`Rozdział 74` - Hawaje

Tak wiec pewnie jesteście ciekawi co z Alexem.
Dziś dowiecie się gdzie trafił, a w kolejnych postach stopniowo będziecie dowiadywać się  więcej :)
Jeśli chodzi o przygody Any, Maxera i reszty, to na razie trochę zejdą na drugi plan, ponieważ chcę się skupić na losach Alexa. 

- Moja głowa, jasna cholera, musi tak boleć – mówił młodzieniec do siebie.
Leżał na ciepłym od słońca piasku. Głowa mocno go bolała. Przejechał ręką po czole.
-Cholera! – krzyknął gdy na ręce zobaczył plamy krwi z czoła.
Zaczął się rozglądać w około. Prócz niego, piasku i kilku drzew nie było nic. W oddali widać było tylko jakieś domy. Słońce raziło go w oczy. Wstał z piasku i poszedł schronić się w cieniu drzew.
-Gdzie ja do cholery jestem?  - pytał, jakby z nadzieją że ktoś mu odpowie.
Usłyszał nagle jakieś szepty, rozejrzał się i po kilku chwilach Jego oczom ukazała się grupka osób,3 dziewczyny i 2 mężczyzn. Młodzieńca obleciał strach. Grupka szła w Jego stronę. Dostrzegli, że się boi.
-Spokojnie, nic Ci nie zrobimy – mówiła jedna z dziewczyn
-Kim jesteście? – spytał przestraszony
-To jest akurat mało ważne. Pytanie kim Ty jesteś – mówiła znów ta sama dziewczyna
Chłopak spuścił głowę.
-Nnnie wiem kim jestem. Nie pamiętam nic. Mam pustkę w głowie – w Jego głosie słychać było smutek.
Dziewczyna na boku mówiła do reszty grupy:
-On nic nie pamięta. Możemy z Nim zrobić co chcemy – mówiąc to zaśmiała się szyderczo. Nie przejmowała się tym że chłopak nic nie pamięta.
-Wstawaj, pójdziesz z Nami. Musi Cię zobaczyć doktor – mówiła cały czas ta sama
Chłopak wstał. Ledwo mógł ujść. Podciągnął nogawkę od spodni i zobaczył otwartą ranę , z której sączyła się krew (wiem, pisałam ze Alex ma protezy, bo ma ale tylko do kolan, od kolan wzwyż ma już normalne nogi, to tak w kwestii wyjaśnienia)
-Cholera! – wyrwało mu się
Mężczyźni pomogli mu iść. Po pół godziny doszli do parterowego  domu, położonego przy głównej ulicy.  Weszli do środka. Dom nie ociekał luksusem, ale był bardzo zadbany i bogato zdobiony. Mężczyźni zaprowadzili młodzieńca do jednego z pokoi, położyli na łóżku i zabronili wstawać. Wezwano doktora.
-Nic Ci nie będzie. Musisz tylko jak najmniej chodzić. Najlepiej jakbyś szedł do szpitala, ale w Twoim przypadku to niemożliwe. Jeśli jednak zdarzy Ci się dłuższa wędrówka, weź ze sobą kule – mówił doktor
-A coś…. Cholera jak boli… Coś na głowę, mógłby pan – mówił chłopak
Doktor podał mu tabletki przeciwbólowe.
-Dwa razy dziennie, nie więcej – zalecił i wyszedł z pokoju.
Młodzieniec usiadł na łóżku i poczuł że jest głodny. Chciał wstać ale noga strasznie dawała o sobie znać. Ktoś nagle zapukał.
-Proszę – powiedział.
Do pokoju weszła drobna blondynka o długich włosach splecionych w warkocze.
-Przyniosłam Ci cos do jedzenia – powiedziała i już odchodziła gdy młodzieniec spytał
-Gdzie ja jestem? Kim Ty i reszta jesteście? Proszę powiedz mi cokolwiek.
Dziewczyna westchnęła. Podeszła do łózka chłopaka i usiadła obok Niego.
-Jesteś na Hawajach.
-Ale jak? Cczemu? – pytał pochłaniając kanapki
Dziewczyna dość długo nie odpowiadała. Reszta grupy zabroniła Jej mówić chłopakowi prawdę. I choć dziewczyna  znała prawdę, kim chłopak jest i co tu robi, nie powiedziała mu tego.
-Jesteś Diego Gonzales. Ty i Twoi przyjaciele płynęliście statkiem, w który uderzyła ogromna fala. Ocean wyrzucił Cię tu kilka dni temu. Tylko Ty przeżyłeś.
-Rozumiem – powiedział ze smutkiem
Blondynka wstała i już wychodziła, gdy chłopak znów spytał:
-A Ty?
-Co ja? – spytała z niepokojem
-Jak masz na imię?
-Lea – odetchnęła z ulgą – Pójdę już. A ty odpoczywaj
Lea wyszła i Diego został sam. Zjadł to co dziewczyna mu przyniosła i postanowił się przespać. Zanim jednak to zrobił, zdjął T-shirt który miał na sobie i z trudem podszedł do lustra. Zobaczył w Nim swoje odbicie. Miał blond włosy i przepiękne niebiskie oczy. Przyglądał się sobie dokładnie, gdy nagle dostrzegł że coś ma na lewej łopatce. Obrócił się i zobaczył tatuaż z jakimiś literami : T,M, S, M, A, N, A – Amigos Forever.
-To dziwne – pomyślał.
Próbował rozgryźć co znaczą inicjały ale nic mu nie przychodziło do głowy.
Ubrał się i położył spać, z nadzieją, że gdy się obudzi, wszystko znów wróci do normy, czego bardzo chciał.

