Rozdział dwudziesty ósmy

Tośka
        To co mówiła Milena przechodziło ludzkie pojęcie, moje pojęcie. Wpatrywałam się w nią jak sroka w gnat, nie potrafiąc nic powiedzieć. Nie mogłam uwierzyć w jej słowa, choć dobrze wiedziałam, że to prawda. Przecież nie okłamywałaby własnego brata. Patrząc na nią zastanawiałam się jak można być tak pięknym? Długie, falowane, czarne włosy opadały jej na ramiona przez które miała przewinięte leciutki szal. Miała na sobie piękną, granatową sukienkę a do niej dopasowany niesamowicie lśniący naszyjnik. Tak piękne kobiety muszą być aniołami pomyślałam.
-Jesteś tego pewna? – spytał ją Sebastian.
-Przysięgam na swoje życie Seba, że to prawda. Nie zagłębiałam się w to bardziej bo nie miałam kiedy, ale mam nadzieję, że ty coś z tym zrobisz. Zawsze możesz na mnie liczyć – powiedziała uśmiechając się do nas.
-Czyli matka wie coś z zniknięciu ojca.
-Ona ma coś z tym wspólnego braciszku.
-Czyli moja mama też jest w to zamieszana – wyszeptałam słabym głosem. 
         Nadmiar informacji mnie przytłaczał. Chciałam znaleźć się w domu i zapomnieć o K4. Ale to nie mogło się stać. Zostałam wmieszana do świata bogaczy, choć wcale tego nie chciałam. Sebastian dziś w szkole przeszedł samego siebie. Przy całej szkole nazwał mnie swoją dziewczyną. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Traktował mnie jakbym była jego własnością, choć dobrze wiedział, że nie dam sobą pomiatać. Nie mógł mi rozkazywać. Wszystko było dobrze, dopóki ni stąd ni zowąd pojawił się Wiktor. Na jego widok serce omal mi nie wyskoczyło. Wrócił. Moja pierwsza prawdziwa miłość wróciła w momencie kiedy postanowiłam dać szansę Sebastianowi. W jednej chwili wszystko się posypało. Wszystko to, co do tej pory układałam i próbowałam złożyć w całość, rozsypało się w jednej sekundzie. Rozsypało się w momencie gdy wrócił Wiktor. Całe uczucia, które żywiłam do Sebastiana przyćmiło uczucie do Bruneta. Seba to dostrzegł. On wiedział, że nigdy nie przestałam kochać Bruneta. Zapomniałam o bożym świecie i wpatrywałam się w Wiktora jak w obrazek. Sebastian  wściekł się. Wyszedł taki wkurzony ze szkoły, że aż się zaczęłam bać czy nic sobie nie zrobi. Wiktor chciał ze mną pogadać, ale przypomniałam sobie, że ja i Seba mieliśmy się spotkać z Mileną. Od tamtej chwili Wieczorek się do mnie nie odezwał.
-Bardzo bym chciała z wami zostać, ale dziś wracam do Francji – oznajmiła nagle Milena.
-Znów mnie zostawiasz – w głosie Seby słychać było smutek.
-Przyjadę wcześniej niż ci się wydaje – odparła kobieta po czym zwróciła się do mnie, czym mnie zaskoczyła – Nie rób nic wbrew sobie Tosia, ale słuchaj serca, to ono powie ci, co masz robić – posłała mi promienny uśmiech, że mimo woli sama się uśmiechnęłam. Wiedziałam, że nie mówi tych słów bez powodu. One miały jakiś głębszy sens, którego w tej chwili nie rozumiałam. Pożegnała się z bratem  i wyszła. Tak po prostu wyszła, zostawiając mnie samą z Sebastianem.
-Odwieź mnie do domu, Seba – powiedziałam zakładając kurtkę i wstając z miejsca. Nic nie odpowiedział. 
          Wyszliśmy z kawiarni, wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy. Seba włączył radio, ale do mnie się nie odezwał. Kazałam zatrzymać mu się na Grunwaldzkiej, by mama nie widziała, że to on mnie przywiózł.
-Zaczekaj – powiedział gdy otwierałam drzwi. W końcu się odezwał. Ulżyło mi, bo naprawdę zaczęłam się martwić, czy wszystko z nim w porządku.
-Co? – spytałam nie patrząc na niego.
-Czemu nie pozwalasz się podwieźć pod dom?  - zapytał. Nie spodziewałam się, że to go zainteresuje. Westchnęłam. Nie lubiłam się zwierzać a już na pewno nie Sebastianowi, więc nie miałam zamiaru mu mówić, że moja matka zabroniła mi spotkań z nim. Zresztą co by to zmieniło?
-Po prostu – odpowiedziałam tylko i wyszłam. Gdy skręciłam w Żonkilową stanęłam jak wryta, ponieważ pod moim domem czekał na mnie on, czekał na mnie Wiktor.

Wiktor
        Tośka i Seba zostali parą. Gdy Jake mi o tym powiedział zacząłem się śmiać jak głupi, bo w naszym świecie taki związek był wręcz niemożliwy. Tak naprawdę jednak, w głębi serca poczułem żal i smutek, że ktoś zabrał mi Tośkę. Ta dziewczyna potrzebowała kogoś kto ją ochroni, wysłucha i zrozumie. Seba się do tego nie nadawał. Nie dorósł do tego. On nadal był dzieckiem, które trzeba było prowadzić za rączkę. Tylko ze mną Tośka mogła poczuć się bezpieczna. Tylko ja mogłem jej cokolwiek zapewnić.
    Laura miała już swoje życie. Wyszła za mąż za bogatego człowieka, ułożyła sobie życie z kimś innym, choć ja nadal nie potrafiłem się z tym pogodzić. Była całym moim życiem. Mimo cierpienia jakie zadał mi widok jej na ślubnym kobiercu, z przeznaczonym jej facetem, nadal ją kochałem i zawsze będę kochał. Choćbym miał przez to umrzeć. Laura była i będzie jedyną kobietą w moim życiu. Gdybym miał oddać życie za nią zrobiłbym to bez wahania. Nie dane nam było być razem i to było najgorsze. To przez jej wyjazd taki się stałem, cichy i zamknięty w sobie. Dzięki Sebie i Arkowi wyszedłem na prostą. Gdybym wtedy ich nie poznał, nie poznałbym i Tośki. Laura była szczęśliwa. Wiedziałem i widziałem to. Jej promienny uśmiech napawał moje serce rozpaczą, ale cieszyłem się jej szczęściem, szczęściem mojej prawdziwej miłości, jedynej miłości. Jej mąż, syn znanych belgijskich chirurgów, naprawdę ją kochał. Był w nią wpatrzony jak w obrazek, ale nie byłem co do niego przekonany. Laura została jego żoną a mi obiecała przyjaźń, na zawsze, przyjaźń aż po grób.
        Nie mogłem zwlekać na spotkanie z Tośką do następnego dnia. Musiałem się z nią zobaczyć. Pojechałem do jej domu, ale Diana powiedziała, że jeszcze nie wróciła. Pewnie jest z Sebastianem pomyślałem. Postanowiłem na nią zaczekać tak długo jak to możliwe. Chodziłem niespokojnie w jedną i drugą stronę gdy w końcu ją dostrzegłem. Szła w moim kierunku. Ubrana w za dużą zieloną czapkę i ciemny płaszczyk zmierzała w moim kierunku. Wyszedłem jej naprzeciw.
-Wiktor, co ty tu robisz? – spytała zaskoczona patrząc na mnie.
-Tęskniłem za tobą – odpowiedziałem i przytuliłem ją. Nie opierała się, ale nie odwzajemniła uścisku. Nie zraziło mnie to i jeszcze mocniej ją do siebie przytuliłem. Chyba coś zrobiłem nie tak, bo próbowała się wyswobodzić z mojego uścisku więc ją puściłem.
-Przejdziemy się? – zapytałem. W odpowiedzi pokiwała głową. Nie znałem tego osiedla, więc szliśmy przed siebie.
-Gratuluję związku z Sebą – powiedziałem zatrzymując się i patrząc na nią.
-Daj spokój. To nie jest tym na co wygląda – powiedziała nie spoglądając na mnie.
-Nie musisz się przede mną tłumaczyć.
-Ale chcę żebyś wiedział.
-Kochasz Sebę? – spytałem.
-No weź – szturchnęła mnie w ramię, ale nie odpowiedziała. Szliśmy dalej. Mijaliśmy zwykłe, proste domy. Wszystkie były takie same-kwadratowe, z czterema oknami z przodu i takie zwyczajne.
-Jak było w Belgi? – spytała mnie. Zaskoczyło mnie jej pytanie i to, że pamiętała gdzie wyjechałem. Oparłem się o pobliski płot jakiegoś domu i zapatrzyłem się przed siebie.
-Laura wyszła za mąż. Jest szczęśliwa. A jej szczęście to moje szczęście.
-I twoje cierpienie – weszła mi w słowo.
-Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytałem ją.
-Mów co chcesz, rób co chcesz, ale nie ukryjesz tego jak cierpisz. Trzeba być ślepym żeby tego nie dostrzec – mówiła dziewczyna patrząc cały czas na mnie.
-Trzeba być ślepym żeby nie dostrzec jak Sebie na tobie zależy – powiedziałem.
-Aż tak bardzo kochasz tą Laurę? – spytała nie reagując na moje słowa.
-Oddałbym za nią życie gdybym musiał.
-Ona o tym wie?
-Wie.
-Chciałabym ją poznać. Zobaczyć w kim się zakochałeś – spojrzała w niebo a potem uśmiechnęła się do mnie.
-Zakochałem się w tobie.

