`Rozdział 144` - Randka


-Maite de la Sol? Chyba was pogrzało! – Maxer ze złością rzucił kandydatury na biurko.
-Ona ma preferencje. Zresztą to twoja żona – zakpił Raul. Rimski podszedł do mężczyzny i złapał go za koszulę.
-Jeśli jeszcze raz tak ją nazwiesz a nie ręczę za siebie – spojrzał  Raulowi w oczy i w końcu go puścił.
-Więc kogo proponujesz? – spytał de la Vega
Maxer zastanowił się. Przecież miał przyjaciół i każdy z nich chciałby mu pomóc ale nie może ich wszystkich dołączyć do Rady.  Coś w środku podpowiadało mu, żeby pomyślał o Shawnie. Tak też zrobił. Choć nie znał chłopaka od dziecka byli naprawdę najlepszymi przyjaciółmi. Shawn może nie znał się jakoś zbytnio na prowadzeniu hotelu, ale młody Rimski czuł, że to właśnie on powinien zostać jego wspólnikiem.
-Shawna – powiedział spokojnie
-Tego Chińczyka? – spytali razem  de la Vega i Raul. Reszta członków Rady spojrzała z zaskoczeniem na Maxera.
-Macie coś przeciwko?
-Wszystko, Maxer. Wszystko. On nie ma o tym zielonego pojęcia – głos zabrał Claudio Gonzalez, właściciel fabryki mebli, które dostarczał do hotelu.
-A wy macie? – zakpił Maxer.
Tym razem to de la Vega nie wytrzymał. Podszedł do opierającego się luzacko o biurko Maxera i zaczął nim potrząsać jakby chłopak był lalką. Maxer nie pozostał dłużny i pomiędzy mężczyznami wybuchła bójka. 
-To dzięki nam, hotel jeszcze istnieje – mówił Mario szarpiąc Rimskiego
-Wam? Jaja sobie robisz? Wszystko dzięki matce. Choć jest podłą suką to ona najwięcej pracy włożyła w hotel – bronił się Maxer. Gdy wypowiedział te słowa uświadomił sobie, że są one jak najbardziej prawdziwe. Momentalnie puścił Mario i wrócił do wspomnień o matce. Nie miał od niej żadnych wieści ani nie wiedział gdzie jest. Nienawidził jej, ale w końcu była jego matką.
-Tak, Megan naprawdę dużo zrobiła dla hotelu – przytaknął Raul. Mario zaskoczony nagłą zmianą tematu przez Maxera zaprzestał dalszej walki.  Rimski postanowił, że wynajmie detektywa by sprawdził gdzie jest matka.  Powrócił do wyboru wspólnika i nadal tkwił przy swojej decyzji.
-Chcę, żeby to był Shawn. Nie zmienię swojego zdania. Koniec tematu. Wychodzę – powiedział stanowczym głosem. Opuścił pokój i wyszedł.
-Wróciłam – usłyszał nagle znajomy głos. Obrócił się i doznał szoku, gdy zobaczył swoją żonę.

-Znaleźli go, Shawn, rozumiesz znaleźli Teku – Chińczyk nie mógł uwierzyć w to co słyszy. On i Any właśnie skończyli próbę i szli do auta, gdy zadzwonił do niego Nanu.
-Żyje. Powiem wam więcej gdy przyjedziecie – i rozłączyła się. Any spojrzała i przytuliła go. Oboje martwili się o Teku, jednak telefon od Nanumi znacznie ich uspokoił. Shawn otworzył Any drzwi od auta jednak w tej samej chwili dziewczyna zobaczyła wybiegającego z Central Park Areny Shujiego.
-Shawn, jedź sam. Dołączę do was później – powiedziała do przyjaciela
-Jak chcesz. Uważaj na siebie – dodał chłopak. Wsiadł do auta i odjechał zostawiając Any ze swoim nowym chłopakiem.
-Cześć – powiedziała witając chłopaka namiętnym pocałunkiem i promiennym uśmiechem – Znaleźli Teku – dodała.
-Naprawdę? Cieszę się. Teraz już będzie lepiej – Shuji  uśmiechnął się łobuzersko – Idziemy?
-Gdzie? – spytała zaskoczona
-Na randkę – powiedział nieśmiało. Any uśmiechnęła się radośnie.
-Zabierasz mnie na randkę? – spytała
-Tak – wyszeptał ledwo słyszalnie całując rudowłosą. 
Pomógł dziewczynie wsiąść do auta i już po chwili jechali pięknie oświetlonymi ulicami Monterrey. Noc była chłodna ale miliony na gwiazd na niebie sprawiały, że chłód nie był taki straszny.
-Any…. – zaczął Shuji trochę nie pewnie
-Co?
-Naprawdę nie chcesz jechać do Teku? Przecież to twój przyjaciel.
-Shuji, są tam z nim Nan, Ayu, Martin i Shawn. Znam Teku od dziecka i wiem, że byłby zły gdybym zamiast randki z tobą wybrała czuwanie przy nim w szpitalu – odpowiedziała Any. Była jak najbardziej pewna swoich słów. Dojechali do jakiegoś nieznanego jej miejsca.  Wysiadła z auta i od razu poczuła wspaniały klimat tutaj panujący. Wokół budynku restauracji paliły się małe lampki, które co chwila zmieniały kolor.
-Gdzie jesteśmy? – spytała rudowłosa zachwycona tym widokiem
-W jednej z najlepszych restauracji w okolicy. Chodź – Shuji złapał ja za rękę i weszli do środka.
Wnętrze restauracji wywarło na Any ogromne wrażenie. Piękne udekorowana sala, przyjemny klimat, pełno ludzi, wpadającą w ucho muzyka i on. Shuji. To wszystko sprawiło, że Any od razu polubiła to miejsce. Usiedli przy jednym ze stolików. Kelner przyniósł im menu i razem próbowali coś wybrać z masy dostępnych dań. Dziwne nazwy niektórych potraw doprowadzały ich do śmiechu. W końcu zamówili dwa takie same zestawy, którymi najedli się do syta. Zamówili też deser, którym były lody w pucharku.
-Tu jest tak cudownie, że nie mam zamiaru stąd wychodzić – powiedziała rudowłosa
-Wiedziałem, że ci się spodoba – uśmiechnął się Shuji i złapał dziewczynę za rękę.
Gdy wpatrywali się w siebie Any czuła, że coraz bardziej zależy jej na Shujim. Romantyczne chwile przerwało im pojawienie się obcego, przynajmniej dla Any człowieka.
-Shuji? Ty tutaj? Dawno się nie widzieliśmy – powiedział mężczyzna. Rudowłosa spojrzała na człowieka. Miał włosy związane w kitkę, trochę zmarszczek, bliznę na lewym policzku  i dziwne oczy. Ubrany był w garnitur a w ręce trzymał czarną walizkę. Shuji spojrzał na mężczyznę. Znał go nie od dziś. Był to Oscar Chavez, człowiek, który prawie go zniszczył. Chavez był złym człowiekiem. To on zarządzał całą grupą narkotykową w Monterrey. Shuji aż nie mógł uwierzyć, że pokazał się publicznie.
-Tak. Minęło trochę czasu – chłodno odpowiedział Japończyk. Chciał wymazać ze swojego życia to kim był i to co robił, ale widok Oscara wszystko zepsuł.
-Panienka wybaczy – podszedł do Any – Oscar Chavez, znajomy i były szef Shujiego – ujął dłoń Any i  delikatnie pocałował jak na dżentelmena przystało. Rudowłosa jednak nie dała się zwieść pozorom mężczyzny, który wydał jej się podejrzany.
-Przepraszam – zaczęła i postanowiła zrobić z siebie wredną byle tylko ten facet sobie poszedł – Ale czy nie widzi pan, że jesteśmy zajęci? A pan nam przeszkadza, prawda Shuji? – spytała i puściła oczko do chłopaka, jednak Shuji zgromił ją wzrokiem. Chavez spoglądał to na Any to na Shujiego i tylko dziwne się uśmiechał.
-Pójdę do łazienki – powiedziała rudowłosa i odeszła zostawiając mężczyzn samych.
-Czego kurwa chcesz? – zezłościł się Shuji
-Niezła jest – odpowiedział mu Oscar wodząc wzrokiem za odchodzącą Any.
-Zostaw ją. Mnie też. Pytam czego chcesz?!
-Wyluzuj. Nie przyszedłem tu do ciebie.
-Mam nadzieję. Więc idź tam gdzie miałeś iść a mnie i ją, zwłaszcza ją zostaw w spokoju! – Shuji był naprawdę wkurzony.
-Uważaj chłopcze z kim zadzierasz. Nie zapominaj kim jestem – powiedział Chavez i odszedł. Shuji miał ochotę uciec jak najdalej  jak stąd. Nie mógł zapomnieć kim  był Oscar. To przez niego został dilerem. To przez niego wylądował w poprawczaku i miał wyrok w zawieszeniu. Chciał ukryć to wszystko przed Any, choć wiedział, że prędzej czy później  będzie jej musiał powiedzieć. I to go najbardziej przerażało.

