Rozdział jedenasty

Lena
Gapiłam się na Patryka niedowierzając w jego słowa. Przecież to nie mogła być prawda. On nie mógł być taki jak ja, on nie mógł być nieśmiertelny. Po prostu starałam się myśleć racjonalnie, Patryk sobie ze mnie żartował. Ale po co miałby to robić? Jaki miał w tym cel? Chciał sobie ze mnie zakpić? Spoglądałam na niego a on na mnie. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Ogrom informacji jakie spadły na mnie wczoraj nadal były dla mnie czymś nowym, a Patryk tylko dołożył mi kolejną wiadomość do mojej góry rzeczy o których nie wiedziałam.
-Nie wierzysz mi? – spytał
-Nie.
-Dlaczego?
-Dlatego, że nie mam żadnych podstaw żeby ci wierzyć. Stoisz tu przede mną wyglądając jak zwykły chłopak a okazujesz się Czarnym Aniołem. Już w to mi trudno wierzyć a co dopiero w twoją nieśmiertelność – wytłumaczyłam odsuwając się od niego.
-Widziałaś na własne oczy moje skrzydła. W to, że jestem aniołem musisz uwierzyć – powiedział.
Nie przekonał mnie. W sumie czy naprawdę było by aż tak źle gdyby naprawdę okazał się nieśmiertelnym? Nic by to nie zmieniło pomiędzy nami, więc czemu tak bardzo nie chciałam dopuścić do siebie tej informacji? Może dlatego, że przez dwadzieścia dwa lata istnienia żyłam w przekonaniu, że tylko ja jesteś nieśmiertelna, że to dar, coś czego nikt nie może mi zabrać. A teraz miałam to stracić?
-Zobacz – powiedział i spojrzałam na to co zaczął robić. Trzymał w palcach jedną z moich wsuwek do włosów.
-Co chcesz zrobić? – spytałam niepewna jego zamiarów.
Nie odpowiedział. Zamiast tego wbił sobie wsuwkę głęboko w przedramię i  przejechał nią od nadgarstka w górę aż do łokcia i rana znikła. Po prostu znikła, tak jakby jej nigdy tam nie było.
Czyli to prawda. Patryk był nieśmiertelnym Czarnym Aniołem. Nie kłamał. Mówił prawdę a ja mu nie uwierzyłam.
-Nic z tego nie rozumiem. To wszystko jest dla mnie zbyt trudne. Naprawdę chce poznać prawdę. Coś co pozwoli mi choć trochę zrozumieć – powiedziałam nadal patrząc na jego przedramię na którym nie został żaden ślad ani blizna.
-Co chcesz wiedzieć. Wiem to i owo, więc może mogę ci jakoś pomóc.
-Przecież i tak obiecałeś mi wyjaśnienia odnośnie wczoraj.
-Nie mam zamiaru łamać danej ci obietnicy. Ale najpierw zrób coś dla mnie.
Co on znów ode mnie chciał?
-Co tym razem? – spytałam niechętnie.
-Pocałuj mnie – uśmiechnął się tak pięknie, że nie mogłam mu odmówić i namiętnie go pocałowałam. Znów moje usta spotkały się z jego wargami. To było niesamowite uczucie gdy go całowałam. Miałam wrażenie, że zniknęły wszystkie problemy, że jesteśmy tylko we dwoje. Nigdy się tak nie czułam, nawet przy Aronie. Powstrzymałam się w końcu od całowania Patryka bo mieliśmy dużo rzeczy do obgadania.
-Ja swoje zrobiłam, teraz twoja kolej – puściłam mu oczko.
-Więc…Jeśli chodzi o wczoraj to zaatakowali nas Wygnańcy.
-Niemożliwe. Nie, Patryk, to niemożliwe.
-Lena wiem dobrze co widziałem. Wiem jak wyglądają i kim są. To byli oni. Jestem tego pewien.
Chciałam żeby Patryk kłamał. Nie chciałam dopuścić do siebie tej strasznej informacji. Miałam być tu bezpieczna, miałam tu żyć spokojnie a tymczasem Wygnańcy mnie odnaleźli. Jak to mogło się w ogóle stać? Jak rodzicie, jak Paty i Edd mogli do tego dopuścić? To nie powinno się zdarzyć. Już nawet tu nie jestem bezpieczna. Starałam się zachować spokój bo chciałam wiedzieć jak najwięcej.
-Zdajesz sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie ci grozi? – zapytał.
-Nie wiem co masz na myśli.
