Rozdział pierwszy

22 lata temu
-To niemożliwe. To istny cud.
-Co takiego? Co jest takim cudem?
-Srebrne Skrzydła. Ona ma Srebrne Skrzydła.
Eiden, Aida i Tafus z niedowierzaniem wpatrywali się w niemowlaka leżącego w drewniane kołysce. Dziewczynka spoglądała na nich małymi błękitnymi oczkami i nieświadomie trzepotała małymi Srebrnymi Skrzydełkami
-Jak to w ogóle jest możliwe? – spytała Aida biorąc niemowlaka w ramiona.
-Królestwo Aniołów ostatni raz widziało Srebrne Skrzydła sto lat temu. Posiadał je archanioł Ezeon. Był potwornym aniołem. Każdy myślał, że Srebrne Skrzydła przepadły – powiedział Tafus spoglądając jak dziewczynka bawi się złotymi włosami matki.
-Więc jak to możliwe, że po tylu latach…Będą z tego kłopoty, prawda? – zapytał Eiden.
-Będą z tego kłopoty, ale to nie jest przypadek. To dana nam szansa na zniszczenie Wygnańców – tłumaczył Tafus.
-Co takiego? – wystraszona Aida mocno przytuliła dziewczynką.
-Ona będzie tą która nas uratuje od śmierci. Ona przy jego pomocy rozniesie w pył świat Wygnańców.
-Skąd możesz to wiedzieć. Nic nie jest pewne – oburzył się ojciec dziewczynki.
-Czy kiedykolwiek was okłamałem?  - Tafus zmierzył rodziców wzrokiem i zmienił temat – Jak dacie jej na imię?
-Madlen-odpowiedzieli razem
-Musicie ją dobrze wychować. I zrobić wszystko by była szczęśliwa. Gdy dorośnie każdy dzień może być dla niej ostatnim w niebie. Pamiętajcie o tym. – Tafus złapał dziewczynkę za malutką rączką a ona zaczęła się radośnie uśmiechać. Eiden i Aida spoglądali z miłością i trwogą na swoje jedyne dziecko. Nie chcieli uwierzyć w to co mówił starzec. Choć Tafus nigdy się nie mylił oboje starali się nie myśleć o jego słowach, o tym, że Madlen będzie musiała ich opuścić.
Jednak teraz była z nimi i to było dla nich najważniejsze.

***

Moje skrzydła zawsze były inne od skrzydeł innych aniołów. Były nie tylko srebrne, ale były bardziej puszyste i delikatne. Rodzice zawsze mi powtarzali, że jestem cudem, że jestem wyjątkowa i ja to wiedziałam. Aron też to wiedział. Siedział obok mnie i z zaciekawieniem słuchał jak Marius opowiada o świecie ludzi. Choć nie należał do naszej rasy Marius nie miał nic przeciwko by uczęszczał na wykłady z życia człowieka. Wykłady były obowiązkowe dla każdego anioła stróża. Każdy z nas musiał wiedzieć o swoim podopiecznym jak najwięcej, by umieć mu pomóc w każdej sytuacji. Dzięki takim lekcjom nie różniliśmy się prawie niczym od ludzi. Po za skrzydłami i magicznymi mocami, które co jakiś czas objawiały się u niektórych aniołów. Codziennie Marius opowiadał nam o czymś innym, codziennie poznawaliśmy nowe rzeczy ze świata ludzkiego, uczyliśmy się czegoś nowego o naturze człowieka i jego funkcjonowaniu. Nie były mi potrzebne te wykłady, bo już dawno to wszystko wiedziałam. Jako jedynej archanielicy w całym gronie aniołów stróżów przysługiwały mi osobne lekcje z Mariusem. Ku zdziwieniu jego i moich rodziców szybko załapałam wszystkie informacje jakiE nauczyciel mi opowiadał.  Marius był jednym z naszych łączników pomiędzy światem aniołów a światem ludzi. Dwa razy w ciągu tygodnia wracał na ziemię by ogarnąć przyziemnie sprawy a potem znów do nas wracał. Jak zdążyłam się dowiedzieć, oprócz niego było jeszcze tylko dwóch ziemskich łączników z naszym światem, ale póki co ich nie poznałam. Marius nie opowiedział za dużo o sobie, ale mnie też to nie obchodziło. Miałam własne problemy na głowie.
Siedziałam obok Arona wynudzając się niemiłosiernie, bo słuchanie drugi raz o potrzebach seksualnych człowieka jakoś mnie nie ciekawiło. Znudzona położyłam dłonie na kolanach i spojrzałam czy u mojej podopiecznej wszystko w porządku. Siedziała grzecznie w szkole na sprawdzianie i dostrzegłam, że nie idzie jej najlepiej. Moim zadaniem było czuwanie nad nią, więc pomoc jej w szkole też była formą opieki nad nią. Całkowicie przestałam słuchać Mariusa i skupiłam się by jej pomóc. Spojrzałam na jej sprawdzian. Matematyka. Pokierowałam jej myślami tak by sama domyśliła się odpowiedzi, by nie zawaliła kolejnego testu.
-Madlen ocknij się – usłyszałam głos Arona.