Polub bloga na Facebooku . Tutaj :D

Anylkaa

`Rozdział 73` - W końcu razem

Any i Maxer szli przez park. Lubili to miejsce, z wielu względów, ale najbardziej dlatego, że to właśnie w tym parku Maxer wyznał Any i miłość, i w tym parku właśnie wszystko się zaczęło.
Any miała mętlik w głowie. Z jednej strony cieszyła się, że zwłoki w prosektorium nie były Alexa, ale z drugiej strony bała się, że już Go więcej nie zobaczy. Cały czas, żyła nadzieją, że któregoś dnia Alex wróci, cały i zdrowy.
Maxer z kolei myślał tylko o jednym. Już to postanowił, ale ciągle nie było okazji, żeby to zrobić. A dziś okazja sama się trafiła. Cieszył się, że jest sam na sam a Any, że w końcu z Nią porozmawia.
-Pójdziemy nad zatokę? – spytała nagle Any
-Chętnie – zgodził się
Skręcili w boczną ścieżkę prowadzącą do zatoki i po kilku minutach byli na miejscu.
Był ciepły, słoneczny dzień. Promienie słońca odbijały się w wodzie. Any i Maxer usiedli w cieniu drzew, na starym konarze, na którym zawsze siadali ilekroć tu przychodzili.
-Tu jest cudownie. Za każdym razem gdy tu przychodzę, to miejsce jest inne. Jest tu jakaś taka niesamowita aura – mówiła rozmarzona Any.
Maxer nic nie mówił, uśmiechnął się tylko i milczał dalej. Oboje patrzeli to na słońce, to na morze.
-Any… - zaczął w końcu niepewnie Maxer
-Tak?
-Jak Ci się układa? No wiesz, po naszym rozstaniu i w ogóle.
-Hmmm…Widzisz Maxer, przy twoim boku czułam, że jestem kimś, że mogę wszystko. Byłam Twoją gwiazdą. Dzięki Tobie błyszczałam z każdym dniem coraz bardziej…. – przerwała na chwilę Any. Wzięła głęboki wdech i mówiła dalej – Gdy odszedłeś, zgasłam. Zgasłam na zawsze. Nie ma we mnie już tej dawnej radości, nie ma we mnie tej samej Any, którą byłam kilka miesięcy temu. 
- I co dalej?  -spytał
-Obchodzi Cię to w ogóle? – spytała zaskoczona
-Tak.
-Nie radzę sobie wcale. Nie potrafię się pozbierać. Najpierw Chris, potem Ty, teraz Alex. Za dużo straciłam, żebym mogła być taka jak kiedyś.
-Rozumiem…. Bo widzisz….Mi też jest ciężko….
-Tobie?
-Widzisz, zrobiłem dużo głupich rzeczy, ale zerwanie z Tobą było tą najgłupszą. Dawałaś mi siłę by żyć. Przy Tobie mogłem wszystko i wiedziałem, że przy Twoim boku i z Twoją pomocą zajdę daleko.
-Czemu mi o tym mówisz? Zmieniasz temat – mówiła Any, trochę zaskoczona wyznaniem chłopaka
Maxer nie odpowiedział. Obrócił twarz w stronę dziewczyny i pocałował ją.
-Mmmaxer….ccco to było? – pytała. Była zaskoczona pocałunkiem.
-Wróć do mnie Any - powiedział w końcu 
Any milczała. W końcu spełniło się Jej marzenie, o powrocie Maxera. W końcu czuła, że teraz choć trochę będzie jak dawniej. Cieszyła się. Cieszyła się tak bardzo jak dziecko z nowej zabawki, jak matka z narodzin dziecka, jak dziewczyna, która znów zazna miłości.
- Zgadzam się – powiedziała z uśmiechem
-Any… - przytulił ją – To cudownie
-Wiem, Maxer. Długo na to czekałam, ale warto było
- Tęskniłem za Tobą, za Twoim dotykiem, za twoim spokojnym głosem, za Twoim narzekaniem – mówił chłopak z radością
-Gdybym zaczęła wymieniać za czym tęskniłam, brakło by nam czasu – znów się uśmiechnęła
Przytulili się. Oboje byli tacy szczęśliwi. Znów są razem, i wszystko będą robić, znów będą robić razem. Na chwilę zapomnieli o przykrych sprawach i problemach. Tak było im dobrze. I gdyby nie dźwięk telefonu Any, spędzili by nad zatoką cały dzień.
-To Mayer dzwoni. Porozmawiaj z Nim
-Tak, słucham? – mówił Maxer
-Ach, Maxer, to Ty. Powiedz, powiedz co z Nim
-Panie Mayer, to nie on.
Maxer i pan Mayer rozmawiali jeszcze chwilę. Gdy skończyli Any spytała:
- I jak to przyjął?
-Sam nie wiem. Chyba się cieszył – powiedział Maxer
-Słońce już zaszło, robi się coraz chłodniej. Odprowadzisz mnie?
-Tak dawno tego nie robiłem – uśmiechnął się
Wstali z konara na którym siedzieli i udali się kierunku gdzie mieszkała Any.  

