BARDZO WAŻNE

BLOG ZAWIESZONY!!!
PRAWDOPODOBNIE DO LIPCA 2014.
PISZCIE CO CHCECIE,ALE MAM NAPRAWDĘ WAŻNIEJSZE RZECZY NA GŁOWIE. KOŃCZĘ STUDIA A CO ZA TYM IDZIE MUSZĘ NAPISAĆ PRACĘ LICENCJACKĄ A POTEM JĄ OBRONIĆ. CO NIEKTÓRYM WYDAJE SIĘ,ŻE TO PIKUŚ,ALE TAK NIE JEST.
PRZEPRASZAM WSZYSTKICH KTÓRZY CZEKALI, 
DZIĘKUJE WSZYSTKIM KTÓRZY SĄ I BYLI,KTÓRZY CZYTALI 
I KOMENTOWALI.
DZIĘKUJE WAM ZA WSZYSTKO <3



P.S W RAZIE CZEGOKOLWIEK PISZCIE NA FANPAGE!

Ostatnia aktualizacja 29.10.2013

Rozdział czterdziesty trzeci

Tośka
     Przetarłam oczy ze zdumienia z nadzieją, że mam omamy i Jake zniknie jednak tak się nie stało. Prędzej uwierzyłabym w UFO niż w jakiekolwiek dobre intencje tego człowieka. On nienawidził mnie i dobrze wiedziałam dlaczego. Uparcie twierdził, że zniszczyłam przyjaźń pomiędzy nim a Sebą co akurat było największą głupotą na świecie, bo Sebastian miał tylko ich- Wiktora, Arka i Jake’a i nawet gdyby walił się świat jeden skoczyłby w ogień za drugim. Nie obwiniałam się więc bo nie miałam za co.
-Możemy pogadać? – podszedł do mnie i zmierzł wzrokiem. Czuć od niego było kuszący zapach drogich perfum. Jake był przystojny, gdy chciał potrafił być dżentelmenem. Wiedziałam jednak, że potrafi być jeszcze raz gorszy niż Sebastian. Miał cięty język i znajomości na przestępczym rynku, jednak mało kto o tym wiedział. Nie bałam się go, bo nic mi nie mógł zrobić, tylko ze względu na Sebastiana.
-Nie mamy o czym rozmawiać – powiedziałam i skierowałam się w stronę Grunwaldzkiej. On jednak szedł za mną i zagrodził mi drogę.
-Chodzi was. O ciebie i Sebastiana.
-Jakby cię to interesowało – odpowiedziałam. Wyminęłam go i poszłam dalej. Jake nie odpuszczał i szedł nadal za mną i poczułam jak łapie mnie za nadgarstek przez co musiałam się zatrzymać.
-Puść mnie – wycedziłam przez zęby i nie obracając się do niego.
-Chcę tylko pogadać.
-Zostaw mnie w spokoju! – wyrwałam się z jego uścisku, do oczu zaczęły napływać mi łzy, ale przecież nie mogłam się przed nim rozpłakać.
-Tośka do cholery  chce wam pomóc! Nie odstawiaj szopek!
-Teraz chcesz pomóc? Teraz? Co tym razem kombinujesz? Teraz ty chcesz mnie upokorzyć, zrobić ze mnie ofiarę?
-Przestań już!...Chodź, podrzucę cię do szkoły.
-Prędzej umrę niż wsiądę z tobą do jednego auta – odpowiedziałam i już miałam odejść gdy usłyszałam jedno słowo, które zmieniło cały mój pogląd o Jake’u Potockim.
-Przepraszam – powiedział skruszony. Nie wiedziałam czy mu wierzyć czy nie. Zresztą co ja miałam do stracenia? Chciał pogadać, okej w porządku niech mu będzie. Nie mieliśmy o czym rozmawiać, ale skoro się uparł to nie miałam wyjścia.
