22 lata temu
-To niemożliwe. To istny cud.
-Co takiego? Co jest takim cudem?
-Srebrne Skrzydła. Ona ma Srebrne Skrzydła.
Eiden, Aida i Tafus z niedowierzaniem wpatrywali się w niemowlaka
leżącego w drewniane kołysce. Dziewczynka spoglądała na nich małymi błękitnymi
oczkami i nieświadomie trzepotała małymi Srebrnymi Skrzydełkami
-Jak to w ogóle jest możliwe? – spytała Aida biorąc niemowlaka w
ramiona.
-Królestwo Aniołów ostatni raz widziało Srebrne Skrzydła sto lat temu.
Posiadał je archanioł Ezeon. Był potwornym aniołem. Każdy myślał, że Srebrne Skrzydła przepadły – powiedział Tafus spoglądając
jak dziewczynka bawi się złotymi włosami matki.
-Więc jak to możliwe, że po tylu latach…Będą z tego kłopoty, prawda? –
zapytał Eiden.
-Będą z tego kłopoty, ale to nie jest przypadek. To dana nam szansa na
zniszczenie Wygnańców – tłumaczył Tafus.
-Co takiego? – wystraszona Aida mocno przytuliła dziewczynką.
-Ona będzie tą która nas uratuje od śmierci. Ona przy jego pomocy
rozniesie w pył świat Wygnańców.
-Skąd możesz to wiedzieć. Nic nie jest pewne – oburzył się ojciec
dziewczynki.
-Czy kiedykolwiek was okłamałem?
- Tafus zmierzył rodziców wzrokiem i zmienił temat – Jak dacie jej na
imię?
-Madlen-odpowiedzieli razem
-Musicie ją dobrze wychować. I zrobić wszystko by była szczęśliwa. Gdy
dorośnie każdy dzień może być dla niej ostatnim w niebie. Pamiętajcie o tym. –
Tafus złapał dziewczynkę za malutką rączką a ona zaczęła się radośnie
uśmiechać. Eiden i Aida spoglądali z miłością i trwogą na swoje jedyne dziecko.
Nie chcieli uwierzyć w to co mówił starzec. Choć Tafus nigdy się nie mylił
oboje starali się nie myśleć o jego słowach, o tym, że Madlen będzie musiała
ich opuścić.
Jednak teraz była z nimi i to było dla nich najważniejsze.
***
Moje skrzydła zawsze były inne od skrzydeł innych aniołów. Były nie
tylko srebrne, ale były bardziej puszyste i delikatne. Rodzice zawsze mi
powtarzali, że jestem cudem, że jestem wyjątkowa i ja to wiedziałam. Aron też
to wiedział. Siedział obok mnie i z zaciekawieniem słuchał jak Marius opowiada
o świecie ludzi. Choć nie należał do naszej rasy Marius nie miał nic przeciwko
by uczęszczał na wykłady z życia człowieka. Wykłady były obowiązkowe dla
każdego anioła stróża. Każdy z nas musiał wiedzieć o swoim podopiecznym jak
najwięcej, by umieć mu pomóc w każdej sytuacji. Dzięki takim lekcjom nie
różniliśmy się prawie niczym od ludzi. Po za skrzydłami i magicznymi mocami,
które co jakiś czas objawiały się u niektórych aniołów. Codziennie Marius
opowiadał nam o czymś innym, codziennie poznawaliśmy nowe rzeczy ze świata
ludzkiego, uczyliśmy się czegoś nowego o naturze człowieka i jego
funkcjonowaniu. Nie były mi potrzebne te wykłady, bo już dawno to wszystko
wiedziałam. Jako jedynej archanielicy w całym gronie aniołów stróżów
przysługiwały mi osobne lekcje z Mariusem. Ku zdziwieniu jego i moich rodziców
szybko załapałam wszystkie informacje jakiE nauczyciel mi opowiadał. Marius był jednym z naszych łączników pomiędzy
światem aniołów a światem ludzi. Dwa razy w ciągu tygodnia wracał na ziemię by
ogarnąć przyziemnie sprawy a potem znów do nas wracał. Jak zdążyłam się
dowiedzieć, oprócz niego było jeszcze tylko dwóch ziemskich łączników z naszym
światem, ale póki co ich nie poznałam. Marius nie opowiedział za dużo o sobie,
ale mnie też to nie obchodziło. Miałam własne problemy na głowie.