-Więc po co wracałaś?! Za mało ci zapłaciłem?! Podniosę kwotę tylko błagam wynieś się stąd! – Maxer krzyczał na Maite. Siedzieli teraz w apartamencie Nanu i próbowali dojść do porozumienia.
-Nie chcę twoich durnych pieniędzy!
-Więc do cholery po co wróciłaś?!! Mam dosyć problemów, a ty jesteś kolejnym z nich!!! – wrzeszczał Maxer
-Wróciłam bo cię kocham!

P.S  Rozdział naprawdę wycisnął ze mnie wszystkie moje siły. Wena gdzieś się ulotniła, jednak mam nadzieję, że jeszcze nie jest tak źle!

`Rozdział 143` - Ayumi,Nanu i Pavlucci


Pavlucci przez chwilę nasłuchiwał głosów ze środka magazynu. Chciał tam iść i zobaczyć co dokładnie się wydarzyło, ale zależało mu na życiu Teku. W jego nadgarstku wyczuł lekki puls i odetchnął z ulgą. Podniósł się z trawy na której ukucnął i zobaczył jak z magazyny wychodzą antyterroryści. Jeden z nich podszedł do policjanta i coś mu powiedział na ucho. Pavlucci szybko wszedł do środka. Zatrzymał się wstrząśnięty tym co zobaczył. Na zimnej posadzce leżał Marcus a jego głowa krwawiła. Nie żył.
Skulona i naga Lea siedziała  w kącie tyłem do policjanta i cały czas płakała. Pavlucci przez chwilę przypatrywał się jej zgrabnemu ciału, jednak w końcu się  opamiętał.
-Lea – dziewczyna wzdrygnęła się ale nic nie powiedziała – Zostawię ci swoją koszulę. Obrócę się na chwilę a ty ją założysz, dobrze? – Pavlucci mówił bardzo spokojnie. Gdy Lea pokiwała, że się zgadza policjant zdjął swoją koszulę, położył ją jak najbliżej dziewczyny po czym się odwrócił. Słyszał jak zapłakana dziewczyna ubiera i domyślił się, że nawet zapięcie kilku guzików to dla niej problem.
-Już – wyszeptała słabym głosem. Pavlucci odwrócił się i doznał szoku. Widział dziewczynę już nie raz, ale nigdy w takim stanie. Blondynka była strasznie chuda. Na nogach miała liczne zadrapania i sińce. To samo tyczyło się rąk. Tylko twarz wyglądała trochę normalniej, choć była cała mokra od łez.
-Chodź. Zabierzemy cię na pogotowie – powiedział podchodząc bliżej i uważając by nie dotknąć zwłok Marcusa.
-Nie…. Nie… oni mnie znajdą… W końcu to zrobią… Wolę umrzeć – mówiła nadal płacząc.
-Lea, to już koniec. Nie musisz się ich bać. Chodź ze mną – próbował ją przekonać.
-Teku…  Teku… Co z nim? – po raz pierwszy spojrzała na policjanta swoimi wielkimi oczami
-Żyje.
Stali w milczeniu dopóki z zewnątrz nie dobiegły ich głosy Martina, Ayumi i Nanu.
Pavlucci wyszedł z magazynu i zobaczył, że przyjaciele pochylają się nad ciałem Teku.
-Teku…. Teku słyszysz mnie!? – Martin spoglądał na pobitego przyjaciela i gdyby nie obecność dziewczyn zacząłby płakać.
-Żyje – usłyszeli za sobą głos Pavlucciego. Ayumi i Nanu otworzyły buzie ze zdumienia gdy zobaczyły nagą klatę policjanta. Spojrzały się na siebie i uśmiechnęły łobuzersko.
– Pogotowie jest w drodze.
-A co z Leą? – Nanu zaskoczyła wszystkich, nawet samą siebie, tym pytaniem
-Jest w środku. Cała rozbita i ledwo żywa.
-Możemy jej jakoś pomóc? – spytała ponownie Chinka
-Potrzebny jej psycholog. To co przeżyła przez te pięć lat będzie się za nią ciągło do końca życia. Nie będzie potrafił normalnie funkcjonować, normalnie żyć. To zostanie w niej na zawsze – umilkł na chwilę by dodać coś co wszystkich zaskoczyło – W waszej Any też to zostało.
Ayu chciała cos powiedzieć ale Martin ją powstrzymał. Pavlucci oddalił się do policyjnej opancerzonej furgonetki w której znajdował się  zakuty w kajdanki  i ze zranioną nogą Antuan. W tym samym czasie przyjechało pogotowie, które zabrało ciężko rannego Teku do szpitala. Martin wziął auto Maxera i pojechał za karetką do szpitala. Ayu i Nanu zostały same i patrzyły jak chłopak odjeżdża. Ta historia bardzo nimi wstrząsnęła a widok nieprzytomnego i ledwo żywego Teku przyprawiał je o zawroty głowy. Wiedziały, że muszą wracać, bo nic tu po nich. Nim jednak opuściły to okropne miejsce podszedł do nich Pavlucci.
-Możemy w czymś jeszcze pomóc? – spytała Ayumi
-Nie miejcie mi tego za złe.
-Ale czego?
-Że wspomniałem o Any.
-Ale co pan ma na myśli? – obie nadal nie wiedziały o co chodzi komisarzowi
-Any została zgwałcona. Tego nie da się od tak zapomnieć. To, że minął dopiero rok nic nie znaczy. To zawsze będzie w niej tkwiło. Nie zdajecie sobie sprawy ile ją samą to kosztuje. Ile siły musi włożyć w udawanie, że jest w porządku.
-Bo jest!
-Nanumi wiem, że jest, ale pod tą osłoną którą ta dziewczyna sobie stworzyła kryje się tak naprawdę krucha, drobna i cholernie bezbronna Any. To w niej na zawsze zostanie. I będzie uderzać w jej życie ze zdwojoną siłą za każdym razem, gdy pójdzie z facetem do łóżka, gdy przypomni sobie, że to zrobił ojciec Maxera.
-Czemu pan nam o tym mówi?
-Bo wy nie zdajecie sobie z tego sprawy. Za dwa dni minie rok odkąd jej się to przytrafiło. Nie pozwólcie by była wtedy sama. Musicie być z nią – Pavlucci mówił do nich tak jakby był ich starszym bratem, kimś kogo należy się słuchać – Pamiętajcie o tym. A teraz zmykajcie.
Przez cały czas dziewczyny gapiły się na sześciopak policjanta, co nie umknęło jego uwadze
-Dziękujemy komisarzu – powiedziały razem przyjaciółki
-Naprawdę wcale nie widać, że nie możecie oderwać wzroku od mojej klaty – powiedział z uśmiechem. Nan i Ayu zaczeły chichotać jak głupie. Posłały Pavlucciemu promienne uśmiechy  i wyszły na ulicę otoczoną pustymi już kamieniczkami. Przez jakiś czas szły w milczeniu w końcu odezwała się Ayu.
-Trzeba zadzwonić do Shawna i Maxera.
-Ty do Maxera, ja do Shawna – powiedziała Nan.
-Nan…. Myślisz, że Pavlucci ma rację?
-Z Any? – Ayumi pokiwała twierdząco głową – Myślę, że tak.
-Ale klatę to ma niezłą. Musisz mi przyznać rację – Nanu znów zaczęła się śmiać, choć wiedziała, że okoliczności na to nie pozwalają.
-Nan…. Błagam… gdybym mogła, zrobiłabym mu zdjęcie, wydrukowała i powiesiła na ścianie, żeby móc codziennie patrzeć na to jaki jest napakowany- mówiła rozmarzona Ayu
-Hej, panno marzycielko Martin nie był by zadowolony – skarciła ją przyjaciółka
-Oj tam. Gdybyś mogła, sama byś schrupałaby pana komisarza Diego Pavclucciego –droczyła się Ayumi
-Pewnie, że tak. Może załatwi mi staż na policji. Byłabym idealną partnerką w pracy.
-Wybij to sobie z tej pięknej, chińskiej główki i zadzwoń do Shawna – powiedziała Ayu. Wymieniły radosne spojrzenia  i przytuliły się. Mimo problemów potrafiły się jednak śmiać i w każdej sytuacji starały się zachować zimna krew. Bo były najlepszymi przyjaciółkami. One dwie i Any były jak siostry,
zawsze razem i zawsze nierozłączone.