-Pogadamy po szkole. Czekaj na parkingu – odpowiedziałam i odeszłam nie czekając aż mnie znów zatrzyma. Szłam do szkoły zastanawiając się czemu Jake tak nagle stał się taki miły dla mnie. Takie zachowanie do niego nie pasowało. Przez całe liceum zdążyłam go poznać i dobrze wiedziałam jaki jest. Nigdy nie pokazywał swojej drugiej, tej dobrej strony, ale wiedziałam że takowa istnieje. Doszłam do wniosku, że naprawdę musiało mu zależeć na rozmowie ze mną skoro przyjechał aż pod mój dom.
     Gdy dotarłam pod szkołę nie spodziewałam się, że wszyscy będą już wiedzieć o moim rozstaniu z Sebastianem. Dziewczyny patrzyły się na mnie krzywo, wytykały palcami, śmiały mi się prosto w twarz i obgadywały. Każdy uczeń tej durnej szkoły gapił się na mnie gdy przechodziłam przez korytarz, pod klasą wszyscy nagle umilkli na mój widok. Radziłam z tym sobie już wcześniej, ale teraz to bolało. Nie mam pojęcia jaką wersję zdarzeń znają, ale zapewne inną niż ta prawdziwa.
Zadzwonił dzwonek i dopiero teraz dotarło do mnie, że pierwsza lekcja to matematyka  na której siedzę z Sebastianem. Nie byłam pewna jak długo tam wytrzymam, w tej klasie, z tymi ludźmi, z nim, który będzie tak blisko a jednak tak daleko.

Sebastian
    Niczym  ptak uwięziony w klatce, tak samo ja zostałem uwięziony w szponach własnej matki. Bezradny, bezsilny, na próżno próbujący wyrwać się spod jej rządów. Nawet powrót taty nie mógł mnie wyzwolić spod kontroli staruchy. Wiedziałem jedno, skoro nie mogę być z Tośką muszę ją chronić w inny sposób. To, że się rozstaliśmy wcale nie oznaczało, że matka odpuści tak łatwo. Nie mogłem od tak pozostawić Tośki bez ochrony. Kazałem więc Mareckiemu żeby wysłał któregoś ze swoich zaufanych ludzi by śledził Tośkę. To był jedyny sposób bym wiedział, czy jest bezpieczna.
       Wiedziałem, że w tej szkole wieści szybko się rozchodzą, ale nie wiedziałem, że aż tak. Ledwo wszedłem do budynku już wiedziałem, że cała szkoła żyje rozstaniem moim i Tośki. Dla tej społeczności moje życie prywatne było czymś bez czego nie potrafili żyć, karmili się informacjami na mój temat.
-Mówiłyśmy ci, że ta biedaczka cię zrani – z takim tekstem podeszła do mnie grupa dziewczyn i zatarasowała mi drogę.
-Nic wam do tego – wycedziłem wściekły i odepchnąłem je idąc pod klasę. Cała szkoła aż szumiała od plotek na temat mojego zerwania, nie mieli własnego życia zajmowali się moim.
      Pod klasą zastałem już Tośkę. Nawet na mnie nie spojrzała gdy przyszedłem. Znów zachowywała się jak dawniej, jak szara myszka, dziewczyna nie potrafiąca się odnaleźć. Tak jak ustaliliśmy, mieliśmy wrócić do poprzednich relacji, do tych sprzed kilku tygodni gdy jeszcze nie wiedziałem jak bardzo zakocham się w Tośce. Do cholery! To nie było możliwe. Chciałem do niej podejść, przytulić ją, powiedzieć, że wszystko się ułoży ale w ostatniej chwili zatrzymał mnie Jake. Po chwili przyszła nauczycielka i weszliśmy do klasy. Siedzenie z Tośką w jednej ławce doprowadzi mnie do szaleństwa. Będę tak blisko niej a jednak tak daleko. Musiałem jednak wytrzymać. Ignorowałem ją jak tylko to było możliwe.
-Przepraszam – odezwała się nagle i wstała. Cała klasa łącznie ze mną wlepiła w nią oczy – Czy mogę się przesiąść do pierwszej ławki? Słabo stąd widzę.
