Maxer, Nanu, Ayumi, Teku, Martin, Alex
i Lea nadal wpatrywali się w obrączki, które Maite trzymała w ręce. Żadne z
nich nie wiedziało, co powiedzieć, w końcu Maite zwróciła się do Maxera:
-Tak strasznie mi się podobały. Megan
mówiła, że ślub tuż tuż wiec postanowiłam, że zrobię Ci niespodziankę i sama
wybiorę nasze obrączki.
Maxer nie odpowiedział. Na kolanach
trzymał otwarty album ze swoimi i Any zdjęciami – prezent od rudowłosej.
Odruchowo spojrzał na jedno ze zdjęć – on i dziewczyna na plaży w Cancun –
uśmiechnął się i poczuł w sercu dziwne ukłucie. Coś nagle w nim drgnęło, jakaś
część jego wspomnień na chwilę powróciła. Przed oczami miał teraz widok
uśmiechniętej Any, która bawi się swoimi włosami i mruga do niego swoimi
pięknymi oczami. Mrugnął kilka razy i obraz tak szybko jak się pojawił tak
szybko zniknął. W pokoju nadal panowała cisza, wszyscy byli wpatrzeni to w
Maxera, to w Maite, to w obrączki.
-Maxer w porządku? – spytała brunetka
dotykając dłoni chłopaka.
-Nigdy cię nie pokocham – powiedział Maxer i
gwałtownie odtrącił dłoń dziewczyny - Ślub….To ostatnia rzecz, której pragnę.
Nie ożenię się z tobą – powiedział dość dobitnie
-Nie masz
wyjścia. Dobrze o tym wiesz. Twoja firma bez pomocy moich rodziców pójdzie na
dno. Tego chcesz? Chcesz mieć tysiące ludzi na sumieniu? – Maite była dość
wkurzona słowami chłopaka
-Rób, co
chcesz. Mam ważniejsze sprawy na głowie – rzucił od niechcenia i w kilka chwil
później zniknął w swoim pokoju. Brunetka schowała z powrotem obrączki do
torebki i wyszła bez słowa. Gdy drzwi za nią się zamknęły wszyscy odetchnęli z
ulgą.
-Ta
dziewczyna naprawdę działa mi na nerwy – rzuciła Nanu
-Myślicie,
że Maxer naprawdę się z nią nie ożeni? – spytała Lea – Właściwie to zauważyłam,
że pomiędzy Any i Maxerem coś jest lub było – spojrzała wymownie na Alexa potem
na resztę przyjaciół.
-Dobra
powiedzmy jej – rzucił Alex
Ayumi i
Nanumi traktowały Leę nadal dość chłodno. Nic do niej nie miały, jednak
podobnie jak Maite działała im na nerwy bez żadnego powodu.
-Chcesz to
powiedz, ale nas do tego nie mieszaj – odpowiedziała mu Ayumi i razem z Nanu
wyszły z pokoju. Teraz w salonie została tylko Lea, Alex, Martin i Teku.
-Czy ja się dowiem,
o co tu chodzi? – spytała blondynka
-Any i
Maxer…. – zaczął Martin i nie przerywając ani na moment opowiedział Lei
skróconą wersję miłości Any i Maxera pomijając to, że Any ma dziecko i kilka
innych faktów o których-jak uznał – Lea nie musi wiedzieć.
-Więc,
dlatego Any tak zareagowała na te obrączki? – spytała jakby samą siebie, gdy
Martin skończył opowiadać, – Ale czy ona naprawdę nic nie pamięta?
-Jego pamięć
wykasowała wspomnienia te najbardziej bolesne, ale też i te najbardziej
szczęśliwe, czyli wszystko, co związane z Any. Znali się od dziecka, więc przez
wiele rzeczy przechodzili razem – tłumaczył jej Teku
-Przecież to
okropne. Biedna Any. Jak ona się musi czuć – powiedziała Lea i dodała po chwili
– Alex myślę, że na nas już pora? Taka ładna pogoda, chodźmy na spacer.