-Sorki – wyszeptałam i oparłam się o jego ramię. Za każdym razem gdy wychodziłam z umysłu swojej podopiecznej czułam się zmęczona. Dobrze wiedziałam, że nie powinnam tego robić, ale to był mój obowiązek, musiałam ją chronić, za wszelką cenę, ale nie kosztem swojego życia. To jedna z zasad anioła stróża-„Rób wszystko by chronić człowieka, ale pamiętaj by chronić też siebie”.  Ramię Arona było takie umięśnione i wygodne. Mogłabym umrzeć w jego ramionach. Gdybym tylko mogła umrzeć. Jak to jest umrzeć? Nie będzie dane nigdy mi tego doświadczyć, ponieważ Srebrne Skrzydła dawały mi nieśmiertelność. Tafus mi o tym powiedział, choć nie był zadowolony, że musi to zrobić, ale zagroziłam mu, że zejdę na ziemię i nigdy nie wrócę jeśli nie powie mi dlaczego skrzydła są takie wyjątkowe. Niestety prócz tego, że dają nieśmiertelność nie powiedział mi nic więcej. Dlaczego za każdym razem gdy pytałam jego albo rodziców o skrzydła wymigiwali się od odpowiedzi. O Srebrnych Skrzydłach nie znalazłam też żadnej wzmianki w wielkich księgach anielskiej biblioteki. Podświadomie czułam, że o jest coś o czym nikt nie chce mi powiedzieć, jakaś tajemnica. Strasznie mnie to niepokoiło.
-Madlen! Szybko musisz uciekać! – krzyczała moja mama wpadając na salę i przerywając wykład.
-Aida to już? – zapytał Marius.
Mama tylko pokiwała głową i w tej samej chwili Marius zniknął. Aron próbował uspokoić pozostałych aniołów a mama zabrała mnie do zamku.
-Co się dzieje? – zapytałam zdenerwowana.
-Musisz uciekać. Jesteś w niebezpieczeństwie.
-Jakim niebezpieczeństwie? Mamo o co chodzi? – podniosłam na nią głos czego prawie nigdy nie robiłam. Zmierzyła mnie wzrokiem a ja ją. Miała na sobie śliczną błękitną szatę, tak samo błękitną jak jej skrzydła. Długie, złote włosy plątały jej się po ziemi. Twarz miała bladą i smutną, ale mimo to wyglądała zjawiskowo. To po niej odziedziczyłam urodę i piękne złote włosy. Wszyscy powtarzali, że jestem bardzo do niej podobna i nie raz słyszałam, że wyglądamy jak siostry bliźniaczki a nie jak matka i córka.
Chodziła niespokojnie po moim pokoju czym zaczęła mnie irytować. Wzdrygnęła się gdy do pokoju wpadł zaniepokojony Aron, Tafus i kilku anielskich strażników.
-I jak? – zapytała mama Tafusa.
-Eiden poszedł  na zwiady. Wiesz jaki jest. Nie mamy czasu.
Mama zaczęła płakać. Nie miałam pojęcia co się dzieje i chyba nie chciałam wiedzieć.
-Madlen musisz stąd uciekać. Nie jesteś tu bezpieczna. Jeśli tu zostaniesz możesz zginąć – powiedział Tafus opierając się na starej, drewnianej lasce.
-Jak to uciekać? Dokąd? I dlaczego? Nic nie rozumiem. Jestem nieśmiertelna, nie można mnie zabić.
-Posłuchaj mnie uważnie – Tafus spojrzał w moje oczy – Jesteś nieśmiertelna, ale Wygnańcy mają jedyną na świecie rzecz, która może cię zabić. Dlatego musisz stąd zniknąć.
-Wygnańcy? Kto to jest? Co to za rzecz? I dokąd mam się udać? – zapytałam go zdenerwowana, ale zignorował moje pytania. Wiedziałam jednak, że mówi prawdę.
-Zaufaj nam. Nie zadawaj więcej pytań i rób to co mówi Tafus. – powiedział Aron i przytulił mnie. Był moim bohaterem, moją miłością, niemożliwą do spełnienia. Aron był pół bogiem, zostawionym przez swoich rodziców u bram naszej krainy. Wychował go Tafus, który od razu zaznaczył mu, że nie może się we mnie zakochać, że nie możemy być razem. Archanielica i pół bóg nie mogą się kochać. Swoje serce muszą oddać komuś  z rodu. Żyliśmy z dnia na dzień, udowadniając  wszystkim naszą trudną miłość.
-Mam was tak wszystkich po postu zostawić i odejść? Nie, nie mogę tego zrobić. Mam obowiązki, tu w niebie – próbowałam jakoś odwieść ich od pomysłu ukrycia mnie gdzieś indziej.
-W tej chwili masz nie myśleć o niczym innym jak o chronieniu siebie i skrzydeł – usłyszałam głos taty, który nagle wpadł do pokoju.
-A moja podopieczna? Co z nią?
-Jesteś archaniołem, ze statusem anioła stróża. Choć nasze prawo zabrania archaniołom bycia aniołem stróżem wiem jak dzielnie walczyłaś o to by nim zostać. Nadal będziesz jej strzegła jednak na trochę innych zasadach.
-Jakich zasadach?
