy wszystko zrozumiałem – Możesz sobie kupić inne dziewczyny ale nie mnie. Nigdy! – ostanie słowo prawie wykrzyczała. Gdy zniknęła mi z oczu nie mogłem opanować  gniewu. Jej słowa mnie rozdrażniły. Walnąłem pięścią w stolik a potem – w przypływie złości – przewróciłem go.
-Ze mną się nie zadziera – powiedziałem szeptem do siebie – Pożałujesz  tego. Jeszcze będziesz mnie błagać na kolanach, bym dał ci spokój – dodałem po czym spojrzałem na Wiktora tak chłodnym i złowrogim spojrzeniem na jakie tylko mnie było stać.

Rozdział siódmy

Tośka
            Diana była zaskoczona moim wyznaniem, ale musiałam jej powiedzieć prawdę. Chcę, żeby Sebastian wiedział, że nie może mnie kupić, że to iż będzie dla mnie dobry nie znaczy że zmienię o nim zdanie. Zresztą Wiktor był taki inny. Taki inny, taki tajemniczy i uroczy. Bardziej go wyobrażałam sobie jako swojego partnera niż Sebę.
Choć znałam konsekwencje swojej decyzji, czułam, że dobrze zrobiłam.
-Wiesz co teraz będzię? – spytała Di  gwałtownie wyskakując z łóżka.
-Przestań już, dobra? Spójrz tylko, Seba jest zadufany w sobie, chamski, bezczelny i nie widzi nic po za czubkiem własnego nosa. Wiktor jest tajemniczy i urokliwy. To typ dżentelmena, jakim Seba nie potrafi być – odpowiedziałam jej.
-I ty mówisz? – głos Diany był ostry.
-Skoro tak bardzo ci się to nie podoba, nie pójdę na tą studniówkę! – krzyknęłam
-Nie chodzi mi o to – powiedziała siostra łagodnie, przytulając mnie – Wiesz co będzie jak Seba się dowie?
Wiedziałam aż za dobrze.
-Wiem Di. To jest nieuniknione ale poniosę konsekwencje – powiedziałam bawiąc się nitką od pościeli.
-Jak uważasz. Chciałabym z tobą zostać, ale muszę wracać. Nie wiem co powiedzieć mamie, ale nie martw się coś wymyślę – znów mnie przytuliła i machając na pożegnanie wyszła zostawiając mnie tu samą.
       Następnego dnia rano obudziłam się gdy usłyszałam nad sobą nieznany mi głos. Przetarłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętą pielęgniarkę odłączającą mi kroplówkę.Tak bardzo pragnęłam wyjść z tego szpitala, że moje serce ogromnie się uradowało gdy do sali wszedł doktor, przystojny doktor. Ubrany w biały fartuch z ciemną opalenizną na twarzy i szerokim uśmiechem wyglądał jak rodowity Hiszpan . W duchu liczyłam, że dziś da mi wypis.
-Mam dla pani dobrą wiadomość – powiedział zerkając na moją tabliczkę przywieszoną do łóżka i coś na niej pisząc. Spojrzałam na niego oczekując odpowiedzi.
-Dziś panią wypiszę -  uśmiechnął się do mnie.
-Serio?! – spytałam nie mogąc opanować radości. Kiwnął głową i puścił mi oczko.
-Gdy będzie pani gotowa proszę przyjść do mojego gabinetu i lepiej by było gdyby ktoś po panią przyjechał. Nie powinna pani wracać sama do domu.
-Dziękuje panu. Naprawdę dziękuje – tylko na tyle mnie było mnie było stać.
Doktor wyszedł a ja nie posiadałam się ze szczęścia. Spędziłam tu całą noc i pół dnia, ale już naprawdę miałam dość tej ponurej idealnie białej sali. Już myślałam, że nie będę się miała w co ubrać gdy zobaczyłam na parapecie swoje ciuchy w których mnie tu przywieziono. No i jeszcze fakt, że nie powinnam sama wracać do domu. A niby z kim? Di poszła do szkoły(swojej, albo mojej) a ja nie będę się płaszczyć przez Sebą żeby po mnie przyjechał. Wzięłam swoje ciuchy i poszłam do łazienki się przebrać. Gdy wracałam ubrana w swoje ciuchy coś przykuło moją uwagę. W jednej z sal, gdzie były otwarte drzwi leżała trzech mężczyzn czterdziesto paro letnich. Wiem, że nie powinnam tam zaglądać ale w jednym z mężczyzn poznałam kogoś, kogo nie widziałam dziesięć lat, kogoś kto był i nadal jest moim ojcem. Rozejrzałam się po korytarzu i weszłam do sali. Ów mężczyzna podłączony do kroplówki spał jak zabity. Przyjrzałam mu się uważnie. Miał wysokie czoło-jak tata, bardzo uwidocznione jabłko Adama- jak tata, a co najważniejsze miał bliznę na prawym policzku-jak tata.