Diana
Skończyłam z użalaniem się nad sobą. Ile można żyć w rozpaczy, że Arek Wierzbicki potraktował mnie w ten a nie inny sposób? Odpuściłam sobie ryczenie w poduszkę i zebrałam się w sobie by żyć dalej. Bo przecież nie mogłam wiecznie rozpaczać nad swoim losem. Nic by mi to nie dało. Nie chcąc bardziej się pogrążyć w smutku i cierpieniu postanowiłam sobie coś ugotować. Tym czymś oczywiście nie było nic innego jak ryż, który od stycznia jest naszym głównym pożywieniem. No jak kto woli. Powoli zaczynałam czuć się jakbym mieszkała w Chinach czy Japonii gdzie tam jedzenie ryżu jest rzeczą zwyczajną. Przez okno w kuchni dostrzegłam, że Wiktor już nie czeka na Tośkę, ale jego auto nadal stało na chodniku więc pewnie gdzieś poszli.
Wyciągnęłam z szafki ryż, ale oczywiście nie mogłam znaleźć odpowiedniego garnka a byłam zbyt leniwa by pozmywać. Otwarłam szafkę w której zawsze trzymamy garnki i garnuszki. Jako że nie było nic mniejszego, zmuszona byłam wziąć w którym zazwyczaj mama gotuje zupę. Już zamykałam szafkę gdy coś w środku przykuło moją uwagę. Odstawiłam garnek na podłogę i ostrożnie wyciągnęłam z szafki ciemne, metalowe i prostokątne pudełko. Nie było zakurzone, wręcz przeciwnie, było zadbane jakby cały czas ktoś z niego korzystał. Wiedziałam, że muszę otworzyć to pudełko choćbym miała potem umrzeć. Serce waliło mi jak młot, zdenerwowałam się. Usiadłam na podłodze, wzięłam głęboki oddech i podniosłam wieczko. W środku znajdowały się koperty adresowane do mamy. Było ich bardzo dużo, bo kilka z nich wyleciało mi na podłogę gdy otworzyłam pudełko. Wzięłam pierwszą z góry kopertę i otwarłam ją. W środku był list. Coraz bardziej zaczynałam się denerwować. Miałam wrażenie, że serce zaraz mi wyskoczy. Wyjęłam złożony na cztery części list i drżącymi rękoma rozłożyłam go. Ujrzałam koślawe pismo, zapewne męskie. Kartka formatu A4 była zapisana, ale tylko do połowy i to z jednej strony. Niby nic zwykły list, ale gdy zobaczyłam, że jego nadawcą jest mój tata, wiedziałam, że muszę go przeczytać. Nim to jednak zrobiłam spojrzałam na kopertę, chciałam znać przybliżoną datę wysłania tego listu. Data była trochę zamazana, ale rok 2012 czyli ten który mamy teraz wyjaśniał wszystko. Sprawdziłam z jakiego kraju były znaczki- Italia. Nie byłam w stanie teraz o tym myśleć, bo musiałam poznać treść listu.
- „Razem z Cześkiem postanowiliśmy znów wyjechać. Tym razem do Norwegi. Mamy dosyć ciepła. Ile można grzać się w słońcu? Dziękuje po raz kolejny za pieniądze, które nam wysyłasz. Czesiek czasem żartuje, że jego żona na niego szczędzi, ale wiesz jak to on. Mogłabyś jednak coś odłożyć dla siebie lub dać coś dziewczynkom, żeby sobie coś kupiły. Wiem, że żyjecie w biedzie, więc czemu nie weźmiesz nic dla siebie? Wiesz, że się o was martwię. Jeśli nie spłacisz tych długów, co wtedy zrobicie? Poproś Grażynę o pomoc. Nie bądź taka. Chce dla was jak najlepiej, ale nie mogę wrócić, my nie możemy wrócić. To by tylko pogorszyło sprawę. Tęsknię za tobą i dziewczynkami. Tak bardzo mi was brakuje, ciebie i córek. Muszę kończyć bo Czesiek znów popsuł komputer. Ten człowiek naprawdę mnie zaskakuje. Kocham Cię żono i przepraszam za wszystko”
Skończyłam czytać i zalałam się łzami. Byłam tak zła na mamę, że gdyby teraz stanęłam tu przede mną pobiłabym ją, nie zważając na to, że to moja matka.
-Tata żyje, tata żyje, tata żyje... – powtarzałam przez łzy – Dlaczego! Mamo, tato dlaczego?! Dlaczego nam to zrobiliście?! Dlaczego?!

Rozdział dwudziesty siódmy

[EDIT] NOWY POST POJAWI SIĘ W PIĄTEK. PISAŁAM O TYM NA FACEBOOKU I W INFORMACJI Z PRAWEJ STRONY. TAKŻE PROSZĘ, CZYTAJCIE CZASAMI CO TAM PISZĘ.


Tośka
      Nie wierzyłam w to co zobaczyłam. Wpatrywałam się w swoją mamę, która bierze kopertę od matki Seby. Moja mama i jego się znały. To był jakiś koszmar, to nie mogła być prawda. Byłam w szoku. Chciałam tam iść, ale Seba mnie zatrzymał. Błagalnym wzrokiem prosił bym nie szła. Ten jeden jedyny raz go posłuchałam. Wbiłam wzrok w pustą filiżankę po herbacie i milczałam. On też. Żadne z nas nie wiedziało co robić. Nie znałam Sebastiana Wieczorka od tej strony. Był spokojny i co dziwne opanowany mimo całej  tej sytuacji. Moja mama znała panią Wieczorek. Że też wcześniej na to nie wpadłam. Z własnej głupoty odruchowo trzasnęłam się ręką w czoło. To było do przewidzenia. Skoro nasi ojcowie byli dobrymi przyjaciółmi to nasze matki też musiały się znać. Tak musiało być. Tylko czemu ja tego nie pamiętam? Nie pamiętam żadnego spotkania obu kobiet. Byłam dzieckiem to fakt, ale jestem pewna, że takie spotkanie nie miało miejsca. Nigdy. Dopuszczałam kilka możliwości: pierwsza-nie lubiły się i nie przepadały za sobą dlatego się nie przyjaźniły, druga-moja pamięć nie sięga czasów gdy się przyjaźniły. Podświadomie obstawiałam pierwszą opcję, choć nie miałam ku temu żadnych powodów.
-A tobie co? - spytał Seba.
-Idźmy już stąd – poprosiłam go. Pomógł mi założyć kurtkę i wyszliśmy. Cały czas miałam w głowie obraz mojej matki przyjmującej pieniądze od pani Wieczorek. Wsiedliśmy do auta chłopaka i siedzieliśmy w milczeniu.
-Co to do cholery było Tośka? - spytał uderzając rękoma o kierownicę.
-Ale skąd ja mam wiedzieć? Powinnam cię spytać o to samo! - oburzyłam się, że zrzuca całą winę na mnie. Nie odpowiedział. Odjechał spod kawiarenki i po jakimś czasie byliśmy pod moim domem. Przez całą drogę milczeliśmy. Dopiero gdy wysiadłam Seba się odezwał:
-Wiem kto nam pomoże. Pojedziemy tam po jutro po szkole.
-Jasne – odparłam tylko i odeszłam. 
         Poruszałam się jak w jakimś amoku. Natłok myśli rozsadzał mi głowę. Weszłam do domu, zdjęłam kurtkę i buty i poszłam do siebie.
Nie minęło pięć minut jak w moim pokoju zjawiła się zdruzgotana siostra. Usiadła na moim łóżku, obok mnie i zaczęła mówić:
-Arek przyjechał po szkołę. Chciał pogadać, ale ja go zbyłam. A co najlepsze przyjechał pod dom i czekał na mnie. Odprawiłam go z kwitkiem.
I ona mówiła to tak spokojnie? Podziwiałam ją. Była smutna, ale dzielnie się trzymała.
-Tośka... Ja tak naprawdę chciałam mu powiedzieć, żeby został, ale nie mogłam – wyszeptała ocierając oczy, próbując nie płakać.
-Wiem Di. Wiem o tym, ale jest coś co i ty powinnaś wiedzieć – spojrzałam na nią i opowiedziałam jej to samo co mi powiedział Sebastian. O tym jak Jake i Arek muszą ukrywać dziewczyny, z którymi chcą się naprawdę spotykać. Diana była w szoku i nie wiedziała co ma zrobić. Radziłam jej tylko jedno: żeby trzymała się od K4 jak najdalej. Skoro ona mi się zwierzyła ja postanowiłam zrobić to samo.
-Dałam szansę Sebastianowi. Postanowiłam zaryzykować.
-Jesteście parą? - siostra poderwała się z łóżka.
-Jesteś głupia – skarciłam ją – Jasne, że nie jesteśmy parą. Po prostu... No wiesz... My tylko... - nie wiedziałam co powiedzieć. W sumie nic już nie wiedziałam. Nie wyobrażałam sobie siebie i Seby w związku. To w ogóle było możliwe? Dla niego tak, dla mnie nie.
-Tośka i Seba są razem! - wykrzyczała Diana na cały dom. Cieszyła się jak dziecko z cukierka, jakby było z czego.
-Ciekawe czy się będziesz tak cieszyć jak ci powiem kogo widziałam w Cafe Misja – zmieniłam temat, bo Di musiała o tym wiedzieć.
-Mów, mów, mów -usiadła obok mnie z rozradowaną miną.
-Mamę, która brała pieniądze od matki Sebastiana.