-Wygnańcy chcą cię zabić, bo tylko ty możesz zabić ich. Tylko ty możesz ich pokonać. Ty i twój wybranek. Czarny Miecz, który posiadają Wygnańcy to potężna broń, służąca do zabijania nieśmiertelnych aniołów. Wygnańcy nawet bez niego są silni, ale z tym mieczem mogą przejąć wszystkie krainy. Byli przekonani, że im się to uda dopóki się nie pojawiłaś. Twoje narodziny całkowicie pokrzyżowały im plany, dlatego chcą się zemścić zabijając ciebie. Podejrzewam, że zrobią z Królestwem Aniołów to samo co z moją krainą.
Patryk nagle posmutniał. Nie wiedziałam dlaczego, ale musiało to mieć związek z jego rasą.
-Co takiego tam się wydarzyło? – spytałam.
-Kiedyś Czarne Królestwo żyło w zgodzie ze wszystkimi krainami i rasami jakie je zamieszkiwali. Bogowie, aniołowie z twojej rasy i czarne anioły bardzo się przyjaźniły. W tych trzech krainach panował pokój i szczęście. Wszyscy się szanowali, byli względem siebie mili i lojalni. Niestety pewnego dnia, władca Czarnego Królestwa a zarazem mój ojciec Meandiel zorientował się, że kilku aniołów opuściło nasze królestwo i udali się na ziemię. Gdy tylko się o tym dowiedział oficjalnie usunął tych aniołów z krainy bez możliwości powrotu.
-Dlaczego zeszli na ziemię?
-Nie wiem Lena. Byłem wtedy zbyt młody by to zrozumieć. Później już nigdy się tego nie dowiedziałem.
-Dlaczego?
-Słuchaj do końca. Więc gdy tata wyrzucił tych aniołów oni się zbuntowali i postanowili stworzyć armię składającą się ze wszystkich ras w której znajdą się członkowie niesprawiedliwie potraktowani przez władców swoich krain. Połączyli swoje siły, swoje moce. Wtedy stało się coś niesamowitego, doszło do mutacji ras. Tak powstali Wygnańcy.
-Mutacji ras? Co to takiego?
-Wszystkie trzy rasy w wyniku tego połączenia stały się jednością. Mieli takie same moce, takie same siły, taki sam wygląd. Za główny cel postawili sobie zniszczenie Czarnego Królestwa. I udało im się to. Gdy miałem dwadzieścia lat wdarli się do centrum Królestwa podpalając wszystko i mordując niewinnych aniołów. Nikt nie był przygotowany na ich atak, dlatego udało im się zabić tak wiele aniołów. Porwali moich rodziców a ja musiałem przyglądać się jak ich torturują. Nie chciałem tego oglądać, ale zmusili mnie do tego, zmusili mnie bym oglądał ich śmierć.
Patryk urwał i ukrył twarz w dłoniach. On płakał. Nieśmiertelny Czarny Anioł siedzący przede mną płakał  a ja nie potrafiłam nic z tym zrobić. To wszystko co mi opowiadał było straszne. Oglądanie śmierci rodziców, ich utrata, przecież to musiało być dla niego straszne, tym bardziej, że był wtedy młody. Nie wiem ile czasu minęło od tamtego wydarzenia, ale on nadal cierpiał. Widziałam jak sobie z tym nie radzi, jak go to boli, jak rozrywa jego duszę na strzępy, jak zabiera mu życie.
Przytuliłam go. To moja wina. Przez moją ciekawość on jest teraz smutny. Ale naprawdę nie wiedziałam, że coś takiego miało miejsce. Jeśli Wygnańcy byli aż tak silni to naprawdę byłam w niebezpieczeństwie. Cały czas zastanawiałam się kim jest mój ów tajemniczy wybranek o którym mówili mi rodzice. Powiedzieli, że go znam… Czy mówili o Aronie? Aron. Tak bardzo za nim tęsknie. Chciałabym go zobaczyć choćby przez chwilę, powiedzieć jak bardzo go kocham i jak za nim tęsknię. Brakuje mi go. Choć nie było nam łatwo być razem, to spędziliśmy w niebie piękne chwile, których nie spędzę już nigdy z nikim. Już nigdy nikogo nie pokocham tak jak jego.

Patryk
Płonące Czarne Królestwo, Wygnańcy zarzynający Czarnych Aniołów, potwory, które zrównały moją krainę z ziemią, tortury przez jakie przechodzili moi rodzicie. Nigdy o tym nie zapomniałem. Nie myślałem o tym, ale to nie znaczy, że zapomniałem. Tego nie dało się zapomnieć. Ten ból będzie mi towarzyszył przez całe moje życie, nigdy o nim nie zapomnę, bo nigdy nie umrę. Dostałem dar nieśmiertelności. Śmierć rodziców dała mi ten dar.