Sebastian
        Coś mi podpowiadało, że muszę jechać do szpitala, do Tośki. Diana znów przyszła udawać siostrę ale jej nie wydałem. Po zajęciach postanowiłem odwiedzić Tośkę w szpitalu. Zatrzymałem Dianę by spytać czy chce jechać ale odmówiła. Była jakaś zupełnie inna niż wczoraj. Nie uśmiechała się i była ponura.  Szybko jednak zignorowałem to, gdy przed szkołą zobaczyłem idącego w moja stronę Jake’a. Nie miałem ochoty na rozmowę z nim, więc wsiadłem do auta i miałem odjechać, gdy stanął mi przed maską. Niechętnie wysiadłem  i krzyżując ręce oparłem się o drzwi citroena.
-Możemy pogadać – zaczął mówić odgarniając nieistniejący śnieg z mojego auta.
-Mów – warknąłem tylko.
-Nie przeproszę jej, bo mam rację. Możesz mnie za to nienawidzić, ale nie zmienię zdania. Zadajesz się z biedą, zastanów się lepiej nad tym – podszedł do mnie i mówił wprost do mnie – Co zrobisz jak się matka dowie?  Traktuję cie jak brata Seba, ale tej decyzji nie mogę zaakceptować.
-Karzesz mi wybierać pomiędzy sobą a nią? – spytałem obrzucając go złowrogim spojrzeniem.
-Nie – odpowiedział tylko.
Nie chciałem go dłużej znosić. Nic nie mówiąc wsiadłem do auta i pojechałem do szpitala. Gdy weszłam do sali Tośki zaskoczyło mnie to, że nie było tam ani jej, ani jej rzeczy a łóżko było zaścielone. Wyszedłem na korytarz szukając wzrokiem rudej dziewczyny i dostrzegłem ją. Szła w stronę windy. Zerwałem się jak szalony by ją dogonić ale ona byłą szybsza i zniknęła w windzie. Zbiegłem więc schodami i postanowiłem czekać na nią na dole. Gdy wyszła z windy mój widok ją zaskoczył. Po chwili jednak mnie zignorowała i szła dalej.
-Tośka zaczkaj, no! – krzyknąłem a ludzi patrzeli się na mnie jak na wariata.
-Co chcesz? – spytała w końcu się zatrzymując.
-Wypisali cię? Może cię odwiozę do domu? – zaproponowałem.
Widziałem jak zaciska dłonie w piątki i rozważa moją propozycję.
-Nie dzięki – rzuciła tylko i wyszła ze szpitala. Nie mogłem jej tak zostawić. Szedłem za nią jakiś kawałek gdy zobaczyłem jak wsiada do auta Wiktora.

Diana
      Gdy wczoraj wróciłam do domu mama spała a babcia wróciła do siebie. Szczęśliwa, że nie musiałam znów okłamywać mamy wzięłam kąpiel i poszłam spać. Dziś znów jednak poszłam z siostrę do szkoły.
Po lekcjach Seba zaproponował, że podrzuci mnie do szpitala ale mu odmówiłam. Jadłam właśnie obiad gdy zobaczyłam jak pod dom podjeżdża luksusowy citroen. Podbiegłam do okna i na miejscu kierowcy rozpoznałam Wiktora a od strony pasażera wysiadła Tośka. Chwilę później siostra była już w domu. Rzuciłam jej się na ramiona ciesząc się, że znów mam ją przy sobie.
-Wiktor cię podwiózł? – spytałam choć przecież widziałam go w aucie.
-Przecież wiem, że widziałaś – uśmiechnęła się podkradając mi ryż z talerza.
-Ale skąd wiedział, że wychodzisz? – dociekałam.
-Skończył wcześniej i przyszedł do szpitala. Powiedziałam mu, że wychodzę i zaproponował mi podwózkę do domu, więc nie odmówiłam. A na dodatek pojawił się Sebastian, który również chciał mnie podrzucić – znów podkradła mi kolejną łyżkę ryżu.
-Weź powiedz to ci też ugotuję. Ale wracając do Seby. Odmówiłaś mu? Znowu? – naprawdę moja siostra coraz bardziej mnie zaskakiwała.
-Wiktor był pierwszy… Zresztą...Muszę ci coś powiedzieć – widziałam jak bardzo coś ją dręczy i chce się wygadać. Zabrałam ją do salonu, gdzie usiadłyśmy na mocno zużytej kanapie.
-Co się stało? – spytałam najłagodniej jak potrafiłam.
-To było jak cios, Di. To było okropne. Nie chciałam tam iść, ale to było silniejsze ode mnie. Wtedy go zobaczyłam. Miał takie same czoło, taki sam zarys twarzy i taką samą bliznę. To musiał być on – mówiła drżąc.
-Ale kto? – spytałam tracąc powoli cierpliwość.
-Tata.