-Dowiesz się tego, ale już nie od nas.
-A od kogo?
-Nie zadawaj już więcej pytań i nie utrudniaj nam rozstania. Wiedz, że robimy to by chronić nasze królestwo i ciebie. Musisz nam zaufać, dobrze? – tato mówił spokojnym  i delikatnym głosem, choć widziałam, że jest zdenerwowany.
-Dobrze. Więc co mam robić?
-Odeślę cię na ziemię.
-CO TAKIEGO!? Nie tato, nie możesz mi tego zrobić. Proszę was, nie róbcie mi tego. – błagałam ich na kolanach i ze łzami w oczach, ale byli nieugięci. Nic ich nie ruszyło. Miałam zostać odesłana na ziemię? Do ludzi?
-Madlen, nie mamy wyjścia. Nie chcemy tego robić, ale tak stanowi prawo.
-Nie możecie tego zrobić – łkałam w ramiona Arona.
-Eiden zrób to w końcu, nie mogę znieść widoku jej łez – powiedział mama do taty.
-Będziemy zawsze z tobą. Niedługo się zobaczymy. Uważaj na siebie – tata mnie przytulił.
-Będę za tobą tęsknił – Aron pocałował mnie w czoło i podszedł do mojego taty.
-Kocham was – wyszeptałam przez łzy. Nie miałam pojęcia co się teraz stanie więc stałam nieruchomo gapiąc się przed siebie. Nie wyobrażałam sobie życia na ziemi, nie wyobrażałam sobie życia bez mamy, taty, bez Arona. Czy życie w innym świecie było w ogóle możliwe?
-Uważaj na siebie – szepnął mi do ucha Tafus – Na ziemi nic nie jest takie proste jak w niebie.
Poczułam nagle jak lekki wiatr unosi mnie do góry.
-Nie! Nie chcę!! – krzyczałam przerażona i zła na wszystkich – Nie róbcie mi tego. Nie zostawiacie mnie!!
Nikt mnie nie słuchał, zostałam sama gdzieś w nieznanej mi przestrzeni. Mimowolnie zamknęłam oczy. Czułam, że lecę, ale nie próbowałam się ruszać.Nie wiem jak długo leciałam, nie wiem gdzie byłam. Nie wiem jak oni mogli mnie tak po prostu odesłać, jak mogli zostawić mnie na pastwę losu i zdaną na samą siebie. Nigdy im tego nie wybaczę. Nigdy.
Nagle upadłam na coś miękkiego. Otworzyłam oczy i oślepił mnie blask słońca. Było mi strasznie gorąco i zaczęła boleć mnie głowa. Wstałam i rozejrzałam się dookoła. Chyba byłam u kogoś w ogrodzie, bo wszędzie było pełno kolorowych kwiatów, z oddali słychać było muzykę a na środku ogrodu stała jakaś postać. Uśmiechnęła się i podeszła do mnie. Była to starsza osoba, o siwych włosach, ubrana w zwiewną, letnią suknię i sandały.
-Gdzie ja do cholery jestem? – wymamrotałam do siebie.
-Witaj na ziemi Madlen.


Rozdział czterdziesty siódmy-ostatni.

`Mocno przytulając wyniszczonego ciebie
Będę cię kochać,nawet rozbitego na kawałki`

Tośka
         Czy nasza miłość mogła być normalna? Nie, nie mogła. Różniło nas wszystko i to dosłownie. A status społeczny był tym co mnie najbardziej rozpraszało. Seba mnie kochał, ale przesadzał. Nie potrzebowałam od niego nic prócz jego miłości. Na moje nieszczęście uparł się, że dzięki swoim pieniądzom kupi mi nowe ubrania galowe, na zakończenie szkoły i na matury. Pominę fakt, że on sam na każdą maturę przyjdzie w innym garniturze. Ale wracając do mnie. Jutro kończyłam szkołę. Jutro opuszczę mury tego budynku na zawsze, nie będę już się tu uczyć. Spełniłam marzenie taty o skończeniu tej szkoły. Choć moje oceny pozostawiają wiele do życzenia, jestem z siebie zadowolona. Rodzice są ze mnie dumni. A ja jestem dumna z Seby, że na poziomie wiedzy jaką posiada skończył to liceum.
       Czekałam aż Seba po mnie przyjedzie, ale spóźniał się już ponad pół godziny. Zaczęłam się martwić bo nigdy mu się to nie zdarzało. Gdy na horyzoncie zobaczyłam auto Wiktora wiedziałam, że coś się stało. Brunet to mój anioł stróż. Wie kiedy go potrzebuje. Jest ze mną wtedy, gdy nikt inny nie potrafi mnie znieść. Choć wiem co do mnie czuje oboje unikamy tego tematu. Do dziś nie wiem czy jego troska o mnie spowodowana jest jego miłością do mnie czy też może Sebastian kazał mu się mną opiekować.
-Co się stało? – zapytałam szybko wsiadając do auta. Miałam przeczucie, że stało się coś niedobrego. Zaczęłam si ę denerwować.
-Matka Seby miała wypadek – powiedział.
-Co? Jak to wypadek? Jaki wypadek? – moje emocje się skumulowały. Matka Sebastiana miała wypadek. On mnie teraz potrzebował. Musiałam być przy nim.