Totalnie rozkleiłem się przy Lenie, co musiało ją zbić z tropu, bo anioły z natury nie płaczą. Ale ja czuję jakbym już stracił jakąś część z bycia aniołem. Tak długo jestem z Eddem i Paty, tak długo mieszkam z nimi na ziemi, że bardziej przywykłem do bycia człowiekiem, że czasem wydawało mi się, że tak już będzie zawsze. Uczłowieczyłem się i czekałem. Czekałem na dzień w którym znajdę kogoś, kto będzie mógł ich pokonać. I doczekałem się. Po stu latach oczekiwań pojawiła się ona. Piękna i nieśmiertelna anielica, której pomoc zniszczy Wygnańców.
-Chodź, zejdziemy na dół – powiedziałem.
-W porządku? Patryk, ja nie chciałam żebyś się smucił. Ja tylko chciałam wiedzieć coś więcej. Przepraszam.
-Hej, w porządku. Nic mi nie jest. Byłem w tym stanie nie raz, umiem sobie z tym radzić.
-Skoro tak mówisz to chodźmy – uśmiechnęła się i oboje zeszliśmy do kuchni gdzie siedzieli już Paty i Edd. Spojrzałem na Paty i już wiedziałem, że zaraz zrobi nam pogadankę na temat tego co było wczoraj. To była kwestia czasu. Znałem ją na tyle dobrze by wiedzieć kiedy jest zła. Nie raz mnie ochrzaniała za moje wybryki, ale zawsze to czegoś mnie uczyło.
-Lena ty masz zakaz wychodzenia z domu, a z tobą to już w ogóle nie mam o czym rozmawiać – powiedziała Paty.
-Zwariowałaś Paty? Chcesz mnie tu więzić? Nie no super! Nie dość, że jestem zmuszona siedzieć tu na ziemi, to jeszcze mam stąd nie wychodzić? – to były słowa Leny, które wprawiły w osłupienie całą naszą trójkę. Lena była strasznie wkurzona i zdenerwowana. Chciała odejść, ale zmusiłem ją by została. Na szczęście uległa.
-Paty zamiast na nas krzyczeć zrób coś by się dowiedzieć jak Wygnańcy się tu znaleźli. Nie mogli od tak się pojawić.
-Dajcie spokój – Edd jako jedyny pozostał spokojny. Jego stoicki spokój naprawdę był w tej chwili potrzebny. Paty miała trudny charakter i szybko się denerwowała, podejmując wtedy nie zawsze rozsądne decyzje.
-Powiedziałem Lenie o wszystkim. O mnie, o Czarnym Królestwie i o Wygnańcach. Uznałem, że powinna wiedzieć coś więcej niż wy jej powiedzieliście. W końca to ona ma nas ocalić.
-Dobrze zrobiłeś. Nie możemy jej okłamywać w takiej sytuacji. Tym bardziej gdy teraz jest w niebezpieczeństwie – melodyczny głos Edda uspokajał nas wszystkich a najbardziej Paty, która nie lubiła czy Edd „czarował” ją swoim spokojem. Ale on już taki był. Miał w sobie jakiś dziwny dar, przy nim człowiek natychmiast się uspokajał. To dlatego, że był cherubinem. Oni byli inni niż my aniołowie, byli tak blisko Najwyższego, że czasem mi się nie chciało w to wierzyć. Był dla mnie przykładem.
Chwila spokoju szybko się skończyła bo Lena poderwała się jak szalona.
-Muszę iść do Sary. Ona mnie potrzebuje. Nie, nie mnie. Tylko swojego anioła stróża. Ja muszę do niej iść.
Zacząłem się niepokoić o Sarę. Cały czas miałem wyrzuty po tym co jej zrobiłem. Lena wiedząc, że coś zagraża Sarze działa jak w amoku i nic do niej nie docierało. Liczyła się tylko Sara. Zatrzymał ją Edd. Założył jej na nadgarstek bransoletkę i kazał jej nigdy nie zdejmować.
-Co to? – spytała.
-Uchroni Sarę, Wiktora i ich bliskich przed Wygnańcami.
-Jak to możliwe? – wtrąciłem się w rozmowę.
