Rozdział dwunasty

Patryk
Pik…Pik…Pik…Pik… Czy to możliwe? Czy mógł stać się cud? Spojrzałem na zaskoczonych lekarzy, którzy byli również zszokowani tym co właśnie się stało. Serce Wiktora znów zaczęło bić. Wrócił do nas, do mnie, do Sary, która płakała jeszcze bardziej niż wcześniej. Lena bardzo się o nią martwiła i cały czas do niej mówiła. Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie miało miejsce. Widziałem to na własne oczy. Wiktor umarł, ale nagle w ciągu kilku mili sekund jego serce znów zaczęło bić. Czymkolwiek było to spowodowane byłem szczęśliwy, że go nie straciłem. Znów będziemy razem spędzać czas na mieście i gadając o życiu pić piwo. Byłem wdzięczny, że żyje. Lena podeszła do mnie i przytuliła się do mnie nic nie mówiąc. Czy to możliwie, że miała z tym coś wspólnego? Sara przestała płakać a Lena mogła ją zostawić bo przyjechali jej rodzicie. Teraz gdy wiedziałem, że Sarze nic już nie jest wyszliśmy z Leną na zewnątrz.
-Miałaś coś z tym wspólnego? – zapytałem ją.
-Po co pytasz skoro znasz odpowiedź?
-Lena nie możesz od tak ratować ludzi! – podniosłem na nią głos
-Źle, że uratowałam ci przyjaciela? – spytała oburzona – Nie martw się. Nic mnie to nie kosztowało.
Uniosła się dumną i odeszła. No przecież nie mogłem zostawić jej samej.
-Lena zaczekaj!  - krzyknąłem za nią, ale mnie zignorowała. No naprawdę, co za uparty anioł. Dobiegłem do niej i złapałem za rękę by znów mi nie uciekła.
-Przepraszam. Nie powinienem.
-Chciałam tylko pomóc, tobie i Sarze. Czy to źle? – spytała.
-Nie, to nie jest złe. Ale powiedz mi jedno? Jak to zrobiłaś? Przecież nie możesz wskrzeszać zmarłych.
-Zdziwiłbyś się gdybyś wiedział co potrafię – powiedziała dumnie.
-Przerażasz mnie.
-Boisz się?
-Nie zmieniaj tematu Lena. Powiedz, co zrobiłaś.
-Uratowałam mu życie.
-Ale jak? – niecierpliwiłem się a ona próbowała tylko zyskać na czasie.
Nie odpowiedziała. Zamiast tego gapiła się jak zaczarowana na jakiegoś kolesia stojącego po drugiej stronie ulicy, który do niej machał. Nie wiem kim był i czemu tak mu się przyglądała. W jednej chwili wyrwała się z mojego uścisku, przebiegła przez ulicę i rzuciła się chłopakowi w ramiona. Musieli się znać bo on bardzo mocno ją przytulił a potem namiętnie pocałował. To co wtedy poczułem było nie do opisania. Zrobiłem się zazdrosny o Lenę, tak strasznie zazdrosny, że kipiałem złością. Dlaczego ona całowała się z jakimś obcym kolesiem, choć jeszcze kilka godzin całowała mnie. Będąc totalnie zaskoczony tym co zobaczyłem podszedłem do nich i wtedy odkleili się od siebie. Spojrzałem na Lenę domagając się wyjaśnień.
-Poznajcie się. Patryk to jest Aron, mój chłopak tam z nieba.
„Mój chłopak”. Te słowa mną wstrząsnęły. Lena miała chłopaka. A więc była już z kimś związana, czyli pocałunki ze mną nic dla niej nie znaczyły. Dla niej nie, ale dla mnie tak, bo zakochałem się w niej nie wiedząc, że ma chłopaka. Przyjrzałem się uważniej temu całemu Aronowi. Jedno spojrzenie wystarczyło bym wiedział, że coś ukrywa. Miał czarne włosy zaczesane w kucyk a w jednym uchu miał kolczyk. Taki buntownik z niego. Udawał przede mną czy przed Leną kim właściwie jest. Na lewym policzku miał bliznę, więc na szczęście nie był nieśmiertelny. Wydał mi się strasznie podejrzany. Coś w jego ogólnym zachowaniu mi nie pasowało. Nie chciałem wyjść na zazdrośnika, więc pierwszy wyciągnąłem dłoń na powitanie. On zrobił to samo i w tym momencie przeszedł mnie straszny dreszcz. Spojrzałem nań podejrzliwie i byłem pewien, że coś ukrywa. Miałem przeczucie, że z nim będą kłopoty. Byłem Ostatnim Czarnym Aniołem i choć od lat moje anielskie moce nie są aktywne nie znaczy to, że je straciłem.