-Jak to wspólnika? – Maxer był oburzony. Siedział w swoim biurze razem z kilkoma członkami Rady Hotelu, która powstała jeszcze gdy hotel prowadził Allan Rimski. Rada składała się z 10 najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi, którzy wpłacają na konto „Maxer Corporatnion” kolosalne sumy. Ich zadaniem jednak było też wspieranie szefa, którym teraz był Maxer, jak i też byli jego doradcami w biznesowych sprawach. Ostateczne decyzje jednak należały do samego Maxera.
-Nie dajesz rady sam. Musisz kogoś mieć. Kogoś, kto pomoże ci zarządzać hotelem – mówił Mario De la Vega, właściciel największego koncernu paliwowego.
-I najlepiej jakby to był ktoś, kogo znasz i komu bezgranicznie ufasz – dodał  Raul Castro założyciel sieci restauracji.
-Sam sobie nie ufam, więc wole nikogo nie mieszać w sprawy hotelu – oburzył się Maxer. Nie było mu na rękę to, że Rada każe mu wybrać swojego wspólnika. Do tej pory jako szef radził sobie całkiem nieźle. Jednak wiedział, że stać go na więcej.
-Maxer, dajemy ci prawo wyboru. Jeśli ty kogoś nie znajdziesz, my to zrobimy. Mamy kilka kandydatur. Zobacz – Raul Castro podał chłopakowi teczkę. Maxer wyciągnął z niej plik kartek i zaczął je przeglądać. Robił to od niechcenia. Wcale mu nie zależało, żeby mieć jakiegoś durnego wspólnika. Gdy tak przeglądał kandydatury jego wzrok przykuło nagle CV jednej kobiety. Zaskoczony, tym, że jej kandydatura się tu znalazła spojrzał na członków Rady i z powrotem na dziewczynę. Miała ładne, długie i czarne włosy. Duże, ciemne oczy idealnie pasowały do jej karnacji. Maxer ją znał, aż za dobrze. Znał ją, bo formalnie była jego żoną.

`Rozdział 142` - Znaleziony Teku


Shawn nic nie odpowiedział, co bardzo zaniepokoiło rudowłosą. Gdy dojechali do studia  długo nie wysiadali z auta.
-Nic nie powiesz? – spytała w końcu Any spoglądając na przyjaciela
-A co chcesz usłyszeć? Any…. To nie ma sensu, żebym ci cokolwiek mówił, bo i tak mnie nie posłuchasz – mówił Shawn nie patrząc na nią – Jeśli będziesz z nim szczęśliwa, to masz moje wsparcie, ale uwierz mi, to będzie kolejny związek, który cię załamie – spojrzał w zielone oczy przyjaciółki i posłał jej smutny uśmiech. Wysiedli z auta i ruszyli do wytwórni. Na schodach jak zwykle siedzieli wierni fani, którzy czekali na swoich idoli. Na szczęście odbyło się bez żadnych niepotrzebnych akcji z ich strony. W studiu wpadli na Kento, który oczywiście nie był zadowolony, że się spóźnili. Posłał im gromiące spojrzenie i bez słowa wyszedł. Any i Shawn udali się do studia, gdzie niestety nie zastali Dulce. Z pomocą przyszedł im Hiro, którego właśnie spotkali.
-Any, Shawn gdzie wyście byli? Dulce jest mega zła – mówił chłopak gdy jechali windą.
-Przepraszamy, ale wiesz ta całą historia z Teku – próbowała tłumaczyć Any ale przerwało jej dzwonienie własnego telefonu. Spojrzała na wyświetlacz i zobaczyła nieznany numer. Przestraszyło ją to  ale odebrała. Shawn kazał jej włączyć na głośno mówiący i tak też zrobiła.
-Halo? – spytała drżącym głosem
-Any? – usłyszała zapłakany damski głos
-Tak, ale kto mówi?
-Elena. Mama Teku.
-Nie poznałam pani… Jak sobie państwo radzicie?
-Any naprawdę nie wiesz gdzie on jest? – spytał męski głos, który należał do Christophera, ojca Teku.
-Panie Ramirez – odezwał się Shawn – Naprawdę my też nic nie wiemy. Martwmy się jak cholera o niego.
-Wiecie, że on nie jest nasz? –spytała nagle pani Elena.
Any zamarła. Dobrze wiedziała, co matka Teku miała na myśli mówiąc ”nie jest nasz”. Tylko ona wiedziała, że Teku jest adoptowany.
-Co ma pani na myśli? - znów odezwał się Shawn. Wysiedli z windy i rozmawiali idąc za Hiro, który wyprowadził ich na zewnątrz.
-Jest adoptowany – powiedziała Elena. Zaczęła znów płakać i rozłączyła się. Do Shawna z początku nic nie dotarło. Wpatrywał się w rudowłosą bawiącą się końcówkami włosów. W jednej chwili elementy jednej układanki w jego głowie ułożyły się w całość. Wtedy też zorientował się, że są na zewnątrz.
-Jasna cholera! Ktoś mi wytłumaczy o co w tym wszystkim chodzi? Adoptowany Teku, to jakieś jaja, tak? I w ogóle co my tu robimy? Mieliśmy mieć próbę, tak? Więc czemu jesteśmy tu a nie w środku? –Shawn był wkurzony na maksa.
-Jedziemy do Central Park Arena, na próbę – powiedział spokojnie Hiro – Wsiadajcie.
-Daj nam chwilę – poprosiła Any i podeszła do Shawna – Uspokój się, proszę. Ja też jestem zdenerwowana, ale to nam nic nie da.
-Dlaczego nam nic nie powiedział?! – krzyczał Shawn – Czemu to ukrywał? Czemu do jasnej cholery ta dziwka go porwała! – krzyczał zezłoszczony Chińczyk. Any podeszła do niego i przytuliła. Stopniowo Shawn się uspokajał.
-Możemy już jechać? Naprawdę Dulce jest zła – poganiał ich Hiro.
-Chodź. I tak nic nie możemy zrobić – powiedziała cicho Any do przyjaciela i wsiedli do auta.