-Proszę, ale wolne miejsce jest tylko u Potockiego – powiedziała nauczycielka. Tośka zabrała swoje rzeczy i przesiadła się do pierwszej ławki, obok Jake’a. Nie mogłem tego dłużej znieść. Zabrałem swoje rzeczy i jak gdyby nigdy nic wyszedłem z lekcji. Nauczycielka nic sobie z tego nie zrobiła. Miałem ochotę rozwalić wszystko co mnie otaczało, ławki i gablotki szkolne. Było mi wszystko jedno. Nie mogłem tego dłużej znieść. Nie mogłem, nie potrafiłem. Chciałem tylko zaznać szczęścia a w zamian     otrzymałem cierpienie.

Jake
       Tośka męczyła się w szkole. Nie współczułem jej, bo to po części jej samej wina, ale zachowanie całej szkoły musiało być ponad jej uczucia. Nie przepadałem za nią. Obwiniałem ją za rozpad naszej przyjaźni z Sebastianem, ale chyba tak naprawdę to nie lubiłem biedaków. Są tacy zwyczajni,  bez koloru i rozrywek w życiu. Tośka tu nie pasowała. Ona była i jest zwyczajną, szarą myszką, która nie może się połapać w tym świecie i może dobrze bo nikt jej tu nie zapraszał.
Wystarczył telefon od Wiktora, że Seba i Tośka zerwali bym zmienił do niej nastawienie. Znałem powód-matka Seby, okrutna i bezwzględna kobieta, najgorsza ze wszystkich matek. Gdy Seba wrócił do Polski spotkałem się z nim i wtedy zobaczyłem co się z nim stało. Nie był sobą. Starał się zachowywać tak jak zawsze, ale to go przerosło. Dotarło do mnie, że on ją naprawdę kocha, że naprawdę są sobie pisani. Nigdy nie wierzyłem w taką miłość, ale chyba pora zacząć.
        Pojechałem pod jej dom z nadzieją, że porozmawiamy. Wiedziałem, że jest wredna, ale nie myślałem, że aż tak. Nie chciała mi poświecić kilka minut, chyba zapomniała z kim rozmawia. Ale to wtedy coś we mnie ugięło się przed jej niewinnością i niespodziewanie słowo „przepraszam” wypłynęło z moich ust. Za co ja ją mogłem przeprosić? Za to co zrobiłem jej w szatni? Za to, że jej nie lubiłem? Obiecała, że porozmawiamy po szkole, ale nadal nie chciała ze mną do niej jechać więc nie nalegałem.
To co zastałem w szkole, to jakaś paranoja. Cała szkoła wiedziała o ich zerwaniu, każdy o tym mówił, każdy o tym wiedział, nawet nauczyciele. To jakiś obłęd. Popularność Sebastiana jednak była ogromna i on sam dobrze o tym wiedział.
        Na matematyce Tośka przeszła samą siebie przesiadając się do pierwszej ławki, do mnie. Złość, która obudziła się w Sebastianie była widoczna na kilometr. Tośka jednak nic sobie z tego nie robiła. Wysłałem sms-a do Arka i Bruneta by któryś z nich zerwał się z lekcji i poszedł pilnować Seby. Wieczorek gdy jest wkurzony jest w stanie pobić człowieka aż na śmierć. Do końca dnia jednak Sebastian nie pojawił się w szkole a tłumy uczniów drwiły i wytykały Tośkę palcami.
Po lekcjach tak jak się umówiliśmy czekałem na Tośkę na parkingu.  Długo kazała na siebie czekać. Gdy w końcu wyszła ze szkoły wyglądała jak chodząca śmierć- blada i smutna. Choć był już początek marca na dworze nadal było zimno.
-Wsiadaj – powiedziałem i otwarłem jej drzwi do auta.
-To czego chcesz? – spytała bawiąc się rękawiczkami.
-Musisz wrócić do Sebastiana – powiedziałem.
-Jake naprawdę cię to w ogóle obchodzi? Mój związek z Sebą?
-Czy ty nie widzisz co się z nim dzieje? – zapytałem.
-Nie mam to wpływu Jake – powiedziała spokojnym, ale smutnym głosem.