P.S Wygraliście! Posty będą w poniedziałki i piątki :D

Rozdział szósty

Tośka
          Obudziłam się i wpatrywałam się w sufit. Gdy tylko doszłam do siebie przypomniałam sobie co wczoraj zaszło.  Restauracja i miły Seba,  a chwilę później zjawia się ten palant Jake  i nazywa mnie biedaczką. Śnieg, ławka w parku i okropne zimno. I tyle pamiętam. Powoli zaczynało do mnie docierać czemu tu jestem. Zamarzłam i ktoś mnie przywiózł do szpitala ratując mi życie. Byłam wdzięczna temu komuś, bo przecież mogłam już nie żyć. Rozejrzałam się dookoła. Byłam przykryta szpitalną kołdrą i ze trzema kocami jakbym miała zamarznąć. Hipotermia – pomyślałam. Choć moja wiedza z biologii kończyła się na układzie kostnym to miałam pojęcie co mi było. Spojrzałam w szpitalne okno,  z którego widać było nawet moje osiedle. Mimo, iż była dopiero piętnasta na zewnątrz było ciemno jak w nocy. No ale to są uroki zimy. Chciałam wrócić do domu i zapomnieć o wczorajszym dniu. Chciałam zapomnieć, że K4 w ogóle istnieje.Zrobiłam się głodna. W sumie od wczoraj nic nie jadłam. Zastanawiałam się gdzie jest Diana i czemu wcale do mnie nie przyszła. 
        Ledwo podniosłam się z łóżka moją uwagę przykuło ubranie które na sobie miałam. Biała, materiałowa koszula zdecydowanie nie dodawała mi uroku; rozpuszczone włosy tylko mi przeszkadzały, więc szybko je związałam leżącą na stoliku frotką. Pewnie wyglądałam jak strach na wróble, ale niestety nie miałam możliwości się zobaczyć dokładnie, bo jakoś nie chciałam wychodzić w ciepłego łóżka. Nudziłam się jak mops, przewracałam z boku na bok, gdy zegar w sali wybił siedemnastą, usłyszałam jak drzwi mojej sali się otwierają. Ucieszona faktem, że to pewnie Diana obróciłam się i zamarłam. W drzwiach stał on. Uśmiechał się niepewnie ale łagodnie ukazując rząd równych i bielszych niż śnieg zębów. Otworzyłam buzię ze zdumienia i nie byłam w stanie nie nic powiedzieć. Wyglądał jak ukochany chłopak, który przyszedł odwiedzić swoją ukochaną, ciężko chorą dziewczynę.  W zielonym T-shircie, ciemnozielonej koszuli i zielonej kurtce z kieszeniami po bokach, kociakiem przy kapturze i z tą swoją aurą tajemniczości wyglądał jak chłopak z okładki amerykańskiego magazynu.