Lena wpatrywała się w Arona jak w obrazek a ja nie mogłem pojąć co ona takiego w nim widzi. Dlaczego Edd mi nie powiedział, że Lena miała chłopaka? Dlaczego sama Lena mi o tym nie powiedziała gdy się całowaliśmy? Dlaczego ukryła tak ważną rzecz?
-Lena możemy chwilę porozmawiać – spojrzałem na Arona – We dwójkę.
Lena wyszeptała mu coś do ucha i odeszliśmy tak daleko by on nas nie słyszał.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że masz, miałaś chłopaka?
-Patryk bo widzisz…Ja jestem taka szczęśliwa, że go widzę. Tak strasznie za nim tęskniłam. Jest dla mnie wszystkim. Choć wielu nie popiera naszego związku, ja wiem, że ja i on jesteśmy sobie pisani. On jest tu dla mnie – mówiła podekscytowana. Faktycznie była szczęśliwa i radosna. Cały czas się uśmiechała jak wariatka. Naprawdę  musiała go kochać.
-Nie obchodzi mnie to. Okłamałaś mnie. Całujesz się ze mną a potem biegniesz do innego. Jak myślisz jak ja mam się czuć?  - spytałem próbując na nią krzyczeć. To jak zdrada. Miałem nadzieję, że mam szansę u Leny, tymczasem okazuje się, że ona wybrała już kogoś innego. To co powiedziałem mocno ją wbiło w ziemię bo jej dobry humor nagle zniknął. Niestety nie mogliśmy dokończyć rozmowy bo podszedł Aron martwiąc się o Lenę. Znałem go może pięć minut a już działał mi na nerwy.
-Patryk możesz zostawić mnie i Lenę samych? Długo się nie widzieliśmy. Chcę nadrobić stracony czas. Więc możesz sobie iść.
Miałem zostawić Lenę z tym podejrzanym typem? No to chyba jakieś żarty. Nie mogłem do tego dopuścić. Nie miałem zamiaru zostawiać tej dwójki sam na sam. Aron chyba poczuł we mnie wroga, bo jego spojrzenie jeszcze bardziej się zaostrzyło i przyjął dumną postawę, chcąc dać mi do zrozumienia, że Lena jest jego.
-Lena co ty na to? – spytałem ją, bo sama dobrze powinna wiedzieć jaka jest sytuacja.
-Patryk w porządku. Możesz iść. Poradzę sobie – powiedziała. Czy ona właśnie mnie zbyła? Nie mogłem na to pozwolić. Za rogiem czają się Wygnańcy a ona chce spędzić czas z obcym kolesiem? Lena złapała Arona za rękę i poszli w stronę centrum.  Zadzwoniłem do Edda bo kompletnie nie wiedziałem co robić.
-Edd potrzebuje pomocy. Pojawił się jakiś Aron. Lena twierdzi, że to jej chłopak. Nie mogłem iść z nimi, więc Lena została bez opieki.
-Co takiego?!  - Edd był bardzo zły.
-Co robimy? – spytałem zaniepokojony.
-Wracaj do domu. Ja się tym zajmę – powiedział i rozłączył się.
Nie bardzo mi się podobał pomysł wrócenia do domu, ale ufałem Eddowi i wiedziałem, że mnie nie zawiedzie.

Lena
Aron. Aron tu był ze mną, wrócił po mnie, do mnie i dla mnie. Nadal nie wierzę, że tu jest. Tak bardzo mi go brakowało. Nie wierzyłam, że mógł odejść tak po prostu i wiedziałam, że mnie nigdy nie zostawi, że wróci. Byłam taka szczęśliwa, że znów go mogę dotknąć, pocałować, porozmawiać z nim i powygłupiać się jak za dawnych czasów w niebie. Przytłoczyło mnie tylko zachowanie Patryka. Bo miał rację. Okłamałam go i czułam się z tym potwornie. Pocałowałam go, ale skąd mogłam wiedzieć, że Aron wróci? Obecność Arona dodawała mi sił. Przy nim czułam kim jestem i wiedziałam, że jestem bezpieczna w jego ramionach. Chcieliśmy spędzić czas sami, więc Aron zaprowadził mnie nad jezioro które z jednej strony było całe otoczone lasami. Spacerowaliśmy leśnymi drogami wspominając dawne czasy. Było mi tak dobrze przy jego boku. Tak dobrze jak Sarze przy Wiktorze. Wiedziałam jak ona bardzo go kocha, wiedziałam ile dla siebie znaczą, dlatego uratowałam Arona. Choć wcześniej myślałam, że tylko pióro z moich skrzydeł może wskrzesić umarłego postanowiłam spróbować innego sposobu. Najwyższy zawsze nade mną czuwał, dlatego to do niego zwróciłam się o pomoc w ratowaniu życia Wiktora. Nic mnie to nie kosztowało, ale pomogło. Wiktor żyje i nadal będzie opiekował się Sarą, choć musi jeszcze do końca wyzdrowieć. Miałam Aronowi tyle do powiedzenia, że nie wiedziałam od czego zacząć.