Sebastian
        Obudził mnie Marecki stojąc nade mną z budzikiem, który słychać było chyba w całym domu. Rzucałem w niego poduszkami by dał mi spokój, ale był nieugięty. Dźwięk zegarka doprowadzał mnie do szaleństwa. Gdy w końcu podniosłem się z łóżka Marecki wyłączył go, ale w uszach nadal słyszałem to wkurzające ”titititi, titititi, titititit”. Po tym co wczoraj zobaczyłem nie miałem zamiaru iść do szkoły. Musiałem rozprawić się ze staruchą, ale wiedziałem, że ona i tak mi nic nie powie. Zwlokłem się z łóżka, umyłem zęby, ubrałem i zszedłem na śniadanie. Jak zwykle jadłem sam. Odkąd tata zaginął jadalnia zawsze była pusta. Matki więcej nie było niż była,  potem Milena wyjechała a w domu zostałem tylko ja i służba. Na śniadanie nic szczególnego. To co zawsze czyli sałatka ze świeżych owoców, twarożek śniadaniowy, jogurty, rożnego rodzaju płatki śniadaniowe, smażona szynka, smażone jajka, ciepłe mleko i kompot bodajże wiśniowy. Zjadłem tylko sałatkę i wypiłem mleko. Milena od małego kazała mi pić mleko i tak mi już zostało.
      Do szkoły dotarłem na chwilę przed dzwonkiem. Tośka już była. Nie spojrzała na mnie, nie podeszła pogadać. Zresztą kto normalny odważyłby się podejść do lidera K4 i zacząć z nim gadać jak z kumplem? Zaczęły się lekcje. Minęła historia, polski i jeszcze jeden polski. Na matmie usiadłem z Tośką, tak jak zawsze. Zmierzyła mnie wzrokiem, ale milczała. Milion zadań z tego głupiego przedmiotu, których prócz matematycy nikt nie rozumiał. Jake był nadal na mnie wkurzony. Obiecałem sobie, że z nim pogadam, bo nie mogę pozwolić by przez Tośkę nasza paczka się rozpadła. Arka nie było. Nie widziałem go na żadnej przerwie. W końcu tortury matematyczne się skończyły. Dzwonek oznajmił długą przerwę a ja postanowiłem działać. Tośka zawsze wychodziła z klasy ostatnia. Poczekałem na nią.
-Coś z tobą nie tak, Wieczorek? - spytała matematyca wychodząc. Pokręciłem przecząco głową. Westchnęła tylko i odeszła. Gdy Tośka wyszła z klasy złapałem ją za rękę i poszliśmy do stołówki. 
     Opierała się i błagała bym ją puścił ale ja nie mogłem. Gdy weszliśmy do pomieszczenia wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę. Wszyscy zaczęli coś szeptać pomiędzy sobą. Jake siedział tam gdzie zawsze, w loży i spoglądał na wszystko z góry. Tośka zgromiła mnie spojrzeniem a ja się tylko uśmiechnąłem. Wszyscy patrzyli teraz na mnie i na nią.
-Niech każdy w tej szkole zapamięta, że od dziś to moja dziewczyna! - powiedziałem głośno by każdy mnie usłyszał.
-Że co? - Tośka zaczęła się bulwersować.
-To co słyszałaś – odpowiedziałem dumny z siebie i zaprowadziłem ją do naszej loży. Wśród uczniów na dole nadal było słychać pomruki, ale mnie to nie przeszkadzało. Byłem z siebie zadowolony. Zrobiłem to co chciałem. Teraz już nikt nie skrzywdzi Tośki.
-Co to miało być? - spytała Tośka ze złością.
-Wróciłem – usłyszałem nagle znajomy głos. Ja, Tośka i Jake spojrzeliśmy w dół. Na środku stołówki, z szerokim uśmiechem na twarzy stał Wiktor. Zbiegłem z loży by się z nim przywitać. Nie było go zaledwie pięć dni, ale to mój przyjaciel, tęskniłem za nim i za tym jego stoickim spokojem. Tośka i Jake również zbiegli. Nie zważałem na to, że gapi się na nas cała stołówka. Objąłem Tośkę ramieniem dając znać Wiktorowi, że coś nas łączy.
-Widzę, że sporo się zmieniło od mojego wyjazdu – powiedział patrząc to mnie to na dziewczynę.
-Nieprawda – powiedziała Tośka zwinnie wysuwając się z mojego uścisku.
Nastała cisza, która wypełniła chyba każdy zakątek szkoły. Była tylko nasza trójka: ja, Tośka i Wiktor. Zaczęła się wojna, bitwa pomiędzy mną a moim najlepszym przyjacielem.


Milena
       Byłam zaskoczona, że mój brat chce się ze mną spotkać. I to nie w domu. Właściwie miałam już wracać za granicę, ale nie spieszyło mi się tam.  Umówiłam się z Sebą na czternastą w Chimerze ale dochodziła piętnasta a jego nie było. Naprawdę byłam zaskoczona nagłym telefon od brata. Owszem był moim bratem i miał prawo się ze mną spotkać, ale kobieca intuicja podpowiadała mi, że to nie będzie miła i na luzie pogawędka siostry z bratem. Punkt piętnasta drzwi Chimery otwarły się i pojawił się w nich Seba a wraz z nim Tośka. Wyglądali zjawiskowo, jak idealna para. Dziewczyna była trochę przestraszona, ale kto by nie był przebywając z moim bratem. Seba zaś był wściekły. Gorzej, był wkurzony na maksa. Przeżyłam z nim tyle lat, że wiem kiedy jest bardzo zły. Coś się wydarzyło, coś bardzo nieciekawego.
-Spóźniłeś się - powiedziałam i gestem wskazałam Tośce, że może usiąść. Przyjrzałam się jej. Była tak skromną i zwyczajną osobą jakiej nigdy w życiu jeszcze nie widziałam. Miała piękne, rude włosy związane w kucyk. Zielone oczy idealnie do niej pasowały a zaróżowione policzki dodawały jej uroku. Była taka naturalna i prosta, że nie mieściło mi się w głowie iż mój brat zwrócił na nią uwagę. To tak, jakby król wziął sobie biedną, wiejską dziewczynę za żonę. Tośka siedziała cicho nie patrząc ani na mnie ani na Sebę. Ewidentnie coś pomiędzy nimi było nie tak.
-Co było tak pilnego, że chciałeś się spotkać? - spytałam.
-Znasz Teresę Milewską? - padło pytanie z ust brata.
-A powinnam?
-Powinnaś.
Zaczęłam szperać w najdalszych zakamarkach pamięci. I znalazłam. Był ktoś taki.
-Znam, ale możesz mi powiedzieć o co chodzi - dopytywałam się.
-Kim ona była dla mamy? Opowiedz mi wszystko na ten temat - mimo złego nastroju Seba nie wyżywał się na mnie. Mówił stanowczo, ale widać było, że ledwo nad sobą panuje.
-Pamiętam to wszystko jakby to było wczoraj. Tata miał dobrego przyjaciela w banku. Ten człowiek nazywał się Tadeusz Milewski. Miał żonę, Teresę. Ona i nasza matka były najlepszymi przyjaciółkami. Pani Milewska często nas odwiedzała i spotykała się z mamą. Ale któregoś dnia strasznie się pokłóciły. Milewska zarzucała mamie, że to jej wina, że to musi się tak skończyć inaczej ktoś pójdzie za kratki.
-Ale kto?
-Nie wiem Seba. Byłam mała wtedy. Nic nie rozumiałam, ale gdy miałam osiemnaście lat pod groźbą zwolnienia wzięłam Mareckiego na spacer i wyciągnęłam od niego to i owo.
-Czyli co?
Nie odpowiedziałam od razu. Spojrzałam na Tośkę. Wyglądała jakby dostała siarczysty policzek. I nagle zrozumiałam, że Tośka to córka Teresy Milewskiej. Dla mnie to też był szok. Nie mogłam jednak przerwać opowieści.
-Milena, mówże wreszcie - upomniał mnie brat.
-Nie wiem czy powinnam.
-Matka wczoraj dawała tej Milewskiej pieniądze. Muszę... - urwał i spojrzał na dziewczynę - Musimy wiedzieć o co chodzi.
-To było już jak tata zaginął. Marecki powiedział, że mama co miesiąc płaci jakiejś Milewskiej za trzymanie języka za zębami, żeby nic nie wygadała co wie o zniknięciu naszego taty.