Wiktor
        Tośka wyglądała jakby zobaczyła ducha lub diabła a nie mnie. Mimo, że się do niej uśmiechnąłem i pomachałem na przywitanie jej wyraz twarzy się nie zmienił. Przyjrzałem się jej uważnie. Szpitalna koszula zupełnie do niej pasowała, ale jej rude włosy niezgrabnie upięte w kucyk i grzywka opadająca na czoło dodawały jej uroku. Choć nadal nic nie powiedziała, uważnie śledziła moje ruchy wzrokiem.  Podszedłem do jej stolika i wyjąłem z plecaka trochę owoców. Wiedziałem jak ubogie jest szpitalnie jedzenie. Usiadłem na parapecie i wpatrując się w panoramę Poznania czekałem aż Tośka się odezwie.
-Zzarazz… Ttty przyszedłeś do mnie? – spytała zaskoczona gapiąc się to na mnie to na owoce. W ułamku sekundy dostrzegłem z jaką tęsknotą spogląda na jedzenie. Jestem pewien, że gdybym wyszedł na chwilę rzuciła by się na nie jak lew na swoją ofiarę.
-Mam sobie iść?  - spojrzałem w jej zielone jak letnia łąką oczy i dodałem – Możesz, a nawet musisz to zjeść – spojrzała na mnie krzywo – To rozkaz – dodałem jeszcze.
-Jeśli nie zjem to Wielce Szanowne K4 zafunduje mi piekło w szkole? – spytała podejrzliwie mrużąc oczy.
-Masz mnie za takiego?
-K4 to K4. Nie mnie oceniać jacy jesteście – odpowiedziała biorąc w końcu mandarynkę do ręki.
-Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie – przypomniałem jej.
-Ale na które? – dzieli mandarynkę na pół i częstuje mnie ale ja odmawiam.
-Pytałem, czy uważasz mnie za takiego?
-Ale jakiego?
Tośka nie daje się zbić z tropu. Jest ostrożna jakby naprawdę się mnie obawiała. Przyglądam jej się jak wcina mandarynkę a potem jabłko. Ulżyło mi, że chociaż trochę zaspokoiłem jej głód.
-Nie mogę ci odpowiedzieć na to pytanie – odpowiedziała nie patrząc na mnie.
-Pytałem czy pójdziesz ze mną na studniówkę?  - wypaliłem nim zdążyłem  się powstrzymać. Tośka omal nie zakrztusiła się jabłkiem a ja nadal nie wiedziałem co we mnie wstąpiło. Po co jej się pytałem? Przecież Sebą ją zaprosił. Będzie wściekły jak się dowie. Zerwałem się na równe nogi i zmierzałem w kierunku drzwi gdy Tośka powiedziała:
-Jasne, że pójdę.
Zatrzymałem się trzymając dłoń na klamce. Chciałem wyjść ale jakaś siła mi nie pozwała. Coś mnie powstrzymywało. Czy ja dobrze usłyszałem? Zgodziła się? Obróciłem się i spojrzałem na nią. Była taka niewinna, taka samotna, taka zwyczajna, taka normalna.
-A Seba? – spytałem siląc się na uśmiech.
-Nie będzie mi rządził – odpowiedziała stanowczo.
-Ale wiesz, że… - nie dokończyłem bo mi przerwała.
-Wiem – wzruszyła tylko ramionami.
Nic jej nie odpowiedziałem. Wyszedłem ze szpitala nie mogąc pojąc po jaką cholerę zadałem to pytanie. Wsiadłem do auta i kazałem szoferowi jechać do domu. Tylko w swoim pokoju czułem się sobą. Granie na gitarze i czytanie książek uspokajało mnie, jednak nie mogłem zapomnieć o zielonych jak łąka oczach Tośki.