-Jak ci się tu żyje? –spytał.
-Dobrze. Paty, Edd i Patryk są dla mnie bardzo mili.
-Edd i Paty? Kto to?
-Nieśmiertelni. Edd jest cherubinem, był kiedyś u boku Najwyższego a Paty to nieśmiertelna anielica. Patryka już poznałeś. Jest Ostatnim Czarnym Aniołem.
-Rozumiem. Więc radzisz tu sobie? – zapytał troskliwie.
-Tak. A wiesz, że poznałam nawet swoją podopieczną. Jest naprawdę wspaniałą osobą.
Byłam taka podekscytowana, że mogę mu o wszystkim opowiedzieć.
Zatrzymaliśmy się na chwilę by popatrzeć na spokojną taflę jeziora. W tej samej chwili Aron mnie pocałował. Zrobił to z zaskoczenia i tak namiętnie jak nigdy wcześniej mnie nie całował. Poddałam się tej chwili i odwzajemniłam pocałunek Arona. Nasze usta były spragnione tych pocałunków, spragnione tych doznań, tych emocji które temu towarzyszyły. Byłam w stanie oddać się Aronowi gdybyśmy tylko nie znajdowali się gdzieś w lesie. Z tej namiętności wyrwał nas głos skrzeczącego  ptaka przelatującego nad nami.
-Aron jak mnie odnalazłeś? – zapytałam gdy usiedliśmy na piasku przy jeziorze.
-Ten kamień – spojrzał na mój wisiorek – to nie jest prawdziwy Srebrny Kamień.
-Jak to? – spytałam z niedowierzaniem.
-Podmieniłem je by się cię odnaleźć.
-Rodzice mówili, że odszedłeś i nikt nie wie gdzie.
-To prawda. Odszedłem żeby cię odnaleźć. Nikt nie chciał mi powiedzieć gdzie jesteś. Powtarzali, że muszą cię chronić, dlatego nikt nie wie gdzie jesteś. Tęskniłem za tobą, więc podmieniłem kamienie, a potem opuściłem Królestwo. Bez ciebie i tak nie miałem tam nic do roboty.
Więc Aron wciąż mnie kochał. Skoro chciał mnie odnaleźć musiał mnie kochać. Tak strasznie mi go brakowało. I choć byłam tu z Aronem nie mogłam przestać myśleć o Patryku. Czułam się fatalnie z tym, że go okłamałam. Był dla mnie bardzo ważny a ja go zawiodłam. Ale nic do niego nie czułam gdy go całowałam. Nie czułam tej namiętności jaką czułam gdy całowałam Arona.
-Ale jak dostałeś się nie ziemię? Przecież to nie jest takie proste? – zapytałam zaciekawiona jak Aron w ogóle się tu dostał.
-Długo cię szukałem. A gdy już wiedziałem, gdzie jesteś udałem się do Królestwa Bogów by mi pomogli. Nie byli zbyt chętni, ale w końcu udało mi się ich przekonać. I oto jestem.
-Aron…Ja wiem o Wygnańcach. Wiem wszystko – zmieniłam temat.
-Boisz się? – przytulił mnie mocno – Nie bój się. Jestem tu. Obronię cię przed nimi.
-Dziękuję. Teraz jestem pewna, że przepowiednia mówi o tobie.
-Jaka przepowiednia? – był zaskoczony.
-Istnieje przepowiednia, że ja i tylko osoba która jest mi przeznaczona uratujemy  nasze królestwa przed potęgą Wygnańców. Jestem pewna, że tą osobą jesteś ty. To nie może być nikt inny.