Złapała
Alexa za rękę i siła wyciągnęła go z hotelu, gdyż chłopak nie miał ochoty na
kolejny spacer w blasku gorącego słońca, które ostatnio dawało we znaki
mieszkańcom Monterrey.
Shawn od
dawna myślał nad wyciągnięciem Maxera z tego bagna, jakim był ślub z Maite.
Odkąd się o tym dowiedział głowił się nad tym jak tego uniknąć. Młody chińczyk
z reguły był zawsze rozsądny, jednak ten ryzykowny plan, który wymyślił
niedawno był dla niego jednocześnie tym co pomoże Maxerowi, ale był to też
plan, który zrujnuje piękne uczucie jakim jest przyjaźń, czego Shawn nie
przewidział. Chłopak znajdował się teraz na obrzeżach Monterrey. Mieszkało tu
mało ludzi, domy, w których mieszkali były małe i pozbawione koloru.
Gdzieniegdzie błąkali się żebracy. Dla Shawna – eleganckiego i ułożonego
człowieka – widok biedaków był okropny i wstrząsający. Postanowił nie zwracać
na nich uwagi i szedł dalej. Skręcił w jedną drogę, potem w następną i oczom
jego ukazały się szeregi niskich, połączonych ze sobą i otoczonych drutami
kolczastymi budynków. W oknach znajdowały się kraty, a niektóre z nich były
całkowicie zamurowane. Shawna chyba po raz pierwszy w życiu obleciał strach.
Stał teraz przed drzwiami do więzienia i ciągle zastanawiał się czy robi dobrze.
„Robię to dla Maxera, dla Any, dla nich” powtarzał sobie w myślach. Nacisnął
mały guziczek na ścianie przy drzwiach i usłyszał potężny męski głos:
-Więzienie
Centralne w Monterrey. Słucham?
Shawn nie
odpowiedział. Coś jakby utkwiło mu w gardle, chciał coś powiedzieć, ale nie
mógł wydusić z siebie słowa.
-Jest tam
ktoś? – spytał ponownie męski głos
-Dzień dobry
– wydusił w końcu z siebie chłopak – Przyszedłem na widzenie z panem Rimskim.
-Proszę
wejść – rzekł męski głos i po chwili drzwi, przed którymi stał chłopak
otworzyły się.
Shawn wszedł
do środka. Był zdenerwowany jak nigdy wcześniej. Serce waliło mu jak oszalałe. Nigdy
wcześniej nie był w więzieni, nigdy też nie pomyślałby, że będzie zmuszony prosić
Allana Rimskiego o pomoc. Za drzwiami czekał na niego strażnik, który bez słowa
zaprowadził go do budynku, w którym odbywały się widzenia.Gdy dotarli na
miejsce chłopak wszedł do środka a strażnik znikł. Teraz obleciał go jeszcze
większy strach niż przedtem. Rozejrzał się wokoło. Przy kilku stolikach siedzieli
skazani i rozmawiali ze swoimi rodzinami. Jego wzrok zatrzymał się na postawnym
człowieku w pasiastym uniformie i kajdankach na rękach. Mężczyzna nic się nie
zmienił. Nadal ten sam wyraz twarzy, ten sam wygląda, te same ruchy. Shawn
ostrożnie podszedł w jego stronę. Choć wokół było mnóstwo strażników chłopak
nadal się bał. Rimski, który do tej pory zajęty był, czym innym uśmiechnął się
szyderczo na widok Shawna, który teraz przed nim stanął.
-Proszę, proszę,
kogo ja tu widzę – powiedział nadal szczerząc zęby do chłopaka
Strażnik, który
pilnował Rimskiego kazał chińczykowi usiąść. Shawn tez tak zrobił. Oboje
patrzeli sobie złowrogo w oczy. Rimski spędził w więzieniu już pół roku, jednak
nadal wyglądał tak samo jak w dzień ogłoszenia wyroku.