Polub bloga na Facebooku. Tutaj :D

Anylkaa

`Rozdział 72 `- W prosektorium

Dziękuję Wszystkim za 10 tysięcy wyświetleń ;* Może dla niektórych to mało,ale dla mnie, początkującej bloggerki, to przeogromnie dużo ;* Dziękuje:)


Prosektorium było okropnym dla Any miejscem. Nawet na Maxerze wywarło niemiłe wrażenie. Oboje byli zdenerwowani. Bali się, bali się jak cholera, że ciało które zobaczą będzie ciałem Alexa. Czekali na swoją kolej około godziny. Po tym czasie wyszedł do nich mały człowieczek w zielonym fartuchu i zaprosił ich do środka.
-Dzień dobry państwu, doktor Smith. Jestem patomorfologiem (doktor, wykonujący m. in sekcję zwłok) – przywitał się – Państwo na rozpoznanie zwłok?
-Tak – powiedziała Any. Była bardzo zdenerwowana, tym że to tak długo trwało. Chciała to mieć już za sobą.
-Proszę za mną – powiedział Smith.
Any i Maxerem udali się za doktorem.
-Przepraszam – zaczęła niepewnie  Any – Gdzie my idziemy?
-Do chłodni. Tam trzymamy ciała.
Any czuła że serce zaraz Jej wyskoczy. Była tak przestraszona, nazwa „chłodnia” nie kojarzyła Jej się jakoś miło. Maxer próbował być dzielny. Był facetem, wiec musiał być silny, ale nawet Jego to przerastało.
Lekarz w końcu się zatrzymał.
-Musze państwa ostrzec. Twarz jest bardzo zmasakrowana. Prawdopodobnie, ciało upadło nieszczęśliwie na skały. Możliwe że będą mieli państwo trudności z rozpoznaniem czy to pan Mayer.
Doktor otworzył drzwi.
-Proszę wejść – powiedział
Any i Maxer weszli do środka. Zimno przeszyło ich na wskroś. Czuli się dziwnie.
Chłodnia była miejscem tajemniczym. Znajdowało się tam dużo jakby szuflad, a każda szuflada była  taką jakby lodówką, tyle że trzymano tam ciała. Ciała, których nikt nie rozpoznał, które leżą w lodówce tak długo, jak będzie trzeba.
Patomorfolog podszedł do jakiegoś urządzenia, cos tam włączył i po chwili jedna z szuflad powoli zaczęła się wysuwać.
-Boże! Nie zniosę tego – mamrotała do siebie Any
Szuflada wysunęła się do końca. Oczom Any i Maxera ukazała się biała płachta, która przykrywała ciało. Doktor podszedł do ciała i zdjął płachtę.
-O ku*wa – wyrwało się razem Any i Maxerowi.
Twarz faktycznie wyglądała drastycznie. Opisywanie jak wygląda zmasakrowana twarz jest zbędne. Any, mimo przerażenia patrzała się w zwłoki, jakby z nadzieją że ożyją.
Z trudem wydusiła z siebie kilka znaczących słów.
-Ttto, nnnie Alex.
-Co Ty mówisz? – spytał Maxer
-Sama nie wiem – wydukała
-Czy to pan Mayer? – spytała doktor
-Nie – wymamrotała Any
Patomorfolog spojrzał zdziwiony.
-Jest pani pewna?
-Nie.
-Pani Any, proszę się zastanowić i nie utrudniać.
-Any co Ty robisz? – karcił ją Maxer
Any jakby odzyskała wiarę, że to nie jest Alex. Coś dodało Jej odwagi i poczuła dziwną radość.
-Przepraszam, doktorze Smith, czy mógłby pan…hmmm… czy mógłby pan odwrócić ciało na drugą stronę? – spytała już pewniej
-Jeśli to w czymś pomoże.
Doktor podszedł do szuflady i z ogromną ostrożnością, ale i precyzją obrócił zwłoki.
Wzrok Any skierował się na plecy, dokładniej na lewą łopatkę.
-Doktorze, to jest Alex Mayer.
-Any, co tym razem?
-Maxer, czy Ty nie rozumiesz? To nie jest Alex.
-Co Cię napadło. Nie masz żadnej pewności.
-Maxer właśnie że mam. Dzień przed odlotem do Chin, poszłam z Alexem do salonu tatuaży. Alex na lewej łopatce wytatuował sobie inicjały  nas wszystkich. – mówiła z radością
-Rozumiem.
-Skoro są państwo pewni, w taki razie to wszystko. Dziękuję państwu.
-Do widzenia – powiedzieli razem  i wyszli.
Gdy znaleźli się na zewnątrz odetchnęli z ulga. Maxer spojrzał na Any. W Jej oczach dostrzegł iskierki nadziei, nadziei na to że Alex żyje i wkrótce do nich wróci.
-Masz trochę czasu? – spytał
-Jasne.
-Przejdziemy się ?
-Z wielka chęcią – zgodziła się Any.