Aron przytulił mnie jeszcze mocniej. Jednak nasz spokój zakłóciło stado saren biegnących wewnątrz lasu. Poczułam dziwny niepokój. Słońce już zaszło i robiło się coraz ciemniej. Znów zaczęłam słyszeć dziwne szepty i pomrukiwania jak wtedy gdy byłam z Patrykiem. To były te same dźwięki, te same odgłosy. To byli Wygnańcy. Aron nic nie słyszał. Nic do niego nie docierało. Złapałam go rękę i kazałam biec za sobą. Nie wiedziałam dokąd mnie nogi prowadzą wiec biegłam omijając drzewa i krzewy byle tylko uciec. Na marne. Głosy cały czas były tuż obok mnie. Bałam się. Tak strasznie się bałam a nie mogłam nic zrobić. Nie było tu Patryka który by mnie obronił. Nie było nikogo, kto by mnie ochronił. Aron nie czuł ich obecności, nie wiedział, że tu są.
-Madlen co się dzieje? – spytał zaniepokojony?
-Wygnańcy tu są. Zbliżają się. Są coraz bliżej.
-Przestań sobie żartować. Chodź, wracamy do miasta.
-Nie! Nie żartuje Aron. Nie widać ich, ale są. Ty ich nie słyszysz, ale ja tak. Oni tu są.
Co mam robić? Patryk pomóż mi, proszę uratuj mnie.
-Co teraz będzie? – zapytał, ale nie byłam w stanie mu powiedzieć. Byłam zrozpaczona, że nikt mi nie pomoże. Przecież jeśli Wygnańcy mnie złapią to od razu mnie zabiją. W tej samej chwili nagle przypomniałam sobie straszną wizję jak Wygnańcy przebijają moje ciało Czarnym Mieczem zabijając mnie na zawsze. Nie mogłam zginąć. Nie mogłam przecież umrzeć, jestem nieśmiertelna. Czułam, że Wygnańcy są coraz bliżej. Aron stał obok mnie i tylko mi się przyglądał. Nie miałam nic do stracenia, prócz życia, więc zdecydowałam się ostateczny krok. Miałam wiele ukrytych mocy o których powiedział mi tata jeszcze w niebie. Uczył mnie jak i kiedy z nich korzystać. Zebrałam w sobie wszystkie swoje siły i postawiłam wszystko na jedną kartę. Nie było nikogo kto by mi pomógł, wiec musiałam radzić sobie sama. Rozwinęłam skrzydła a zjawiskowy blask rozniósł się po całym lesie. Nadal słyszałam głosy Wygnańców, więc zaczęłam głośno krzyczeć. Najgłośniej jak tylko potrafiłam. Echo roznosiło mój głos po całym lesie a blask skrzydeł oślepiał Arona, choć w niebie nigdy nie miało to miejsca. Wygnańcy powoli zaczęli się oddalać. Rozejrzałam się wokół by upewnić się, że nikt mnie nie widział i zobaczyłam jego. Stał bardzo daleko, ale dostrzegłam go dzięki światłu jakie emanowało z moich skrzydeł. Ostatni Czarny Anioł stał z rozpostartymi skrzydłami gotów by mi pomóc. Gdy tylko spostrzegł, że wiem o jego obecności szybko uciekł. Schowałam skrzydła i poczułam się strasznie zmęczona.
-Aron, chcę wracać – powiedziałam, ale nikt mi nie odpowiedział –Aron? Aron! Aron gdzie jesteś?!
Zostałam sama w ciemnym lesie. Aron mnie zostawił. Samą. Nie słyszałam już głosów Wygnańców więc byłam trochę spokojniejsza. Mimo to jednak byłam bardzo zmęczona. Korzystanie ze skrzydeł tak daleko od źródła mocy było mega trudne, dla zwykłego anioła wręcz niemożliwie, ale ja nie byłam zwykłym aniołem, tylko nieśmiertelną archanielicą. Nie wiedziałam gdzie jestem i jak się stąd wydostać. Postanowiłam iść przed siebie. Z każdej strony ogarniała mnie ciemność. Wystraszyłam się i aż podskoczyłam gdy usłyszałam dźwięk dochodzący z mojej kieszeni. Kompletnie zapomniałam, że mam coś takiego jak telefon komórkowy. Patryk do mnie dzwonił.
-Patryk…proszę pomóż mi – wymamrotałam ledwo trzymając się na nogach. Oparłam się o drzewo by nie upaść. Byłam taka zmęczona. Nie dam rady dłużej, ale nie mogę tu zostać, nie chcę, boję się. Nie miałam jednak tyle sił by iść dalej. Przed nagłym upadkiem uchronił mnie mój rycerz, mój bohater. Wziął mnie na ręce i wyprowadził z ciemnego lasu. Zawiesiłam ręce na jego szyi nie chcąc się z nim rozstawać i zasnęłam.