      Gdy jechaliśmy do szpitala Wiktor powiedział mi co się dokładnie stało. W auto pani Wieczorek w którym siedziała wjechał pijany kierowca. Zabrała ją karetka, ale jej stan jest krytyczny gdyż kierowca uderzył stronę gdzie siedziała matka Seby. Byłam cała roztrzęsiona. Brunet mówił, że Milena zostawiła wszystko i przyleci jak najszybciej.
Wiktor nie zdążył dobrze zaparkować a już wybiegłam z auta. Nie wiedziałam co robię. Matka Sebastiana była złą kobietą, ale była w końcu jego matką. Wiem, że jej nienawidził, ale gdyby mu na niej tak nie zależało nie siedziałby teraz z nią w szpitalu. Wbiegłam do szpitala rozglądając się dookoła. Podeszłam do recepcji by zapytać się o panią Wieczorek, ale w tej samej chwili zobaczyłam Sebastiana.W jego oczach dostrzegłam ogromny smutek i strach. Po raz pierwszy odkąd go znam chyba się czegoś bał. Podbiegłam do niego i przytuliłam go.
-Seba… - wyszeptałam mu do ucha- Jestem tu z tobą. Przejdziemy przez to razem.
Odwzajemnił uścisk.
-Co z nią? – zapytał Brunet, który właśnie wszedł do środka.
-Jest operowana. Ma rozległe uszkodzenia klatki piersiowej, złamaną nogę, rękę i kilka żeber.
-Seba…Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz – powiedziałam i naprawdę bardzo chciałam wierzyć w te słowa.
    Mocno ścisnęłam jego dłoń i oboje poszliśmy pod salę operacyjną gdzie siedział już pan Wieczorek. Mijały sekundy, minuty, godziny. Każdy z nas był zniecierpliwiony, każdy z nas miał nadzieję. Każdy wierzył, że będzie dobrze, każdy czekał na cud. Siedzieliśmy na krzesłach i czekaliśmy na lekarza. Nie życzyłam jej śmierci. Nie żywiłam do niej żadnej urazy po tym co zrobiła mojej rodzinie. Chciałam tylko usłyszeć od niej „przepraszam”.
Gdy po dwóch godzinach z sali operacyjnej wyszedł doktor szybko oprzytomnieliśmy.
-Co z nią? – zapytał pan Wieczorek.
-Miała liczne obrażenia klatki piersiowej. Cudem było, że trafiając do szpitala była jeszcze żywa. Żebra przebiły się do serca. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy.
Opadłam na krzesło. Nie wierzyłam w to co usłyszałam. Seba zaczął płakać, jego ojciec też a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nie mieściło mi się to w głowie. Nasze szczęście nie trwało zbyt długo. Czy to był znak, że jednak nie powinnam być z Sebą? Czy taki mój los?
    Tragedia jaką właśnie przeżywali Seba i pan Wieczorek był czymś nie do zniesienia. Jak to się mogło stać. Zaczęłam płakać i ja. Nie mogłam dłużej tu wytrzymać. Wybiegłam ze szpitala i wybuchłam płaczem. Matka Sebastiana umarła. I co teraz?
-Tośka? – usłyszałam przyjazny głos Wiktora. Razem z nim przyszli Arek i Jake – I jak? Jak operacja?
Pokiwałam przecząco głową i wbrew wszystkiemu wpadłam Brunetowi w objęcia.
-Jasna cholera. – powiedzieli wszyscy razem. Załamali się. Każdy z nich wiedział jaka pani Wieczorek była, ale załamali się ze względu na Sebastiana. Był ich przyjacielem, ale w obliczu śmierci żaden z nich nie mógł im pomóc.
Gdy zobaczyłam jak Seba wychodzi ze szpitala podbiegłam do niego. Łkał. Pierwszy raz widziałam go w tym stanie.
-Tośka…-wyszeptał i przytulił mnie – Przepraszam cię za wszystko, za każdą krzywdę którą ci wyrządziła. Proszę ci wybacz jej, proszę. Zrób to dla niej.
-Nigdy nie miałam do niej żalu, ale tak wybaczam jej, Seba.
Przytuliłam go jeszcze mocniej bo wiedziałam, że teraz będę mu najbardziej potrzebna.

Sebastian
    Gdy matka umarła, umarł kawałek mnie. Wszystko się zmieniło. Wszystko do tej pory było inne. Nie była dobrą matką, ale ona dała mi życie. Całe moje życie legło w gruzach na wieść o jej śmierci. Zaczęły się przygotowania do pogrzebu podczas gdy ja lada dzień pisałem matury. Nie interesowało mnie wcale czy zdam czy nie. Straciłem matkę do cholery! Co może być ważniejszego niż pochowanie jednego z rodziców.