Polub bloga na Fecebooku :D Tutaj

Anylkaa

`Rozdział 71` - Any, Kochanie...

-Maxer ja tam nie chce iść – powiedziała po chwili, i wyrwała się z rąk byłego.
Nadal byli jeszcze w hotelu i rozmawiali
-Pomyśl, ze robisz to dla Alexa, a jeszcze lepiej, że dla Chrisa.
-Głupoty gadasz. Nie dam rady tam iść.
-Będę tam z Tobą, Any – uśmiechnął się
Any tak dawno nie widziała uśmiechu byłego chłopaka. Brakowało Jej tego, brakowało Jej Maxera. Patrzyli tak na siebie dłuższą chwilę i milczeli.
-No to teraz już możesz zacząć karierę muzyczną – powiedziała Any. Musiała cos powiedzieć, bo ta niezręczna cisza ja dobijała.
-Myślisz że się do tego nadaje? – spytał skromnie
-Jeśli chodzi o granie na gitarze i wokal, to tak nadajesz się. Cały czas pamiętam Twój występ w moje urodziny – zaśmiała się Any
-No wtedy to faktycznie trochę mnie poniosło – Maxer znów się uśmiechnął
-Poniosło? No weź, który facet by się odważył zaśpiewać piosenkę, śpiewaną przez Anahi (meksykańska wokalistka).
-Chyba tylko taki wariat jak ja.
Oboje wybuchli śmiechem. Any choć na chwilę zapomniała o tych wszystkich problemach, bo przebywając z Maxerem, zapominała o tym co ja trapi. Tylko on miał na Nią taki wpływ.
-Nadal mam ten filmik w telefonie – powiedziała Any
-Widzisz – zaczął Maxer po chwili – Wytwórnia znów się do mnie odezwała
-Czyli Twoja kariera będzie się rozwijać.
-Wątpię …
-No Maxer, Ty chyba oszalałeś, taka okazja….
-Wiem taka okazja więcej się nie trafi – przerwał Jej – Karierę mogę zrobić zawsze, ale nie jestem gotowy żeby zostawić mamę z hotelem na głowie, przyjaciół, a tym bardziej Ciebie.
-O mnie się nie martw – wymamrotała Any – Znowu stawiasz przyjaźń ponad własne marzenia
-Mama, przyjaciele i Ty są dla mnie ważniejsi niż kariera muzyczna. W żadnej innej części  świata nie poznam tak wspaniałych ludzi jak Shawn, Teku, Martin, Ayumi i Nanu. W żadnej części nie poznam tak wspaniałej dziewczyny jak Ty.
Any milczała. W duchu bardzo Ja cieszyły słowa Maxera. Miała nadzieję, że wkrótce do Niej wróci, bardzo na to liczyła. Przez ostanie wydarzenia znów się do siebie zbliżyli. Próbowali być przyjaciółmi, jednak to co ich łączyło i łączy nadal, trochę im to utrudniało.
-Maxer powinniśmy już iść – zmieniła temat
-Ale Any, nie odpowiesz mi nic?
-A co chcesz usłyszeć?
-To co masz mi do powiedzenia.
Any spojrzała na Maxera. Do Jej oczy zaczęły napływać łzy. Obróciła się i szła w kierunku drzwi, gdy nagle Maxer złapał Ją za rękę.
-Any, proszę zaczekaj – zaczął Maxer
-Maxer, przepraszam, ale powinniśmy już iść.
-Any, Kochanie…. – urwał, bo usłyszał cichy płacz dziewczyny.
Any wyrwała się z Jego uścisku,  i wybiegła na zewnątrz. Weszła do winy i jechała na dół. Winda była na szczęście pusta. Dziewczyna spojrzała w lustro. Oczy miała mokre od łez, ale nie były to łzy smutku, tylko łzy radości. Po tym jak usłyszała „Kochanie” z ust Maxera, odzyskała wiarę i nadzieję, że wszystko będzie jak dawniej. Dojechała na dół. Gdy wyszła przed hotel Maxer już na Nią czekał. Otarła łzy, wsiadła do samochodu chłopaka i pojechali do prosektorium.