Rozdział dwudziesty szósty


Tośka
        Nie wiem co we mnie wstąpiło, że powiedziałam coś takiego. Nie byłam chyba sobą mówiąc to zdanie. Spanikowałam. Z nerwów zaczęłam bawić się włosami by jakoś się uspokoić. Sebastian wpatrywał się w ciemną noc i milczał. Słyszałam tylko jego równomierny oddech. Oparty o samochód, z tą swoją zabójczością wyglądał jak spełnienie marzeń nastolatki, ideał chłopaka.  Miał ładny lewy profil. W ogóle był ładny. Co ja znów wygaduję! Tośka opanuj się – skarciłam się w duchu. Ta cisza powoli mnie dobijała. Nie mogłam nic powiedzieć, bo wyznanie do Seby, na które on nie odpowiedział zablokowało w jakiś sposób moje myśli. Czekałam na jego ruch. Nagle wyciągnął z kurtki jakąś kartkę i mi ją podał. Rozłożyłam ją i omal nie spaliłam się ze wstydu. To był kwitek od komornika, którego szukała mama a który ja zgubiłam będąc u Sebastiana na Morasku.
-Skąd… - chciałam spytać ale przerwał mi.
-Gdy odwoziłem cię do domu wypadło ci to z kurtki. Nie było okazji bym wcześniej ci to oddał – mówił nadal patrząc przed siebie. Lekkie światło latarni oświetlało jego twarz. Nie miał czapki i rękawiczek, ale mróz raczej mu nie dokuczał. Chciałam się odezwać, ale on znów zaczął mówić.
-Jake znalazł to w moim plecaku i chciał to przeczytać przy całej klasie by cię upokorzyć, ale ja nie mogłem na to pozwolić. To dlatego cię pocałowałem. By oszczędzić ci problemów.
-A ja myślałam, że zrobiłeś to, bo ci na mnie zależy – wypaliłam zanim zdążyłam ugryźć się w język. Spojrzał na mnie.
-Nie zrobiłbym tego gdyby mi na tobie nie zależało – powiedział stanowczo. Zatkało mnie. Czyli to była prawda. Naprawdę mu na mnie zależało. To było dla mnie naprawdę dziwne i niezrozumiałe, bo jestem tylko biedaczką z ulicy Żonkilowej. To nie ma sensu, najmniejszego sensu. Skoro to wieczór szczerości postanowiłam mu też coś wyznać. Zaczęłam drapać się w głowę nie wiedząc jak zacząć.
-Chcesz mi pewnie powiedzieć, że rachunek za taksówkę kazałaś wystawić na moje nazwisko – powiedział zaskakując mnie.
-Ajjjj… - poczułam się zmieszana i skrępowana. Czułam się z tym głupio, że tak wykorzystałam, ale z drugiej strony jego na stać – Co tam dla ciebie tez kilka groszy. Pfff… Przynajmniej raz zrobiłeś coś dobrego – powiedziałam.
-Ty! Twierdzisz, że nigdy w życiu nie zrobiłem nic dobrego? – oburzył się jak małe dziecko.
-A zrobiłeś? – spytałam. Rzucił mi gniewne spojrzenie i odszedł kawałek. Nie poszłam za nim. 
Przystanął i spojrzał w zachmurzone niebo z którego zaczął padać śnieg. Małe płatki białego puchu spadały z nieba na jego idealnie ułożone na żel włosy. W tej jednej chwili Seba nie wyglądał jak rozpieszczony bogacz, zepsuty do szpiku kości. Wyglądał jak zwyczajny, normalny chłopak. Jednak to było złudzenie. Ja wiedziałam, aż zbyt dobrze jaki był naprawdę. Z każdym dniem jednak przekonywałam się, że Sebastian ma uczucia, prawdziwe uczucia, które skrywa za maską wrednego i bezczelnego. Był inny, ale tylko wtedy gdy był ze mną. Śnieg padał coraz mocniej. Seba wrócił do mnie i znów oparł się o auto.
-Zależy mi na tobie i dobrze o tym wiesz. Chcę żebyś to wiedziała i była tego świadoma – takiego Sebastiana znałam tylko ja – Nie proszę cię o to byś rzuciła mi się w ramiona, choć nie byłby to zły pomysł, ale chcę żebyś dała mi szansę, żebym mógł ci pokazać, że jestem inny.
Nie zmuszałam go, żeby to mówił. Właściwie nie wiem czemu to powiedział. Ale mówił to z serca. Był szczery. Uwierzyłam w jego słowa, bo wiedziałam, że Sebastian nigdy nie rzuca słów na wiatr. Stałam oparta o jego citroena i próbowałam poukładać myśli. Stałam bardzo blisko niego. Dotykaliśmy się ramionami. Nie przeszkadzało mi to jakoś. W mojej głowie była tylko jedna odpowiedź.
-Chyba nic mi się nie stanie jak ten jeden raz ci ulegnę? – spytałam uśmiechając się pod nosem.
-Nie ma takiej możliwości – powiedział. Objął mnie ramieniem i przytulił. Poczułam się bezpieczna jak wtedy gdy przytulił mnie przed szkołą. Nie miałam nic do stracenia zgadzając się na coś takiego. Gdzieś tam w środku mi też zaczynało zależeć na Sebastianie. Uczucie do Wiktora jednak nie znikło, ale można powiedzieć, że zaczęłam na nim panować, uśpiłam je, by móc spokojnie dać szansę Sebastianowi.