Z trudem podołałem egzaminom maturalnym. Tośka próbowała mi pomóc, ale nie chciałem niczyjej pomocy, musiałem się sam uporać z tym bólem. Minął maj a pod koniec czerwca przyszedł czas na wyniki matur. Przekraczając mury szkoły by odebrać wyniki byłem innym człowiekiem. Nie byłem tym samym Sebastianem, który jeszcze kilka temu znęcał się nad uczniami. Tamtego dnia, gdy matka zmarła część mnie też umarła. Sebastian Wieczorek, który nie widział nic po za czubkiem własnego nosa przestał istnieć. By nie czuć bólu związanego ze śmiercią matki rzuciłem się w wir pracy i razem z ojcem jeździliśmy za granicę by utwierdzić naszych partnerów biznesowych, że firma ma się dobrze. Staraliśmy się pozyskać też nowych wspólników mogących się przyczynić do rozwoju firmy. Udawaliśmy z ojcem, że wszystko jest dobrze, choć tak nie było.Oboje byliśmy wyniszczeni tym co się stało. Mieliśmy tylko siebie, ale ciężko nam było rozmawiać o sprawach codziennych. Tata też miał wiele za złe mamie, ale wiedziałem, że mimo wszystko ją kochał. 
     Mój związek z Tośką zaczął się komplikować. Od dnia pogrzebu nie rozmawialiśmy ze sobą za dużo. To nie tak, że jej unikałem, ale nie chciałem by mnie oglądała w takim stanie. Chłopaki też się narzucali. Miałem wrażenie, że nasz przyjaźń przestała istnieć, że teraz gdy każde pójdzie swoją drogą skończy się nasza historia.
Spotkałem Tośkę na korytarzu. Zdenerwowana, ale uśmiechnięta rozmawiała z chłopakami. Byłem im wdzięczny, że nadal się nią opiekowali.
-Cześć – powiedziałem podchodząc do nich.
Osłupieli.
-Seba… - wydusiła z siebie zaskoczona Tośka i przytuliła mnie.
-Dobrze, że jesteś. – odpowiedział Arek.
Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale zaczęliśmy wchodzić do sali by odebrać świadectwa maturalne.
Po niespełna pół godziny wszystko było jasne. Każdy z nas zdał maturę i mógł zacząć studia-nowy rozdział w swoim życiu.
    Wieczorem spotkałem się z Tośką. Chciałem z nią porozmawiać, być z nią tak jak dawniej. Umówiliśmy się w parku Wilsona późnym wieczorem. Gdy przyszła od razu mnie przytuliła. Tak bardzo brakowało mi jej uścisku, tak bardzo brakowało mi jej obecności.
-Gratuluje zdanej matury – powiedziała  i pocałowała mnie w policzek. Nasz związek nadal był w fazie onieśmielenia a co się z tym wiązało oboje baliśmy się tego prawdziwego pocałunku. Nie chciałem też naciskać na Tośkę ani zmuszać jej do niczego.
-Dzięki. Tobie też gratuluję – zmierzwiłem jej grzywkę, co ją zdenerwowało bo bardzo tego nie lubiła.
Chodziliśmy po parku i milczeliśmy. Najważniejsze było to, że byliśmy razem. Miałem jej tyle do powiedzenia, ale nie chciałem psuć tej magicznej chwili gdy to ona pierwsza złapała mnie za rękę i poprowadziła przez park. Zatrzymaliśmy się przy rozłożystym klonie przez którego gałęzie wpadał blask księżyca.
-Przepraszam cię Seba – powiedziała patrząc się na mnie.
-Za co?
-Za to, że nie byłam przy tobie wtedy gdy najbardziej mnie potrzebowałeś.
-Sam tego chciałem. Odsunąłem cię od siebie bo nie chciałem, żebyś patrzała na moje cierpienie, nie chciałem żebyś i ty cierpiała.
-A chłopaki? Co z nimi? Ich też odsunąłeś?
-Nie musiałem. Sami to zrobili. Znają mnie na tyle dobrze i wiedzą, że gdy cierpię chce być sam. Ich obecność nic by mnie nie pomogła.
-A moja? – zapytała.
-Tośka…Nie pomogła byś mi. Zrozum, musiałem się sam z tym uporać. Ta sytuacja mnie zniszczyła. Jestem rozbity na kawałki, zmęczony tym wszystkim.
-Mną też? - zapytałam.
-Nie mów tak. 
-Więc pozwól sobie pomóc. Będę przy tobie Seba. Pomogę ci się z tym uporać.
-Ona była najgorszą matką na świecie, nienawidziłem jej z całego serca, ale nigdy nie życzyłem jej źle, nigdy nie chciałem by… - samo mówienie o tym było nadal dla mnie bolesne.
-To co teraz będzie? – spytała.
-Z czym?
-Z nami. Z tobą, ze mną, z naszym związkiem? Z naszą zabójczą miłością?
-Nie zostawi ę cię Tośka. Ja idę na studia, ty idziesz na studia, będziemy zawsze razem.
-Czy to znaczy, że…
-Tak. To znaczy, że nie mam zamiaru dać ci odejść, że chce być zawszę z tobą, bo cię kocham głupolu.
-Ja ciebie też kocham Seba.
Pocałowałem ją. Nie dla zabawy, nie dziecinnie, ale tak naprawdę, tak jak oboje tego pragnęliśmy.
Teraz już nic nie było w stanie nas rozdzielić. Od teraz nasza miłość jest mocniejsza, wytrwalsza, piękniejsza i co najważniejsze, już nie jest zabójcza.