Martin, Ayumi i Nanumi siedzieli w apartamencie tej ostatniej i  w milczeniu zajadając tacos  czekali na jakiekolwiek wieści od Pavlucciego. Z dnia na dzień coraz bardziej martwili się od przyjaciela, którego nie widzieli od 4 dni. Bardzo im go brakowało i strasznie za nim tęsknili, choć nie okazywali tego. Ayumi leżała ramionach Martina, gdy jego komórka zaczęła dzwonić. Chłopak niechętnie odebrał i usłyszał znajomy głos policjanta.
-Znaleźliśmy go – powiedział Pavlucci. Martin poderwał się z fotela zapominając, że w jego ramionach leży Ayumi.
-Gdzie jest?
-W jednym z tych opuszczonych magazynów przy 38 ulicy.
-Możemy tam jechać? –spytał Martin zdenerwowanym głosem
-Mogę zabrać tylko jedno z was. Niech ktoś czeka na mnie pod hotelem – powiedział Pavlucci i rozłączył się. Martin stał jak słup i nic nie mówił. Ayu podeszła do niego i pocałowała lekko w czoło.
-Co się stało?
-Znaleźli Teku – powiedział
-Gdzie? Żyje? Możemy tam jechać? – Nan poderwała  się z fotela
-Nic nie wiem. Może jechać tylko jedno z nas – mówił Martin. W kilka minut jego zachowanie się zmieniło. Ayu dostrzegła, że bardzo posmutniał. On i Teku znali się od piaskownicy i byli nierozłączni, nawet w szkole.
-Ty jedź – powiedziała Nan. Martin zgodził się. Pocałował Ayumi i bez słowa wyszedł z pokoju.
-Co z nim?- spytała Nanu przyjaciółkę gdy chłopak opuścił pokój
-Zawsze tak ma. No weź Nanumi, najgorsze myśli chodzą mu głowie. Wiesz, że znają się od dziecka.
-Czy ten Pavlucci myśli, że będziemy tu bezczynnie siedzieć? – powiedziała Nanu bardziej do siebie niż do przyjaciółki.
-Nan boję się – wyszeptała Ayu – A co jeśli… no wiesz?
Chinka podeszła do przyjaciółki i przytuliła ją. Obie bardzo się martwiły, a teraz gdy Teku już został znaleziony martwiły się jeszcze bardziej. Myślały o najgorszym.
-Jedźmy tam – powiedziała Nan
-Ale jak? – spytała Ayu powstrzymując się od łez
-Maxer trzyma kluczyki od swojego auta w szafce kuchennej u Shawna. Weźmiemy jego auto.
-Jesteś pewna?
-Ayu, chcesz zobaczyć Teku? – spytała Nan a gdy przyjaciółka pokiwała twierdząco głową mówiła dalej – No właśnie. Chodź idziemy.
Wyszły z apartamentu dziewczyny i w kilka minut dostały się do apartamentu Shawna. Nan wzięła kluczyki od auta Maxera i po chwili były na podziemny parkingu, gdzie stało czarne, luksusowe auto Rimskiego.
-Skąd wiesz jest 38 ulica?- spytała Ayu, gdy wyjechały na główną ulicę
-A ty nie wiesz?
-Nie.
-Mieszkasz tu całe życie i nigdy tam nie byłaś?- Nan była tym zaskoczona
-Nie byłam, no. Tam się działy okropne rzeczy.
-No wiem. Martin mi opowiadał a kiedyś pojechałam tam z Shawnem. Ten koleś naprawdę zabił swoją matkę i żonę?
-Nanu, błagam. To było 10 lat temu. Najokrutniejsza zbrodnia jaka kiedykolwiek miała miejsce w tych okolicach.
-Ale wiesz, że lubię takie  sprawy…,. Ej zobacz, to bryka policjanta – powiedziała Nan, gdy zobaczyła na światłach auto policjanta, z Martinem w środku – Pojedziemy za nimi, to trafimy bez trudu.
Jak powiedziała, tak też zrobiła. Jechała w stosownej odległości od samochodu policjanta, tak by ten się nie zorientował. Obie dziewczyny teraz milczały ale z każdą sekundą strach w nich wzrastał. Skręciły w dróżkę niedaleko kamienic i tam się zatrzymały. Gdy wysiadły z auta Pavlucci i Martin nie kryli zdziwienia.
-Nan, Ayu, co wy tu do cholery robicie? – spytał policjant
-Myślał pan, że będziemy patrzeć na waszą bezczynność? – odgryzła się Nanu
-Nie powinno was tu być. Możecie nam tylko zaszkodzić.
-Pffff… - prychnęła Ayu.
Pavlucci i Martin zgromili ją wzrokiem a ona tylko się uśmiechnęła do Nanu.
-Słuchajcie, widźcie tamten magazyn? – pokazał im w kierunku starego, opuszczonego magazynu z obdrapanymi ścianami – Za tym magazynem jest pomieszczenie strażnika. W tym pomieszczeniu za czasów istnienia fabryki „mieszkał” strażnik, który wpuszczał i wypuszczał pracowników fabryki. Tam jest Lea i Teku.
Przyjaciele spojrzeli na siebie, jednak milczeli. Pavlucci wytłumaczył im na czym będzie polegać akcja uratowania Teku i blondynki. Martin, Nanu i Ayumi mieli zostać w aucie policjanta i czekać na niego. Wszystko działo się tak szybko. Przyjechała ekipa antyterrorystów gotowa do walki. Pavlucci rozstawił ich po różnych miejscach, blisko magazynu. Kontaktował się z nimi przez walkie-talkie.  I w końcu wydał rozkaz. Antyterroryści wkroczyli na plac gdzie w samochodzie siedział Antuan i rozkoszował się ty co zrobił Teku. Gdy tylko zobaczył antyterrorystów wyciągnął dłoń i zaczął strzelać. Zawodowcy byli jednak szybsi. Postrzelili go w nogę co uniemożliwiło mu ucieczkę. Potem weszli szybko do pomieszczenia gdzie Marcus cały czas dobierał się do Lei. Był zaskoczony widokiem policji.  Wyciągnął bron i wycelował w Leę, jednak nie strzelił. Blondynka płakał i próbowała znaleźć swoją koszule by się ubrać, jednak Marcus uderzył ją w twarz, przez co zemdlała.  Na zewnątrz Pavlucci pochylał się nad nieprzytomnym Teku i wzywał pomoc. Chłopak był cały posiniaczony i zakrwawiony. Policjant wyciągnął rękę by dotknąć nadgarstek chłopak by wyczuć puls, jednak w tej samej chwili usłyszał w magazynie padł śmiertelny strzał.

P.S Wybaczcie, że tak długo czekaliście, ale kompletnie nie miałam weny. Rozdział jest jaki jest, ale nie jestem z niego zadowolona. I dziękuje za  komentarze pod ostatnim! ;)

