Rozdział dziewiętnasty

Lena
Trzymając plecak w dłoniach błąkałam się po oświetlonym latarniami mieście. Szłam przed siebie bez żadnego celu. Mijałam uśmiechniętych i szczęśliwych ludzi. Sama jednak nie byłam szczęśliwa, nie po tym co usłyszałam od Edda. Gdy cherubin wyznał mi prawdę nie miałam pojęcia co zrobić. Bez słowa wyszłam z pokoju Patryka, zabrałam kilka rzeczy ze swojego pokoju i wybiegłam stamtąd. Nie chciałam patrzeć na Edda a co dopiero mieszkać z nim pod jednym dachem. Gardziłam nim, nienawidziłam go, nienawidziłam siebie, że mu zaufałam. A najgorsze, że Patryk mu zaufał. Choć Edd próbował mnie zatrzymać i wyjaśnić wszystko, ja nie chciałam słuchać. Nie miałam już o czym z nim rozmawiać. Zamordował rodziców Patryka, sprzymierzył się z Wygnańcami i nie obchodzi mnie, że to było wieki temu. To nie ma znaczenia. Nie rozumiałam tylko jak po tak zdradzieckim czynie został cherubinem. Jak bardzo musiał omotać sobie innych bogów, że żaden z nich się nie sprzeciwił. Tak naprawdę nie wiedziałam kim Edd jest i czy naprawdę stoi po mojej stronie. Może chce mnie wykorzystać do znalezienia Czarnej Misy a potem sam mnie zabije, zniszczy misę i Patryk nigdy się nie obudzi. Sama myśl, że coś takiego mogłoby się stać mnie przerażała.
-Lena! Lena zaczekaj! Lena! – usłyszałam jak ktoś głośno krzyczy moje imię. Obróciłam się i zobaczyłam Łukasza. Jeszcze jego mi brakowało.
-W końcu mnie usłyszałaś. Wybierasz się gdzieś? – spytał patrząc to na plecak to na mnie.
-Nie twoja sprawa. – bąknęłam nie patrząc na niego.
-Hej, stało się coś? – zapytał.
Gdy nie odpowiedziałam ujął moją twarz w swoje dłonie i zmusił bym na niego spojrzała. Więc zrobiłam to. On patrzył na mnie ja na niego. On widział we mnie zwykłą dziewczynę z jakimś problemem, ja znów widziałam w nim Patryka, ale tym razem to nie podziałało na mnie bólem głowy czy omdleniem. Wręcz przeciwnie, ku zaskoczeniu przyjęłam to bardzo spokojnie. Wiedziałam, że przede mną stoi Łukasz, ale dlaczego miał twarz Patryka? Czy ja już naprawdę oszalałam? Czy w każdym spotkanym chłopaku będę widzieć Patryka? Czy naprawdę jestem już z nim aż tak związana?
-Jesteś smutna. Strasznie smutna. Powiedz mi co się stało.
Łukasz puścił moją twarz a po chwili mnie przytulił. Chłopak którego znam zaledwie kilka godzin przytulił mnie nocą. Ładnie pachniał, ale ja nie odwzajemniłam jego uścisku. Czułam się jednak trochę nieswojo. Przecież ja nawet go dobrze nie znam. Ja go wcale nie znam. Odsunęłam go od siebie.
-Chcę być sama. Proszę, zostaw mnie. – wymamrotałam. Byłam zmęczona. Potrzebowałam odpoczynku, ale nie mogłam wrócić do domu Edda i Paty. Mogłam, ale nie chciałam. Łukasz cały czas się na mnie gapił. I co ja miałam zrobić. Do kogo miałam udać się po pomoc? Nie miałam tu nikogo. Chciało mi się płakać, chciałam zobaczyć rodziców, chciałam wrócić do nieba, chciałabym tu nigdy się nie pojawiać. Zignorowałam Łukasza i ruszyłam w dalszą drogę, ale słyszałam, że idzie za mną.