-Tośka…Tośka ja wiem, że nie darzysz mnie sympatią, ale gdy widzę Sebastiana w takim stanie to krew mnie zalewa, że nie mogę nic z tym zrobić.
-A kto ci broni? Pogadaj ze swoimi koleżkami żeby się tym zajęli.
-Daruj sobie. To przez ciebie Seba cierpi.
-Co powiedziałeś? – oburzyła się.
-To wszystko twoja wina! Rozkochałaś go w sobie, sprawiłaś, że się zmienił, że stał się inny. Gdyby nie ty…
-Spędziłam z nim trzy lata w tej samej klasie – przerwała mi - Jak możesz mnie o coś takiego obwiniać. Równie dobrze możesz obwiniać słońce, że zachodzi mimo, że robi to od wieków.
-Kłócicie się jak stare, dobre małżeństwo – usłyszeliśmy nagle głos Wiktora, który wsiadł z tyłu.
-Odwal się – ostrzegłem go.
-Muszę wracać do domu – powiedziała Tośka i chciała wyjść, ale zablokowałem jej automatycznie drzwi. Spojrzała się na mnie groźnie. Zauważyłem, że na widok Bruneta jeszcze bardziej się speszyła.
-Wiem jak sprawić żeby Seba znów do ciebie wrócił – powiedział Wiktor.
-Nie ma żadnego sposobu by przekonać jego matkę.
-Sebastian nadal jej pod jej wpływem. Jeśli wzbudzisz w nim zazdrość w końcu się postawi matce – mówił Brunet. Tośka gapiła się na budynek szkoły.
-Chcesz ją wyswatać  kimś innym? – zapytałem zaskoczony tym jego dziwnym pomysłem, który miał bardzo małe szanse na zrealizowanie się.
-Brunet chyba ci na mózg padło. Nie zwiążę się z nikim innym. Nie chcę wzbudzać zazdrości w Sebie. Nie chce żeby zdarzyło się to co dziś. Nie chce w ogóle do tego wracać. Jake wypuść mnie.
-Zaufaj mi Tośka. To jest najlepszy pomysł jak na razie. Może z czasem wymyślimy coś lepszego.
Oboje na nią spojrzeliśmy. Widziałem jak rozważa słowa Wiktora. Wahała się, ale w końcu podjęła decyzję.
-To czyją mam być dziewczyną? – zapytała.
-Moją – odpowiedział Brunet.

Rozdział czterdziesty drugi

W poprzednich rozdziałach: Sebs zabiera Tośkę do Florencji. Szantażowany przez matkę zrywa z dziewczyną. Tośka odnajduje ojca i leczy złamane serce u boku Wiktora, który przyleciał do Florencji by zająć się Tośką. W tym samym czasie Diana zgadza się zostać dziewczyną Arka.

Diana
        Powiedziałam rodzicom Arka, że jestem jego dziewczyną. Musiałam to zrobić, dłuższe ukrywanie naszego związku mogło źle się skończyć. Spodziewałam się, że zrobią mu awanturę a mnie wygonią, ale ku mojemu zaskoczeniu nic takiego nie nastąpiło. Wręcz przeciwnie poprosili bym została na obiedzie. Udaliśmy się do jadalni a chwilę później zjedliśmy w ciszy wspólny posiłek. Jak byśmy byli rodziną czy coś w tym stylu. Gdy służący przynieśli deser myślałam, że pęknę z przejedzenia, ale nie mogłam przecież odmówić. Dopiero co zaskarbiłam sobie państwa Wierzbickich więc muszę dalej tak trzymać. Jedliśmy pudding czekoladowy gdy mama Arka zwróciła się do mnie:
-Powiedz nam coś o sobie – spojrzała na mnie swoimi czarnymi jak smoła oczami i czekała na moją odpowiedź. Cała moja odwaga gdzieś nagle uleciała i nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. Arek kopnął mnie nogą pod stołem co oznaczało, że mam się w końcu odezwać.