`Rozdział 141` - Coraz gorzej


Dwójka ubranych na czarno mężczyzn weszła do pomieszczenia w którym przebywała Lea i Teku. Mężczyźni  uważnie przyglądali się blondynce i chłopakowi. Teku spojrzał na dziewczynę. Lea cała drżała a na jej ciele chłopak zobaczył gęsią skórkę. „To muszą być oni” – pomyślał i dotarło do niego, że to są ci, którzy szukają dziewczyny. Mężczyźni podeszli do nich bliżej.  Byli bardzo napakowani i mieli łyse głowy. Wyglądali jak jacyś mafiozi. Teku, mimo że był facetem zaczął się bać. Obejrzał dość sporo filmów, by wiedzieć, że z ludźmi o takim wyglądzie się nie zadziera.  Jeden z mężczyzn podszedł bliżej nich, ukucnął i przyglądał się badawczo Teku. Lea cała się trzęsła ale nic nie mówiła.
-Lea, kochaniutka, czemu się przed nami ukrywasz? – powiedział i zmusił dziewczynę by na niego spojrzała. Blondynka oddychała szybko a serce waliło jej jak szalone.
-Zostaw ją! – donośnie powiedział Teku. Drugi z mężczyzn  podszedł do chłopaka, złapał go za podkoszulek, podniósł i przycisnął do ściany. Teku próbował się wyrywać, ale na marne.
-Nie! Zostawcie go, błagam! – łkała i prosiła Lea, ale ją zignorowali.  Zaczęła płakać jeszcze mocniej, gdy zobaczyła jak drugi z mężczyzn walnął Teku w brzuch a potem podbił mu oko.
-Antuan! Błagam zostaw go! – krzyczała do mężczyzny, który bił Teku. Znała ich oboje. Byli i są najbardziej zaufanymi ludźmi szefa- Gustava Calbery Jego samego Lea widziała tylko raz w życiu, gdy została porwana. Wtedy ta dwójka, zabrała ją do Calbery. Odsunęła te okropne wspomnienia od siebie i wróciła do rzeczywistości.
-Ttttyyy… - Teku próbował coś powiedzieć, ale Antuan bił go coraz mocnej. Lea spojrzała na przyjaciela. Jego twarz była cała zakrwawiona, z nosa i ust sączyła się krew.
-To mnie chcecie nie jego!!!!
-Puść go. Niech odpocznie – powiedział pierwszy mężczyzna. Antuan puścił Teku, który osunął się na posadzkę i ciężko oddychał.
-Marcus…. Proszę – mówiła przez łzy Lea gdy pierwszy z mężczyzn zaczął się do niej zabierać.
-Antuan, weź chłopaka i zrób co trzeba… Ja tu jeszcze zostanę – powiedział z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Antuan wywlókł półprzytomnego Teku na zewnątrz i ponownie zaczął się nad nim znęcać. Bił go, gdzie tylko mógł, jakby Teku był zabawką a nie człowiekiem. Chłopak ledwo oddychał, czuł, że lada chwila jego życie się skończy.Boże… „ – zdążył pomyśleć Teku i stracił przytomność.  Antuan splunął na chłopaka, po czym wsiadł do czarnego BMW i czekał, aż Marcus zrobi to z Leą.
-Błagam! Nie dotykaj mnie! – dziewczyna próbowała się bronić, jednak nie dawała rady obleśnemu Marcusowi. Choć nie raz była w takiej sytuacji jak ta, wolała umrzeć niż kolejny raz zrobić to z kimś po 40. Poddała się. Mężczyzna zerwał ubranie z blondynki, a widok jej nagiej jeszcze bardziej go podniecał. Mimo, że dziewczyna próbowała się bronić nic to nie dało. Marcus dotykał jej intymnych  części ciała swoimi wielkimi i okropnymi łapskami. Ślinił się i stękał z rozkoszy gdy Lea ze łzami w oczach dotykała jego męskości. Dziewczyna płakał coraz bardziej, co zaczęło denerwować Marcusa. Gdy Lea znów zachlipała walnął ją w twarz. Jej nagie ciało osunęło się zimną posadzkę. Mężczyzna usiadł okrakiem na dziewczynie i znów zaczął ja dotykać. Lea już nic nie mówiła. Zamknęła oczy, przestała płakać i pozwoliła by kolejny raz jej chude ale i zgrabne ciało zostało wykorzystane w brutalny sposób.

-Nadal nie wiemy gdzie są, więc jak mamy ich szukać? – spytał Martin. On i pozostali siedzieli w apartamencie Shawna i kombinowali jak pomóc Teku.
-Lea nie powiedziała gdzie jest. Zresztą słyszeliście całą rozmowę. Jak pomyślę, że ona coś mogła zrobić Teku, to mam ochotę ją zatłuc. – mówiła Ayumi
-Przynajmniej wiemy, że go nie zabije – dodała Any
-Ale przyznała się, że jest dziwką. W końcu – powiedziała Nan i wszyscy na nią spojrzeli – Jezu! Wiecie, że nie polubiłam tej ladacznicy.
-Dobra. Teku jest z  Leą a jej szukają sutenerzy. Wiemy, że Teku został ranny jak Lea go porywała – podsumował Shawn
-I wiemy też, że nie wiemy gdzie ich szukać – dodała Any
-Potrafisz skomplikować najprostsze zdanie – Martin wyszczerzył się do przyjaciółki
-Mistrzem w komplikowaniu jest Maxer – wymamrotała pod nosem
-Daruj sobie – odgryzł się Rimski, który niestety to usłyszał, co zaskoczyło rudowłosą
-Ale odczep się ode mnie – bronił się Any
-Sama zaczęłaś
-Dupek.
-Wiewiórka
-Skończcie!  - krzyknął Martin i gwałtownie podniósł się z kanapy – Mamy na głowie ważniejsze sprawy niż wasze durne sprzeczki.
-Przepraszam – wydukała Any robiąc maślane oczy do Martina.
Maxer chciał znów coś powiedzieć ,gdy odezwał się jego telefon. Oddalił się od reszty przyjaciół, którzy rzecz jasna podsłuchiwali go.
-Kto?....Aaa tak, pamiętam…. Dzisiaj?.... Wspólnika? O czym pan mówi?..... Dobrze. Będę na dole – i rozłączył się.
-Wybierasz się gdzieś? – spytał Shawn
-Mam zebranie. Muszę iść – powiedział. Poszedł do swojego pokoju  i za chwilę wyszedł ubrany w szary garnitur z włosami na żel. „Jest taki przystojny” – przemknęło Any przez głowę.
-Czyli nam nie pomożesz? – spytał Shawn
-Poradzicie sobie beze mnie – wziął kluczyki od auta i dopił sok – Narka – rzucił i opuścił pokój.
-Bo hotel ważniejszy – powiedziała Any i nagle gwałtownie się zerwała z kanapy – Boże! Shawn mamy próbę!
-Co? Dziś? Teraz? – spytał wyraźnie zaskoczony
-No dziś. Czterdzieści minut temu powinniśmy być w wytwórni. Zbieraj się. Pójdę po torebkę i będę czekać tam gdzie zawsze – mówiła Any tak szybko, że Shawn ledwo co ja zrozumiał.
-Dobra. I wyluzuj – dodał nim Any wyszła z pokoju.
Rudowłosa szybko zjechała windą do apartamentu Nanu i wzięła swoja torebkę. Gdy przechodziła przez kuchnię do tylnego wyjścia jej uwagę przykuła pewna sylwetka na końcu korytarza prowadzącego do biura Maxera.  Postać stała tyłem do Any. Rudowłosa podchodziła coraz bliżej postaci, która okazała się dziewczyną i z każdym krokiem widziała coraz wyraźniej jej sylwetkę. Była szczupła, miała piękne, długie i czarne włosy. Ubrana w markowe dżinsy i okropnie wysokie buty rozmawiała z kimś przez telefon. Any zatrzymała się kilka kroków przed dziewczyną. Poznała jej głos i jej sylwetkę i jej czarne włosy. „ Co ona tu robi? Czyżby Maxer ją sprowadził?” – zastanawiała się w myślach. Dziewczyna obrócił się i przypuszczenia Any się sprawdziły. To była Maite. Obie dziewczyny zaskoczone swoim widokiem nie wiedziały co powiedzieć.
-Any….
-Co ty tu robisz? – spytała ostrym tonem rudowłosa.
-Nie mogę teraz o tym rozmawiać. Muszę zobaczyć się z Maxerem. Wiesz gdzie go znajdę?
-O jejku, mężulek ci się zgubił? Jaka szkoda – z nutą ironii powiedziała Any. Odwróciła się i odeszła z powrotem do kuchni gdy Maite ją dogoniła.
-Any czekaj. Wytłumaczę ci wszystko, ale muszę pogadać z Maxerem. Proszę, powiedz mi gdzie go znajdę.
-Ma spotkanie – powiedziała dziewczyna  nawet się nie odwracając.
Maite chciała jeszcze o coś spytać, ale Any już zniknęła w kuchni. Rudowłosa z trudem powstrzymywała łzy. Widok Maite znów ją rozbił, sprawił że rudowłosa znów miała ochotę płakać i zamknąć się w sobie. Gdy wyszła na powietrze Shawn już na nią czekał. Dostrzegł, że Any płakała i wiedział ,że musi spytać co się stało. Jednak gdy tylko wyjechali  na drogę rudowłosa sama zaczęła mówić.
-Shawn…. Dlaczego mnie to spotyka? Dlaczego?
-Any ale co się stało?
-Najpierw Teku, teraz Maite. Ja już naprawdę mam tego dosyć.
-Maite? – zdziwił się chłopak
-Widziałam się z nią przed chwilą. Miałam ochotę udusić ja paskiem od torebki a potem ukryć jej zwłoki w jednym z kontenerów na śmieci.
-Any, proszę nie mów tak, bo mnie zaczynasz przerażać.
-Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy. Po prostu chciałabym odpocząć od tego wszystkiego. Wyjechać gdzieś z Shujim na kilka dni.
-Shujim? – Shawn znów się zdziwił – Jesteście razem?
Any ugryzła się w język. Nie chciała by przyjaciele wiedzieli o niej i o chłopaku. Chociaż sama Any nie wiedziała co ma zrobić z uczuciem do chłopaka. To, że całowali się w jego aucie nie oznaczało, że ze sobą chodzą. Zresztą Any powiedziała chłopakowi, że kocha Maxera. Jednak teraz gdy zobaczyła Maite coś znów w niej pękło i nie mogła już dłużej udawać, że nic nie czuje do Shujiego.
-Any odpowiedz mi – nalegał Shawn kątem oka zerkając na dziewczynę.
-Shawn… Tak. Ja i Shuji jesteśmy parą – powiedziała z uśmiechem ale jednocześnie z niecierpliwością wyczekując reakcji przyjaciela.

