`Rozdział 106` - Wizyta w więzieniu


Maxer, Nanu, Ayumi, Teku, Martin, Alex i Lea nadal wpatrywali się w obrączki, które Maite trzymała w ręce. Żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć, w końcu Maite zwróciła się do Maxera:
-Tak strasznie mi się podobały. Megan mówiła, że ślub tuż tuż wiec postanowiłam, że zrobię Ci niespodziankę i sama wybiorę nasze obrączki.
Maxer nie odpowiedział. Na kolanach trzymał otwarty album ze swoimi i Any zdjęciami – prezent od rudowłosej. Odruchowo spojrzał na jedno ze zdjęć – on i dziewczyna na plaży w Cancun – uśmiechnął się i poczuł w sercu dziwne ukłucie. Coś nagle w nim drgnęło, jakaś część jego wspomnień na chwilę powróciła. Przed oczami miał teraz widok uśmiechniętej Any, która bawi się swoimi włosami i mruga do niego swoimi pięknymi oczami. Mrugnął kilka razy i obraz tak szybko jak się pojawił tak szybko zniknął. W pokoju nadal panowała cisza, wszyscy byli wpatrzeni to w Maxera, to w Maite, to w obrączki.
-Maxer w porządku? – spytała brunetka dotykając dłoni chłopaka.
   -Nigdy cię nie pokocham – powiedział Maxer i gwałtownie odtrącił dłoń dziewczyny - Ślub….To ostatnia rzecz, której pragnę. Nie ożenię się z tobą – powiedział dość dobitnie
-Nie masz wyjścia. Dobrze o tym wiesz. Twoja firma bez pomocy moich rodziców pójdzie na dno. Tego chcesz? Chcesz mieć tysiące ludzi na sumieniu? – Maite była dość wkurzona słowami chłopaka
-Rób, co chcesz. Mam ważniejsze sprawy na głowie – rzucił od niechcenia i w kilka chwil później zniknął w swoim pokoju. Brunetka schowała z powrotem obrączki do torebki i wyszła bez słowa. Gdy drzwi za nią się zamknęły wszyscy odetchnęli z ulgą.
-Ta dziewczyna naprawdę działa mi na nerwy – rzuciła Nanu
-Myślicie, że Maxer naprawdę się z nią nie ożeni? – spytała Lea – Właściwie to zauważyłam, że pomiędzy Any i Maxerem coś jest lub było – spojrzała wymownie na Alexa potem na resztę przyjaciół.
-Dobra powiedzmy jej – rzucił Alex
Ayumi i Nanumi traktowały Leę nadal dość chłodno. Nic do niej nie miały, jednak podobnie jak Maite działała im na nerwy bez żadnego powodu.
-Chcesz to powiedz, ale nas do tego nie mieszaj – odpowiedziała mu Ayumi i razem z Nanu wyszły z pokoju. Teraz w salonie została tylko Lea, Alex, Martin i Teku.
-Czy ja się dowiem, o co tu chodzi? – spytała blondynka
-Any i Maxer…. – zaczął Martin i nie przerywając ani na moment opowiedział Lei skróconą wersję miłości Any i Maxera pomijając to, że Any ma dziecko i kilka innych faktów o których-jak uznał – Lea nie musi wiedzieć.
-Więc, dlatego Any tak zareagowała na te obrączki? – spytała jakby samą siebie, gdy Martin skończył opowiadać, – Ale czy ona naprawdę nic nie pamięta?
-Jego pamięć wykasowała wspomnienia te najbardziej bolesne, ale też i te najbardziej szczęśliwe, czyli wszystko, co związane z Any. Znali się od dziecka, więc przez wiele rzeczy przechodzili razem – tłumaczył jej Teku
-Przecież to okropne. Biedna Any. Jak ona się musi czuć – powiedziała Lea i dodała po chwili – Alex myślę, że na nas już pora? Taka ładna pogoda, chodźmy na spacer.
Złapała Alexa za rękę i siła wyciągnęła go z hotelu, gdyż chłopak nie miał ochoty na kolejny spacer w blasku gorącego słońca, które ostatnio dawało we znaki mieszkańcom Monterrey.