-Skoro nie chcesz gadać to nie, ale pozwól, że ci potowarzyszę. Nocą może być niebezpiecznie. – powiedział. Nie wiedziałam gdzie idę, on też nie pytał. Ignorowałam go bo zbyt dużo myśli zaprzątało mi głowę. Dopiero gdy usłyszałam jakieś szepty zatrzymałam się a on ledwo na mnie nie wpadł.
-Słyszałeś to? – zapytałam.
-O czym mówisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Znów usłyszałam jakieś głosy i szepty. I wtedy rozpoznałam ten dźwięk. To Wygnańcy. Śledzili mnie. Są tu. Są blisko a ja jestem sama i nie wiem co robić. Sama im się nadstawiłam wychodząc nocą. Gdyby nie obecność Łukasza pewnie bym rozwinęła skrzydła, ale w jego obecności to było niemożliwe. Słyszałam ich coraz wyraźniej, wiec byli coraz bliżej. I w tej chwili zorientowałam się gdzie jestem. Byłam przed szpitalem w którym leżał Wiktor. Byłam pewna, że nie dotarłam tu przez przypadek. Weszłam do środka a zdziwiony Łukasz przyszedł za mną. Głosy Wygnańców ucichły. Byłam bezpieczna. Ale przecież nie mogę spędzić tu całej nocy.
-Jest późno. Odwiedziny już się skończyły. – powiedział chłopak.
-Możesz sobie iść. Nie potrzebuje cię tu. – odpowiedziałam i ruszyłam w wędrówkę po szpitalu. Łukasz na moje nieszczęście wybrał towarzyszenie mi, choć naprawdę wolałabym być tu sama. Przemierzałam na pół opustoszałe korytarze, gdzieniegdzie trafiłam na jakiegoś pacjenta, ale uniknęłam złapania przez ochronę czy pielęgniarkę. Trafiłam bez problemu na oddział gdzie leżał Wiktor a potem do jego sali. I na moje szczęście spotkałam tam Sarę.
Oboje gapili się to na mnie to na Łukasza jakby zobaczyli duchy. Sara podbiegła do mnie i przytuliła mnie.
-Nic ci nie jest? Jesteś cała? – spytała.- Paty tak się o ciebie martwiła.
-Skąd ty…
-Dzwoniła do mnie. Ale nie mówmy o tym tutaj. Powiedz mi lepiej co on tu robi? – spytała.
-Przypałętał się za mną i nie chciał sobie iść. Zabij mnie a podejrzewam, że pójdzie za mną nawet do grobu. – spojrzałam na Łukasza.
-Idź już sobie. – powiedziała Sara – Idź. Inaczej cię zwolnię. – uśmiechnęła się słodko do niego i wypchnęła siłą z sali. Jeden problem z głowy. Sara nie dała mu w ogóle dojść do słowa. Tak to się załatwia w świecie ludzi. Czułam się bezpieczna w towarzystwie Sary i Wiktora, choć byliśmy tylko w szpitalu, ale byłam tu bezpieczna i choć na chwilę mogłam zapomnieć o tym co wydarzyło się niespełna kilka godzin temu.

Sara
Gdy zobaczyłam Lenę w szpitalu razem z Łukaszem byłam zaskoczona. Co on od niej chciał i dlaczego w ogóle za nią przyszedł? Dopiero gdy go spławiłam zobaczyłam, że Lena wygląda jak milion nieszczęść. Była taka smutna i przygnębiona. Jeszcze nigdy nie widziałam nikogo tak smutnego. Ale ona była nie tylko smutna i przygnębiona, ale była też zła. Wyglądała jakby miała zaraz eksplodować. Wiedziałam, że tu przyjdzie. Gdy Paty do mnie zadzwoniła i powiedziała, że Lena spakowała rzeczy i wyszła nie mogłam w to uwierzyć. Powiedziała mi tylko, żebym szła do szpitala i zajęła się Leną. Jak mi powiedziała tak zrobiłam. Martwiłam się o Lenę. Co takiego się musiało stać, że postanowiła się wyprowadzić od Edda i Paty? Czyżby się pokłócili? Przecież ona nie mieszka tu znowu tak długo a staruszkowie to naprawdę przemili ludzie, nie skłonni do kłótni.  Nurtowało mnie to, ale naprawdę Lena nie wyglądała teraz na osobę, która chce się wyżalić. Siedziała w kącie pokoju z podkulonymi kolanami i rozczochranymi włosami. Gapiła się przed siebie i nic nie mówiła.