-Bransoletka niweluje moc jaką Lena zostawia po sobie przebywając z Sarą czy kimś z otoczenia jej podopiecznej. W ten sposób chroni Sarę i jej bliskich przed Wygnańcami. Niestety nie działa to na Lenę, więc pomaga tylko w pewnym stopniu.
-Edd, bardzo ci dziękuje. – powiedziała nasza archanielica i przytuliła Edda, co bardzo go zaskoczyło, a Paty zszokowało do tego stopnia, że opuściła kuchnię.
-No już dość tych czułości, idźcie już. Sara cię potrzebuje. Musisz być przy niej.
Lena chyba polubiła Edda, zaufała mu, czego nie można powiedzieć o Paty. Edd emanował taką dobrocią i miłością, jakiej mi brakowało po śmierci rodziców, dlatego byłem z nim bardzo związany. Nie mogłem tego powiedzieć o Paty. Była dumna i wyniosła. Rzadko można się było z nią dogadać. Edd powiedział mi, że to dlatego, że została tu zesłana. W dniu kiedy miała zostać przyjęta do cherubinów, Tafus zesłał ją na ziemię. Dlatego mimo tak długiego czasu nie potrafi się z tym pogodzić.
Wziąłem auto Edda i udaliśmy się do szpitala. Kim właściwie był Tafus? Nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. Domyśliłem się jednak, że musi byś kim ważnym.
-Lena, znasz niejakiego Tafusa? – spytałem ją gdy staliśmy na czerwonym świetle.
-Znasz Tafusa? – spytała z niedowierzaniem.
-Nie. Edd mi tylko o nim wspominał, ale ty… chyba go znasz.
-No ba! To mędrzec z nieba. Znają go w każdej krainie, choć nikt tak naprawdę nie wie kim jest i skąd wie aż tyle rzeczy. Pomógł mi wiele razy.
-Czyli jest po twojej stronie? –zapytałem.
-Pewnie.  A czemu tak nagle o niego pytasz?
-Edd mówił, że to on ich tu zesłał, ale nie powiedział mi kim jest.
-Mnie też tu zesłał – powiedziała ze smutkiem.
Zamilkła. Było jej ciężko i nie miała nikogo z kim mogła by się podzielić swoim smutkiem, nie miała komu się zwierzyć z tego co ją trapi. Zależało mi na niej dlatego nie chciałem żeby się smuciła. Zauważyłem, że polubiła Edda co naprawdę było dla niej dobre. Ja jej mogłem pomóc, ale Edd mógł więcej. Jako cherubin mógł zdziałać bardzo wiele, choć Lena nie miała o tym pojęcia. Gdy dojechaliśmy do szpitala Lena była bardzo zdenerwowana.
-Co tym razem? – spytałem gdy weszliśmy do środka.
-Patryk…Coś złego się dzieje. Nie tylko z Sarą, ale z Wiktorem też.
Szybko pobiegliśmy na OIOM gdzie leżał Wiktor. Wokół niego zgromadziło się pełno lekarzy i kilka pielęgniarek. Sara siedziała na krześle i płakała. Rodzicie Wiktora przez drzwi patrzyli co robią lekarze. Lena przytuliła Sarę i nawet nie próbowała jej pocieszyć. Pozwalała Sarze płakać bo w tej chwili jako jej anioł stróż nie mogła nic zrobić. Zorientowałem się jak bardzo źle to wszystko wygląda. Serce Wiktora przestało bić. To już prawie jak śmierć. Lekarze robili wszystko by pomóc, próbowali go ratować, ale ogólny, ciężki stan w jakim się znajdował tylko im to utrudniał. Nie mogłem nic zrobić, ani ja, ani Lena. Byliśmy bezradni. Na moich oczach umierał mój najlepszy przyjaciel.  Poczułem się jak wtedy, gdy umierali rodzice a ja nie mogłem zupełnie nic zrobić. Mogłem się tylko przyglądać jak ktoś z kim mogłem pogadać o prawie wszystkim, ktoś kto nauczył mnie czym jest przyjaźń i zaufanie umiera. Jego linia życia zatrzymała się na zawsze, serce przestało bić na zawsze. Odszedł na zawsze. Umarł.

4 komentarze:

  1. czemu go uśmierciłaśśś :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej dlaczego on umarł ;c
    Rozdział super <3 mam nadzieje ze szybko wstawisz kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobrze, bez sentymentów autora do bohaterów. Podoba mi się :) Kill them all xD

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za każdy komentarz <3
Komentarze z reklamami blogów oraz osobne reklamy blogów proszę umieszczać tylko i wyłącznie w zakładce SPAM. Z każdego innego miejsca zostaną usunięte.