Shawn od dawna myślał nad wyciągnięciem Maxera z tego bagna, jakim był ślub z Maite. Odkąd się o tym dowiedział głowił się nad tym jak tego uniknąć. Młody chińczyk z reguły był zawsze rozsądny, jednak ten ryzykowny plan, który wymyślił niedawno był dla niego jednocześnie tym co pomoże Maxerowi, ale był to też plan, który zrujnuje piękne uczucie jakim jest przyjaźń, czego Shawn nie przewidział. Chłopak znajdował się teraz na obrzeżach Monterrey. Mieszkało tu mało ludzi, domy, w których mieszkali były małe i pozbawione koloru. Gdzieniegdzie błąkali się żebracy. Dla Shawna – eleganckiego i ułożonego człowieka – widok biedaków był okropny i wstrząsający. Postanowił nie zwracać na nich uwagi i szedł dalej. Skręcił w jedną drogę, potem w następną i oczom jego ukazały się szeregi niskich, połączonych ze sobą i otoczonych drutami kolczastymi budynków. W oknach znajdowały się kraty, a niektóre z nich były całkowicie zamurowane. Shawna chyba po raz pierwszy w życiu obleciał strach. Stał teraz przed drzwiami do więzienia i ciągle zastanawiał się czy robi dobrze. „Robię to dla Maxera, dla Any, dla nich” powtarzał sobie w myślach. Nacisnął mały guziczek na ścianie przy drzwiach i usłyszał potężny męski głos:
-Więzienie Centralne w Monterrey. Słucham?
Shawn nie odpowiedział. Coś jakby utkwiło mu w gardle, chciał coś powiedzieć, ale nie mógł wydusić z siebie słowa.
-Jest tam ktoś? – spytał ponownie męski głos
-Dzień dobry – wydusił w końcu z siebie chłopak – Przyszedłem na widzenie z panem Rimskim.
-Proszę wejść – rzekł męski głos i po chwili drzwi, przed którymi stał chłopak otworzyły się.
Shawn wszedł do środka. Był zdenerwowany jak nigdy wcześniej. Serce waliło mu jak oszalałe. Nigdy wcześniej nie był w więzieni, nigdy też nie pomyślałby, że będzie zmuszony prosić Allana Rimskiego o pomoc. Za drzwiami czekał na niego strażnik, który bez słowa zaprowadził go do budynku, w którym odbywały się widzenia.Gdy dotarli na miejsce chłopak wszedł do środka a strażnik znikł. Teraz obleciał go jeszcze większy strach niż przedtem. Rozejrzał się wokoło. Przy kilku stolikach siedzieli skazani i rozmawiali ze swoimi rodzinami. Jego wzrok zatrzymał się na postawnym człowieku w pasiastym uniformie i kajdankach na rękach. Mężczyzna nic się nie zmienił. Nadal ten sam wyraz twarzy, ten sam wygląda, te same ruchy. Shawn ostrożnie podszedł w jego stronę. Choć wokół było mnóstwo strażników chłopak nadal się bał. Rimski, który do tej pory zajęty był, czym innym uśmiechnął się szyderczo na widok Shawna, który teraz przed nim stanął.
-Proszę, proszę, kogo ja tu widzę – powiedział nadal szczerząc zęby do chłopaka
Strażnik, który pilnował Rimskiego kazał chińczykowi usiąść. Shawn tez tak zrobił. Oboje patrzeli sobie złowrogo w oczy. Rimski spędził w więzieniu już pół roku, jednak nadal wyglądał tak samo jak w dzień ogłoszenia wyroku.
-Czego chcesz ode mnie chiński dzieciaku? – spytał Allan z pogardą
Te słowa nie zrobiły wrażenia na Shawnie. Był do tego przyzwyczajony gdyż Rimski zawsze tak się do niego zwracał, gdyż nie mógł zaakceptować przyjaźni Maxera z Shawnem.
-Przejdę od razu rzeczy. Po pierwsze gdyby nie Maxer wcale bym tu nie przychodził….
-Więc to mój ukochany synalek cię tu przysłał? – przerwał mu  
-Twój ukochany synalek nic nie wie, że tu jestem. Potrzebuję pieniędzy – wypalił w końcu Shawn
-I prosisz o to człowieka, który siedzi w więzieniu? – roześmiał się tak szyderczo, że chłopak poczuł ciarki na całym ciele – Posłuchaj mnie chłopcze…
-Nie ty mnie posłuchaj! – krzyknął Shawn tak że strażnik spojrzał się na niego krzywo – Twoje ukochane „Maxer Corporation” tonie w długach.
Na dźwięk tych słów Rimski od razu zmienił wyraz twarzy na bardziej poważniejszy. „Maxer Corporation” było siecią należącą kiedyś do jego rodziców. Na łożu śmierci młody Allan obiecał im, że bez względu na jakiekolwiek okoliczności nie dopuści do upadku hoteli.
-Co masz na myśli?  -spytał już bardziej łagodnie Rimski
-Megan nie radzi sobie z obowiązkami dyrektora. Maxer nie jest w stanie jej pomagać. Inwestorzy nie kupują akcji. Jednym słowem firmie grozi bankructwo… - znów urwał, bo Allan mu przerwał
-Ta kobieta nigdy nie miała głowy do interesów – wtrącił
-By ocalić sieć hoteli postanowiła, że Maxer weźmie ślub z dziedziczką „Sol Corporation”
-Eee? To ci dopiero. Słuchaj chińczyku a niby jak mam wam pomóc?
-Słyszałem, że „Maxer Corporation” jest jedynym majątkiem po twoich rodzicach, jaki masz. Nie chcesz chyba tego stracić?
Rimski milczał. Był w stanie pomóc synowi, ale sam nie wiedział czy tego chciał.
-Co ja z tego będę miał? – spytał Allan
-Hmmm…. Może satysfakcję, że jedyny dziedzic twojej sieci hoteli nie będzie musiał żyć w udawanym małżeństwie tak jak ty – powiedział znów dość dobitnie Shawn
-Wy młodzi macie dziwne pomysły… Pomogę wam – powiedział znów szorstko – Ale robię to tylko ze względu na moich rodziców. Wkrótce ktoś do ciebie zadzwoni.
Shawn bez słowa wstał z krzesełka i wyszedł na powietrze. Strażnik znów odprowadził go do wyjścia i po chwili chłopak znalazł się już z dala od tych okropnych dla niego budynków. Jechał tramwajem linii M125 w stronę centrum. Poczuł jakąś dziwną ulgę. Wiedział, że teraz Maxer już na pewno nie weźmie ślubu z Maite. Teraz wiedział, że dobrze zrobił. Wiedział też, że nikt nie może się o tym dowiedzieć. Jedyne czego nie wiedział to tego, że przez tą wizytę sam sobie narobi kłopotów.

Anylkaa

5 komentarzy:

  1. Oj tam , oj tam .. Rozdział jest super! Już nie mogę się doczekać następnego.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne ,kiedy następny rozdział ? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, pisz, :D nie mogę się już doczekać :D

    822 :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za każdy komentarz <3
Komentarze z reklamami blogów oraz osobne reklamy blogów proszę umieszczać tylko i wyłącznie w zakładce SPAM. Z każdego innego miejsca zostaną usunięte.