Rozdział jedenasty

Lena
Gapiłam się na Patryka niedowierzając w jego słowa. Przecież to nie mogła być prawda. On nie mógł być taki jak ja, on nie mógł być nieśmiertelny. Po prostu starałam się myśleć racjonalnie, Patryk sobie ze mnie żartował. Ale po co miałby to robić? Jaki miał w tym cel? Chciał sobie ze mnie zakpić? Spoglądałam na niego a on na mnie. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Ogrom informacji jakie spadły na mnie wczoraj nadal były dla mnie czymś nowym, a Patryk tylko dołożył mi kolejną wiadomość do mojej góry rzeczy o których nie wiedziałam.
-Nie wierzysz mi? – spytał
-Nie.
-Dlaczego?
-Dlatego, że nie mam żadnych podstaw żeby ci wierzyć. Stoisz tu przede mną wyglądając jak zwykły chłopak a okazujesz się Czarnym Aniołem. Już w to mi trudno wierzyć a co dopiero w twoją nieśmiertelność – wytłumaczyłam odsuwając się od niego.
-Widziałaś na własne oczy moje skrzydła. W to, że jestem aniołem musisz uwierzyć – powiedział.
Nie przekonał mnie. W sumie czy naprawdę było by aż tak źle gdyby naprawdę okazał się nieśmiertelnym? Nic by to nie zmieniło pomiędzy nami, więc czemu tak bardzo nie chciałam dopuścić do siebie tej informacji? Może dlatego, że przez dwadzieścia dwa lata istnienia żyłam w przekonaniu, że tylko ja jesteś nieśmiertelna, że to dar, coś czego nikt nie może mi zabrać. A teraz miałam to stracić?
-Zobacz – powiedział i spojrzałam na to co zaczął robić. Trzymał w palcach jedną z moich wsuwek do włosów.
-Co chcesz zrobić? – spytałam niepewna jego zamiarów.
Nie odpowiedział. Zamiast tego wbił sobie wsuwkę głęboko w przedramię i  przejechał nią od nadgarstka w górę aż do łokcia i rana znikła. Po prostu znikła, tak jakby jej nigdy tam nie było.
Czyli to prawda. Patryk był nieśmiertelnym Czarnym Aniołem. Nie kłamał. Mówił prawdę a ja mu nie uwierzyłam.
-Nic z tego nie rozumiem. To wszystko jest dla mnie zbyt trudne. Naprawdę chce poznać prawdę. Coś co pozwoli mi choć trochę zrozumieć – powiedziałam nadal patrząc na jego przedramię na którym nie został żaden ślad ani blizna.
-Co chcesz wiedzieć. Wiem to i owo, więc może mogę ci jakoś pomóc.
-Przecież i tak obiecałeś mi wyjaśnienia odnośnie wczoraj.
-Nie mam zamiaru łamać danej ci obietnicy. Ale najpierw zrób coś dla mnie.
Co on znów ode mnie chciał?
-Co tym razem? – spytałam niechętnie.
-Pocałuj mnie – uśmiechnął się tak pięknie, że nie mogłam mu odmówić i namiętnie go pocałowałam. Znów moje usta spotkały się z jego wargami. To było niesamowite uczucie gdy go całowałam. Miałam wrażenie, że zniknęły wszystkie problemy, że jesteśmy tylko we dwoje. Nigdy się tak nie czułam, nawet przy Aronie. Powstrzymałam się w końcu od całowania Patryka bo mieliśmy dużo rzeczy do obgadania.
-Ja swoje zrobiłam, teraz twoja kolej – puściłam mu oczko.
-Więc…Jeśli chodzi o wczoraj to zaatakowali nas Wygnańcy.
-Niemożliwe. Nie, Patryk, to niemożliwe.
-Lena wiem dobrze co widziałem. Wiem jak wyglądają i kim są. To byli oni. Jestem tego pewien.
Chciałam żeby Patryk kłamał. Nie chciałam dopuścić do siebie tej strasznej informacji. Miałam być tu bezpieczna, miałam tu żyć spokojnie a tymczasem Wygnańcy mnie odnaleźli. Jak to mogło się w ogóle stać? Jak rodzicie, jak Paty i Edd mogli do tego dopuścić? To nie powinno się zdarzyć. Już nawet tu nie jestem bezpieczna. Starałam się zachować spokój bo chciałam wiedzieć jak najwięcej.