Siedziałam obok Arona wynudzając się niemiłosiernie, bo słuchanie drugi
raz o potrzebach seksualnych człowieka jakoś mnie nie ciekawiło. Znudzona
położyłam dłonie na kolanach i spojrzałam czy u mojej podopiecznej wszystko w
porządku. Siedziała grzecznie w szkole na sprawdzianie i dostrzegłam, że nie
idzie jej najlepiej. Moim zadaniem było czuwanie nad nią, więc pomoc jej w
szkole też była formą opieki nad nią. Całkowicie przestałam słuchać Mariusa i
skupiłam się by jej pomóc. Spojrzałam na jej sprawdzian. Matematyka.
Pokierowałam jej myślami tak by sama domyśliła się odpowiedzi, by nie zawaliła
kolejnego testu.
-Madlen ocknij się – usłyszałam głos Arona.
-Sorki – wyszeptałam i oparłam się o jego ramię. Za każdym razem gdy
wychodziłam z umysłu swojej podopiecznej czułam się zmęczona. Dobrze
wiedziałam, że nie powinnam tego robić, ale to był mój obowiązek, musiałam ją
chronić, za wszelką cenę, ale nie kosztem swojego życia. To jedna z zasad
anioła stróża-„Rób wszystko by chronić człowieka, ale pamiętaj by chronić też
siebie”. Ramię Arona było takie
umięśnione i wygodne. Mogłabym umrzeć w jego ramionach. Gdybym tylko mogła
umrzeć. Jak to jest umrzeć? Nie będzie dane nigdy mi tego doświadczyć, ponieważ
Srebrne Skrzydła dawały mi nieśmiertelność. Tafus mi o tym powiedział, choć nie
był zadowolony, że musi to zrobić, ale zagroziłam mu, że zejdę na ziemię i
nigdy nie wrócę jeśli nie powie mi dlaczego skrzydła są takie wyjątkowe.
Niestety prócz tego, że dają nieśmiertelność nie powiedział mi nic więcej.
Dlaczego za każdym razem gdy pytałam jego albo rodziców o skrzydła wymigiwali
się od odpowiedzi. O Srebrnych Skrzydłach nie znalazłam też żadnej wzmianki w
wielkich księgach anielskiej biblioteki. Podświadomie czułam, że o jest coś o
czym nikt nie chce mi powiedzieć, jakaś tajemnica. Strasznie mnie to
niepokoiło.
-Madlen! Szybko musisz uciekać! – krzyczała moja mama wpadając na salę
i przerywając wykład.
-Aida to już? – zapytał Marius.
Mama tylko pokiwała głową i w tej samej chwili Marius zniknął. Aron
próbował uspokoić pozostałych aniołów a mama zabrała mnie do zamku.
-Co się dzieje? – zapytałam zdenerwowana.
-Musisz uciekać. Jesteś w niebezpieczeństwie.
-Jakim niebezpieczeństwie? Mamo o co chodzi? – podniosłam na nią głos
czego prawie nigdy nie robiłam. Zmierzyła mnie wzrokiem a ja ją. Miała na sobie
śliczną błękitną szatę, tak samo błękitną jak jej skrzydła. Długie, złote włosy
plątały jej się po ziemi. Twarz miała bladą i smutną, ale mimo to wyglądała
zjawiskowo. To po niej odziedziczyłam urodę i piękne złote włosy. Wszyscy
powtarzali, że jestem bardzo do niej podobna i nie raz słyszałam, że wyglądamy
jak siostry bliźniaczki a nie jak matka i córka.
Chodziła niespokojnie po moim pokoju czym zaczęła mnie irytować.