Diana
     Chłopak taki jak Arek został stworzony specjalnie dla mnie. To nie tak, że byłam z nim bo był bogaty, ale to też się liczyło. Wiele rzeczy mi nie pasowało, bo choć lubiłam jak mnie rozpieszczał to miałam wrażenie, że chce mnie kupić prezentami, których wcale nie potrzebowałam. Nikomu o tym nie mówiłam, nawet siostrze, ale coraz bardziej mnie to niepokoiło. Kocham Arka, ale jemu wydaję się, że im więcej mi kupi prezentów tym dłużej z nim zostanę. Przerastała mnie ta sytuacja, więc postanowiłam, że jeszcze dziś, na przyjęciu z okazji zdania matury, mu to powiem.
Jego rodzice popierali nasz związek, ale mało się interesowali Arkiem. Liczyła się tylko dla nich praca i na jakie studia wyślą syna.  Tośka, Seba i Wiktor wybierali studia na tutejszym uniwersytecie. Jake zaskoczył wszystkich wiadomością w swoim powrocie do Ameryki.
    Arek urządził imprezę w swoim domu. Rodzice gdzieś wyjechali, więc dom był wolny.
Było mnóstwo ludzi, których nie znałam. W tłumie próbowałam odnaleźć Arka lub chociaż Tośkę czy któregoś z chłopaków, jednak na marne. Wyszłam na balkon i spojrzałam w bezchmurne niebo, na którym migotały rozświetlone gwiazdy.
-Szukałem cię – usłyszałam jego głos za plecami.
-Ja ciebie też –powiedziałam nadal patrząc się w niebo.
-Stało się coś Di? – podszedł do mnie i objął ramieniem.
-Arek wierzysz z przeznaczenie? Wierzysz, że my jesteśmy sobie przeznaczeni tak jak Tośka i Seba?
-Czemu o to pytasz?
-Odpowiedz mi. Wierzysz?
-Tak. Wierzę, że pojawiłaś się w moim życiu nie przez przypadek.
-I mam wierzyć  to, że mnie kochasz bezgranicznie? – z moich ust padały coraz to dziwniejsze pytania.
-Co masz na myśli? Diana, do cholery co z tobą? – zdenerwował się.
-Arek jesteś dla mnie za idealny. Zawsze marzyłam o księciu z bajki, jakim ty zdecydowanie jesteś, ale nie żyjemy w bajce. Dostaję od ciebie prezenty, dobra, nie mam nic przeciwko, ale to mnie przerosło. Mam wrażenie, że chcesz mnie kupić, że chcesz kupić miłość…Ale to nie targ Arek, tu miłości nie kupisz.
Może i powiedziałam zbyt ostre słowa, które go zabolały, ale mnie zabolało samo powiedzenie tego.
-Spójrz na mnie i posłuchaj mnie – zrobiłam co kazał – Wszystko to robiłem dla ciebie…Tak bardzo mi na tobie zależy, że nie chciałem cię stracić. Myślałam, że jeśli będę dawał cię więcej i więcej zostaniesz przy mnie dłużej.
-Nie potrzebowałam twoich prezentów, potrzebowałam tylko ciebie – przerwałam mu –Więc jednak naprawdę myślałeś, że jestem z tobą dla pieniędzy?
-Nie. Nigdy tak nie pomyślałem. Nie chciałem żebyś tak pomyślała, Di. Proszę cię musisz mi uwierzyć. Nie wiedziałem, że tak to odbierzesz. Nie chciałem cię kupić, nie chciałem kupić twojej miłości, chciałem tylko żebyś… - urwał.
-Żebym co?...Arek dokończ.
-Żebyś nigdy mnie nie zostawiała, żebyś zawsze była ze mną.
Nie myślałam, że tak go to dotknie. Przytuliłam go. Byłam pewna swoich uczuć do niego i teraz wiedziałam, że moje podejrzenia były niesłuszne, że przez to mogłam go stracić.
-Kocham cię Arek – wyszeptałam mu do ucha.
-Kocham cię Diana – wyszeptał  i pocałował mnie uzmysławiając mi jak bardzo jesteśmy sobie przeznaczeni.

KONIEC
Przeczytaliście właśnie ostatni rozdział. To już koniec historii Tośki i Seby. Dziękuje każdemu z was za każdy komentarz i za słowa wsparcia a przede za wytrwałość w oczekiwaniu na nowe rozdziały.Przyznam szczerze, że nie jest to moje wymarzone zakończenie,ale jak na złość nie mogłam wymyślić nic innego. 
Nie żegnam się z wami,bo możliwe,że jeszcze będziecie mogli coś ode mnie przeczytać :D
JESZCZE RAZ WAM DZIĘKUJE ZA WSZYSTKO <3


Rozdział czterdziesty szóśty

`Twój uśmiech nauczył mnie,
 że za chmurami zawsze będzie słońce`

Tośka
           Nie spieszyło mi się do domu. Szłam powoli rozmyślając o tym wszystkim co mnie spotkało. Myślałam o Sebie, o tym czy jego miłość do mnie jest naprawdę prawdziwa, czy faktycznie jest w stanie tyle dla mnie poświecić. Nie chciałam żeby wybierał pomiędzy mną a swoimi marzeniami, a może raczej marzeniami jego matki. Właściwie jakie ona miał marzenia? Marzył  o byciu ze mną? Nie, na pewno nie marzyła mu się żona biedaczka. Może jak każdy człowiek marzył o szczęściu i rodzinie. 