Polub bloga na Facebooku :D Tutaj

Anylkaa

`Rozdział 70` - Telefon od Mayera

3 dni później.
Stan pani Mayer całkowicie się pogorszył. Informacja o śmierci syna spadła na Nią i Jej męża jak grom z jasnego nieba. Serce mamy Alexa było na tyle słabe, że wylądowała w szpitalu, pan Mayer spędzał z przy Jej łóżku całe dnie.
Również przyjaciołom się nie układało pomiędzy sobą. Każdy chodził przybity i rozdrażniony. Nie radzili sobie z zaistniałą sytuacją. To było ponad ich siły. Ich przyjaźń została wystawiona na próbę kolejny raz, wiedzieli o tym dlatego mimo trudu nie poddawali się, nie mogli się poddać.
Any całe dnie spędzała u Nanu w hotelu. Razem z przyjaciółkami próbowała sobie jakoś radzić. Jej było najciężej, wszyscy to wiedzieli. Czemu? Bo to ona ostatnia rozmawiała z Alexem, to przez Nią chciał wracać, to częściowo przez Nią wyleciał do Pekinu. Obwiniała się o śmierć przyjaciela, choć niesłusznie.
Any krzątała się bez celu po pokoju, gdy nagle rozległ się dźwięk Jej telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się numer Pana Mayera.
-Tak, słucham? – spytała
-Dzień dobry Any – usłyszała znany męski głos
-Dzień dobry panie Mayer. Coś się stało?
-Tak, to znaczy się nie… sam już nie wiem – mówił nieskładnie
-Panie Mayer spokojni, co się stało? – Any zaczynała się denerwować
-Widzisz, mam do Ciebie prośbę. Dziś do prosektorium przywożą ostatnie zwłoki z tego lotu. Nie mogę zostawić żony samej. Proszę idź tam z Maxerem.
-Dobrze, pójdziemy.
-Do widzenia Any.
-Do widzenia panie Mayer.
Ojciec Alexa rozłączył się. Any była zdenerwowana. Przerażała ja myśl, że ma iść do ohydnego prosektorium. Jedyne co ja pocieszało, to, to że nie będzie tam sama. Przebrała się i już po chwili jechała windą na piętro  gdzie mieszkał Shawn. Wiedziała, że tylko tam zastanie Maxera.
Zapukała do drzwi, ale nikt nie otwierał. Weszła do środka. Salon był pusty. Z jednego pokoju usłyszała znajomy głos. To Maxer przy dźwiękach gitary śpiewał piosenkę „Gone Too Soon” amerykańskiego zespołu „Simple Plan”. Any zawsze lubiła słuchać jak Maxer śpiewa. Nadawał się do tego w 100%. Jednak poświecił karierę żeby być z Any.
Weszła nie pukając. Maxer stał do Niej tyłem. Dopiero gdy skończył, Any odezwała się:
-Nadal potrafisz śpiewać.
-Any…. – zmieszał się trochę
-No ja, ja. Słuchaj Maxer jest sprawa.
-Stało się coś? – spytał przerażony
-Nnie, to znaczy tak.
-Any, co jest do cholery?
-Ale spokojnie. Mayer do mnie dzwonił. Chciał żebyśmy poszli do prosektorium rozpoznać czy zwłoki, które, które, przywieźli to zwłoki Alexa  - Any zaczęła łkać
-Cholera!  - powiedział i  spojrzał na Any – Nie płacz, Any
-Maxer no jak mam ryczeć, no powiedz. A co jeśli te zwłoki, no wiesz….
-Any spójrz na mnie – powiedział
Dziewczyna nie spojrzała. Bała się iść do prosektorium, bała się zobaczyć zwłoki Alexa.
Maxer podszedł do Niej i przytulił Ją. Była cała roztrzęsiona. W ramionach byłego chłopaka Any zaczęła się powoli uspokajać. Kolejny raz - odkąd nie byli razem – uścisk Maxera dał Jej poczucie ciepła i bezpieczeństwa.