-Zdajesz sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie ci grozi? – zapytał.
-Nie wiem co masz na myśli.
-Wygnańcy chcą cię zabić, bo tylko ty możesz zabić ich. Tylko ty możesz ich pokonać. Ty i twój wybranek. Czarny Miecz, który posiadają Wygnańcy to potężna broń, służąca do zabijania nieśmiertelnych aniołów. Wygnańcy nawet bez niego są silni, ale z tym mieczem mogą przejąć wszystkie krainy. Byli przekonani, że im się to uda dopóki się nie pojawiłaś. Twoje narodziny całkowicie pokrzyżowały im plany, dlatego chcą się zemścić zabijając ciebie. Podejrzewam, że zrobią z Królestwem Aniołów to samo co z moją krainą.
Patryk nagle posmutniał. Nie wiedziałam dlaczego, ale musiało to mieć związek z jego rasą.
-Co takiego tam się wydarzyło? – spytałam.
-Kiedyś Czarne Królestwo żyło w zgodzie ze wszystkimi krainami i rasami jakie je zamieszkiwali. Bogowie, aniołowie z twojej rasy i czarne anioły bardzo się przyjaźniły. W tych trzech krainach panował pokój i szczęście. Wszyscy się szanowali, byli względem siebie mili i lojalni. Niestety pewnego dnia, władca Czarnego Królestwa a zarazem mój ojciec Meandiel zorientował się, że kilku aniołów opuściło nasze królestwo i udali się na ziemię. Gdy tylko się o tym dowiedział oficjalnie usunął tych aniołów z krainy bez możliwości powrotu.
-Dlaczego zeszli na ziemię?
-Nie wiem Lena. Byłem wtedy zbyt młody by to zrozumieć. Później już nigdy się tego nie dowiedziałem.
-Dlaczego?
-Słuchaj do końca. Więc gdy tata wyrzucił tych aniołów oni się zbuntowali i postanowili stworzyć armię składającą się ze wszystkich ras w której znajdą się członkowie niesprawiedliwie potraktowani przez władców swoich krain. Połączyli swoje siły, swoje moce. Wtedy stało się coś niesamowitego, doszło do mutacji ras. Tak powstali Wygnańcy.
-Mutacji ras? Co to takiego?
-Wszystkie trzy rasy w wyniku tego połączenia stały się jednością. Mieli takie same moce, takie same siły, taki sam wygląd. Za główny cel postawili sobie zniszczenie Czarnego Królestwa. I udało im się to. Gdy miałem dwadzieścia lat wdarli się do centrum Królestwa podpalając wszystko i mordując niewinnych aniołów. Nikt nie był przygotowany na ich atak, dlatego udało im się zabić tak wiele aniołów. Porwali moich rodziców a ja musiałem przyglądać się jak ich torturują. Nie chciałem tego oglądać, ale zmusili mnie do tego, zmusili mnie bym oglądał ich śmierć.
Patryk urwał i ukrył twarz w dłoniach. On płakał. Nieśmiertelny Czarny Anioł siedzący przede mną płakał  a ja nie potrafiłam nic z tym zrobić. To wszystko co mi opowiadał było straszne. Oglądanie śmierci rodziców, ich utrata, przecież to musiało być dla niego straszne, tym bardziej, że był wtedy młody. Nie wiem ile czasu minęło od tamtego wydarzenia, ale on nadal cierpiał. Widziałam jak sobie z tym nie radzi, jak go to boli, jak rozrywa jego duszę na strzępy, jak zabiera mu życie.
Przytuliłam go. To moja wina. Przez moją ciekawość on jest teraz smutny. Ale naprawdę nie wiedziałam, że coś takiego miało miejsce. Jeśli Wygnańcy byli aż tak silni to naprawdę byłam w niebezpieczeństwie. Cały czas zastanawiałam się kim jest mój ów tajemniczy wybranek o którym mówili mi rodzice. Powiedzieli, że go znam… Czy mówili o Aronie? Aron. Tak bardzo za nim tęsknie. Chciałabym go zobaczyć choćby przez chwilę, powiedzieć jak bardzo go kocham i jak za nim tęsknię. Brakuje mi go. Choć nie było nam łatwo być razem, to spędziliśmy w niebie piękne chwile, których nie spędzę już nigdy z nikim. Już nigdy nikogo nie pokocham tak jak jego.