          Usłyszałam za sobą trąbienie auta. Obróciłam się i zobaczyłam jadącego za mną Wiktora. No super, jeszcze jego mi brakowało. Odkąd się zorientowałam, że Brunet się we mnie podkochuje starałam się go unikać jak tylko to było możliwe, ale w niektórych sytuacjach to on na mnie wpadał, jakby robił to celowo.
-Wsiadaj. Podrzucę cię – powiedział otwierając szybę. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim, ale pomimo wszystko on zawsze potrafił poprawić mu humor. Jego bliskość sprawiała, że czułam się bezpiecznie, komfortowo. Przy nim mogłam być sobą. Po krótkim namyśle wsiadłam do auta.
-Dzwonił do ciebie, tak? Powiedział ci gdzie jestem.
-Kto? Seba? Nie. Po prostu czułem, że potrzebujesz się komuś wygadać.
Kłamał. Niemożliwe było żeby od tak wiedział gdzie mnie szukać. Sebastian na pewno do niego dzwonił. Całą drogę milczał. Dopiero gdy dojechaliśmy pod mój dom zapytał:
-Wszystko w  porządku?
-Tak.
-Tośka…Wiesz, że możesz na mnie liczyć.
-Wiem, ale…Czy gdy Seba mówi, że na czymś mu bardzo zależy to tak naprawdę jest? – o co ja w ogóle pytałam.
-Chcesz wiedzieć czy jemu naprawdę na tobie zależy? – zapytał. Gdy pokiwałam lekko głową mówił dalej – Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem, żeby komuś tak zależało na dziewczynie. Sebastian nie znał miłości, nie wiedział co to jest dopóki cię nie poznał. Zmieniłaś go. Dzięki tobie znalazł jakiś cel w życiu.
-Chcesz powiedzieć, że mam na niego aż taki wpływ? To niemożliwe żeby on się zmienił. Zerwał ze mną, zostawił samą we Włoszech. I tak wygląda jego miłość do mnie?!
-Posłuchaj mnie.
-Ale co mi teraz powiesz? Że on to zrobił żeby jego matka mnie nie skrzywdziła? Słyszałam ten tekst już setki razy. Głupia wymówka.
-Zacznij doceniać to co Sebastian dla ciebie robi.
Nerwy mi puszczały. Tak bardzo nie chciałam wylewać swoich smutków Wiktorowi, ale już dłużej nie mogłam tego znieść. Diana i tak by nie zrozumiała.
-A niby co robi? Chce mnie chronić. Każdy mi to powtarza! Mam tego dosyć Wiktor. Seba zarzeka się, że mnie kocha, ale…
-Ale co?
-Ale nie wiem czy mu wierzyć.
-Tośka…  - Wiktor spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-To nie tak, że jak go nie kocham. Chociaż nie. Kocham go chyba, ale… - zaczęłam się już gubić w tym wszystkim. Miałam dość. Po raz pierwszy w życiu coś mnie przerosło do tego stopnia, że miałam tego dość. Miałam dość Sebastiana. Miałam dość wszystkiego.
-Nie masz pojęcia co się stanie, jeśli odrzucisz miłość Sebastiana.
-Nie strasz mnie – powiedziałam żartobliwie.
-Mówię poważnie Tośka – spojrzał na mnie z taką powagą jakiej jeszcze u niego nie widziałam. Trochę się przestraszyłam tego spojrzenia, bo to nie było do niego podobne – W najlepszym wypadku wyjedzie za granicę i słuch po nim zaginie.
-A w najgorszym? – zapytałam nie mogąc uwierzyć w to jak ogromnym uczuciem darzy mnie Seba. Nie mieściło mi się to w głowie, że miałam na niego taki wpływ.
-Wracaj do domu. Powinnaś się uczyć – zmienił temat, delikatnie dając mi do zrozumienia, żebym o to nie pytała.
         Wchodząc do domu słyszałam różne głosy dochodzące z salonu. Zajrzałam tam ciekawa nad czym debatują moi rodzice oraz tata Sebastiana.
-O Tośka, dobrze że jesteś!  - przywitała mnie radosnym głosem mama – Siadaj. Musimy ci coś powiedzieć.
Niepewnie usiadłam na sofie obok mamy. Spojrzałam na mamę,  na tatę a potem na stertę papierów leżących na stoliku. Choć żadne z nich nie powiedziało o co chodzi, byłam pewna, że chodzi o firmę-rodzinny interes państwa Wieczorków, którym teraz zarządza matka Seby, a który chciał odzyskać pan Wieczorek. Jeśli chodzi o mnie wątpiłam, że mu się to uda. Z matką Seby  nikt nie mógł wygrać. Wtedy tak myślałam. Ojciec Seby jednak sprawił, że zmieniłam zdanie.
-Jesteśmy na dobrej drodze żeby odebrać Grażynie całą firmę.