-Czym się zajmują twoi rodzice? Ile zarabiają? – zapytał tata Arka. Modliłam się żeby żadne z nich nie zadało tego pytania, ale jak widać moje modlitwy nic nie pomogły. Opuściłam głowę wpatrując się w  pucharek z puddingiem. Próbowałam zebrać w sobie odwagę by coś powiedzieć, by cokolwiek z siebie wyrzucić. Czułam wzrok państwa Wierzbickich na sobie. „Raz, dwa, trzy. To tylko zwykli normalni rodzice. Przecież nic mi nie zrobią” – dodawałam sobie otuchy. Spojrzałam na Arka, w jego oczach widziałam ból. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nasz związek nie zależy tylko od niego, ale też i ode mnie. Wróciła odwaga Diany Milewskiej. Odsunęłam krzesło, wstałam i patrząc na jego rodziców zaczęłam mówić, to czego zapewne nie chcieli usłyszeć.
-Moja mama pracuje na lotnisku, zarabia tyle, że na życie jeszcze nam starcza. Tata mieszka we Florencji, co tam robi nie mam pojęcia. Nie jestem bogata.  Zapewne nie taką dziewczynę chcieli państwo dla swojego syna, ale proszę mi wybaczyć jeśli państwa urażę, status społeczny w naszym przypadku nie ma znaczenia. Jestem biedną, nic nie znaczącą w tym świecie dziewczyną, która całkiem przypadkiem znalazła się w tym świecie, ale... - zawahałam się - Kocham Arka. Jeśli państwo nie zgodzą się na nasz związek proszę mi to powiedzieć tu i teraz.
Zaskoczona własnymi słowami usiadłam z powrotem na krzesełku i bawiłam się serwetką. Cisza, jaka zapadła była okropna. Rodzice Arka coś szeptali a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię, po tym co powiedziałam. Co ja sobie myślałam? Że jego rodzice od tak zgodzą się na nasz związek? Nie, to było niemożliwe. Byli zbyt dumni, żeby to zrobić.
-W porządku. Niech tak będzie – powiedziała pani Wierzbicka wstając od stołu. Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji.
-Mamo, Diana mówiła poważnie. Nie rób sobie z tego żartów – odezwał się po raz pierwszy Arek stając  jednocześnie w mojej obronie.
-Arek wiesz, że matka nie żartuje z takich sytuacji. – skarcił go ojciec.
-Powiedziała wam, kim jest. Nie jest bogata, nie ma nawet porządnego telefonu czy ciuchów. Czy to wam naprawdę nie przeszkadza?
-A tobie to aż tak bardzo przeszkadza? – zapytała matka.
-Gdyby mi to przeszkadzało, nie było by jej tutaj.
-Synku, posłuchaj – pani Wierzbicka nagle złagodniała i na jej twarzy pojawił się uśmiech – Dopóki jesteście szczęśliwi nie możemy wam stanąć na drodze. Rób co chcesz. Od dziś odpowiadasz sam za siebie.
-Czy to znaczy, że nie mogę na was liczyć?
-Nie. Możesz na nas liczyć, zawsze i wszędzie. Ty Diano też. Czuj się w naszym domu jak u siebie i nie wstydź się prosić Arka o pomoc, to dobry chłopak – mówił pan Wierzbicki.
-Dddobrze – wydukałam z siebie nie mogąc pojąć zachowania państwa Wierzbickich. Rodzice Arka wyszli zostawiając nas samych. Chłopak przytulił mnie mocno.
-Przepraszam, że musiałaś przez to przejść. Nie wiedziałem, że do tego dojdzie Di.
-Żartujesz sobie? – strach odszedł i znów byłam tą samą Dianą – Mówiłeś, że są surowi i okropni.
-Bo są, Di. Nie wiem co za szopkę odstawiają, ale nie ufam im ani w to co mówią.
-Arek to twoi rodzice. Nie dostrzegłam aby kłamali w kwestii naszego  związku. Jesteś naprawdę przewrażliwiony.
Odsunął mnie od siebie i spojrzał mi prosto w oczy.
-Właśnie dlatego, że to są moi rodzice nie ufam im – powiedział.