-Chodź. Zabiorę cię do siebie. – powiedziałam wyciągając rękę i pomagając jej wstać.
-Dziękuje. –wymamrotała.
Zadzwoniłam po mamę by po nas przyjechała. Nie miała nic przeciwko by Lena została u nas przez jakiś czas. Odstąpiłam jej swój pokój a sama poszłam spać do salonu. Znam Edda i Paty dość długo, na tyle długo by wiedzieć, że muchy by nie skrzywdzili. Na co więc Lena zareagowała tak ostro, że postanowiła się wyprowadzić? Gdy Paty do mnie zadzwoniła byłam zaskoczona, ale obiecałam, że pomogę Lenie jak tylko będę umiała. Od wyjścia ze szpitala aż do przyjazdu do mnie nic nie mówiła. Pokazałam jej tylko gdzie jest łazienka i poczekałam aż się wykąpie. Kto wie czy coś jej do głowy nie strzeli od tego wszystkiego.
Obudziła mnie mama później niż zwykle. A ja ledwo co się ruszałam. Sofa w salonie to nie jest najwygodniejsze miejsce do spania. Bolały mnie wszystkie mięśnie i chyba właśnie dlatego moje ciało postanowiło zsunąć się na twardą podłogę.
-Mówiłam ci, żebyś zamieniła się z tatą i przyszła spać do mnie. – powiedziała mama pomagając mi wstać.
-Miałam pozwolić żeby tata spał na tym czymś? – spytałam i spojrzałam z pogardą na kanapę – Nigdy.
Poszłam obudzić Lenę, ale nie zastałam jej w swoim pokoju, więc zaczęłam się denerwować.
Ani mama, ani tata nie widzieli jej od rana. Spanikowałam. Paty i Edd mnie zabiją jeśli coś jej się stanie. Nie zważając na to, że jestem w piżamie wybiegłam jej szukać. Nie było jej ani w magazynach ani na hali. Serce waliło mi jak oszalałe. Znalazłam ją dopiero w szklarni. Gdy tylko złapałam oddech zaczęłam się przyglądać temu co robi. Sadziła kolejne sadzonki i znów z nimi rozmawiała. Wokół niej roztaczała się jakaś magiczna aura, a Lena była spokojna i radosna jakby wczoraj zupełnie nic się nie wydarzyło. Przechadzała się po szklarni tak cicho i spokojnie, tak lekko i zwiewnie jakby latała. Przez chwilę myślałam, że to nie jest Lena, że ktoś ją podmienił, ale przecież tak nie było. Jej piękne, zawsze rozpuszczone, proste i lśniące włosy, były z nią jednością, jakby ona wydawała im rozkazy a one jej słuchały. Lena była taka śliczna, że gdybym była facetem na pewno bym się w niej zakochała. Jej twarz nie miała żadnych niedoskonałości, jej skóra zawsze była gładka a ciało bez żadnych zadrapań. Naprawdę skąd się biorą takie piękne kobiety i czemu ja nie mogłam urodzić się jedną z nich. Może wtedy mogłabym być z Patrykiem. Za samo myślenie o tym karciłam się w duchu, bo czułam jakbym zdradzała Wiktora, któremu nadal nie powiedziałam, że Patryk mnie pocałował. Usłyszałam dźwięk telefonu, na szczęście Leny nie mojego.
-Halo? Tak, jestem u Sary…Nic nie potrzebuje… Jak mam się nie zachowywać?
Zniknęła magiczna aura, jej radość i szczęście a na ich miejsce wskoczyła złość i obojętność. Nie ładnie było podsłuchiwać, ale tylko tak mogłam się dowiedzieć, co takiego zaszło w domu Paty i Edda.