Diana
         Mama leży na sofie z zimnym okładem na czole i z paczką tabletek przeciwbólowych w dłoni. Przeraziłam się gdy zobaczyłam jak mdleje. Moje czynności pierwszej pomocy nie są wybitne, ale własną matkę potrafię uratować.  Teraz kompletnie nie wiem co robić. Nie mogę jej zostawić samej, ale muszę odwiedzić Tośkę. Przecież nikt do niej nie zajrzał i pewnie zdycha tam z głodu. A mama też się zaczęła o nią dopytywać. Skłamałam jej, że została na dodatkowych zajęciach. Jeśli Tośka nie wróci za godzinę mama na pewno zacznie coś podejrzewać. A w takim stanie na bank nie pójdzie do pracy, więc jestem uziemiona. Co robić? Co ja mam robić?
Czemu tak w ogóle mama zemdlała gdy jej powiedziałam o Sebastianie. Odniosłam wrażenie, że mama coś ukrywa, jakąś tajemnicę która ma związek z bogaczem Sebastianem. Szybko jednak wyrzuciłam te myśli, ze swojej głowy. No bo serio co niby moja mama miałaby mieć wspólnego z przebrzydle bogatą rodziną państwa Wieczorków.
-Co z tą Tośką? – spytała cichym głosem mama a ja zaczęłam się coraz bardziej denerwować.
-Wiesz jaka jest pogoda. Pewnie niebawem przyjdzie – skłamałam nie patrząc na nią.
Modliłam się o jakiś cud  gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zerwałam się z krzesełka i otwarłam. Na widok babci poczułam tak wielką ulgę, że rzuciłam jej się w ramiona jakbym jej nie  widziała pięć lat, chociaż babcia mieszka z nami, tyle że na piętrze.
-Co się stało kochana? – spytała mnie wchodząc do środka. Zaprowadziłam ją do salonu gdzie leżała blada jak trup mama. Sama stałam z boku i przyglądałam się jak babcia siada obok swojej córki i dotyka jej twarzy a potem ujmuję jej dłoń.
-Mmmm…Babciu zostaniesz z mamą? – spytałam niepewnie.
-Tak kochanie. A coś się stało? – babcia była taka kochana i troskliwa.
-Muszę…Ja…To znaczy…muszę gdzieś iść – wydukałam w końcu.
Babcia skinęła głową dając mi znak, że mogę iść. 
        Ubrałam się ciepło i niczym błyskawica wybiegłam z bloku i pędziłam jak Usan Bolt w biegu na 50m. Gdy dobiegłam do szpitala byłam tak zdyszana, że ledwo co oddychałam. Z trudem łapiąc powietrze weszłam do cieplutkiego szpitala i od razu poczułam ten charakterystyczny dla tego budynku zapach. Zapach szpitala. Odnalazłam salę Tośki i wparowałam do niej ucieszona jej widokiem.  Siostra leżała na plecach i wpatrywała się w sufit ale gdy tylko mnie zobaczyła omal nie oszalała z radości.
-Też się cieszę, że cie widzę – powiedziałam przytulając się do niej – I przepraszam - dodałam
-Lepiej mi powiedz co cię zatrzymało? – spytała bacznie mi się przyglądając.
-Mama zemdlała – powiedziałam jej.
-Powiedziałaś jej co mi jest?
-Nie no coś ty. Tylko widzisz….Sebastian czekał pod domem od dwóch godzin i mama…
-Zaraz – przerwała siostra – Chcesz powiedzieć, że Sebastian ślęczał pod naszym domem? – spytała nie mogąc w to uwierzyć.
-Mhm. Mama się zaczęła dopytywać kto to jest, więc powiedziałam jej. A ona zemdlała.
-Mama zemdlała bo powiedziałaś jej, że Sebastian Wieczorek stoi pod naszym domem? – Tośka była naprawdę zaskoczona a jednocześnie widziałam w jej oczach złość na Sebę.
-Tak było. Babcia z nią  teraz jest.
Tośka zrobiła mi miejsce obok siebie i wsunęłam się pod ciepłą pościel obok siostry.
-Co teraz zrobisz? – spytała mnie wiedząc co ma na myśli.
-Nie wiem. Skłamałam jej, że poszłaś za mnie do szkoły. A właśnie dostałaś piątkę od pana pedałka co wszystkich zaskoczyło, jego samego też – rozpierała mnie duma, że zaskoczyłam gejografa.
-Ktoś cię rozpoznał? – spytała przerażonym głosem siostra.
-Tylko ten palant Seba, ale siedział cicho i nikomu nic nie powiedział. Swoją drogą czemu mi nie powiedziałaś, że z nim siedzisz? – spytałam udając obrażoną.
- Zrobił to specjalnie, żeby mi udowodnić. Matematyca go przesadziła do mnie, więc co miałam zrobić?
Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na siostrę. Była czymś zmartwiona i widziałam to. Jej oczy były jakieś smutne a twarz bez wyrazu.
-Co się stało? – spytałam łapiąc ją za rękę.
-Idę z Wiktorem na studniówkę – odpowiedziała. Otwarłam buzię ze zdumienia, że moja Tośka posunęła się do tego, że wybrała tego całego Wiktora nie Sebę.

P.S Zastanawiam się nad decyzją,czy nie dodawać postów tylko w piątek. Co wy na to?
I jak widzicie zgłosiłam bloga na BLOG ROKU xD Nie,nie liczę na wygraną, ale to zawsze jakiś sposób na szersze grono czytelników ;)