Patryk
Płonące Czarne Królestwo, Wygnańcy zarzynający Czarnych Aniołów, potwory, które zrównały moją krainę z ziemią, tortury przez jakie przechodzili moi rodzicie. Nigdy o tym nie zapomniałem. Nie myślałem o tym, ale to nie znaczy, że zapomniałem. Tego nie dało się zapomnieć. Ten ból będzie mi towarzyszył przez całe moje życie, nigdy o nim nie zapomnę, bo nigdy nie umrę. Dostałem dar nieśmiertelności. Śmierć rodziców dała mi ten dar.
Totalnie rozkleiłem się przy Lenie, co musiało ją zbić z tropu, bo anioły z natury nie płaczą. Ale ja czuję jakbym już stracił jakąś część z bycia aniołem. Tak długo jestem z Eddem i Paty, tak długo mieszkam z nimi na ziemi, że bardziej przywykłem do bycia człowiekiem, że czasem wydawało mi się, że tak już będzie zawsze. Uczłowieczyłem się i czekałem. Czekałem na dzień w którym znajdę kogoś, kto będzie mógł ich pokonać. I doczekałem się. Po stu latach oczekiwań pojawiła się ona. Piękna i nieśmiertelna anielica, której pomoc zniszczy Wygnańców.
-Chodź, zejdziemy na dół – powiedziałem.
-W porządku? Patryk, ja nie chciałam żebyś się smucił. Ja tylko chciałam wiedzieć coś więcej. Przepraszam.
-Hej, w porządku. Nic mi nie jest. Byłem w tym stanie nie raz, umiem sobie z tym radzić.
-Skoro tak mówisz to chodźmy – uśmiechnęła się i oboje zeszliśmy do kuchni gdzie siedzieli już Paty i Edd. Spojrzałem na Paty i już wiedziałem, że zaraz zrobi nam pogadankę na temat tego co było wczoraj. To była kwestia czasu. Znałem ją na tyle dobrze by wiedzieć kiedy jest zła. Nie raz mnie ochrzaniała za moje wybryki, ale zawsze to czegoś mnie uczyło.
-Lena ty masz zakaz wychodzenia z domu, a z tobą to już w ogóle nie mam o czym rozmawiać – powiedziała Paty.
-Zwariowałaś Paty? Chcesz mnie tu więzić? Nie no super! Nie dość, że jestem zmuszona siedzieć tu na ziemi, to jeszcze mam stąd nie wychodzić? – to były słowa Leny, które wprawiły w osłupienie całą naszą trójkę. Lena była strasznie wkurzona i zdenerwowana. Chciała odejść, ale zmusiłem ją by została. Na szczęście uległa.
-Paty zamiast na nas krzyczeć zrób coś by się dowiedzieć jak Wygnańcy się tu znaleźli. Nie mogli od tak się pojawić.
-Dajcie spokój – Edd jako jedyny pozostał spokojny. Jego stoicki spokój naprawdę był w tej chwili potrzebny. Paty miała trudny charakter i szybko się denerwowała, podejmując wtedy nie zawsze rozsądne decyzje.
-Powiedziałem Lenie o wszystkim. O mnie, o Czarnym Królestwie i o Wygnańcach. Uznałem, że powinna wiedzieć coś więcej niż wy jej powiedzieliście. W końca to ona ma nas ocalić.
-Dobrze zrobiłeś. Nie możemy jej okłamywać w takiej sytuacji. Tym bardziej gdy teraz jest w niebezpieczeństwie – melodyczny głos Edda uspokajał nas wszystkich a najbardziej Paty, która nie lubiła czy Edd „czarował” ją swoim spokojem. Ale on już taki był. Miał w sobie jakiś dziwny dar, przy nim człowiek natychmiast się uspokajał. To dlatego, że był cherubinem. Oni byli inni niż my aniołowie, byli tak blisko Najwyższego, że czasem mi się nie chciało w to wierzyć. Był dla mnie przykładem.
Chwila spokoju szybko się skończyła bo Lena poderwała się jak szalona.
-Muszę iść do Sary. Ona mnie potrzebuje. Nie, nie mnie. Tylko swojego anioła stróża. Ja muszę do niej iść.
Zacząłem się niepokoić o Sarę. Cały czas miałem wyrzuty po tym co jej zrobiłem. Lena wiedząc, że coś zagraża Sarze działa jak w amoku i nic do niej nie docierało. Liczyła się tylko Sara. Zatrzymał ją Edd. Założył jej na nadgarstek bransoletkę i kazał jej nigdy nie zdejmować.