-Nie chce słuchać jego wyjaśnień, Paty…Nie obchodzi mnie to, nie mam już o czym rozmawiać z Eddem…Nie wiem co teraz będzie, poradzę sobie jakoś sama albo wrócę do domu…Dobrze. Przyjdź po pracy, ale sama.
A więc to z Eddem pokłóciła się Lena. Coraz bardziej pragnęłam się dowiedzieć o co chodzi. Nie, nie miałam zamiaru spytać o to Leny. Wpadłam za to na jeszcze bardziej interesujący pomysł. Przez cały dzień pracowałam z Leną. Rozmawiałyśmy o wszystkim. Miałam wrażenie, że znamy się całe życie a nie kilka tygodni. Lena nie dawała po sobie poznać, że coś jest nie tak. Była wesoła i miła dla wszystkich, jak zawsze, nawet dla Łukasza, co nawet zaskoczyło jego samego. Nie mogłam się doczekać końca pracy. Gdy wybiła 18 poszłyśmy się przebrać. Zostawiłam Lenę w domu a sama wróciłam do magazynu pod pretekstem zapomnianego telefonu. Z ukrycia obserwowałam jak na podwórko wchodzi Paty. Z domu wyszła Lena i razem poszły do ogrodu. Trochę byłam zaskoczona, że czują się tutaj jak u siebie i robią co chcą, ale niech im będzie. Nasz ogród miał dwa wejścia. W chwili kiedy Lena i Paty szły do głównej furtki ja szybko czmychnęłam przez drugie wejście i skryłam się w cieniu krzaków i drzew. Miałam zamiar podsłuchać ich rozmowę i wcale nie miałam wyrzutów, że robię coś złego. Paty i Lena usiadły na trawie a ja wytężyłam słuch.
-Porozmawiaj z nim. On chce ci wszystko wytłumaczyć. Powiedzieć jak było naprawdę. Daj mu szansę.  – mówiła Paty.
-Nie chce go znać, Paty.
-Więc jak chcesz pomóc Patrykowi? Chcesz to wszystko skończyć? Sama wiesz, że tylko Edd może ci pomóc. Tylko z jego pomocą uratujesz siebie, Patryka i swoje królestwo.
Królestwo? Jakie królestwo? Czyżby Lena była księżniczką?
-A ty nie możesz mi w tym pomóc? Nie licz, że zaufam Eddowi, bo to się nigdy nie stanie.
-Nawet jeśli, poda ci powód przez który to zrobił?
-Jaki powód?
O czym one mówią? Co zrobił Edd, że Lena mu już nie ufa? Coraz bardziej pochłonęła mnie ich rozmowa.
-Nie mogę ci powiedzieć, ale proszę cię Lena, daj mu chociaż się wytłumaczyć. Nie zrobił tego z własnej woli. Nie chciał tego. Całe życie, a wiesz, że żyje długo, nosi ten ciężar na barkach. To go wyniszczało tak bardzo, że postanowiłam odnaleźć Patryka, by Edd mógł się nim zaopiekować.
Paty mówiła wolno i spokojnie. Chciała przekazać Lenie istotę swojej wypowiedzi, chciała by Lena zrozumiała i podjęła decyzję. Przez jakiś czas milczały. Lena chyba się zastanawiała co zrobić.
-Dla mnie, to nie jest coś czym mogę zapomnieć. Nie wybaczę mu tego i jestem pewna, że Patryk, też nie. On go znienawidzi gdy tylko się dowie. Dlatego Paty, pójdę wysłuchać Edda, ale robię to bo jako nieśmiertelna archanielica muszę uratować nie tylko swoje królestwo ale i Patryka. Robię to dla niego. 
-Jesteś aniołem?! – wyskoczyłam z krzaków jak poparzona i wyleciałam z tym pytaniem patrząc to na zaskoczoną Paty to na Lenę.

3 komentarze:

Dziękuje za każdy komentarz <3
Komentarze z reklamami blogów oraz osobne reklamy blogów proszę umieszczać tylko i wyłącznie w zakładce SPAM. Z każdego innego miejsca zostaną usunięte.