Wzdrygnęła się gdy do pokoju wpadł zaniepokojony Aron, Tafus i kilku anielskich
strażników.
-I jak? – zapytała mama Tafusa.
-Eiden poszedł na zwiady. Wiesz
jaki jest. Nie mamy czasu.
Mama zaczęła płakać. Nie miałam pojęcia co się dzieje i chyba nie
chciałam wiedzieć.
-Madlen musisz stąd uciekać. Nie jesteś tu bezpieczna. Jeśli tu
zostaniesz możesz zginąć – powiedział Tafus opierając się na starej, drewnianej
lasce.
-Jak to uciekać? Dokąd? I dlaczego? Nic nie rozumiem. Jestem
nieśmiertelna, nie można mnie zabić.
-Posłuchaj mnie uważnie – Tafus spojrzał w moje oczy – Jesteś
nieśmiertelna, ale Wygnańcy mają jedyną na świecie rzecz, która może cię zabić.
Dlatego musisz stąd zniknąć.
-Wygnańcy? Kto to jest? Co to za rzecz? I dokąd mam się udać? –
zapytałam go zdenerwowana, ale zignorował moje pytania. Wiedziałam jednak, że
mówi prawdę.
-Zaufaj nam. Nie zadawaj więcej pytań i rób to co mówi Tafus. –
powiedział Aron i przytulił mnie. Był moim bohaterem, moją miłością, niemożliwą
do spełnienia. Aron był pół bogiem, zostawionym przez swoich rodziców u bram
naszej krainy. Wychował go Tafus, który od razu zaznaczył mu, że nie może się
we mnie zakochać, że nie możemy być razem. Archanielica i pół bóg nie mogą się
kochać. Swoje serce muszą oddać komuś z
rodu. Żyliśmy z dnia na dzień, udowadniając
wszystkim naszą trudną miłość.
-Mam was tak wszystkich po postu zostawić i odejść? Nie, nie mogę tego
zrobić. Mam obowiązki, tu w niebie – próbowałam jakoś odwieść ich od pomysłu ukrycia
mnie gdzieś indziej.
-W tej chwili masz nie myśleć o niczym innym jak o chronieniu siebie i
skrzydeł – usłyszałam głos taty, który nagle wpadł do pokoju.
-A moja podopieczna? Co z nią?
-Jesteś archaniołem, ze statusem anioła stróża. Choć nasze prawo
zabrania archaniołom bycia aniołem stróżem wiem jak dzielnie walczyłaś o to by
nim zostać. Nadal będziesz jej strzegła jednak na trochę innych zasadach.
-Jakich zasadach?
-Dowiesz się tego, ale już nie od nas.
-A od kogo?
-Nie zadawaj już więcej pytań i nie utrudniaj nam rozstania. Wiedz, że
robimy to by chronić nasze królestwo i ciebie. Musisz nam zaufać, dobrze? –
tato mówił spokojnym i delikatnym
głosem, choć widziałam, że jest zdenerwowany.
-Dobrze. Więc co mam robić?
-Odeślę cię na ziemię.
-CO TAKIEGO!? Nie tato, nie możesz mi tego zrobić. Proszę was, nie
róbcie mi tego. – błagałam ich na kolanach i ze łzami w oczach, ale byli nieugięci.
Nic ich nie ruszyło. Miałam zostać odesłana na ziemię? Do ludzi?
-Madlen, nie mamy wyjścia. Nie chcemy tego robić, ale tak stanowi
prawo.
-Nie możecie tego zrobić – łkałam w ramiona Arona.
-Eiden zrób to w końcu, nie mogę znieść widoku jej łez – powiedział
mama do taty.
-Będziemy zawsze z tobą. Niedługo się zobaczymy. Uważaj na siebie –
tata mnie przytulił.
-Będę za tobą tęsknił – Aron pocałował mnie w czoło i podszedł do
mojego taty.