Polub bloga na Facebooku ;) Tutaj ;D


Anylkaa

`Rozdział 69` - W domu

Any, Nanu i Ayumi doszły do domu przyjaciółki. Zapadł zmrok, w domu Any tylko w pokoju świeciło się światło. Rodzice z niepokojem czekali na córkę. Przyjaciółki weszły do środka.
-Mamo, Tato! – Any  od razu rzuciła się rodzicom na szyję. Była taka szczęśliwa, że widzi rodziców, pomimo iż Jej serce rozdzierał smutek. Po twarzy zaczęły Jej spływać łzy.
-Córci, kochana! – rodzice również nie kryli wzruszenia. Mimo, że nie widzieli córki tydzień, cieszyli się że Ją widzą – Any, co się z Tobą dzieje, córcia.
Any popatrzyła na przyjaciółki. Dostrzegła w ich twarzach, że najwyższa pora powiedzieć rodzicom całą prawdę. Any usiadła na tapczanie, wyciągnęła z torebki zdjęcie na którym  była ona i Maxer i zaczęła mówić.
-To jest takie trudne…
-Ale co takiego, Any?  - pytała mama
-Miesiąc temu przyjechał Desmond z Lisa… - urwała
-Co takiego? – spytali razem rodzice – Co chciał? Jak mała?
-Z Lisą dobrze. Chciał, żebym podpisała  jakąś zgodę, bo się żeni. Przyszedł do mnie gdy Maxer był ze mną… Nie miałam wyjścia, musiałam powiedzieć Maxerowi prawdę…
Urwała i przez chwilę milczała. Serce waliło Jej jak młot, łzy spływały po policzkach.
-Maxer mnie zostawił.
-Jezus Maria! Co takiego?
-Tak mamo, to co słyszałaś. Nie mógł znieść, że Go okłamywałam, więc mnie zostawił. Musiałam mu powiedzieć, musiałam. Nie jesteśmy razem już od miesiąca.
Rodziców Any bardzo zasmucił ten fakt. Traktowali Maxera jak syna, którego nigdy nie mieli. Widzieli jak On i Any bardzo się kochali. Ciężko im było uwierzyć, że już nie są razem.
-Niedawno  Alex przyszedł do mnie. Powiedział, że wylatuje do Pekinu, na jakiś projekt. Chciał, żebym poleciała z Nim, tylko…. tylko ja nie potrafiłam… - znów przerwała i ukryła twarz w dłoniach – Alex wyleciał, a ja zostałam. Nie chciałam wracać do domu. Musiałam sobie przemyśleć wszystko. Kilka dni temu Alex zadzwonił i powiedział że wraca. Ucieszyłam się. Poszłam po Niego na lotnisko i tam dowiedziałam, się że…. Że…. Że Alex… że Alex ku*wa nie żyje – po tych słowach Any wybiegła z pokoju i udała się do siebie. Rodzice byli wstrząśnieci.
-Jak to nie żyje? Ale dlaczego? – dopytywała się pani Fores
-Samolot którym leciał Alex wpadł w turbulencje i rozbił się. Nikt nie przeżył – mówiła Nanu
-Boże! Nasza kochana Any. Co My teraz mamy zrobić?
-Pani Fores, najlepiej dla Any będzie jeśli zostanie kilka dni w domu i odpocznie – mówiła nadal Nanu
Auymi i Nanu poszły na górę do przyjaciółki. Już na schodach słyszały muzykę z Jej pokoju.
Weszły do środka i to co zobaczyły przeraziło je. Pokój Any wyglądał jak po bitwie. Wszystko było porozrzucane: ciuchy, książki i reszta. Any zaś siedziała w środku tego bałaganu trzymając w rękach jedna z niewielu rzeczy jaka została Jej po Alexie. Było to zdjęcie przyjaciela, zrobione kilka dni przed Jego wylotem. Przyjaciółki podeszły do Any, przytuliły Ją. Wszystkim było ciężko. Kolejny raz straciły osobę którą kochały i kolejny raz tą osobą był ich przyjaciel.