Sebastian
      Tośka dała mi szansę. Cieszyło mnie to i nie potrafiłem przestać się uśmiechać. Objąłem ją ramieniem i wpatrywaliśmy się w padający śnieg. Czułem się jakoś dziwnie, jak nigdy. Milena nazwałaby  to miłością. Ale czym była miłość? Nie wiem, nie miałem pojęcia na temat miłości. Nic na ten temat nie wiedziałem. Jednak wiedziałem, że zależy mi na Tośce.
-Jedziemy? – spytała.
-Gdzie?
-Nnnie wiem – odpowiedziała i wzruszyła ramionami. Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy. Nie miałem pojęcia gdzie jechać, bo w taką pogodę ciężko było cokolwiek wymyślić.       
Trochę zmarzliśmy więc pomyślałem, że pojedziemy do jakieś kawiarni by wypić coś ciepłego. Tośka nie miała nic przeciwko. Zabrałem ją do Cafe Misja. Jak zawsze była oczarowana. Nie bywała w takich miejscach, ale czasami irytowało mnie jej zachowanie, bo ile można zachwycać się luksusem gdy spędza się w nim całe życie. Zamówiliśmy ciepłą herbatę i usiedliśmy przy stoliku. Lubiłem to miejsce bo było ciche i spokojne. W tle leciała spokojna muzyka, przy stolikach siedzieli ludzie, kelnerzy i kelnerki przyjmowali i przynosili zamówienia.
-Ładnie tu – powiedziała Tośka rozglądając się dookoła.
-Gdzie byśmy nie poszli zawsze mówisz, że jest ładnie – odparłem jej – Masz ubogie słownictwo. Jako moja dziewczyna powinnaś być mądrzejsza.
-Dziewczyna? Mądrzejsza? Kpisz sobie? – oburzyła się – Mądry się odezwał – powiedziała do siebie ale ja i tak usłyszałem – Nie jestem głupsza od ciebie – powiedziała stanowczo. Kelnerka przyniosła naszą herbatę, uśmiechnęła się miło i odeszła.
-A jesteś mądrzejsza? – podpuszczałem ją.
-Tak – uniosła się dumnie. Uśmiechnąłem się. Naprawdę lubiłem się z nią sprzeczać. Nazwałem ją swoją dziewczyną i miałem zamiar tak ją traktować.
-Seba czemu wy tacy jesteście? – spytała popijając ciepłą herbatę.
-Niby jacy?
-Tacy jak Arek – odpowiedziała.
-To nie jest takie proste jak myślisz – powiedziałem.
-To jakie jest? Diana cierpi. A ja naprawdę chce skopać Arkowi tyłek za to co jej zrobił. Ostrzegam cię.
-Przed czym?
-Jeśli potraktujesz mnie podobnie Diana cię chyba zabije.
-Pfff… Nie boję się jej – powiedziałem. Co mogła mi zrobić kopia Tośki?
-Więc jak to jest? – wróciła do tematu.
-Musimy się umawiać z bogatymi dziewczynami. Z takimi, które mają zamożnych rodziców, którzy są z podobnej branży. Nie mamy wpływu na to kim będzie nasza żona, czy ją kochamy czy nie. Jest bogata i ładna, tylko to się liczy – zrobiłem łyk i odczekałem chwilę by moje słowa dotarły do Tośki – Tak było z Mileną. Została wydana za mąż za bogatego, starszego od niej biznesmena, którego nie kochała i do tej pory pewnie nie kocha.
-To okropne.
-Nie dla mojej matki. Dla niej nie ma miłości. Ona jest potworem. Zrobi wszystko by postawić na swoim.
-Odbiegasz od tematu – przypomniała mi Tośka.
- Rodzice Arka zaplanowali mu już całe życie. Wybrali mu już uniwersytet na którym będzie studiował i kierunek studiów. Wybrali mu już nawet żonę – utkwiłem spojrzenie w Tośce. Była zszokowana moim wyznaniem – Nie zna jej bo mieszka w Paryżu. On i Jake mają dziwne sposoby na życie.
-Nie rozumiem.
-Arek i Jake spotykają się z kim chcą, nie bacząc na pochodzenie. Owszem dziewczyny są zamożne, ale rzadko która z nich odpowiada wymaganiom ich rodziców. Nie byli w żadnym poważnym związku, bo zawsze rodzice się o wszystkim dowiadywali i odsyłali kandydatkę z kwitkiem. W przypadku Jake’a robiła to jego babcia – Tośka słuchała tego wszystkiego w milczeniu. Wiem, że to ją przerastało, ale mówiłem dalej – Pewnego razu Jake umawiał się z córką hodowcy kwiatów. Jego babcia wpadła w szał gdy się o tym dowiedziała. Odesłała go do USA, ale rodzice go tam nie chcieli, bo woleli by skończył szkołę tu w Polsce i przysłali go z powrotem. Od tej pory Jake jest inny i nie ma stałej partnerki. Zabawia się dziewczynami.
-Świnia – wymamrotała Tośka – No ale co z Arkiem? Czemu tak potraktował moją siostrę?
-Wtedy, gdy wyszedł z sali kinowej spotkał znajomych swoich rodziców z dwiema córkami. Nie mógł już wrócić do Diany. Gdyby to zrobił, było by jeszcze gorzej niż teraz. On to zrobił by ją ochronić, Tośka. Zrobiłbym to samo na jego miejscu.
-Udawałbyś, że mnie nie znasz?
-Jeśli to miałoby cię ochronić przed moją matką, to tak – spojrzałem na nią. Chyba podałem jej za dużo informacji, bo była w lekkim szoku słuchając tego wszystkiego.
-A skąd wiesz, że twoja matka też ci już nie wybrała żony?
-Wiem, że wybrała mi żonę – powiedziałem. Tośka zakrztusiła się herbatą – Nie znam jej i nie mam zamiaru się z nią żenić. Matka nie zrujnuje mi życia jak Milenie.
Tośka nie odpowiedziała. Wpatrywała się w dwie starsze kobiety siedzące przy stoliku przy drzwiach. Spojrzałem tam gdzie ona i omal nie spadłem z krzesła gdy zobaczyłem tam staruchę.
-To niemożliwe – powiedzieliśmy równocześnie i spojrzeliśmy na siebie.
-Znasz tą drugą kobietę? – spytałem zszokowaną Tośkę.
-To…moja mama – wydusiła z siebie.
- I moja – powiedziałem. Tośka spojrzała na mnie i w mgnieniu oka poderwała się z miejsca. Chciała do nich pójść, ale złapałem ją za rękę.
-Nie idź… Proszę – oburzyła się na mnie, ale usiadła. Wpatrywaliśmy się w stolik gdzie siedziała moja matka i mama Tośki. To co oboje zobaczyliśmy wprawiło nas w osłupienie. Moja matka dawała matce Tośki kopertę, kopertę z pieniędzmi.

Rozdział dwudziesty piąty


Diana znajduje informację, że ojciec został posądzony o kradzież; Arek zaprasza dziewczynę do kina; Wieczorem Diana wraca zapłakana.Okazuje się, że Arek zostawił ją samą w kinie dla jakiś dziewczyn, którym powiedział, że nie zna dziewczyny. Diana jest załamana; Tośka poznaje Milenę a tuż przed lekcjami Sebastian ją przytula.

Sebastian
      Jej drobne ciało w moich ramionach. Nie protestowała, nie wyrywała się, nie złościła. Trzymałem ją w mocnym uścisku, którego ona jednak nie odwzajemniła. Nie zrobiła tego co ja, nie przytuliła mnie, ale dla mnie było najważniejsze, że ja miałem ją blisko siebie. Tylko to się  liczyło. Miałem wrażenie, że minęły wieki jak stoimy przy tylnym wejściu do szkoły. Nie chciałem jej puścić, ale ona była sprytniejsza i sama się wymknęła. Nie spojrzała na mnie. Podniosła plecak i chciała wejść do szkoły, ale znów ją zatrzymałem.
-I tak nie zdążysz na pierwszą lekcję – powiedziałem. Rzuciła mi badawcze spojrzenie po czym złapała moją prawą rękę na której miałem zegarek i lekko podciągnęła rękaw od kurtki. Spojrzała na zegarek a potem na mnie.
-Minęło dopiero piętnaście minut. Zdążę – powiedziała. Nie puściłem jej – Seba – zacisnęła zęby – Proszę puść mnie.
-Ale obiecaj mi coś  - zaproponowałem a ona tylko zmierzyła mnie wzrokiem.
-Mów – wymamrotała po nosem.
-Pozwolisz się zabrać na łyżwy po szkole.
-Hahahahaha!
Nie wiem co ją tak rozśmieszyło, ale nie podobało mi się to. Rzuciłem jej groźne spojrzenie, które zignorowała.
-Ty, co z tobą? – szarpnąłem ją za rękę. Momentalnie się uspokoiła.
-Zabronisz mi się śmiać? – uniosła dumnie głowę by sprawiać wrażenie odważnej.
-Jeśli śmiałaś się ze mnie, to tak, zabraniam ci się śmiać – odpowiedziałem.
-Haahahahahahahahahaha! – znów zaczęła się śmiać, tym razem głośniej niż przedtem. Rozzłościło mnie to, bo ewidentnie śmiała się ze mnie. Puściłem ją za rękę i odszedłem.
-Aaaaaj, co za dziewczyna – mamrotałem pod nosem. Wszedłem do szkoły i udałem się na trzecie piętro, na lekcję matematyki. Już miałem wejść do klasy gdy usłyszałem głos Tośki:
-Jak się wywalisz na łyżwach zrobisz co ci będę kazała – dumnie weszła do klasy zostawiając mnie z zaskoczoną miną.
     Przez cały dzień Tośka zachowywała się tak jak zawsze. Cicha, skromna, nieśmiała i odważna. Nie mogłem zdradzić, że coś do niej czuję choć na długiej przerwie w stołówce uważnie ją obserwowałem. Siedziała tradycyjnie sama, jadła kanapkę i popijała niezmiennie od początku roku ten sam sok. Zaskoczyłem samego siebie, że to wiem i nie potrafiłem tego logiczne wyjaśnić. Działo się ze mną coś dziwnego, coś czego nigdy nie czułem. Obok mnie w stołówce siedzieli Arek i Jake. Do tego pierwszego nie odezwałem się ani słowem, z Jake'em siedziałem w jednej ławce, więc czasem miałem aż nadto jego towarzystwa. Zabrzmiał dzwonek na lekcje. Jeszcze tylko fizyka i polski i zostanę sam na sam z Tosią. Zabiorę ją na łyżwy i razem spędzimy czas. Jako że nie byłem zwolennikiem fizyki usiadłem w ostatniej ławce i zastanawiałem się nad słowami dziewczyny” zrobisz, co ci będę kazała”. Pfff… Naprawdę myślała, że może mi rozkazywać. Na za dużo sobie pozwalała. Jake cały czas się kręcił aż w końcu zobaczyłem jak zagląda mi do plecaka i coś z niego wyjmuje. W pierwszej chwili nie wiedziałem co to, ale on zaczął czytać po cichu:
-„Wzywamy do zapłaty….” – nie skończył bo wyrwałem mu kartkę z ręki. Spojrzał na mnie z pod byka.
-Co to jest? Płacisz za tą biedaczkę? – oparł się na krzesełku, skrzyżował ręce na piersiach.
-Nic ci do tego – warknąłem.
-Seba – nachylił się ku mnie  - Bądź ze mną szczery, to tylko zabawka, tak? – spytał oczekując twierdzącej odpowiedzi.
-Nie powinno cię to obchodzić – powiedziałem stanowczo dając mu do zrozumienia, żeby przestał.
-Nie? – uniósł brew – No to patrz – powiedział i gwałtownym ruchem wyrwał mi kwitek z ręki. Próbowałem mu go odebrać, ale był silniejszy. Podszedł do pustej ławki i stanął na niej.
-Potocki, nie igraj ze mną! – ostrzegała fizyca, ale nic mu nie mogła zrobić. W szkole byliśmy bez karni. Nauczyciele bali się nas, nie my nauczycieli. Oczy całej klasy zwrócone były teraz na Jake’a.  Byłem bezradny. Po raz pierwszy w życiu nie mogłem nic zrobić. Nie mogłem pozwolić, by cała klasa a potem szkoła dowiedziała się o problemach Tośki. Jake zaczął czytać. Spojrzałem na Tośkę. Wiedziała co się święci. Nie mogłem do tego dopuścić, i tak ma dość problemów na głowie. Jake czytał kwitek ale nie powiedział jeszcze kogo on dotyczy. Utkwiłem spojrzenie w Tośce i skierowałem się w jej kierunku. Nikt nie zwracał na mnie uwagi dopóki nie podszedłem bliżej dziewczyny  i nie złożyłem na jej ustach lekkiego pocałunku.