P.S Dziękuję, dziękuje, dziękuje za tak liczne komentarze. Oby tak dalej;* Jesteście najlepsi:)

`Rozdział 140` - Teku


-Czy wyście do reszty oszaleli? – Pavlucci był wyraźnie zły – Kto wymyśla takie durne pomysły?
-Ale komisarzu… -
-Żadne komisarzu! Nie rozumiecie? Nic nie rozumiecie!  - krzyczał
-To nas kurwa oświeć! – Nanu nie wytrzymała.
Pavlucci spojrzał na nią i przez chwilę oboje mierzyli się wzrokiem. Shawn szepnął coś do dziewczyny, wtedy Nan ustąpiła.
-Grupa sutenerów która poszukuje Lei chcę ją zabić. Zabiją nawet każdego, kto z nią będzie. W przyszłym tygodniu odbędzie się przeciw nim proces w sądzie. Lea jest jedyną która zdecydowała się zeznawać przeciw nim.
-Jest świadkiem koronnym? – spytała Ayumi
-Coś w tym stylu. Nie możemy jej teraz ochronić, bo nie wiemy gdzie jest. Nasi ludzie cały czas jej szukają, jeśli nie znajdziemy jej przed sutenerami…. – Pavlucci nie dokończył. W powietrzu zawisły niewypowiedziane słowa „ To Teku zginie”. Nikt jednak nie powiedział tego na głos.
-Co możemy zrobić? – spytał Maxer
-Nic. Nie możecie nic zrobić. Musicie przez jakiś czas unikać tłumu i wywiadów. Odpocznijcie sobie czy coś – powiedział wstając z kanapy i zmierzając do drzwi – Ale pod żadnym pozorem nie róbcie nic na własną rękę – i wyszedł.
-Palant – podsumowała go Nanumi
-Czy on naprawdę myśli, że będę tak tu siedzieć, oglądać durne TV, podczas gdy naszego przyjaciela porwała jakaś dziwka którą chcą zabić – wszyscy spojrzeli na rudowłosą, bo to ona to powiedziała.
-Zamierzasz mu się sprzeciwić? – zagadnął Rimski
-Mam go w dupie. Dzwonię do Lei – powiedziała. Zawahała się gdy zobaczyła, że przyjaciele patrzą na nią z zaskoczeniem i podziwem.
-No co? – spytała
-Nasza Any wkracza do akcji – rzuciła z uśmiechem Ayumi. Rudowłosa odwzajemniła uśmiech i wybrała numer do Lei. W żołądku jej się przewracało a serce waliło jak oszalałe. Jeden sygnał, drugi, trzeci, kolejny, kolejny i kolejny aż w końcu ktoś odebrał.