Polubcie blog tutaj ;) 

Anylkaa

`Rozdział 68` - To moja wina

Maxer i Any jechali właśnie windą na piętro gdzie mieszkała Nanumi. Rano zadzwonił do wszystkich i kazał im przyjść do przyjaciółki. Z tego co się domyślał prócz niego i Any, reszta nie wiedziała o śmierci Alexa.
Any bała się spotkania z przyjaciółmi. Nie wiedziała co im powie. Była kompletnie rozbita. Mieszkała jeszcze w motelu. Całą noc nie spała. Nie było obok Niej nikogo bliskiego. Została sama. Oczy miała spuchnięte od płaczu, włosy niedbale związane. Było Jej już wszystko jedno jak wygląda. Wszystko było ponad jej siły.
Maxer też nie wyglądał dobrze. Noc spędził poza domem. Włóczył się sam po mieście i rozmyślał. Nadal nie mógł uwierzyć że Alex nie żyje. Najbardziej było mu żal Any, która bardzo przeżywa śmierć. Chciał Jej pomóc ale nawet samemu sobie nie mógł pomóc.
W końcu dojechali na miejsce. Wyszli z windy i szli na koniec korytarza gdzie mieszkała Nanu.
-Jesteś pewna? – spytał Maxer, gdy już stali przed drzwiami.
-Nie… ale to i tak nie ma znaczenia. Chodźmy.
Weszli do pokoju. Przyjaciele byli w szoku gdy zobaczyli Any.
-Any?! – krzyknęli wszyscy razem
-Jak widać – odpowiedziała drętwo.
Przyjaciele po kolei witali się z przyjaciółką, ale Any było wszystko jedno.
-Jak było w Chinach, opowiadaj – nalegała Nanu
-Nie wiem. Nie było mnie tam.
Spojrzeli na Nią zdziwieni.
-Jak Cię nie było? – spytał Martin
-Po prostu mnie nie było. Tyle. Dajcie mi spokój i posłuchajcie Maxera.
Maxer włączył telewizor. Każda stacja mówiła o rozbitym samolocie.
-Nie rozumiem, Maxer, co my mamy z tym wspólnego? – spytał Shawn
Any nie wytrzymała i wybuchła:
-To że ku*wa tym samolotem leciał Alex. Wracał z Pekinu – mówiła z płaczem – Nie żyje, dociera to do Was? Alex nie żyje.
Przyjaciele spojrzeli na siebie.
-Cholera! Zawsze się musi cos spier*olić, zawsze! Szlag by to trafił – tym razem Martinowi puściły nerwy.
Ayumi i Nanu zaczęły płakać.
Żadne z przyjaciół nie chciało i nie dopuszczało jeszcze do siebie tej strasznej myśli.
Ledwo pochowali Chrisa, teraz będą chować jego brata. Nie potrafili tego znieść.
-To wszystko moja wina – wykrzyknęła nagle Any  - Rozumiecie, to moja wina!
-Ale Any.. – przerwał Jej Maxer
-Gdybym…gdybym poleciała z Nim do tych głupich Chin i nie zostawiła Go samego, to nie chciał by wracać! – krzyczała – Przeze mnie Alex nie żyje, przeze mnie!
Any dławiła się łzami, które nadal spływały Jej po twarzy. Usiadła na podłodze, podkuliła kolana i ukryła twarz w dłoniach. Maxer podszedł do Niej, pogłaskał Ją po włosach, złapał za ręce i spokojnym głosem powiedział:
-Any, popatrz na mnie – prosił
Any kątem oka spojrzała na Niego.
-To nie jest Twoja wina. Nie chciałaś lecieć, bo się bałaś. Nie możesz się obwiniać o śmierć Alexa. Nie zginął przez Ciebie, tylko dlatego że samolot się rozbił. Proszę, nie dręcz się tym, że to Twoja wina.
-Maxer, kiedy Ja…. – zaczęła mówić
-Ciiiii – powiedział i przytulił Ją.
Any poczuła się trochę lepiej. Słowa byłego chłopaka podniosły ją trochę na duchu. Przytuliła Maxera, gdy nagle rozległ się dźwięk Jej telefonu. Dzwoniła mama.
-Halo? – spytała
-Any! Any córcia, dziecko drogie!
-Mamo, mamo…
-Any co się stało?
-Mamo…mamo, Alex, on, on, on nie żyje!
-Jezus Maria, co Ty mówisz?
-Przyjdę do Was za chwilę.
Any rozłączyła się. Wstała z podłogi i razem z Ayumi i Nanu udała się do domu, gdzie czekali na Nią zmartwieni rodzice.