-Kocham was – wyszeptałam przez łzy. Nie miałam pojęcia co się teraz
stanie więc stałam nieruchomo gapiąc się przed siebie. Nie wyobrażałam sobie
życia na ziemi, nie wyobrażałam sobie życia bez mamy, taty, bez Arona. Czy
życie w innym świecie było w ogóle możliwe?
-Uważaj na siebie – szepnął mi do ucha Tafus – Na ziemi nic nie jest
takie proste jak w niebie.
Poczułam nagle jak lekki wiatr unosi mnie do góry.
-Nie! Nie chcę!! – krzyczałam przerażona i zła na wszystkich – Nie
róbcie mi tego. Nie zostawiacie mnie!!
Nikt mnie nie słuchał, zostałam sama gdzieś w nieznanej mi przestrzeni.
Mimowolnie zamknęłam oczy. Czułam, że lecę, ale nie próbowałam się ruszać.Nie
wiem jak długo leciałam, nie wiem gdzie byłam. Nie wiem jak oni mogli mnie tak
po prostu odesłać, jak mogli zostawić mnie na pastwę losu i zdaną na samą
siebie. Nigdy im tego nie wybaczę. Nigdy.
Nagle upadłam na coś miękkiego. Otworzyłam oczy i oślepił mnie blask
słońca. Było mi strasznie gorąco i zaczęła boleć mnie głowa. Wstałam i
rozejrzałam się dookoła. Chyba byłam u kogoś w ogrodzie, bo wszędzie było pełno
kolorowych kwiatów, z oddali słychać było muzykę a na środku ogrodu stała jakaś
postać. Uśmiechnęła się i podeszła do mnie. Była to starsza osoba, o siwych
włosach, ubrana w zwiewną, letnią suknię i sandały.
-Gdzie ja do cholery jestem? – wymamrotałam do siebie.
-Witaj na ziemi Madlen.
Ciekawie się zapowiada. Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńRobi się naprawdę, naprawdę ciekawie. Ogromnie się cieszę, że zaczęłaś nową historie. Bardzo zadowolił mnie fakt, iż występują tu tym razem anioły. Trzymam kciuki za następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńHistoria mnie zainteresowała. Na bloggerze żadnej historii o aniołach nie czytałam, więc to jest pierwsze :D Podoba mi się, że Madlen jest inna od innych. Ciekawe jakie życie na Ziemi toczyć Madlen :o
OdpowiedzUsuńIdę czytać rozdział drugi :)
Pozdrawiam i weny życzę :)
Cześć! ;)
OdpowiedzUsuńBardzo zaskoczyło mnie to, że anielica zaczęła podpowiadać swojej podopiecznej na sprawdzianie. Myslę, że akurat w takie rzeczy anioły nie powinny wnikać. Zawalony sprawdzian nie ma przecież nic wspólnego z takimi aspektami jak zagrożenie życia czy choroba. Dziewczyna się nie nauczyła, to nie napisze sprawdzianu. Gdyby się nauczyła, to by zdała. Co aniołowi do tego? Ale może to wynikało z jakiegoś przewrażliwienia anielicy na punkcie jej podopiecznej i ciągłej chęci pomocy. A to by świadczyło o jej charakterze, więc spoko:D
Odniosłam wrażenie, że wydarzenia potoczyły się trochę za szybko. W jednym fragmencie dowiadujemy się, że dziewczyna jest kimś ważnym, a w następnym już musi uciekać. Brakowało mi jakiegoś wstępu. Kilku rozdziałów opisujących jej życie, jej miłostki, otoczenie, w którym żyje. Wtedy mogłabym zobaczyć zmiany między jej życiem w niebie a na ziemi, poczuć o nią strach i zrozumieć rozpacz, dotyczącą zmiany zamieszkania. A tak to wszystko było taki trochę… obojętne. Bezuczuciowe, szybkie. Ale ciekawa jestem, jak będzie się toczyć jej życie na ziemi. I przede wszystkim: kim jest ta kobieta z końcówki rozdziału.
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wielu świetnych pomysłów i dużo weny ;))
Pozdrawiam!
sila-jest-we-mnie.blogspot.com