Teku nie miał pojęcia gdzie jest. Monterrey było tak wielkie, że nikt nie był w stanie poznać go całego. Chłopak siedział  w kącie oparty o zimną ścianę i przykładał równie zimny jak ściana lód do obolałej głowy. Rozejrzał się dookoła. Nie miał pojęcia co to za miejsce. Na wprost niego stała jakaś stara szafa z urwanymi drzwiami. Obok szafy stało krzesło bez oparcia. Na środku pomieszczenia stał spróchniały stół a na suficie wisiała tylko jedna słabo świecąca lampa. Drzwi do budynku były otwarte, przez co Teku  bardzo dokładnie mógł usłyszeć rozmowę którą prowadziła Lea.
-Czego chcesz?.... Tak jest ze mną…. Jesteś zabawna wiesz? Gdybym nie musiała nie robiłabym tego! To było konieczne!... Daj spokój. Jestem dziwką, ale nie mordercą…. No mieliśmy mały wypadek, dlatego potrzebowałam tych bandaży…. Any – na dźwięk tego imienia Teku zamyślił się. Już stracił nadzieję, że przyjaciele się o niego martwią. Bardzo za nimi tęsknił. Nie miał pojęcia dlaczego Lea go porwała. Nie robiła mu krzywdy, jednak wolał i chciał wracać do przyjaciół. Znał historię blondynki i coraz bardziej zaczął się obawiać o swoje życie. I mimo, że współczuł jej tego przez co przeszła, chciał poznać powód dla którego go porwała, dla którego robiła to wszystko. Usłyszał jak Lea klnie i zobaczył jak wchodzi do pomieszczenia. Przez jedyne okno nad głową chłopaka wpadały do środka lekkie promienie słoneczne.  Dziewczyna spojrzała na niego ale nic nie powiedziała. Teku nie mógł znieść tego milczenia. Lea wcale z nim nie rozmawiała, a jak już odpowiadała to tylko "tak", "nie" lub "nie wiem" albo "zamknij się". Chłopak odłożył lód na posadzkę i podszedł do blondynki.
-Czego? – warknęła i znów chciała wyjść, jednak Teku złapał ją za nadgarstek i mocno trzymał
-Powiedz mi kurwa w końcu o co chodzi?! – był zły i miał dość jej zachowania
-Odwal się. Nic ci nie powiem – burknęła i zaczęła się szamotać. Teku jednak nie wypuścił jej, nawet gdy oberwał z liścia.
-Puść mnie do cholery! – krzyczała
-Nie! Dopóki mi powiesz o co w tym chodzi!
Lea oddychała ciężko i wpatrywała się w brązowe oczy Teku. Chłopak nadal trzymał ją w uścisku lecz nie spoglądał na nią.
-Proszę puść mnie, a powiem ci wszystko – wyszeptała z trudem powstrzymując łzy. Wtedy chłopak ustąpił. Puścił dziewczynę a ta osunęła się na podłogę i zaczęła płakać. Teku usiadł obok niej ale nie próbował jej pocieszyć. Tępo patrzył się na nią i nic nie mówił. Gdy blondynka się uspokoiła podkuliła nogi i zaczęła mówić.
-W przyszłym tygodniu mam zeznawać przeciwko nim. Dlatego muszę się ukrywać. Wiem, że policja mnie chroni ale nawet ich ochrona mi nie wystarcza. Te gnojki są wszędzie. Zniszczyli mi życie, gdy miałam 15 lat. Wykorzystywali mnie, sprzedawali do burdelów, nauczyli bycia zimną i podłą prostytutką i dziwką. To przez nich jestem tym kim jestem. Ale gdy poznałam Alexa chciałam się zmienić. Uciekałam im. Wyjechałam z Hawajów, byłam w Europie gdzie na jakiś czas zgubili mój ślad . Zdecydowałam się zeznawać przeciw nim, tylko dlatego że chciałam wieść normalne życie z Alexem. Zanim go poznałam całe moje życie było jednym wielkim kłamstwem. Gdy dowiedzieli  się że będę zeznawać przeciw nim wydali na mnie wyrok jednocześnie dając mi wybór – urwała, spojrzała na Teku i mówiła dalej ale już całkiem innym, zmienionym głosem – Powiedzieli, że jak porwę jednego z członków zespołu „Amigos” darują mi życie. Zależało mi żeby to była ta dziwka Any, bo to wszystko jej wina, ale padło na ciebie.  Cóż –podniosła się z podłogi – jak widać oni zadowolą się wszystkim. 
Członkowi zespołu „Amigos” zrobiło się żal dziewczyny. Zaczął się zastanawiać gdzie wtedy byli rodzice Lei, czemu nikt jej nie pomógł wyjść z tego bagna. Już chciał się zlitować nad dziewczyną, jednak w ostatniej chwili przypomniał sobie jak manipulowała Alexem i jak doprowadził do jego śmierci. Zacisnął zęby, żeby nie powiedzieć nic złego na dziewczynę ale w tym momencie jego cierpliwość gdzieś się ulotniła. Choć Lea była skrzywdzoną dziewczyną, do chłopaka dotarł sens jej słów. Znów złapał ją za nadgarstek, jednocześnie przysuwając do siebie. Dzieliło ich teraz jedynie kilka centymetrów.
-Jesteś zwykłą dziwką – powiedział spokojnie – A ja człowiekiem. Myślisz, że ujdzie ci to na sucho? I tak trafisz do pudła, za porwanie mnie – Lea parsknęła idiotycznym śmiechem, Teku to zignorował i mówił dalej – Na twoim miejscu wolałbym umrzeć niż siedzieć 5 lat w pierdlu ze starymi i obleśnymi dziadkami…. Chociaż nie, tobie by się to podobało. Tylu facetów, było by komu dawać.
Lea wpatrywała się w chłopaka. Jej oczy wyrażały jednocześnie gniew ale też smutek. Miała ochotę płakać, jednak nie chciała pokazać jaka jest słaba.
-Myślisz, że mi się to podoba? Myślisz, że robie to bo tego chcę? Zrozum kurwa, to jest najgorsza rzecz na świecie. Zeszmaciłam się, przez nich. Zostałam do tego zmuszana, a jakakolwiek próba ucieczki od tego życia to dla mnie pewna śmierć. Nie rozumiesz tego? Jasne, że nie, ale to nie jest powód, żeby mnie nienawidzić! –  krzyczała. Liczyła, że chłopak jej będzie współczuł.
-Zabiłaś Alexa – wycedził przez zęby Teku. Lea spojrzała na niego.
-Co powiedziałeś?  - spytała ledwo słyszalnym głosem
-Zabiłaś kurwa Alexa!!! – krzyknął z całej siły i puścił Leę, która zaczęła ryczeć jak dziecko.
Teku wrócił na miejsce gdzie siedział i milczał. Długo trwało nim Lea się uspokoiła. Gdy to nastąpiło, drżącym głosem spytała:
-Jak to zabiłam?
-Gdy dowiedział się, że wyjeżdżasz chciał cię zatrzymać, bo cię kochał. Wpadł pod ciężarówkę – mówił spokojnym głosem.
-Chcę cie wypuścić, ale nie mogę – zmieniła nagle temat – Oni wiedzą, gdzie jestem. To wszystko jest takie straszne i okropne. Nie wiem co robić. Teku… - podeszła do chłopaka, usiadła obok niego i oparła głowę na jego ramieniu.  Spojrzała na poczochrane włosy chłopaka, które sklejone były krwią.
-Mocno boli?
-Trochę
-Nie chciałam cię tak mocno uderzyć, ale inaczej bym cie tu nie sprowadziła – wytłumaczyła mu. Teku nie odpowiedział. Oboje zamilkli nasłuchując czy nikt nie idzie. Słońce nadal wpadało przez okno, lekki wiatr poruszał okoliczne drzewa. I nagle usłyszeli jakieś głosy. Nie bardzo słyszeli o czym rozmawiają osoby na zewnątrz ale oboje zaczęli się bać. Mieli najgorsze przeczucia, które niestety się sprawdziły gdy do pomieszczenia weszła dwójka ubranych na czarno mężczyzn.

P.S Jeśli nadal będzie tak mało komentarzy, ograniczę dodawanie postów. Jeśli ktoś nie czytał to TUTAJ wyjaśniłam o co mi chodzi.