-Jak chcesz. Może jednak powinieneś im trochę zaufać, nie są tacy źli. A teraz odwieź mnie do domu – powiedziałam i poszłam założyć kurtkę i buty. 
Przez całą drogę do domu Arek nie odezwał się ani słowem. Pocałował mnie na pożegnanie i bez słowa odjechał. Nie mogłam mu pomóc. Wiedziałam jedno, jeśli nie ufał swoim rodzicom może nie ufać także mnie.

Sebastian
      Jestem dupkiem, rozpieszczonym bachorem, który ma wszystko czego chce,władzę, styl, pieniądze, ale nie ma jej. Nie mam osoby na której najbardziej mi zależy, nie mam Tośki, nie mam tej dzięki której poznałem miłość, nie mam już nikogo.
     Ja i tata siedzieliśmy w salonie i czekaliśmy na staruchę, bo oczywiście jej nie było. Byliśmy sami. Tata siedział naprzeciwko mnie. W jasnym świetle dostrzegłem jak bardzo się zmienił. Jego twarz pokrywały zmarszczki a dłonie wyglądały na zmęczone od pracy. Nie mogłem uwierzyć, że znów jest ze mną, że mam go przy sobie, jak dawniej. Tylko on mógł postawić się matce i nakłonić ją do zmiany  decyzji. Nie wiem do dziś co takiego tata miał w sobie, że matka przed nim stawała się uległa. Ale to działało w dwie strony bo on też ulegał matce. Opowiedział mi wszystko. Cała historię, co się stało, czemu wyjechał, dlaczego stało się tak a nie inaczej. Teraz gdy znałem prawdę łatwiej mi było mu wybaczyć. Nadal jednak czułem do niego żal, że zostawił mnie i Milenę pod opieką staruchy. Dorastałem bez niego, nie było go wtedy gdy najbardziej go potrzebowałem.
     Usłyszeliśmy głos Mareckiego i po chwili do salonu weszła matka. Jak zawsze dumna, chłodna i pewna siebie.  Widok ojca wcale jej nie zdziwił. Usiadła w fotelu, uśmiechnęła się drwiąco i popatrzyła to na mnie to na tatę.
-Wiedziałem, że przyleciałeś – zwróciła się do ojca.
-Nie dziwi mnie to – odparł tata bawiąc się pustą szklanką po soku.
-Jaki jest powód twego przybycia? – ton jej głosu nadal był oziębły. Nie cieszyła się z powrotu ojca. Dotarło do mnie, że matka nigdy nie kochała ojca. Nigdy nie wypowiadała się o nim jak o mężu, jak o kimś kogo kocha. Moja matka była potworem bez uczuć. Nigdy nie kochała niczego, prócz pieniędzy.
-Nie powinnaś mieszać się w życie Sebastiana. Nie pozwolę byś zrobiła mu to samo co Milenie – zaczął tata.
-Jesteś żałosny. Przyleciałeś tylko po to? Jeśli tak to wracaj, marnujesz swój czas – uśmiechnęła się drwiąco i zwróciła się do mnie – Widzę, że w końcu przejrzałeś na oczy.
-Co masz na myśli? – spytałem choć dobrze wiedziałem o co jej chodzi.
-Dobrze wiesz. Ta dziewucha tylko mieszała ci w głowie.
-Nie mów tak o niej!
-I po co ten gniew? Przecież to już skończone, nieprawdaż? – powiedziała drwiącym tonem.
-Nie masz prawa wtrącać się do mojego życia! – uniosłem się.
-Przecież już dawno to zrobiłam – zaśmiała się sztucznie.
Zacisnąłem pięść i uderzyłem  nią z całej siły w stolik. Miała rację. Wtrąciła się już do mojego życia, namieszała w nim i sprawiła, że rozstałem się z Tośką.
-Musiałaś mu to robić? – zapytał tata.
-Miałam pozwolić żebyśmy  przez jakąś biedaczkę stracili kilka ważnych kontraktów? Miałam pozwolić żeby mój syn umawiał się z tą dziewuchą?