-Co takiego?! – byłam w szoku. To nie mogła być prawda.
Tata zaczął mi wszystko wyjaśniać na czym polega całe to przejęcie firmy i na jakiej zasadzie się odbywa. Okazało się, że pani Wieczorek manipulowała finansami firmy na swoją korzyść. Wiedziała o tym tylko ona i główny księgowy, który jakimś dziwnym trafem postanowił o wszystkim powiedzieć panu Wieczorkowi. Na dodatek ojciec Seby zagroził swojej żonie, że jeśli nie odda mu firmy złoży na nią wniosek do prokuratury, co może skutkować tym, że matka Sebastiana wyląduje w więzieniu.
-Czyli zostanie pan nowym dyrektorem? – zapytałam pana Wieczorka.
-Nie. Nowym dyrektorem zostanie Sebastian.
Te słowa wystarczyły bym wiedziała jaką odpowiedź dam Sebastianowi.

Sebastian
       Gdy tylko tata powiedział mi co zamierza zrobić byłem w szoku. On naprawdę chce wszystko zabrać matce i oddać mi fotel prezesa firmy. Nie nadawałem się do tego. Nie miałem pojęcia o rządzeniu, choć miałem władzę nie umiałem się nią posługiwać. Nie byłem na to gotowy. Musiałem skończyć szkołę, iść na studia, mieć wykształcenie. Póki co, tata obiecał, że do skończenia studiów on się wszystkim zajmie. Ja będę musiał tylko podpisywać papierki. Ufałem mu. Własna matka chciała mnie zniszczyć, ale tacie na mnie zależało. Wiedział, że musi mi wynagrodzić ten czas w którym go nie było, ten czas gdy byłem zupełnie sam.
        Nie mogłem przestać myśleć o Tośce. Teraz już będziemy mogli być razem. Nikt ani nic nas nie rozdzieli. Choć w szkole nadal mnie unikała, zauważyłem że była jakaś inna. Bardziej śmiała i odważna. Nie wróciła do swojej ławki na matematyce, ale byłem o nią spokojny. Trzy dni dłużyły się w nieskończoność. Choć to nie było do mnie podobne to nie mogłem się na niczym skupić. Kochałem Tośkę, była dla mnie wszystkim. Nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Chciałem spędzać z nią każdy dzień i pokazać jej, jaki naprawdę jestem, udowadniać jej każdego dnia, że ją kocham.
       Do parku przyjechałem przed czasem. Oświetlony latarniami park wyglądał jak zawsze tak samo. Usiadłem na jednej z ławek i czekałem. Punkt osiemnasta ujrzałem Tośkę wchodzącą do parku. Nie wyglądała na zadowoloną z tego spotkania. Wręcz przeciwnie. Była smutna i zamyślona.
-Cześć –powiedziała i usiadła obok mnie.
-Stało się coś? – zapytałem łapiąc ją za rękę i patrząc w jej zielone oczy.
-Seba, powiedz mi jedną rzecz. Dlaczego chcesz być ze mną? Dlaczego akurat wybrałeś mnie? Stać cię na lepsze dziewczyny niż na mnie, zwyczajną biedaczkę.
-Bo jesteś inna niż te wszystkie bogate i rozpieszczone dziewczyny, dla  których liczy się tylko nowa zakup nowych butów czy torebki. Jesteś wredna  i odważna, tylko ty jedna potrafiłaś mi się przeciwstawić. To mnie zaintrygowało. Sprawiłaś, że moje serce cię pokochało. Wybrałem cię bo nie jesteś zwyczajną dziewczyną. Ty tak myślisz, bo nie dostrzegasz tej niezwykłości jaką w sobie masz.
Tośka gapiła się na mnie najwidoczniej zszokowana tym co powiedziałem.
-Seba dobrze się czujesz?  Co z tobą? Masz  gorączkę?– zaczęła dotykać mojego czoła i policzków. W ułamku sekundy złapałem ją za rękę i przytuliłem do siebie. Poczułem bliskość jej ciała, była przy mnie, była bezpieczna. Teraz nic nie mogło nas rozdzielić.
-Seba dusisz mnie – wyszeptała.
-Przepraszam – wypuściłem ją z ramion – W porządku? – zapytałem.
-Tak. A teraz pozwól, że w końcu ci powiem co postanowiłam. Jesteś wrednym, bezczelnym i rozpieszczonym bachorem, który myślał, że może mnie kupić za pieniądze. Byłeś beznadziejny w wyznawaniu uczuć i nie wiedziałeś co to miłość. Ale mam nadzieję, że dzięki mnie wiesz  już co to za piękne uczucie. Cieszę się, że miłość do mnie zmieniła cię na lepsze. Dziękuje ci, że mogłam cię poznać i być z tobą chociaż te kilka chwil. Dziękuje ci Seba, że byłeś.
Gdy skończyła mówić wstała, złapała mnie za rękę, uśmiechnęła się szeroko i powiedziała:
-Wszystko przemyślałam Seba. Chcę z tobą być. Kocham cię.

-Ja ciebie też kocham Tośka – powiedziałem i pocałowałem ją. Byłem szczęśliwy. Miałem Tośką przy swoim boku, teraz i na zawsze.