Diana
       Zapomnieć o Arku, nie myśleć o Arku. Zapomnieć o Arku, nie myśleć o Arku. Im bardziej wbijałam to sobie do głowy, tym bardziej nie mogłam przestać o nim myśleć. Jakiś obłęd. Znam go od piątku a już na niego lecę. Fajnie, nie? Normalnie super życie. Podstawy hotelarstwa były koszmarem, przynajmniej dziś. W ogóle dzisiejszy dzień był koszmarem. Najpierw zaspałam w wyniku czego spóźniłam się na sprawdzian z matematyki. A to jeszcze nie koniec. Zanim wrócę do domu pewnie spotka mnie coś, czego bym w ogóle nie chciała. 
      Z wielką radością opuszczałam budynek szkoły. Zakładając kurtkę w szatni spostrzegłam na parkingu dobrze znanego mi citroena. Zamarłam, bo to było auto Arka. On był akurat ostatnią osobą, którą bym chciała spotkać. Skreśliłam go w chwili gdy powiedział, że mnie nie zna. Dziś rano postanowiłam wymazać go ze swojego życia. Zranił mnie raz, nie pozwolę na to więcej. Ironią w tym wszystkim było to, że tylne wyjście ze szkoły nie było dostępne dla uczniów. Chciałam czy nie musiałam przejść obok parkingu na którym stało auto Arka. Zacisnęłam wargi i z uśmiechem na twarzy wyszłam ze szkoły. Normalnie skręciłabym w lewo, liczyłam jednak, że może jakoś zgubię Arka więc poszłam prosto. Nie minęło kilka chwil a usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi od auta. Pragnęłam się obrócić, ale nie zrobiłam tego. Szłam przed siebie gdy ktoś zagrodził mi drogę. Wiedziałam, że to on. Poczułam ten charakterystyczny zapach jego obłędnych perfum. Chciałam go ominąć ale nie pozwolił mi. Łzy zaczęły mi się cisnąć do oczu. Nie spojrzałam na niego.
-Odejdź, proszę – wyszeptałam.
-Nie mogę. Muszę z tobą porozmawiać – jego ciepły głos jeszcze bardziej doprowadzał mnie do łez. Zachowywałam się jak idiotka, jakby mnie i Arka łączyła głęboka i prawdziwa miłość, ale przecież tak nie było, więc czemu? Czemu chciało mi się ryczeć? Bo jeszcze nikt nigdy w życiu mnie tak nie upokorzył i nie potraktował. To był jedyny powód dla którego chciało mi się chciało płakać.
-Nie chcę cię słuchać. Arek proszę, zostaw mnie w spokoju – błagałam go próbując opanować łzy.
-Diana nie mogę. Wysłuchaj mnie – nalegał ale ja nie potrafiłam mu ulec.
-Po co to było to wszystko? Po co była studniówka i te wszystkie miłe słówka, no po co? – po moim policzku spłynęła łza a za nią kolejna – Nie potrzebuję twojej litości. Nic od ciebie nie potrzebuję!
-Diana… - wyszeptał tylko. Moje imię w jego ustach zmiękczyło moje serce i już miałam się poddać, ale przypomniałam sobie co mi zrobił. Wróciło logiczne myślenie.
-Nie Arek. Ty masz swoje życie, ja mam swoje. Nie mieliśmy prawa się poznać. Wracaj do swojego życia – powiedziałam spokojnym, opanowanym ale i stanowczym głosem. Odeszłam. Nie poszedł za mną. Słyszałam jak odjeżdża z piskiem opon. 
     Szłam przed siebie patrząc pod nogi. Nie wiem jakim cudem dotarłam na Grunwaldzką, ale nogi chyba mnie same prowadziły. Nie spieszyło mi się do domu. Spotkanie z Arkiem wyssało ze mnie resztki życia, które miałam zarezerwowane na ten dzień.
Dotarłam do skrzyżowania z Żonkilową i gwałtownie się zatrzymałam. Auto Arka stało pod domem a on chodził w jedną i w drugą stronę. Przylgnęłam do płotu i obserwowałam go. Nie miał czapki ani rękawiczek. Za to miał ten sam szalik i ten sam płaszcz w którym pierwszy raz go ujrzałam. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Nie wiedziałam co zrobić. Chciałam wrócić do domu i tam zostać ale najpierw czekało mnie spotkanie z nim. Zebrałam w sobie resztki sił i skierowałam się w stronę domu. Postanowiłam, że potraktuje Arka jak powietrze, jakby go tu nie było. Taki miałam zamiar, ale jak zwykle wyszło inaczej. Zagrodził mi drogę, ujął moją twarz w swoje ręcę i spojrzał mi w oczy. Nie chciałam patrzeć na jego twarz więc odsunęłam jego rękę i opuściłam głowę w dół.
-Wysłuchaj mnie, Diano. Proszę cię – w jego głosie słyszałam smutek i prośbę bym dała mu się wytłumaczyć. Nie mogłam, nie potrafiłam.
-Arek…- zaczęłam,ale nie wiedziałam co powiedzieć. Ku mojemu zaskoczeniu słowa same popłynęły z moich ust – Ja nie jestem dla ciebie. Zostaw mnie. Spieprzyłeś to, ale najwyraźniej o to ci chodziło. Dziękuje za miłe chwile i nie przyjeżdżaj tu więcej.
Spojrzałam na niego. Moje słowa go zaskoczyły. Stał jak porażony piorunem i nie wiedział co zrobić. Nie obchodziło mnie to. Otwarłam uliczkę i weszłam na podwórko zalewając się łzami.

Tośka
       Sebastian Wieczorek mnie przytulił. Sebastian Wieczorek mnie pocałował. Siedziałam na ławeczce i  czekałam aż przyniesie dla mnie łyżwy. To była jakaś niemożliwa sytuacja, która zdarzyła się tak szybko, że nie potrafiłam zareagować. Jake zaczął coś odwalać na fizyce. Stanął na ławce i zaczął czytać coś z jakiejś kartki. Na początku nie zorientowałam się o co chodzi bo nagle spostrzegłam Sebę idącego w moim kierunku. Sekundę później jego miękkie wargi dotknęły moich ust. Byłam oszołomiona i nie potrafiłam nic zrobić, jednak nie odwzajemniłam pocałunku. Wszyscy w klasie wydali pomruki a dziewczyny zaczęły piszczeć i krzyczeć z zazdrości. To nie miało sensu. Byłam  tak zdezorientowana, że resztę pamiętam jak przez mgłę. Przypomniałam sobie, że Jake wkurzony wyszedł z sali, Seba złapał mnie za rękę, wziął mój i swój plecak i również wyszliśmy z klasy. Nie widziałam sensu w pozostaniu w szkole.  Wsiedliśmy do jego auta i przyjechaliśmy tutaj, na lodowisko.
         W głowie miałam cały czas obraz pocałunku. Nie potrafiłam wymazać z głowy tego obrazu, tego się nie dało zrobić. To było nierealne, niemożliwe. Tak samo nierealny i niemożliwy był pocałunek chłopaka. To nie powinno się było wydarzyć. Nie w szkole, nie przy tych ludziach. A jednak jakaś cząstka mnie radowała się na myśl o tym wspomnieniu. Uśmiechnęłam się do siebie. Targały mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciałbym zapaść się pod ziemię i nie pojawić się jutro w szkole, ale z drugiej coś mnie przyciągało do Sebastiana. Nie zależało mi na jego forsie bo powoli odkrywałam jego drugą, lepszą stronę.
-Masz – usłyszałam jego głos, który wyrwał mnie z zamyślenia. Podał mi białe łyżwy z czarnymi sznurówkami.
-Dzięki. Pamiętasz o umowie?  - spytałam biorąc łyżwy i zakładając j na nogi.
-Jaka umowa? O czym ty znowu gadasz? – oburzył się i spojrzał na mnie.
-Mówiłam ci, że jak się wywalisz to zrobisz co ci będę kazała – odpowiedziałam wiążąc drugą łyżwę.
-Ty! – Seba zapomniał, że ma łyżwy na nogach bo gwałtownie się poderwał, zachwiał, stracił równowagę i upadł na tyłek. Wybuchłam śmiechem. Nie mogłam się opanować. Patrzył na mnie groźnym wzrokiem, że przez chwilę się go bałam. Dumnie wstałam z ławeczki i spojrzała na niego.
-Cóż, widzę, że wygrałam naszą umowę – powiedziałam i poszłam na lodowisko zostawiając go samego.
-Ty! – usłyszałam jego głos – Gdzie idziesz? Masz mi pomóc! – krzyczał za mną, ale ja nie zareagowałam. Śmiałam się z niego jeszcze długo po tym jak weszłam na lód. Byłam już na lodowisku, więc umiałam trochę jeździć. Nie jak mistrz ale przynajmniej się nie wywalałam. Okrążyłam lodowisko ze trzy razy w koło nim Sebastian do mnie dołączył. Podjechałam do niego i z trudem powstrzymywałam śmiech. Chłopak rzucił mi groźne spojrzenie i odjechał. Czekałam aż Seba upadnie,  ale nic takiego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie. Wszyscy gapili się na niego jak na gwiazdę. Robił piruety, skoki i mnóstwo innych figur, które zapierały dech w piersiach. Nie potrafiłam ukryć swojego zdziwienia. Nie wiedziałam, że Sebastian Wieczorek potrafi takie rzeczy. Ludzie zrobili mu miejsce na środku a on dalej robił swoje. Oniemiałam z wrażenia. Gdy skończył ukłonił się a wszyscy zaczęli mu bić brawo, ja też.  
          Koło osiemnastej wyszliśmy z lodowiska. Byłam pod wrażeniem jego umiejętności. Już wsiadłam do auta gdy Seba zablokował mi drzwi.
-Przegrałaś zakład – powiedział dumnie.
-Tylko dlatego, że nie wiedziałam, iż potrafisz takie rzeczy – odpowiedziałam mu krzyżując ręce na piersiach.
-Uczyłem się tego od dziecka, ale przerwałem gdy zacząłem naukę w liceum – oparł się o auto.
-Dlaczego? – spytałam.
-Przez matkę, która postanowiła, że zostanę dziedzicem firmy – mówił spokojnie i patrzył w dal.
Milczeliśmy przez chwilę. Oparłam się o auto Seby i gapiłam się w mrok.
-Dziękuje – wypowiedziałam te słowa sama z siebie, nawet nie wiedziałam kiedy.
-Za co? -spytał z udawaną ciekawością.
-Za to że jesteś – powiedziałam zaskakując samą siebie .