-Czego
chcesz ode mnie chiński dzieciaku? – spytał Allan z pogardą
Te słowa nie
zrobiły wrażenia na Shawnie. Był do tego przyzwyczajony gdyż Rimski zawsze tak się
do niego zwracał, gdyż nie mógł zaakceptować przyjaźni Maxera z Shawnem.
-Przejdę od
razu rzeczy. Po pierwsze gdyby nie Maxer wcale bym tu nie przychodził….
-Więc to mój
ukochany synalek cię tu przysłał? – przerwał mu
-Twój ukochany
synalek nic nie wie, że tu jestem. Potrzebuję pieniędzy – wypalił w końcu Shawn
-I prosisz o
to człowieka, który siedzi w więzieniu? – roześmiał się tak szyderczo, że chłopak
poczuł ciarki na całym ciele – Posłuchaj mnie chłopcze…
-Nie ty mnie
posłuchaj! – krzyknął Shawn tak że strażnik spojrzał się na niego krzywo – Twoje
ukochane „Maxer Corporation” tonie w długach.
Na dźwięk tych
słów Rimski od razu zmienił wyraz twarzy na bardziej poważniejszy. „Maxer
Corporation” było siecią należącą kiedyś do jego rodziców. Na łożu śmierci
młody Allan obiecał im, że bez względu na jakiekolwiek okoliczności nie dopuści
do upadku hoteli.
-Co masz na myśli? -spytał już bardziej łagodnie Rimski
-Megan nie
radzi sobie z obowiązkami dyrektora. Maxer nie jest w stanie jej pomagać. Inwestorzy
nie kupują akcji. Jednym słowem firmie grozi bankructwo… - znów urwał, bo Allan
mu przerwał
-Ta kobieta
nigdy nie miała głowy do interesów – wtrącił
-By ocalić
sieć hoteli postanowiła, że Maxer weźmie ślub z dziedziczką „Sol Corporation”
-Eee? To ci
dopiero. Słuchaj chińczyku a niby jak mam wam pomóc?
-Słyszałem,
że „Maxer Corporation” jest jedynym majątkiem po twoich rodzicach, jaki masz. Nie
chcesz chyba tego stracić?
Rimski
milczał. Był w stanie pomóc synowi, ale sam nie wiedział czy tego chciał.
-Co ja z
tego będę miał? – spytał Allan
-Hmmm…. Może
satysfakcję, że jedyny dziedzic twojej sieci hoteli nie będzie musiał żyć w
udawanym małżeństwie tak jak ty – powiedział znów dość dobitnie Shawn
-Wy młodzi
macie dziwne pomysły… Pomogę wam – powiedział znów szorstko – Ale robię to
tylko ze względu na moich rodziców. Wkrótce ktoś do ciebie zadzwoni.
Shawn bez
słowa wstał z krzesełka i wyszedł na powietrze. Strażnik znów odprowadził go do
wyjścia i po chwili chłopak znalazł się już z dala od tych okropnych dla niego
budynków. Jechał tramwajem linii M125 w stronę centrum. Poczuł jakąś dziwną
ulgę. Wiedział, że teraz Maxer już na pewno nie weźmie ślubu z Maite. Teraz wiedział,
że dobrze zrobił. Wiedział też, że nikt nie może się o tym dowiedzieć. Jedyne
czego nie wiedział to tego, że przez tą wizytę sam sobie narobi kłopotów.
Anylkaa
Oj tam , oj tam .. Rozdział jest super! Już nie mogę się doczekać następnego.. ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny !
OdpowiedzUsuńświetne ,kiedy następny rozdział ? :)
OdpowiedzUsuńzajebiaszczy ; )
OdpowiedzUsuńpisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, :D nie mogę się już doczekać :D
OdpowiedzUsuń822 :)