Anylkaa

`Rozdział 67` - Alex nie żyje

Any nadal siedziała na lotnisku wtulona w ramiona Maxera. Było Jej dobrze, w jego ciepłych, męskich objęciach. Chciała tak siedzieć, cały czas, ale przecież już nie byli razem i nie mogła chłopaka do niczego zmuszać.
-Przepraszam – powiedziała i wyrwała się z Jego objęć.
-Nie szkodzi – powiedział Maxer, który nie miał nic przeciwko, że Any się do Niego przytuliła.
Any zaczęła płakać.
-Co Ci jest? – spytał chłopak
-Boże! Maxer, czy Ty naprawdę nic nie rozumiesz? Alex ku*wa nie żyje! – mówiła roztrzęsiona
-Any, to nie jest jeszcze potwierdzone. Chodź idziemy stąd – mówił spokojnie Maxer
-Nie! Ja muszę do cholery wiedzieć, co z Alexem! Proszę, zostań ze mną.
-Dobrze. Zaczekaj tu na mnie, a ja pójdę się czegoś dowiedzieć.
Maxer poszedł. Any została sama. Targały Nią najokropniejsze myśli. Wiedziała, że Alex może nie żyć i to ja dobijało.
Maxer wrócił po pół godzinie i zobaczył dziewczynę wpatrującą się w tablicę odlotów, na której teraz ukazane były imiona i nazwiska osób które zginęły podczas lotu. Nazwiska ułożone były alfabetycznie. Any czytała głośno, tak że Maxer ja słyszał.
-Eva Maling, Kate Mallas , Alex Mayer, Alex Mayer, Alex Mayer – powtórzyła kilka razy i wybiegła z lotniska.
-Any czekaj!  - wołał Maxer, który wybiegł za Nią
-Zostaw mnie Maxer! – krzyczała roztrzęsiona
Maxer dogonił dziewczynę i złapał ja za rękę.  Any obróciła się w Jego stronę. Oczy miała czerwone od płaczu, ręce Jej drżały, serce waliło jak młot.
-Boże, Maxer! Alex, rozumiesz, Nasz Alex nie żyje! Boze czemu, dlaczego mi to robisz! – krzyczała
-Any, uspokój się.
-Maxer, jak mam się uspokoić! Straciłam już tak wiele. Nie zniosę nic więcej. Nie mam już sił.
Chłopak przytulił ją, ale Any nadal łkała. Samemu Maxerowi udzielił się płacz byłej dziewczyny.
-Rozumiem co czujesz – mówił
-Serio? – spytała zdziwiona
- Any, posłuchaj mnie.
Dziewczyna spojrzała na Maxera. Oczy mu błyszczały od łez. Dostrzegła że chłopak wygląda inaczej niż zwykle.
-Alex, był kompletnym przeciwieństwem Chrisa. Ale traktowałem go  zawsze na równi z Martinem, Shawnem i Teku. Nie wierzę, że on nie żyje.
-Kiedy, Maxer to prawda! Sam widziałeś – mówiła już trochę spokojniej – Trzeba powiedzieć reszcie.
-Jesteś pewna?
-Jedyne czego jestem pewna to tego, że to wszystko nie ma sensu. Bóg – zdrajca – mówiła
-Any przestań… Co powiesz reszcie?
-Ale z czym?
-No że zostałaś bo…?
-Bo nie potrafiłam kolejny raz zostawić wszystkiego co kocham… łącznie z Tobą.
Maxer spojrzał na dziewczynę. Nic nie powiedział. Wiedział jak Any przeżyła rozstanie z Nim, zresztą dla niego to też nie było łatwe. Nadal miał mętlik w głowie. Śmierć przyjaciela, teraz zaprzątała mu całą głowę. Sam sobie nie potrafił odpowiedzieć, co ma zrobić. Tak bardzo brakowało mu Any.
Stali tak w milczeniu przez dłuższą chwilę. Any była bardzo zdołowana. Przez chwilę miała nadzieję, że Maxer do Niej wróci, i nie będzie musiała przechodzić  sama przez to wszystko. Pomyliła się, lecz w głębi duszy nadal miała na nadzieję, że kiedyś znów wszystko będzie jak dawniej. Ta nadzieja pomagała jej przetrwać w takich momentach jak ten, kiedy ginie przyjaciel, osoba którą traktowałeś jak członka rodziny…

Anylkaa