Rozdział dwudziesty czwarty


Diana
       To był najgorszy koszmar jaki kiedykolwiek mnie spotkał. Arek Wierzbicki to świnia, dupek i palant. Dziś przekonałam się o tym aż za bardzo. Bo który normalny facet tak traktuje dziewczynę? Och przepraszam. On nie był normalny. On należał do K4 a tam nikt nie był normalny. Tośka miała racje mówiąc mi, że oni są tacy sami. Ostrzegała mnie, bo chciała mi oszczędzić cierpienia, chciała mi oszczędzić bólu i tego jak się teraz czuje choć chciałbym nic nie czuć. Potraktowano mnie jak śmiecia, jak zabawkę, którą można wyrzucić gdy się zepsuła. A więc leżę  teraz na łóżku, próbuje nie płakać i wbić sobie do głowy że Arek nie jest wart moich uczuć. Prawda jednak jest taka, że ja go polubiłam, bardzo polubiłam, nie pokochałam ale polubiłam to jest różnica. Lubiłam to jak się śmieje i jak na mnie patrzy. Podobało mi się to, jak się ubiera i jak nie chwalili się swoimi pieniędzmi. Przez krótką chwile myślałam, że pomiędzy nami coś może być. Głupia, naiwna ja. Jak taki ktoś jak on może zadawać się z najniższą klasa społeczną? Byłam jego zabawką na studniówkę, na chwilę, nikim więcej.
- Nie dam się Tośka- powiedziałam do siostry a ona posłała mi leciutki uśmiech. Jej też nie było łatwo. Podzieliła swoje serce na miłość do dwóch facetów, do dwóch bogaczy z K4. Była w gorszej sytuacji niż ja. Współczułam jej, bo musiała czuć się okropnie a na dodatek nie potrafiła nic z tym zrobić.  Położyła się obok mnie i wpatrywałyśmy się w sufit nic przez chwilę nie mówiąc. W końcu jednak siostra się odezwała:
-Zastanawiam się czy nie dać Sebastianowi szansy – poderwałam się gwałtownie z łóżka nie wierząc w to co usłyszałam.
-Czyli jeszcze nie podjęłaś decyzji? – spytałam
-Myślisz, że to takie łatwe? – oburzyła się na mnie.
-A co zrobisz jak wróci Wiktor?
-A skąd mam wiedzieć?! – zły humor udzielił się chyba także jej.
-Jak chcesz. Idę się wykąpać – powiedziałam. Zabrałam piżamę i poszłam do łazienki. Zastałam tam mamę, która się szykowała na nocną zmianę do pracy.
-Zaraz wychodzę – powiedziała czesząc włosy. Mama miała ładne i długie bo aż do pasa włosy. Usiadłam na brzegu wanny i spoglądałam w jej odbicie w lusterku. Na jej twarzy zaczęły pojawiać się już pierwsze zmarszczki  a pod oczami worki. Mama się zapracowywała. Od rana do nocy. Czasami nawet nie wracała do domu. A wszystko po to, byśmy miały za co żyć. A wszystko przez to, że tata nas zostawił. Zaczynałam coraz bardziej rozumieć sprawę  jego zniknięcia. Nadal nie znałam powodu ale przynajmniej teraz będę miała czas się tym zająć.
-A tobie co się stało? – spytała mnie nagle mama patrząc na mnie z zaciekawieniem.
-Ale że co? – spytałam nie wiedząc o co chodzi.
-Wyglądasz okropnie – powiedziała. Spojrzałam na nią nie wiedząc o co chodzi. Podeszłam do lusterka i spojrzałam w swoje odbicie. Wiedziałam o co chodziło mamie. Wyglądałam potwornie, gdyż cały tusz do rzęs i cień do powiek rozmazały się w pod wpływem łez. Mama podała mi chusteczki do demakijażu i po chwili wyglądałam już w miarę normalnie. Tylko oczy miałam czerwone, od płaczu.
-Czemu płakałaś? – spytała mama troskliwym głosem podchodząc do mnie od tyłu i kładąc mi dłonie na ramionach.
-Nie, to nic takiego. – odpowiedziałam.
-Chodzi o tatę? – spytała. Obróciłam się i spojrzałam jej w oczy. Jej ciemnozielone tęczówki zaczęły się szklić. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Słowa ugrzęzły mi w gardle. Skinęłam głową, by mama wiedziała, że tak, że chodzi o tatę. Przytuliła mnie. Tak bardzo mi jej brakowało. Brakowało mi jej rodzicielskiego uścisku i nawet głupiego ”będzie dobrze”. Tęskniłam za mamą, bo ostatnio bardzo się zmieniła. Nie była już tą samą mamą, jaką była rok temu. Była jakaś inna, niespokojna i bardziej tajemnicza, jakby nie była moją mamą, jakby była kimś innym.