`Rozdział 139` - Any i Shuji


-Halo? – powiedziała Any zdenerwowanym głosem
-Any. W końcu odebrałaś. Dzwoniłem do ciebie cały dzień – mówił znajomy męski głos. Any zaczęła się śmiać jak jakaś histeryczka. Głos Shujiego sprawił, że strach zniknął.
-Any co z tobą? Co cię tak rozśmieszyło? – Shuji nie wiedział co mówić – Słyszałem o Teku.
 Nagle rudowłosa poczuła , że musi powiedzieć chłopakowi o wszystkim co się wydarzyło i co ją trapi.
-Shuji…. Ja… przepraszam cię.
-Ale za co? Chcesz pogadać? – spytał troskliwie
-I to bardzo – wyszeptała dziewczyna
-Czekaj na mnie na parkingu. Będę za chwilę – powiedział chłopak i nim Any zdążyła coś jeszcze powiedzieć rozłączył się. Wiedziała, że jeszcze wczoraj Shuji był w szpitalu. Nie była u niego dość dawno, ale miała tyle na głowie. Wstała z łóżka i w piżamie po cichu wyszła z apartamentu przyjaciółki. Zjechała windą na podziemny parking i usiadła na schodach prowadzących do holu. Spojrzała na telefon dochodziła 1 w nocy. Rozglądała się za Shujim i w końcu usłyszała dźwięk silnika i po chwili zobaczyła czarnego mercedesa chłopaka. Ten zatrzymał się przed nią i zgasił auto. Any oniemiała. Auto chłopaka było chyba bardziej droższe i wypasione niż samochód Maxera. „Mercedes Brabus ev12 S” –przeczytała w myślach. Nie kojarzyła tej nazwy, ale już sam wygląd auta potrafił zaskoczyć. Shuji otworzył szybę i spytał wesoło:
-Będziesz tak siedziała czy może wsiądziesz?
Rudowłosa bez zastanowienia weszła do auta. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Widok wnętrza auta po prostu odebrał jej mowę. Czarne, skórzane fotele z podpórkami do rąk, obita czarną skórą kierownica, automatycznie otwierane okna, klimatyzacja i wiele innych wypasionych rzeczy zrobiły na dziewczynie ogromne wrażenie. Choć nie znała się na autach, doszła do wniosku, że ten model musiał kosztować fortunę. Shuji pomachał jej ręką przed oczami. Wtedy się otrząsnęła.
-Robi wrażenie, co nie? – spytał dumnie  Japończyk wyłączając radio.
-Matko! Shuji, skąd ty go masz? Aż mnie zatkało – rudowłosa zapomniała o wszystkich zmartwieniach i postanowiła się cieszyć obecnością przystojnego chłopaka.
-To nie mój. Coś ty Any. Za pensję z wytwórni w życiu bym nie kupił takiego cacka. Należy do Kento, ale ja i Hiro możemy go używać – wytłumaczył jej.
-Kento? Ten to jest nadziany – stwierdziła Any
-Żebyś wiedziała – uśmiechnął się – O czym chciałaś porozmawiać? – spytał łapiąc dziewczynę za rękę.
-Nie powinieneś być w szpitalu? – spytała zabierając dłoń z uścisku chłopaka.
-Wypisali mnie. Taki prezent na nowy rok.
Serce Any waliło jak oszalałe. Nie wiedziała co ma robić. Lubiła Shujiego. Przy nim się czuła tak spokojnie i była sobą. Z drugiej jednak strony, wiedziała że Shuji obiecał Maxerowi opiekę nad nią. Zastanawiała się czy Japończyk robi to, bo naprawdę mu na niej zależy, czy tylko dlatego, że Rimski go o to prosił.
-Więc o czym chciałaś pogadać? – przeczesała swoje gęste włosy ułożone z pomocą żelu
-Nie mam już sił dłużej znosić obecności Maxera, mam problemy z zaśpiewaniem piosenki na koncert Dulce, Lea prawdopodobnie porwała Teku, a ja mam już tego dosyć, bo widywanie Rimskiego nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Tak to chyba wszystko. Chociaż nie…. Boję się Shuji. Strasznie się boję. Boję się o siebie, o Lisę, o przyjaciół, o ciebie, o wszystko –  gdy skończyła mówić  Shuji ujął jej twarz w swoje delikatne dłonie. Spoglądali sobie teraz w oczy. Bajeczne oczy chłopaka nadal pociągały rudowłosą.
-Nie bój się rudzielcu. Jestem z tobą i chcę cie ochronić. Nawet… Ochronię cię, bez względu na wszystko, bo… - urwał nagle spuszczając  wzrok z Any.
-Bo mnie kochasz – szeptem dokończyła za niego. Shuji nerwowo zagryzł wargę i wypuścił twarz dziewczyny ze swoich rąk. Serce waliło mu jak oszalałe. To prawda. Zakochał się w rudowłosej, ale wiedział, że ona kocha Rimskiego i nie chciał wchodzić pomiędzy nich. Ale teraz po tym co zrobił Maxer, Shuji czuł, że musi wykorzystać okazję i zbliżyć się do dziewczyny. Any dotknęła jego policzka. Był ciepły. Rudowłosa wiedziała, co Shuji do niej czuje. Hiro jej to powiedział. Ona sama nie żywiła jeszcze takich uczuć do Japończyka, ale nie mogła dłużej okłamywać samej siebie. Shuji jej się podobał i to cholernie. Ale nie była pewna, czy jest w stanie go pokochać, nadal mając serce wypełnione jednocześnie miłością i nienawiścią do Maxera Rimskiego.
-Nie przeszkadza mi to – powiedziała gładząc jego policzek. Shuji spojrzał na nią bez zrozumienia, więc kontynuowała – Możesz mnie kochać, możesz mnie ochraniać, bo tego naprawdę potrzebuję i nie mogę ci tego zabronić. Ale chcę żebyś wiedział, że po ostatnich wydarzeniach moje serce jest rozszarpane na kawałki, dlatego nie mogę ci powiedzieć, tego co byś chciał usłyszeć.
-Rozumiem – powiedział. Odwrócił twarz w jej stronę i uśmiechnął się w swoim łobuzerskim stylu. Rudowłosa odwzajemniła uśmiech i – czym zaskoczyła samą siebie – pocałowała chłopaka. Ich spragnione siebie usta spotkały się w pełnym namiętności  i spokoju pocałunku. Shuji delikatnie muskał wargi dziewczyny, czym doprowadzał Any do szaleństwa. 
-Powinnam wracać – powiedziała w końcu
-Przepraszam, że cie tak wyciągałem z łóżka w środku nocy.
-I tak nie spałam – otworzyła drzwi i wysiadła z auta. Shuji też wysiadł. Podszedł do niej i przytulił ją.
-Dziękuje – wyszeptał jej do ucha a ona się tylko uśmiechnęła.  Pocałowała chłopaka na pożegnanie i weszła do windy. Jadąc do apartamentu Any czuła się tak inaczej. Czuła, że cały czas się uśmiecha a w żołądku lata jej stadko motyli. Zapomniała o tych wszystkich smutnych sprawach i wysiadając z windy obiecała sobie, że weźmie się w garść i nie będzie już taką beksą ani niedojrzałą dziewczyną z wiecznie smutną miną. Chciała tego a kładąc się do łóżka myślała tylko o miękkich i ciepłych wargach Shujiego.
Maxer obudził się koło 10. Szybko wyskoczył z łóżka, ogarnął się w łazience i poszedł do kuchni. Tam zastał już wszystkich przyjaciół, łącznie z Any. Spojrzał na nią i zobaczył, że jest uśmiechnięta i wypoczęta. Nie wiedział jej takiej od… Od dawna. Zaczął sobie przypominać, że nawet jak byli razem Any tak nie wyglądała. Na początku, fakt była wesoła i zabawna ale gdy została zgwałcona to wszystko prysło. Nie zmieniało to jednak faktu, że Rimski nadal ją kochał i nadal miał nadzieję, że on i rudowłosa stworzą jeszcze prawdziwy związek. Przyjaciele oglądali właśnie RBD: La Familia i zaśmiewali się do rozpuku z przygód byłych członków RBD gdy ktoś zapukał do drzwi. Maxer otworzył je i zobaczył Pavlucciego. Przyjaciele spojrzeli na niego zdziwieni, że tu przyszedł.
-Proszę wejść – powiedział Rimski gestem zapraszając policjanta do środka. Gość usiadł, zdjął czapkę i spojrzał na twarze zaniepokojonych przyjaciół. Ayumi wyłączyła telewizor i teraz wszyscy w ciszy czekali aż Pavlucci coś powie.
-Nie mam dobrych wieści.
-O Boże! – wymsknęło się Ayumi. Martin przytulił ja do siebie i złapał za rękę.
-Znaleźliśmy wczoraj w parku nie daleko klubu w którym byliście ślady krwi.
-Wczoraj poszedłem z Ayu w okolice klubu. W jednym ze sklepów pewna staruszka powiedziała, że jakaś dziewczyna – jej opis pasował do opisu Any – chciała od niej bandaże. Mówiła, też że poznała Teku, jak siedział na ławce.
-Czy ta krew może należeć do Teku? –spytał Maxer
-Nie wiem. To co udało nam się zebrać poddaliśmy do analizy. Czekamy na wyniki.
-Wiecie cos więcej? – spytała Any
-Sutenerzy wiedzą, że Lea jest w Monterrey, co więcej wiedzą, gdzie może być. Im bliżej procesu, tym oni coraz bardziej jej poszukują, bo to właśnie ona wie najwięcej na ich temat. Jeśli nie znajdziemy jej przed nimi z Teku może być nieciekawie.
-Możemy coś zrobić? – spytała Nanu – Proponuję znaleźć tą dziwkę i skopać jej tyłek.
-Nanumi cały czas jej szukamy – spokojnie powiedział Pavlucci
-Jakoś tego nie widać. Any chyba wcielimy twój pomysł w życie – rzuciła do dziewczyny ale Any jej posłała tylko złowrogie spojrzenie
-Jaki pomysł?
-Teraz mu powiedz – powiedziała naburmuszona rudowłosa
-Dzieciaki tu chodzi o Teku.
-No już, już. Chcieliśmy zadzwonić do Lei i się z nią spotkać, znaczy Any by się miała z nią spotkać – wytłumaczyła Nanu. Policjant spojrzał na nich zaskoczony ich pomysłem.  Oni zaś z niecierpliwością oczekiwali jego reakcji. Teraz, gdy już wiedział, potrzebowali jego zgody, teraz gdy sytuacja w jakiej znalazł się Teku była  tragiczna byli gotowi zrobić wszystko, byle tylko go uratować.