-Co to? – spytała.
-Uchroni Sarę, Wiktora i ich bliskich przed Wygnańcami.
-Jak to możliwe? – wtrąciłem się w rozmowę.
-Bransoletka niweluje moc jaką Lena zostawia po sobie przebywając z Sarą czy kimś z otoczenia jej podopiecznej. W ten sposób chroni Sarę i jej bliskich przed Wygnańcami. Niestety nie działa to na Lenę, więc pomaga tylko w pewnym stopniu.
-Edd, bardzo ci dziękuje. – powiedziała nasza archanielica i przytuliła Edda, co bardzo go zaskoczyło, a Paty zszokowało do tego stopnia, że opuściła kuchnię.
-No już dość tych czułości, idźcie już. Sara cię potrzebuje. Musisz być przy niej.
Lena chyba polubiła Edda, zaufała mu, czego nie można powiedzieć o Paty. Edd emanował taką dobrocią i miłością, jakiej mi brakowało po śmierci rodziców, dlatego byłem z nim bardzo związany. Nie mogłem tego powiedzieć o Paty. Była dumna i wyniosła. Rzadko można się było z nią dogadać. Edd powiedział mi, że to dlatego, że została tu zesłana. W dniu kiedy miała zostać przyjęta do cherubinów, Tafus zesłał ją na ziemię. Dlatego mimo tak długiego czasu nie potrafi się z tym pogodzić.
Wziąłem auto Edda i udaliśmy się do szpitala. Kim właściwie był Tafus? Nigdy wcześniej o nim nie słyszałem. Domyśliłem się jednak, że musi byś kim ważnym.
-Lena, znasz niejakiego Tafusa? – spytałem ją gdy staliśmy na czerwonym świetle.
-Znasz Tafusa? – spytała z niedowierzaniem.
-Nie. Edd mi tylko o nim wspominał, ale ty… chyba go znasz.
-No ba! To mędrzec z nieba. Znają go w każdej krainie, choć nikt tak naprawdę nie wie kim jest i skąd wie aż tyle rzeczy. Pomógł mi wiele razy.
-Czyli jest po twojej stronie? –zapytałem.
-Pewnie.  A czemu tak nagle o niego pytasz?
-Edd mówił, że to on ich tu zesłał, ale nie powiedział mi kim jest.
-Mnie też tu zesłał – powiedziała ze smutkiem.
Zamilkła. Było jej ciężko i nie miała nikogo z kim mogła by się podzielić swoim smutkiem, nie miała komu się zwierzyć z tego co ją trapi. Zależało mi na niej dlatego nie chciałem żeby się smuciła. Zauważyłem, że polubiła Edda co naprawdę było dla niej dobre. Ja jej mogłem pomóc, ale Edd mógł więcej. Jako cherubin mógł zdziałać bardzo wiele, choć Lena nie miała o tym pojęcia. Gdy dojechaliśmy do szpitala Lena była bardzo zdenerwowana.
-Co tym razem? – spytałem gdy weszliśmy do środka.
-Patryk…Coś złego się dzieje. Nie tylko z Sarą, ale z Wiktorem też.
Szybko pobiegliśmy na OIOM gdzie leżał Wiktor. Wokół niego zgromadziło się pełno lekarzy i kilka pielęgniarek. Sara siedziała na krześle i płakała. Rodzicie Wiktora przez drzwi patrzyli co robią lekarze. Lena przytuliła Sarę i nawet nie próbowała jej pocieszyć. Pozwalała Sarze płakać bo w tej chwili jako jej anioł stróż nie mogła nic zrobić. Zorientowałem się jak bardzo źle to wszystko wygląda. Serce Wiktora przestało bić. To już prawie jak śmierć. Lekarze robili wszystko by pomóc, próbowali go ratować, ale ogólny, ciężki stan w jakim się znajdował tylko im to utrudniał. Nie mogłem nic zrobić, ani ja, ani Lena. Byliśmy bezradni. Na moich oczach umierał mój najlepszy przyjaciel.  Poczułem się jak wtedy, gdy umierali rodzice a ja nie mogłem zupełnie nic zrobić. Mogłem się tylko przyglądać jak ktoś z kim mogłem pogadać o prawie wszystkim, ktoś kto nauczył mnie czym jest przyjaźń i zaufanie umiera. Jego linia życia zatrzymała się na zawsze, serce przestało bić na zawsze. Odszedł na zawsze. Umarł.