Sebastian
       W poniedziałek rano obudziła mnie jedna ze służących. Wściekłem się i natychmiast ją zwolniłem. Nikt nie ma prawa mnie budzić. Wstaję kiedy chcę i chodzę spać też kiedy chcę. Kobieta błagała mnie bym jej nie zwalniał ale nie uległem jej. Niech wie, że ze mną się tak nie postępuje. Nie było mi spieszno do szkoły ale w podświadomości wiedziałem, że starucha mnie zabije-dosłownie- jeśli dowie się, że jej synek i dziedzic wielkiej firmy nie zdał matury. W sumie to był by dobry sposób, żeby ją upokorzyć i pokazać jaka jest naprawdę. Udaje kochaną i dobroduszną a tak naprawdę potrafi zmieszać człowieka z błotem i doprowadzić do jego śmierci. Nigdy jej się to nie zdarzyło ale taka jest prawda. Okrutna jędza, która myśli tylko o sobie i firmie.
     Po tym jak wygoniłem służącą udałem się do łazienki. Umyłem twarz, zęby i ubrałem się. Włosy starannie ułożyłem na żel. Dodawało mi to uroku. Byłem przystojny i wiedziałem o tym. Dziewczyny leciały na mnie i moją kasę ale na żadną z nich nigdy nie spojrzałem z uczuciem. Tylko ona jedna oparła się mojemu urokowi. Tylko Tośka nie należała do kręgu osób wielbiących mnie i oddających mi szacunek. Wkurzało mnie to a jednocześnie podobało mi się.
        Wróciłem do swojego pokoju gdzie zastałem Jake’a. Nie było to dla mnie zaskoczenie bo każdy z nich mógł przychodzić do mnie kiedy chciał. Czuli się tu jak u siebie a ja nie miałem nic przeciwko. Zaskoczyło mnie tylko to, że był tutaj tak wcześnie.
-Tobie się coś nie pomieszało? – spytałem zakładając buty.
-Nie. Musimy pogadać – powiedział stojąc nade mną.
-Mów.
-Arek pokłócił się z Dianą – usłyszałem z ust przyjaciela. Przestałem wiązać buty i przez kilka sekund nie wiedziałem co zrobić. Po chwili jednak wróciłem do wiązania butów jakby to, co mi powiedział Jake wcale mnie nie ruszyło.
-Myślisz, że mnie to obchodzi? – spytałem ostro. Wyszliśmy z mojego pokoju i zeszliśmy do jadalni. Na stole stały najrozmaitsze potrawy a obok niego kilku służących gotowych podawać jedzenie. Usiedliśmy i poczekaliśmy aż służba nam nałoży jedzenie. Potem odesłałem ich do kuchni. Nie byłem na tyle głupi, żeby sobie nie umieć nalać soku.
-Arek zabrał wczoraj Dianę do kina – zaczął mówić Jake – Arek mówił, że wyszedł na chwilę do łazienki a gdy chciał wrócić do Diany spotkał znajomych swoich rodziców z dwoma córkami.
-Po co mi to mówisz? – spytałem patrząc na niego spod talerza.
-Po jakimś czasie Diana wyszła z kina i zobaczyła go z tymi dziewczynami. Podeszła do niego a Arek jej powiedział, że jej nie zna i nigdy nie chciałby poznać – Jake zignorował moje pytanie.
Uderzyłem pięścią w stół bo teraz wszystko się jeszcze bardziej skomplikuje. Tośka nie będzie chciała się ze mną widywać, ze względu na siostrę.
-Skopie mu tyłek! – powiedziałem wkurzony. Gwałtownie odsunąłem krzesło i odeszłem od stołu.
-Wiesz czemu to zrobił! – uniósł się Jake zatrzymując mnie w holu.
Patrzyłem na niego a złość na Arka coraz bardziej we mnie wzrastała.
-Wiesz co by było! – znów się uniósł czym jeszcze bardziej mnie wkurzył. Nic nie mówiąc wyszedłem z domu i wsiadłem do auta. 
        Nie odjechałem od razu. Musiałem się uspokoić. Kłótnia Arka i Diany może zepsuć stosunki pomiędzy mną a Tośką. Wiedziałem co Jake miał na myśli mówiąc, że wiem co by było. Wiedziałem to aż zbyt dobrze. On i Jake stosowali taką dziwną taktykę by ukryć przed rodzicami z kim się spotykają. Chociaż rodzice Jake’a nie przyjeżdżali do Polski to i tak byli na bieżąco ze wszystkimi informacjami o synu. Jego babcia zresztą nieźle płaciła wielu ludziom by szpiegowali chłopaka. Tak więc on i Arek musieli uważać z kim się spotykali. Nie daj Boże gdyby zaczęli spotykać się kimś niezamożnym i nieznanym w ich świecie. Jake już raz wpadł. Umawiał się z jedną panną, która była córką hodowcy kwiatów. Gdy babcia się o tym dowiedziała wygoniła go z powrotem do Stanów ale rodzicie nie chcieli by zostawiał  szkołę więc wrócił i od tej pory własna babcia go szpieguje. Zrozumiałem zachowanie Arka. Musiał się tak zachować. Musiał się obronić. Zranił Dianę ale nie miał wyjścia. Zachował się jak dupek ale rozumiałem go. Wiedziałem bowiem, że my bogacze, wyższa sfera mamy określone zasady, którym trzeba się podporządkować albo nie.
        Odpaliłem auto i już miałem odjechać gdy niepodziewanie zjawiła się Milena i jak gdyby nigdy nic wsiadła do mojego auta.  Jej zachowanie mnie zaskoczyło bo miała własne auto.
-Jeśli chcesz zyskać zaufanie Tośki to spraw by Arek pogodził się z Dianą – powiedziała zapinając pasy – Ruszaj bo się spóźnimy.
-Jak to spóźnimy? – byłem oszołomiony.
-Jadę z tobą do szkoły. Czy to źle? – zapytała z uśmiechem.
-Co ty sobie myślisz? – zgromiłem ją spojrzeniem a ona tylko wybuchła radosnym śmiechem. Dawno nie słyszałem jej śmiechu. Odkąd wyszła za mąż z przymusu rzadko się uśmiechała choć miała piękny uśmiech. W dzieciństwie jej radosny śmiech roznosił się po całym domu. Mareckiemu zawsze się podobał śmiech Mileny, mi zresztą też. Jechaliśmy do szkoły w milczeniu. Może siostra miała rację, może jeśli pomogę Di i Arkowi zapunktuje u Tośki i zmieni o mnie zdanie. Gdy dojechaliśmy pod szkołę szybko zorientowałem się, że coś jest nie tak. Zobaczyłem Tośkę, która wyrywa się z uścisku Jake’a i Arka, który z założonymi rękoma stoi oparty o ścianę. Zaczęła się wojna,więc pora, żebym wkroczył na pole bitwy.

Tośka
          Jake mocno mnie trzymał ale ja się wyrywałam. Chciałam skopać Arkowi tyłek za skrzywdzenie mojej siostry ale chłopak skutecznie mi to uniemożliwiał.
-Jake puść mnie do cholery! – krzyczałam.
-Nie mogę bo go zabijesz – powiedział z udawana powagą. Tak naprawdę jego bawiła cała ta sytuacja w której chce pobić Arka. Ale co miałam zrobić. Niech Wierzbicki wie, że skrzywdził Dianę.
-To zabiję. Wszystko mi jedno – powiedziałam wyrywając się.
-Czemu się nie wytłumaczysz? – spytał Jake Arka. Ten tylko wzruszył ramionami i nic nie powiedział.
-Nawet nie chce słuchać jego tłumaczeń!
-Jake puść ją – usłyszałam głos Sebastiana. Spojrzałam na  niego. Wyglądał jak młody bóg. Nieskazitelna cera, włosy na żel, ciemne oczy i elegancki strój. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Jake w końcu mnie puścił a ja od razu rzuciłam się na Arka bijąc go i krzycząc na niego. On się nie bronił co uznałam za oznakę skruchy.
-Tylko tyle jesteś w stanie zrobić? – odezwał się Seba. Odwróciłam się w jego stronę i dopiero teraz zauważyłam, że obok niego stoi jakaś kobieta. Była piękna jak anioł. Miała długie czarne włosy, które idealnie pasowały do śnieżno białego płaszczyka, który na sobie miała. Perfekcyjnie nałożony makijaż i dołki zaróżowionych policzkach sprawiały, że wyglądała na bardzo młodą. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że patrzę się na nią jak sroka w gnat. Zmieszałam się i nie wiedziałam co zrobić. Na moje szczęście ona odezwała się pierwsza.
-Ty jesteś Tośka? – spytała a gdy pokiwałam twierdząco głową mówiła dalej – Jestem Milena Wieczorek, siostra Seby. On dużo mi o tobie opowiadał.
Zgromiłam Sebastiana spojrzeniem i podałam kobiecie rękę.
-Miło mi cię poznać – wydukałam tylko. Ona uśmiechnęła się szeroko. Jej uśmiech był taki ładny i promienny. 
         Dzwonek w szkole wybił ósmą, więc musiałam iść. Mi przynajmniej zależało na zdaniu matury. Arek i Jake odeszli, Seba dał Milenie kluczyki od swojego auta a gdy chciałam wejść do szkoły złapał mnie za nadgarstek i nie pozwolił iść dalej. Obrócił mnie ku sobie i wpatrywał się we w moje oczy. Z każdą sekundą czułam, że Seba coś do mnie czuje. Wiedziałam to. Byłam tego pewna.
-Nie rozmawialiśmy od studniówki – powiedział.
-Nie mamy o czym Seba. Muszę iść na lekcje – mówiłam choć moje serce krzyczało „zostań z nim”.
-Nie odejdziesz dopóki nie pogadamy – powiedział stanowczo. Nadal trzymał mnie za nadgarstek a ja nie próbowałam się wyrywać.
-To co chcesz usłyszeć? – spytałam patrząc na jego lekko opaloną cerę bez żadnej skazy.
-Czemu wtedy uciekłaś?
-Bo bałam się… Bałam się, że cię pocałuję – wydukałam z siebie. Sebastian zaczął się śmiać a ja mimo woli też się roześmiałam.
-Więc pomyślałaś, że ucieczka będzie najlepszym wyjściem? – spytał puszczając mój nadgarstek. Pokiwałam głową.
-Jesteś głupia – powiedział.
-Nie życzę sobie żebyś mnie obrażał – powiedziałam
-Nie będziesz mi rozkazywała – uniósł się
-Nie będziesz mi mówił co mam robić – odparłam dumnie. Wyprostowałam się i zarzuciłam rozpuszczone włosy do tyłu. Ułamek sekundy później Sebastian mnie przytulił a ja poczułam jak moje serce znów zaczyna normalnie bić. Poczułam ciepło płynące z jego uścisku, poczułam jego zapach. W jego ramionach znalazłam spokój i po raz pierwszy od wielu lat poczułam się bezpieczna.