-Nie zależy ci na jego szczęściu? – mówił dalej tata. Byłem zbyt wkurzony żeby ciągnąć tą awanturę.
-Będzie szczęśliwy jeśli będzie miał pieniądze.
-On nie jest tobą! – teraz to tata się uniósł.
-Jesteście śmieszni, naprawdę. Jeśli to wszystko co macie mi do powiedzenia to żegnam was, mam spotkanie – powiedziała starucha i wyszła.
Złość we mnie szalała. Rzuciłem pustą szklanką ojca i rozbiłem ją o ścianę. Rozsypała się w drobny mak.
-Sebastian! – upomniał mnie ojciec. Podszedł do mnie i próbował uspokoić, bym znów czegoś nie rozbił. Tata mnie przytulił. W tej samej chwili poczułem się bezsilny. Nie mogę nic zrobić, by znów być Tośką, nie mogę nic zrobić by ją uszczęśliwić, mogę tylko patrzeć jak jest szczęśliwa beze mnie.

Tośka
       Nasza miłość była jak chwast, który rośnie tam gdzie chce, kiedy chce i jak chce nie pytając nikogo o zgodę. Rośnie, jest wolny, ale zawsze znajdą się osoby, które będą chciały go wyrwać. Tak było z naszą miłością. Zakiełkowała w szkole według zasad Sebastiana,  zakochał się we mnie nie pytając mnie o zgodę. Jego miłość do mnie rosła, była wolna, ale jego matka to wszystko zniszczyła.
     Tak naprawdę pomiędzy nami nigdy nie było miłości. Udawane uczucie, które nie miało prawa powstać. Uczucie które zabijało, spojrzenie które raniło, słowa które krzywdziły. Mój związek z Sebastianem Wieczorkiem był chwilą, którą chce wymazać z pamięci.
     Nie usłyszałam tego od niego, ale wiedziałam, że boi się matki, że to ona stoi za naszym rozstaniem. Zrozumiałam to jeszcze we Florencji. Seba nie musiał nic mówić. Skoro jego matka była zdolna do tego żeby wynająć kogoś do wybicia szyb w moim domu, była zdolna do wszystkiego. Sebastian mnie ostrzegał, opowiadał jaka była, ale ja w to nie wierzyłam. Teraz zaczęłam. Ale wiedziałam, że w ten sposób one chce mnie ochronić przed tym co jego matka mogła zrobić mi albo Dianie.
    Zrobiło się późno. Rodzicie nadal rozmawiali a ja nie wyobrażałam sobie, że jutro mam iść do szkoły, że mam żyć tak jak gdyby pomiędzy mną a Sebą nic nigdy nie było. To nie było możliwe. Wbrew wszystkiemu moje serce tęskniło za Sebastianem. Nie chciałam by to była prawda, ale chyba coś zaczęłam czuć do niego. Bo czy gdybym nic nie czuła płakałbym po naszym rozstaniu? Czy gdybym nic nie czuła martwiłabym się o niego? Czy gdybym nic nie czuła tęskniłabym za nim? Cholera! Naprawdę się w nim zakochałam. Pokochałam człowieka, który w środku jest jeszcze małym chłopcem nie potrafiącym wyrażać uczuć, pokochałam Sebastiana, ale nie jego pieniądze, pokochałam go bo jest inny niż naprawdę. Jest bogaty i wredny, ale gdy się trochę go pozna można powiedzieć, że prócz wad ma naprawdę sporą listę zalet.
    Usłyszałam podjeżdżające auto i szybko pobiegłam do kuchni w nadziei, że to Sebastian. Ale to tylko Arek przywiózł Dianę. Omal nie przykleiłam się do szyby gdy zobaczyłam jak się namiętnie całują na pożegnanie. Taki pocałunek mógł znaczyć tylko jedno: moja siostra i Arek są parą. Trochę mi ulżyło i w sumie się cieszyłam, bo Arek naprawdę stawał na głowie, żeby Di została jego dziewczyną i w końcu mu się udało. Stałam przy oknie dopóki do domu nie wparowała uśmiechnięta od ucha do ucha moja kochana siostrzyczka. Nuciła coś pod nosem, a na mój widok omal nie umarła.
-Tośka!!! – krzyknęła i rzuciła mi się w ramiona. Jej uścisk był jedną  tych rzeczy za którą tęskniłam – Kiedy wróciłaś? Czemu mnie nie uprzedziłaś? Jak było? Jak ci się żyło we Florencji? Jak ci się układa z Sebastianem? – posadziła mnie na kanapie i zaczęła zadawać milion pytań na różne tematy, ale na ten jeden-na temat taty – nic nie chciała wiedzieć. Byłam zbyt zmęczona by dziś jej mówić o mnie i Sebie, więc postanowiłam jej powiedzieć.
-Odnalazłam tatę. Rozmawia z mamą.
Nic nie powiedziała. Zerwała się z kanapy i pobiegła do sypialni rodziców. Jej piski radości słyszało chyba całe osiedle. Jej radość mnie zaskoczyła. Spodziewałam się, że weźmie tatę w krąg pytań a potem zamieni się w obrażoną na niego córeczkę jednak nic takiego nie nastąpiło. Cieszyła się jak dziecko z nowej zabawki. Ja też się cieszyłam. Ta część serca, która została naprawiona przez przyjazd Wiktora też się cieszyła choć wiem, że wcale nie dawałam tego po sobie znać. Stałam w korytarzu i widziałam jak Di siada obok taty a on gładzie ją po głowie, jakby znów była małą dziewczynką. Nie zauważyłam kiedy mama wyszła z pokoju dopóki nie usłyszałam jej głosu z salonu.
-Tośka – zawołała mnie. Usiadłam obok niej wpatrując się we własne palce i czekając aż rozpocznie się awantura – Nie byłaś na żadnej wycieczce klasowej, prawda?
-Nie mamo, nie byłam. Ale nie pojechałam do Włoch specjalnie żeby odnaleźć tatę.
-Wiem. Wszystko mi powiedział.
-Jak to wszystko? – jeśli tata jej powiedział, że zerwałam z Sebastianem…
-Powiedział, że Sebastian cię tam zabrał na wycieczkę.
-Na wycieczkę? …Tak, na wycieczkę – czemu jeszcze nie zaczęła na mnie krzyczeć? Przecież tak bardzo nie chciała bym odnalazła ojca – No dalej. Już możesz zacząć awanturę o to, jaką niedobrą córką jestem.
Nie odpowiedziała. Przytuliła mnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu mnie przytuliła.
-Przepraszam – wymamrotała po cichu – Przepraszam za to przez co ty i Diana musiałyście przejść. Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczycie.
Jak na jeden dzień miałam zbyt dużo wrażeń. Nie spodziewałam się wielu rzeczy a już na pewno takiego zachowania mamy.
-Jestem zmęczona. Muszę iść spać. Dobranoc mamo – powiedziałam tylko. Poszłam do łazienki, wzięłam ciepłą kąpiel i położyłam się spać.
Punkt siódma zadzwonił budzik. Wiedziałam co mnie dziś czeka w szkole, ale nie mogłam opuszczać lekcji. Lada chwila będę pisać maturę. A skoro już jest marzec to prawdziwa nauka dopiero się zacznie. Zajrzałam do Di, która jeszcze spała, potem do sypialni rodziców. Tata spał a mamy nie było więc szła na ranną zmianę do pracy. Umyłam zęby, związałam włosy w kucyk, spakowałam trochę książek, założyłam kurtkę i buty i po cichu by nikogo nie budzić zamknęłam drzwi. Wiedziałam, że nie będzie mi łatwo, bo w szkole zapewne każdy już wiedział, że Sebastian się ze mną rozstał.
-Masz chwilę? – usłyszałam znajomy męski głos z ulicy. Spojrzałam w tamtą stronę. Stał tam on, oparty o płot sąsiada. Przefarbował włosy na blond i w sumie w tym kolorze było mu lepiej. Stałam na chodniku i nie mogłam uwierzyć, że ten który tak bardzo mnie nienawidził, że Jake Potocki zjawi się pod moim domem.